'But I'm only human.
And I bleed when I fall down.
I'm only human.
And I crash and I break down. (...)
Couse I'm only human...'
Bawiła się w ogrodzie
ciotki Andromedy, kiedy usłyszała śmiechy, piski i pokrzykiwania. Natychmiast
zerwała się na nogi i pobiegła na przód domu. Wiedziała, że te odgłosy zawsze
towarzyszą przybyciu jej kochanego kuzyna Dracona.
- Draco! – zawołała,
rzucając mu się na szyję i dopiero wtedy zauważyła, że nie jest sam.
Tuż obok nich stał
wysoki, ciemnoskóry chłopiec. Odsunęła się od kuzyna, nieco speszona swoim
nagłym wybuchem uczuć, którego Draco, jak zwykle, nie odwzajemnił i uśmiechnęła
się nieśmiało.
- Ellie, to jest
Blaise, przyjaciel Dracona – powiedziała ciepło ciocia Narcyza, podchodząc do
swojej siostrzenicy i mocno ją przytulając. – Chłopcy bardzo chcieli spędzić
razem wakacje, ale mój syn nie zamierzał rezygnować ze spotkania z tobą –
posłała Andromedzie uśmiech. – A moja siostra chętnie zgodziła się przyjąć was
wszystkich.
- Cześć, Ellie –
powiedział Blaise, wyciągając dłoń. – Jestem Zabini. Blaise Zabini.
- Cześć – odpowiedziała,
puszczając ciocię i ściskając jego wyciągniętą rękę.- Ellie Black.
- Diable, Ellie
świetnie gra w berka – powiedział do przyjaciela Draco, a Ellie ze zdumieniem
usłyszała w jego głosie nutkę dumy. – Biega tak szybko, że nawet ja nie mogę
jej czasami dogonić!
- Czyżbyś właśnie
przyznał, że wcale nie biegasz tak szybko, jak twierdzisz? – spytał roześmiany
Blaise, posyłając Ellie porozumiewawczy uśmiech.
- Nie! – zaprzeczył
natychmiast Draco, ale nie zabrzmiało to zbyt przekonująco, bo ku swojemu
niezadowoleniu zarówno ciocia Narcyza, jak i Andromeda roześmiały się szczerze.
- Chodźcie na obiad –
powiedziała gospodyni. – Cyziu, czy…
- Nie, muszę wracać –
uśmiech natychmiast zniknął z ust cioci. – Lucjusz…
- Porozmawiamy później
– ucięła ciocia Andromeda, widząc smutek na twarzy Draco i Blaise’a. Ciocia
Narcyza pokiwała głową, ucałowała Ellie, pomachała chłopakom, niechętnym na
takie pieszczoty i teleportowała się do Malfoy Manor.
To Blaise opowiedział jej, co dzieje się w domu kuzyna. Tego
dnia, siedząc pod piękną gruszą i zajadając maliny z okolicznych krzaków,
dowiedziała się, jak despotyczny jest Lucjusz, ojciec Dracona. Nigdy nie
widziała go na oczy i wtedy wiedziała już dlaczego. Blaise powiedział jej w
delikatnych słowach, że Lucjusz nie znosi czarodziei półkrwi i mugolaków i nie
powinien wiedzieć o jej istnieniu. Wtedy po raz pierwszy zrozumiała, kim była
jej matka i jak bardzo ją skrzywdziła. To Blaise uświadomił jej, jak ciężko
było jej kuzynowi w domu i przez co musiał przechodzić. Być może to dzięki
Blaise’owi wybaczyła Draco jego zachowanie w stosunku do Hermiony. Wiedziała,
przez co przechodził w dzieciństwie i jak wielkie piętno to na nim odcisnęło.
Oczywiście nic nie usprawiedliwiało jego chamskich odzywek i ciągłego
krzywdzenia Gryfonki, ale Ellie wiedziała, że gdyby nie Lucjusz, Draco nigdy
nie obraziłby żadnego mugolaka. I wiedziała też, że gdyby nie Blaise, nie
miałaby o tym pojęcia.
