czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 5 - Doprawdy idiotyzm

Pa­miętam każdą wspólnie spędzoną chwilę. 
A w każdej było coś wspa­niałego. 
Nie pot­ra­fię wyb­rać żad­nej z nich i po­wie­dzieć: 
Ta znaczyła więcej niż pozostałe. 

- Dobrze, teraz odbij! – Harry już od dwudziestu minut dopingował swoich zawodników.
Był koniec września. Drużyna quidditcha została już wybrana, spotkali się właśnie na pierwszym treningu i Harry musiał przyznać, że jego wybór był trafny. Ron obrońcą, Ginny ponownie została ścigającą. Oprócz niej na tej pozycji grali jeszcze Dean Thomas i Amanda Maccoffie – dwa nowe odkrycia Pottera, z których był niezwykle dumny. Nic jednak nie cieszyło go tak, jak dwoje nowych pałkarzy – Frank Olivier i Gabrielle Rain. Szczególnie ta ostania cały czas go zaskakiwała i oszałamiała swoim talentem.
- Jesteście super – powiedział krótko na zakończenie treningu. – W tym roku puchar mamy w kieszeni. Możecie już iść.
Uradowani Gryfoni wylądowali gładko na ziemi i ruszyli w stronę szatni, przekomarzając się i żartując, a Harry zrobił jeszcze jedną rundkę dookoła boiska, gdy usłyszał za sobą świst miotły i już po chwili ujrzał przed sobą rudowłosą osóbkę.
Ginny.

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 4 - Pierwsze romanse Pojednania

Nikt nie pot­ra­fi kłamać,
nikt nie pot­ra­fi nicze­go uk­ryć,
 jeśli pat­rzy ko­muś pros­to w oczy. 
A każda ko­bieta po­siadająca choć od­ro­binę wrażli­wości,
 pot­ra­fi czy­tać z oczu za­kocha­nego mężczyzny. 
Na­wet, jeśli prze­jawy tej miłości by­wają cza­sem absurdalne. 

Blaise leżał sobie właśnie w swoim pięknym, wielkim, puchowym i mięciutkim łóżku w przytulnym dormitorium, w którym to mieszkał sam.
Ach, samotność.
Zabini z reguły nie lubił być z dala od społeczeństwa. Jednak musiał przyznać, że nie tyczyło się to pokoju w Hogwarcie. Cóż za rozkoszna cisza! Cóż za błogość!
Goyle’a nie ma, bo za głupi. Crabbe’a nie ma, bo nie żyje. Co za pech, doprawdy. Wszyscy byli zrozpaczeni, jak umarł, zaiste. A Smoka też nie ma, bo dał się dureń wrobić w pozycję prefekta.
Zabini zachichotał iście diabelnie, popijając jednocześnie ognistą prosto z butelki.
Sam wrąbał kumpla w tę beznadzieją fuchę, ale nie odczuwał wyrzutów sumienia.
Poradzi sobie, nie z takich opresji wychodził. No i bez dwóch zdań – na pewno był ze swej posady zadowolony. To Draco przecież.
- ZABINI! – rozległ się nagle przeraźliwy krzyk. Blaise poderwał się do pozycji siedzącej i chwycił różdżkę.
Drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadł jak burza czerwony ze złości Malfoy.

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 3 - Relacje nowe a odnowione

Frien­ds are an­gels,
who lift us to our feet
 when our win­gs ha­ve troub­le
 re­mem­be­ring how to fly. 

Zrobiło się trochę niezręcznie.
Draco podrapał się w głowę z zakłopotaniem, a Hermiona i Ellie, nadal ciasno objęte, zaczęły się powoli odsuwać od siebie.
Przyjrzał im się z zainteresowaniem.
Twarz Ellie z zaskoczonej i przerażonej zmieniała się powoli w zaskoczoną i rozbawioną. Natomiast Granger była w stanie szoku absolutnego i patrzyła na niego jak na nadprzyrodzone zjawisko.
Ukłonił się więc lekko i rzucił:
- Tak, też mi miło. To już pójdę – odwrócił się z zamiarem odejścia, ale zatrzymało go zdecydowane:
- Nie.
Słowo to padło z ust Granger. Zdumiony do granic możliwości Draco spojrzał na nią przez ramię z otwartymi ustami i zapytał:
- A co? Chcesz ze mną poprzebywać Granger? Nie ta liga…
Obdarzyła go groźnym spojrzeniem i warknęła:
- Nigdzie nie idziesz, Malfoy. To my idziemy – zwróciła się do Ellie a, co nie uszło uwadze Dracona, jej oczy natychmiast przybrały łagodny wyraz. – Dokończymy naszą rozmowę u mnie, dobrze? Nie chciałabym, żeby CZYJEŚ uszy usłyszały coś, czego nie powinny były słyszeć – dodała dając wyraźny nacisk na słowo „czyjeś”.

niedziela, 29 września 2013

Rozdział 2 - Nieestetyczna panna Black

Naj­lep­szym przy­jacielem jest ten, 
kto nie py­tając o powód smut­ku, 
pot­ra­fi spra­wić, 
że znów wra­ca radość. 

