poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 7 - Dzieńdoberek, panowie!

'But I'm only human.
And I bleed when I fall down.
I'm only human.
And I crash and I break down. (...)
Couse I'm only human...'

Blaise odprowadził właśnie Ellie po pamiętnym, trudnym dyżurze do dormitorium. Chciała iść sama, ale się nie zgodził. Nie kłóciła się, bo  przy nim czuła się bezpieczniej. Mimo, że nie łączyły ją z Blaisem żadne głębokie relacje, mogła na nim polegać. Wiedziała to od zawsze, od ich pierwszego spotkania dziesięć lat temu.

Bawiła się w ogrodzie ciotki Andromedy, kiedy usłyszała śmiechy, piski i pokrzykiwania. Natychmiast zerwała się na nogi i pobiegła na przód domu. Wiedziała, że te odgłosy zawsze towarzyszą przybyciu jej kochanego kuzyna Dracona.
- Draco! – zawołała, rzucając mu się na szyję i dopiero wtedy zauważyła, że nie jest sam.
Tuż obok nich stał wysoki, ciemnoskóry chłopiec. Odsunęła się od kuzyna, nieco speszona swoim nagłym wybuchem uczuć, którego Draco, jak zwykle, nie odwzajemnił i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Ellie, to jest Blaise, przyjaciel Dracona – powiedziała ciepło ciocia Narcyza, podchodząc do swojej siostrzenicy i mocno ją przytulając. – Chłopcy bardzo chcieli spędzić razem wakacje, ale mój syn nie zamierzał rezygnować ze spotkania z tobą – posłała Andromedzie uśmiech. – A moja siostra chętnie zgodziła się przyjąć was wszystkich.

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 6 - Stare przyzwyczajenia


We're all lying to the mirror,
Lying to ourselves,
Hiding in the glitter,
Lying to the mirror.


- Dobrze, że jesteście, moi drodzy – uśmiechnęła się McGonagall. – Właśnie miałam kogoś po was posłać. Siadajcie.
Draco milczał, opadłszy z rezygnacją na jeden z foteli, Hermiona natomiast pełna zapału i chęci entuzjastycznie przytaknęła głową, siadając powoli.
- Tak sobie pomyśleliśmy, że skoro Pojednanie zaczyna się dzisiaj, warto byłoby przyjść – powiedziała z werwą, zakładając nogę na nogę i uśmiechając się promiennie.
- Kto pomyślał, ten pomyślał – mruknął Draco, ale zarówno Hermiona jak i McGonagall całkowicie go zignorowały.
- Przedstawię wam wasze zadanie – profesor wstała ze swojego krzesła i podeszła do ogromnej szafy, stojącej po prawej stronie. Wyjęła z niej grubą, czerwoną teczkę i ponownie usiadła przy stole. Śledziły ją dwie pary oczu – jedna, pełna zaangażowania, blasku i podniecenia i druga, pełna zrezygnowania i lekkiej zgrozy.