Mimo wszystko jednak jej relacje z Blaisem nie były nigdy
nadzwyczajne, choć od tamtego pamiętnego lata widywali się co roku w tym samym
miejscu. Do dzisiaj dźwięk teleportacji kojarzył jej się z przytulaniem Draco i
uśmiechami Blaise’a. Zawsze potem jedli obiad i ciocia Andromeda pozwalała im
robić, co tylko im się podoba. Bawili się w chowanego w wielkim, pełnym
niespodzianek domu, budowali miasto z piasku, grali w berka i wspinali się na
drzewa. Zrywali wtedy owoce i zajadali się nimi, siedząc na gałęziach i
gawędząc w najlepsze. Ciocia często przynosiła im na drzewa kolację w wielkim,
piknikowym koszu. Dorzucała jeszcze koce, aby wygodniej siedziało im się na
twardych gałęziach, posyłała z dołu buziaki i wracała do domu. Wtedy następował
moment, który Ellie lubiła najbardziej, czyli sprzeczka o to, kto pójdzie po
koszyk. Ponieważ zarówno Blaise, jak i Draco byli niepoprawnymi gentelmanami,
wystarczył argument, że jest dziewczyną. A że Blaise był również idealnie
miesiąc starszy od Draco, wypominał mu to bezwstydnie, mrucząc coś o
pierwszeństwie i szacunku. Tym oto sposobem Draco, wraz z groźbami i
burknięciami, schodził po kosz, ale zanim wszedł z nim spowrotem, zawsze
udawało mu się coś z niego zabrać. Ellie i Blaise zawsze udawali, że tego nie widzą,
nie chcąc psuć sobie wieczorów na kłótnie.
Tak mijały im dni – pośród liści, truskawek i zakurzonych
zakamarków domu cioci Andromedy i wujka Teda. I nieważne jak intensywnie to
odwlekali i jak bardzo starali się o tym nie myśleć, zawsze przychodził ten
moment, w którym zjawiała się przestraszona ciocia Narcyza, by zabrać chłopców
do Malfoy Manor.
Ellie rzucała się wtedy Draco w ramiona. Niejednokrotnie
płakała podczas rozstań, wiedząc, że następnym razem zobaczą się dopiero za
rok. Z czasem i Blaise’a przytulała na pożegnanie, ale nigdy nie tak intensywnie,
czule i desperacko jak kuzyna. To dziwne, bo to właśnie do ciemnoskórego
chłopaka czuła więcej... Ale były to emocje tak niesprecyzowane, specyficzne i
osobliwe, że Ellie nigdy się nad nimi głębiej nie zastanawiała.
Czy ich dzieciństwo było szczęśliwe? Tak, było piękne,
dopóki nie poszli do Hogwartu, gdzie przesiąknięty złem Draco zaczął robić
dokładnie to, przed czym wzbraniał się przez tyle lat. Ona oczywiście o niczym
nie wiedziała… I znowu widywali się latem, ale już nigdy nie było tak samo. Bawili
się, niby beztrosko, ale nic nie wróciło im dawnych, beztroskich czasów. Z
czasem zaczęli więcej rozmawiać. Radosne zabawy poszły w odstawkę, a oni
spędzali godziny na gawędzeniu w różnych miejscach domu i ogrodu cioci. Nigdy
jednak nie poruszali najważniejszych tematów.
Ellie miała wrażenie, że z dnia na dzień ich świat uległ
diametralnej przemianie. Wiedziała, że to Hogwart zmienił Dracona, ale wtedy
nie wiedziała jeszcze jak bardzo.
Gdzie podział się ten wrażliwy, wesoły chłopiec? Dlaczego
stał się bezdusznym, samolubnym chłopakiem? I czy ktokolwiek może zwrócić jej
dawnego kuzyna?
Znała odpowiedź i właśnie to bolało ją najbardziej.
***
Gdy weszli, siedział na sofie i pił ognistą. Patrzył
beznamiętnym wzrokiem w plany architektoniczne, które dała im McGonagall i
postanowił zapomnieć o sytuacji sprzed piętnastu minut.
- Draco – usłyszał przyjaciela, ale nie odwrócił się.
Wiedział, że była z nim Ellie, której, o ironio, nie miał odwagi spojrzeć w
oczy. Skrzywdził jej, o kolejna ironio, przyjaciółkę, tym samym w pewnym sensie
krzywdząc i ją. Swoją kuzynkę, dla której był gotów zrobić naprawdę wiele, ale
nigdy jej tego nie okazał.
- Blaise – odpowiedział, upijając łyk whisky.
- Musimy pogadać, stary – Draco był w stanie przysiąc, że
nigdy nie słyszał w głosie swojego przyjaciela tyle powagi co wtedy. Odwrócił
się niespiesznie i popatrzył na Blaise’a, unikając wzroku Ellie.
- Siadaj – powiedział, nie musząc nawet silić się na równie
poważny ton.
- To ja już pójdę – powiedziała Ellie, a coś w jej głosie
zmusiło Dracona do posłania ku niej kontrolnego spojrzenia.
Była blada i skubała bezmyślnie rąbek szaty. Z jej twarzy
nie dało się nic wyczytać, jak zwykle zresztą. Pod tym względem byli bardzo
podobni, pewnie dlatego Draco świetnie umiał zaglądać pod maskę, którą na
siebie zarzucała i widzieć to, czego nie potrafili dojrzeć inni. Zauważył, że
jest przestraszona i niespokojna i bardzo mu się to nie spodobało.