- Nie, Harry, ale tak serio – powiedziała po dłuższej chwili, którą spędzili wspólnie łaskocząc się gdzie popadnie. – Naprawdę zostałam mianowana prefekt naczelną?
- Tak – przyjaciel poprawił okulary i usiadł na podłodze, opierając się o drzwi.
- Ale... Kto ci to powiedział?
- McGonnagal.
- Ale… Ale Harry, ja nie wiem czy wrócę…
- Wiem – odparł poważnie Potter i zapatrzył się na herb Gryffindoru wiszący naprzeciwko. – Słuchaj, zrobisz jak uważasz, ale… Ale tak właściwie, to ja i tak wiem, że pewnie będziesz wolała teraz zostać na siódmy rok, nawet jeśli nie zdążysz znaleźć rodziców.
- Tak – szepnęła Hermiona, patrząc w podłogę.
Harry patrzył na nią uważnie.
- No bo widzisz – próbowała się tłumaczyć. – Oni są dla mnie najważniejsi, ale…
- Ale wiesz, gdzie są, kontrolujesz sytuację. Po prostu zdajesz sobie sprawę, że teraz nie ma większego znaczenia, czy pojedziesz po nich za godzinę, czy za rok. Są bezpieczni. To rozsądek, Hermiono, nie lekkomyślność. Nie miej wyrzutów sumienia i nie tłumacz mi się.
- Ale Harry – Hermiona była bliska łez. – Czy to nie jest samolubne? Wracam dokończyć naukę, zamiast zająć się rodzicami…
- Wiesz, egoizm w stosunku do samego siebie nie jest możliwy. To ty najbardziej cierpisz, gdy ich nie ma, dlatego, że ich pamiętasz, znasz i kochasz. Oni na razie nie zdają sobie z niczego sprawy. To bardzo dzielna i mężna postawa. I trudna.
Teraz Hermiona nie potrafiła już powstrzymać płaczu.
- No, no, no, kochana – powiedział Harry, podszedł do niej i pocałował w policzek. – Teraz już ci nie pomogę. Muszę coś załatwić, dokończ jedzenie.
- Chyba nie idziesz… Zabić Rona?!  - Hermiona była naprawdę przerażona. – Harry, nie rób tego, to zły pomysł…
Roześmiał się tylko i pokręcił głową.
- Spokojnie, nikt dzisiaj nie zginie. Idę w zupełnie innym celu.

piątek, 13 września 2013

Rozdział 1 - Mdlejąca prefekt naczelna

Sko­ro nie można się cofnąć,
 trze­ba zna­leźć naj­lep­szy sposób,
 by pójść naprzód. 

- Naprawdę, Hermiono… Tak mi przykro…
- Nic się nie stało.
- Przecież oboje wiemy, że jest inaczej… Ja przepraszam, ale… Musimy… musimy zerwać…
Letni dzień. Zaledwie dwa miesiące minęły od decydującej bitwy o Hogwart, w której Harry Potter pokonał Voldemorta, ratując tym samym całą społeczność czarodziejów od niegodziwego losu. Jak wiele wydarzyło się od tamtego czasu!  Hermiona pokręciła głową na to wspomnienie i westchnęła ciężko.
- Ron, myślę, że po raz pierwszy od czasu, gdy zaczęliśmy się spotykać mówisz z sensem.
Popatrzył na nią spod przymkniętych powiek, a potem natychmiast spuścił wzrok na podłogę.
Stali w opuszczonej i nieodnowionej jeszcze po bitwie klasie. Hermiona opierała się ramieniem o framugę wielkich okiennic i spoglądała tęsknie na hogwarckie błonia, lśniące w plasku sierpniowego słońca. Ron stał przed nią, zakłopotany i dziwnie smutny.
- Boję się, że to może być koniec naszej przyjaźni – powiedział po dłuższej chwili milczenia, a w jego głosie Hermiona wyczuła strach.
- Posłuchaj Ron – powiedziała, odrywając na chwilę wzrok od okna i patrząc mu w oczy. – Jeśli kiedykolwiek naprawdę się przyjaźniliśmy…
- Wiem, co chcesz powiedzieć, Hermiono. Ale ja zachowałem się jak świnia i nie wiem, czy po czymś takim przyjaźń nadal jest możliwa.
- Cóż, jeśli sam uważasz, że nie jesteś wart mojego przebaczenia…
- To nie tak! – zaprzeczył od razu chłopak, podskakując gwałtownie. – Ja mam nadzieję, że mi wybaczysz, niczego tak bardzo nie pragnę!
- W takim razie daj mi trochę czasu, dobrze? – zapytała, a jej spojrzenie ponownie otuliło błonia. – Ron, tego nie da się tak z dnia na dzień zapomnieć.
Chłopak przyglądał jej się chwilę, a potem westchnął, podszedł do niej i pocałował w policzek.
- Będę czekał, Hermiono – powiedział i po chwili zniknął w drzwiach.

wtorek, 3 września 2013

Prolog

Wojna zmieniła wszystko.
Z dnia na dzień cały jej świat wywrócił się do góry nogami.
Niemal wszystko, co zbudowała, runęło jak domek z kart.
Starała się ukryć smutek i samotność pod maską szczęścia...
Ale nie umiała. Bezsilność i żal buchały z niej niczym ogień.
A ona nie mogła znaleźć wody, by go ugasić.