Zdezorientowany popatrzył na Blaise’a i wyczytał z jego wzroku, że wie, co się
stało i ma dać mu dojść do słowa. Przytaknął głową, wstał, podszedł do Ellie,
pocałował ją w czoło i uśmiechnął się pokrzepiająco. Zadrżała,
nieprzyzwyczajona do takich czułość z jego strony i odeszła do łazienki,
posyłając chłopakom uspakajający uśmiech.
- Dobra, to mów. Co jest? – powiedział Draco, gdy za
Krukonką zamknęły się drzwi.
- Dasz ognistej? – zapytał Blaise, nie bawiąc się w
uprzejmości.
- Bierz – rzucił Draco, rozsiadając się na sofie i
odkładając na bok papiery.
- Kojarzysz Nata i Mike’a? – Blaise podszedł do barku i
wyjął z niego szklankę.
- Żartujesz? – prychnął Malfoy. – Który Ślizgon ich nie zna?
- To jest zła sława, Draco – powiedział Zabini, nalewając
sobie whisky i siadając obok. – Bardzo zła.
- Przesadzasz trochę, Diable… - Malfoy upił ognistej i skrzywił
się charakterystycznie. – To po prostu zwykłe mięsiste, tępe ogranicze.
Blaise poruszył się
znacznie na te słowa. Popatrzył na przyjaciela z irytacją i warknął:
- Te ogranicze właśnie pobiły ci kuzynkę, więc radziłbym
uważać na słowa.
- Co?! – Draco zerwał się z sofy z wrażenia.
- To, co powiedziałem – odparł Blaise, zadowolony, że
wzbudził w Malfoy’u jakiekolwiek emocje. – Walnęli ją, sam nawet nie wiem
gdzie, ale na tyle porządnie, żeby się dziewczyna przestraszyła.
- Zabiję – warknął Draco, zaciskając pięść.
- No właśnie nie zabijesz, Smoku – Zabini pokręcił głową,
uśmiechając się kwaśno. – Nasz kochany przyjaciel Samuel powiedział mi…
- Samuel… Chodzi ci o tego…? - blondyn wykonał ręką bliżej
nieokreślony gest.
- Ta… - mruknął Blaise z dezaprobatą.
- No to co z nim?
- … Powiedział mi, że wie, że szykują coś strasznego dla
jakiejś innej Gryfonki i mamy na razie nie dawać znaku, że wiemy o…
- Chwila, co? – wkurzył się Draco. – Pobili Ellie, a ja mam
tak po prostu sobie siedzieć, bo jakiś tam Samuel tak powiedział?!
- Cholera, Smoku, daj mi dojść do słowa! – zirytował się
Zabini. – Też mi się to nie podobało, przecież wiesz, że nienawidzę mężczyzn,
którzy biją kobiety. I to dzięki tobie.
- Dobra, już nic nie mówię – mruknął Malfoy, zaczesując włosy
do tyłu.
- W każdym razie, Samuel twierdzi, że chcą zrobić którejś
pieprzonej Gryfonce coś strasznego. Nie patrz tak na mnie – dodał, zirytowany pełnym
wątpliwości i kpiny wzrokiem swojego przyjaciela. – Ponoć wie, kim ta
dziewczyna jest, ale nie chciał mi powiedzieć.
- Odbiło mu do reszty – podsumował Draco, przerzucając wzrok
z przyjaciela na nieskazitelnie biały sufit apartamentu.
- Wiem, Smoku, masz w dupie Gryfonów. Ja zresztą też, ale
czy nie uważasz, że… - urwał na widok mrożącego krew w żyłach spojrzenia, które
zaserwował mu Malfoy. – Luzuj majty, stary. Chciałem tylko powiedzieć, że może
wypadałoby bliżej się temu przyjrzeć.
- To nie nasza sprawa, Diable – powiedział Draco lodowatym
głosem.
- No właśnie nasza – zirytował się Blaise, dolewając sobie
whisky. – Bo, jak widać, zanim dojdzie do tego niby strasznego punktu
kulminacyjnego, czyli dowalenia tej Gryfonce, ofiary mogą być przypadkowe.
Także, jak właśnie się dowiedzieliśmy, wśród dziewczyn z innych domów.
- Czyli twoim zdaniem co mamy robić? – zapytał zgryźliwie
Draco. – Latać za każdą laską w tej powalonej budzie i pilnować, czy ktoś jej nie pobił?
- Po prostu uważam, że mógłbyś się bardziej zainteresować –
burknął Blaise.
- Przejmuję się Ellie, bo to moja rodzina. A po za nią nie
ma żadnej dziewczyny, na której by mi zależało. Także wystarczy, że będę
chronił Black, nie uważasz?
- Nie – warknął Zabini, zgrzytając zębami.
- A tak właściwie – Malfoy postanowił zignorować poprzednią
wypowiedź przyjaciela. – To od kiedy cię tak Ellie obchodzi?
- Od kiedy ją poznałem – mruknął Blaise, popijając ognistą.
– Jest kimś ważnym dla ciebie, więc dla mnie automatycznie też.
- Kiedyś nie była aż tak ważna – zauważył Draco.
- Teraz jest w niebezpieczeństwie! – prawie krzyknął Blaise.
– Jak każda dziewczyna w Hogwarcie! Mógłbyś się zainteresować czymś innym, niż
własnym tyłkiem, Malfoy!
- Przeginacie i ty, i Granger! – warknął złowrogo blondyn, zanim
zdążył ugryźć się w język, a przyjaciel od razu to wykorzystał.
- Co, czyżby i ona powiedziała ci w twarz parę słów prawdy?
– zapytał zgryźliwie.
- Trzymasz jej stronę? – ton głosu Dracona przekroczył próg
zera absolutnego.
- Wiesz, tak się nieprawdopodobnie składa, Draco, że ona nic ci
nie zrobiła. To ty ją zrównywałeś z gównem przez siedem lat.
- Jakoś nigdy nie protestowałeś – wytknął mu Malfoy.
- Teraz żałuję – mruknął Blaise i postanowił zmienić nieco
temat. – To co ci powiedziała?
- Nie będę o tym gadał – uciął Draco, dolewając sobie
whisky. – A co do Nata i Mike’a… Niech ci będzie, będę ich miał na oku. Ale –
zastrzegł, unosząc palec w ostrzegawczym geście. – Tylko dlatego, że pobili
Ellie.
- Luz – wzruszył ramionami Zabini. – Ważne, żebyś ich
obserwował.
- Masz jakieś przypuszczenia, o kogo chodzi?
- Nie znam Gryfonek… - zamyślił się Blaise. – Jest ta młoda Weasley, jest Granger. A i ta Gabrielle, którą teraz pobili.
- Tę ostatnią możemy wykluczyć, skoro właśnie jej przylali –
powiedział pewnie Draco. – Ja kojarzę jeszcze tę Brown, taką włosowatą…
- Włosowatą? – zapytał ze śmiechem Blaise.
- No… Taki chaos kłaków – Malfoy potrząsł rękoma nad swoją głową.
- Dobra, kogoś jeszcze znasz?
- Tak… Ale moim zdaniem to albo Granger, albo Weasley.
- Bo? – chciał wiedzieć Zabini.
- To dwie najsłynniejsze Gryfonki – mruknął Draco z
obrzydzeniem. – Wszyscy je znają. Zresztą, cholera, to już na pewno nie nasza
sprawa – zirytował się.
- Dobra, dobra – uspokoił go Blaise, wygodniej usadawiając
się na sofie. – Już nic mówię. Zresztą, to ty zacząłeś.
- Skończmy ten temat – zaproponował Draco, a widząc aprobatę
na twarzy przyjaciela, przywołał z pokoju whisky.
Kiedy uspokojona, odświeżona Ellie wyszła z łazienki, jej
kuzyn i Blaise pili w najlepsze drugą butelkę.
***
Miała serdecznie dość swoich emocji i uczuć. Przez tyle lat
szczelnie je ukrywała, a podczas jednego wieczoru wszystko musiało się w niej
ponownie obudzić?
Wiedziała, że jeśli pójdzie teraz do swojego pokoju, nie
zaśnie do świtu, skazana na swoje myśli i przytłaczające wspomnienia.
Otworzyła drzwi i wyjrzała niespokojnie na zewnątrz. W
salonie siedzieli na szczęście tylko Blaise i Draco. Gorzej, że urządzili sobie
porządną libację alkoholową. Na stoliku przed sofą stały dwie butelki, a
panowie opróżniali właśnie trzecią. Przez chwilę chciała do nich podejść,
przytulić się i pogadać jak dawniej, ale nie miała siły. Cicho, niemal
bezszelestnie, skierowała się w stronę schodów i zaczęła po nich wchodzić,
trzymając dłoń na zimnej poręczy. Minęła drzwi do pokoju Hermiony i zawahała
się przez chwilę. Chciała tam wejść, porozmawiać z Gryfonką i powiedzieć jej
wszystko… Ale nie mogła.
Weszła do siebie, zamknęła cicho drzwi i rzuciła ręcznik na
łóżko, stojące pod oknem, naprzeciwko drzwi. Odetchnęła i podeszła do szafy.
Wyjęła krótką, zwiewną, fioletową koszulę nocną na ramiączkach i przebrała się
w nią, chowając jednocześnie biżuterię do szkatułki stojącej na półce nocnej. Zabrała
z łóżka ręcznik, osuszyła za pomocą czarów i zamknęła w kufrze. Usiadła na
łóżku i poczuła jak bezsilna i przytłaczająca jest samotność. Objęła się
ramionami i zamknęła powieki, ale to tylko spotęgowało walkę z emocjami i
uczuciami, których nie zamierzała wypuszczać na zewnątrz. Pokręciła głową i
wstała. Chwyciła różdżkę, otworzyła drzwi i wychyliła głowę, by zlustrować
apartament kontrolnym spojrzeniem. Draco i Blaise nadali pili, a oprócz nich
nikogo na widoku nie było. Wyszła z dormitorium i ostrożnie, po cichu, zamknęła
za sobą drzwi. Szybko, na palcach, by nie zwrócić na siebie uwagi chłopaków,
przemknęła do drzwi Gryfonki i zapukała w nie. Nie usłyszała odpowiedzi, więc
po prostu nacisnęła klamkę i weszła do środka.
- Hermiona? – zapytała cicho, stając w progu.
Gryfonka siedziała po turecku na łóżku, zwrócona twarzą do
okna, znajdującego się nad nim.
- Wszystko w porządku? – spytała cicho Ellie, niepewnie
podchodząc bliżej.
- Ellie…? – Hermiona odwróciła głowę i blondynka
zauważyła z przerażeniem ślady łez na
jej zaczerwienionych policzkach.
Już po chwili płakały sobie w ramionach, otoczone smutkiem
tej nocy.
***
- Chcesz kakao?
Pytanie Gryfonki przerwało trwającą od godzin ciszę.
Przecięło powietrze i odbiło się od mebli. Zawirowało dookoła nich, wprawiając
w ruch cząsteczki szczęścia i uwalniając uśmiechy na ich zmęczonych od płaczu
twarzach.
- Tak – Ellie otarła ostatnią łzę i oparła się plecami o
szafę Hermiony.
- Stworku! – zawołała cicho Gryfonka i już po chwili
zmaterializował się przy niej mały skrzat domowy. – Kubek kakao poproszę.
- A ty nie chcesz? – zapytała Ellie, gdy po chwili Stworek
przyniósł jej ciepły napój z bitą śmietaną na wierzchu.
- Napiłam się za dużo whisky – odpowiedziała Hermiona,
przysiadając obok przyjaciółki i wyciągając przed siebie nogi. – Dziękuję
Stworku. Odejdź już.
- Co się właściwie stało? – Ellie zlizała językiem bitą
śmietanę i biała plamka została jej na nosie. Hermiona parsknęła śmiechem i
zdjęła ją palcem.
- Trochę się pokłóciłam z Malfoy’em – powiedziała, a uśmiech
znikł z jej twarzy.
- Trochę? – ciepły napój rozgrzewał ją od środka i dodawał
sił.
- No… - Hermiona błądziła wzrokiem po suficie. – Trochę
porządnie.
- Co ci powiedział?-Ellie ledwo zauważalnie spięła wszystkie
mięśnie.
- To co zwykle – wygięła twarz w kwaśnym grymasie, który
miał chyba przypominać uśmiech.
- Hermiona… - Ellie ugięła nogi w kolanach i położyła kubek
pomiędzy nimi a brzuchem, wciąż obejmując go dłońmi. Ciepło, nawet płynące z
kakao, w pewien sposób ją uspokajało.
- Ellie, ja naprawdę nie wiem, jak to możliwe, że mnie tak
ruszają jego teksty – Gryfonka odwróciła głowę w stronę przyjaciółki i
popatrzyła głęboko w jej błękitne tęczówki. – Powinnam być silniejsza.
- Wcale nie… - szepnęła Ellie, dotykając swoją rozgrzaną
dłonią jej chłodnego, odsłoniętego ramienia.
Ale Hermiona pokręciła wolno głową, zagryzając wargę, by powstrzymać
łzy.
- Kiedy pierwszy raz nazwał mnie szlamą, popłakałam się. Ale
postanowiłam też, że nigdy w życiu nie zapłaczę już przez takiego dupka. I co?
Wojna się skończyła, wróciłam do Hogwartu, Malfoy rzucił do mnie prostacki,
chamski tekst i ja od razu miałam łzy w oczach. A przecież nie obchodzi mnie
jego zdanie… Nie wiem, po prostu nie wiem.
- Ja też nie wiem – powiedziała Ellie, odwracając wzrok.
Teraz to ona patrzyła w sufit. – Myślałam, że jestem silna, że pokonałam
wszystkie swoje lęki… Przeszłość…
Hermiona milczała, ale Ellie była pewna, że przyjaciółka
myśli o tej samej osobie, co ona.
- Ona umarła, ale ja i tak nie mogę normalnie żyć –
szepnęła, zaciskając powieki. – Wcale nie jestem wolna.
- Jesteś wolna – Hermiona chwyciła jej dłoń i uścisnęła
mocno. – Ona już cię nie skrzywdzi.
- Hermiona, ja… - Ellie wzięła głęboki oddech i przegryzła
wargę. – Chcę cię o coś prosić.
- Tak?
- Chcę zamknąć ostatecznie tę sprawę z matką. No i przy
okazji całe swoje wcześniejsze życie. I skoro… Skoro nie mogę sobie z tym sama
poradzić, to może pomoże mi – nabrała dużo powietrza i powiedziała na jednym
oddechu. – Wycieczka na grób mojej matki. Ale boję się jechać sama. Pojedziesz
ze mną?
- Ellie… - Hermiona pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Wiem, to szaleństwo. Ale muszę to zrobić – podjęła już
decyzję. – Pojadę tam. Sama albo z tobą. Ale pojadę.
Hermiona oparła głowę o jej ramię, wciąż ściskając jej dłoń
i wyszeptała, patrząc na herb Gryffindoru, wiszący nad jej łóżkiem:
- Oczywiście, że z tobą pojadę.
***
Niewysoka dziewczyna o czarnych jak węgiel włosach i oczach
o takim samym odcieniu weszła niepewnie do wieży Gryffindoru. W kominku palił
się ogień, a pokój wspólny sprawiał wrażenie opuszczonego, spokojnego i
przytulnego jak nigdy wcześniej. Tego właśnie potrzebowała skołatana i
przestraszona Gabrielle.
Przysiadła na skraju sofy, zrzuciła z siebie buty i
podciągnęła nogi pod brodę. Wpatrywała się w ogień, a płomienie odbijały się w
jej czarnych oczach, nadając im niezwykły blask.
Nagle poczuła, że kanapa zagłębia się w pewien
charakterystyczny sposób, świadczący o tym, że siada na nią inna osoba.
Spojrzała w prawo i ku swojemu zdumieniu ujrzała kapitana drużyny quidditcha we
własnej, niezwykle skromnej, osobie.
- Harry? – zapytała, patrząc na niego spod zmrużonych
powiek.
Miał na sobie szarą bluzę i zieloną koszulkę, tak podobną do
koloru jego oczu, w których teraz tańczyły płomyki. Nie miał okularów, co na
pewno zainteresowałoby Gabrielle, gdyby nie wydarzenia sprzed kilkunastu minut.
- Cześć – powiedział, uśmiechając się miło.
- Co tu robisz o tej porze? – usiadła po turecku i oparła
głowę na łokciu.
- Często tu przychodzę, gdy jest pusto – jego uśmiech
minimalnie się zmniejszył, a oczy w ledwie zauważalnym stopniu straciły blask.
– Mam lepsze pytanie. Co ty tutaj robisz?
Spuściła wzrok i zaczęła wyłamywać sobie palce.
- Coś się stało – bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Tak, ale nie przewiduję powtórek w najbliższej przyszłości
– odpowiedziała, przechylając głowę i zdobywając się na spojrzenie mu w oczy. –
Nauczka, te sprawy. Luz.
Popatrzył na nią rozbawiony.
- Przeskrobałaś coś?
- Prowokacja – odparła zgodnie z prawdą. – Nie jestem taka
grzeczna, na jaką wyglądam.
Harry parsknął śmiechem, po czym wstał i wyciągnął do niej
rękę. Przyjęła gest, zaciekawiona tym, co zamierza zrobić.
- Zgłodniałem. Idziesz ze mną do kuchni? – zapytał,
podnosząc ją do góry.
- Jasne – uśmiechnęła się szelmowsko, ukazując rządek
białych zębów. – Zawsze i wszędzie. Masz niewidkę?
- Mam… Ale nie zmieścimy się pod nią w dwójkę. Chodź, jak
już ryzykować, to po całości!
- Czyli bez peleryny? – Gabrielle aż zaświeciły się oczy.
Harry tylko skinął głową z uśmiechem. Odpowiedziała mu tym
samym i pociągnęła w stronę drzwi.
Nie wiedzieli, że są pilnie obserwowani przez parę dużych,
zmrużonych brązowych oczu.
***
- Kiedy chciałabyś wyjechać? – zapytała Hermiona ze
ściśniętym gardłem.
- Jak najszybciej – odparła Ellie, wpatrując się w sufit.
Gryfonka skierowała na nią swoje bursztynowe spojrzenie i
westchnęła lekko. Wstała i podeszła do drzwi, aby sprawdzić, czy na pewno są
zamknięte. Wróciła, ale nie usiadła już obok Ellie. Usiadła tak, jak zastała ją
przyjaciółka, gdy wchodziła do niej kilkadziesiąt minut temu – po turecku,
przed oknem. Patrzyła na ciemność panującą na zewnątrz i zastanawiała się, czy
taki sam mrok ogarnie ją, gdy pojedzie na grób osoby, która wyrządziła jej tyle
bólu. Mimowolnie położyła dłoń na bliźnie, która już nigdy nie zniknie…
- Jutro – szepnęła w szybę, która zaparowała pod wpływem jej
ciepłego oddechu. – Jedźmy tam jutro.
- Jutro? – powtórzyła Ellie niepewnie i z przestrachem. –
Ale… jesteś pewna?
- Nie odwlekajmy tego – poprosiła Hermiona, patrząc przez
ramię na przyjaciółkę.
Ellie podeszła do niej i przysiadła obok. Oparła głowę o jej
ramię i razem wpatrywały się w ciemność, spowijającą hogwarckie błonia.
- Dziękuję – szepnęła blondynka wprost do jej ucha.
Nawet nie zauważyły, gdy zasnęły, obie z zaróżowionymi z
emocji policzkami i potarganymi włosami. A cisza, panująca dookoła otuliła je
czule i pocałowawszy w czoło, zesłała spokojne, pełne ukojenia sny.
***
Skradali się niczym szpieg z Krainy Dreszczowców, zaglądając
za każdy korytarz, stąpając na palcach i bojąc się najmniejszego dźwięku. Kiedy
Harry podzielił się z Gabrielle tym przemyśleniem, usłyszał w odpowiedzi cichy
śmiech dziewczyny i komentarz, że przecież to bardzo poważna misja i powinien zachować
powagę.
- Ty też – zauważył bystro Harry.
Skrzywiła się nieznacznie i pogroziła mu palcem.
- Ja dzisiaj już wystarczająco długo zachowywałam powagę.
Coś mi się od życia należy, nie?
Roześmiał się i wspólnie stanęli przed obrazem,
zagradzającym drogę do kuchni.
***
Tyle z nim przeszła.
Byli razem na dobre i na złe, w każdej sytuacji.
Łączyło ich tyle wspomnień, tyle uczuć…
A z tą czarnowłosą smarkulą właściwie się nie znali, ona
już zajmowała jej, Ginny, miejsce. To z nią Harry poszedł do kuchni, to do niej
przysiadł się w środku nocy, gdy siedziała smutna i samotna przed kominkiem. To
ją próbował rozweselić. I to na nią patrzył z błyskiem w oczach.
Myśl, że straciła to wszystko, kłuła ją prosto w serce. Nie
chciała, żeby tak było. Nigdy nie chciała, by Harry zastąpił ją inną. Ale z
drugiej strony, nie chciała też z nim być. Ten związek był bezsensowy i wynikał
bardziej z samotności i przywiązania, niż głębszych uczuć. Mimo wszystko ta
myśl, okrutna myśl, że Potter spędza coraz więcej czasu z Gabrielle, była
nieprzyjemna i bolesna.
Ginny zeszła powoli ze schodów, które prowadziły do jej
dormitorium i usiadła na sofie, tam, gdzie jeszcze przed chwilą Gabrielle
rozmawiała z Harrym i wiedziała już co zrobi. Tylko jedna osoba może jej pomóc.
Hermiona.
***
- Jak ci się podobało? – zapytał Harry, gdy wracali do
pokoju wspólnego.
- Mega! – powiedziała z entuzjazmem, zajadając ciasto, które
podarowały im skrzaty. – One są bardzo miłe. Czy McGonagall im płaci?
- Zupełnie jak Hermiona – mruknął Harry, kręcąc z uśmiechem
głową, po czym dodał głośniej. – Tak, od kiedy Zgredek zginął, a Stworek zaczął
pracować w Hogwarcie, mamy małą rewolucję.
- I skrzaty się na to zgodziły? – zdziwiła się Gabrielle,
przeskakując co dwa stopnie, żeby uniknąć zapadających się progów.
- Hermiona od dawna próbowała je przekonać, by walczyły o
swoje prawa – Harry przypomniał sobie wszystkie akcje przyjaciółki z WSZĄ. – Na
początku jedynym, który był jej za to wdzięczny, był Zgredek.
- Nie znałam Zgredka – powiedziała z żalem dziewczyna. –
Jaki był?
- Był najlepszym przyjacielem, jakiego mogłem mieć – Harry uśmiechnął
się smutno, puszczając poręcz, która zaczęła odjeżdżać. – Uważaj, te poręcze
też się ruszają.
- No dobrze, a teraz? Co je przekonało, żeby przyjmować
wynagrodzenie? – chciała wiedzieć Gabrielle, odpychając się od zdradzieckiej
poręczy.
- Wojna – odparł krótko i treściwie. – Ona zmieniła
wszystkich.
- Ciebie też? – zaskoczyła go tym pytaniem. Nikt nigdy go o to nie pytał. Kiedy schodziło na wojnę, w każdej rozmowie zalegała
niezręczna cisza, a tymczasem Gabrielle naprawdę chciała to wiedzieć.
- Oczywiście – powiedział , spojrzał na nią i uśmiechnął
się. – Ale czy na gorsze? Nie wiem. Mam nadzieję, że nie.
- Ja też – odparła szczerze, przeskakując kolejny stopień i
docierając w końcu do portretu Grubej Damy. – Fasolowe żaby.
- Gdzie wyście się tak późno włóczyli? – zapytała leniwie
Gruba Dama, po czym otworzyła im przejście, ziewając rozdzierająco.
Ku szczeremu zdumieniu obojga Gryfonów, na kanapie przed
kominkiem siedziała Ginny Weasley we własnej osobie.
***
Wrócili wcześniej, niż myślała.
Nie chciała na niego patrzeć, a już na pewno nie z nią, więc
gdy tylko przekroczyli próg i padło pełne zdumienia, choć wesołe: „O, cześć Ginny!”,
uciekła do dormitorium. Zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie plecami i
zjechała w dół, podkurczając nogi i opierając o nie brodę. Jej ucieczka musiała
wyglądać idiotycznie, ale niewiele ją to obchodziło. Musiała koniecznie
porozmawiać z Hermioną.
Wstała i po cichu, by nie obudzić współlokatorek, usiadła na
łóżku. Nie miała ochoty na sen, ale jeśli jutro na śniadaniu miała dopaść
Hermionę, tego rannego ptaszka, to trzeba będzie wcześnie wstać. A przecież, o
zgrozo, jutro niedziela i mogłaby spędzić czas o niebo bardziej produktywnie. Na przykład w łóżku pod ciepłą kołdrą.
***
Pożegnała się z
Harrym, podziękowała mu za wesoły wieczór i jeszcze weselszą wyprawę i pobiegła
po kamiennych schodach do swojego dormitorium. Kiedy była w połowie drogi,
zdjęła po ciuchu buty, by nie tupać i nie obudzić dziewczyn i w samych
skarpetkach weszła do pokoju, który zajmowała ze swoją przyjaciółką Nadine i
dwiema innymi Gryfonkami.
- Gabie? – dobiegł ją szept z jednego z dwóch łóżek
piętrowych, stojących przy naprzeciwległych ścianach niewielkiego
pomieszczenia. – Wróciłaś?
Nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, tonęła w uścisku niskiej
dziewczyny o włosach w kolorze żółtym i czerwonym. Objęła ją i pocałowała w
policzek, ale szybko się odsunęła. Brakowało jej przyjaciółki i miała nadzieję,
że uda im się jeszcze porozmawiać. Nadie była jedyną osobą, której mogła
powiedzieć, co wydarzyło się dzisiaj w pewnej sali lekcyjnej.
- Gdzie ty byłaś? Wiesz, jak się martwiłam? O jeżu, przecież
ty jesteś strasznie zimna! Pogięło cię. Naprawdę cię pogięło. Lazłaś po tych
zimnych kamieniach do góry? Przecież ci stopy przewieje. No zdurniałaś.
Naprawdę zdurniałaś! – Nadie opierniczała ją szeptem, ale była zmartwiona.
- Spokojnie, Nadie – uspokoiła ją Gabrielle i uśmiechnęła
się niepewnie. – Mam ci trochę do opowiedzenia…
- Coś złego się stało? – domyśliła się natychmiast Nadie. –
Chodź do mnie, to pogadamy.
Na każdym posłaniu, niezależnie od tego, czy było górne, czy
dolne, wisiała zasłona, gotowa w każdej chwili odgrodzić swoją mieszkankę od
reszty dormitorium. Dziewczyny wdrapały się na górne łóżko Nadie, spuściły
zasłonę, a Gabrielle wyczarowała małe, świecące kuleczki i posłała je w górę,
tworząc przytulną atmosferę. Położyły poduszki pod ścianą i ułożyły się
wygodnie w poprzek łóżka. Zajadały czekoladki, które Nadine przywołała z kufra
i Gabrielle opowiedziała przyjaciółce o tym, że sprowokowała dwóch wielkich i w
dodatku starszych Ślizgonów, obrażając ich niezbyt delikatnie, po czym oberwała
od nich całkiem mocno w twarz i w brzuch.
- Nic mi nie jest – zastrzegła natychmiast, widząc
przerażenie na twarzy Nadine. – Prefekci mi pomogli.
- Ale w brzuch… Na Merlina, Gabie, przecież coś ci się mogło
stać!
- Tyle razy obrywałam w domu i nic mi się nigdy nie działo –
mruknęła Gabrielle, ale to wcale nie uspokoiło jej przyjaciółki. Wręcz
przeciwnie.
- No właśnie! Nie zdziwiłabym się, gdyby wtedy jednak oni
cię uszkodzili, tylko po prostu…
- Nie mówmy o tym, Nadie – poprosiła Gabrielle, krzywiąc
się. – Nie lubię do tego wracać.
- Nie lubisz, ale przecież i tak wrócisz… - szepnęła Nadine
ze smutkiem. – Tego lata.
- Wcześniej – powiedziała i odwróciła wzrok, nie chcąc
widzieć szoku, jaki najpewniej odmaluje się na twarzy przyjaciółki.
- Chcą, żebyś wróciła na święta? – zapytała przerażona.
Pokiwała głową i zagryzła wargę.
- Naprawdę nie chcę o tym mówić, Nadie… - głos
niebezpiecznie jej drżał.
- Dobrze, nie mówmy o tym – zgodziła się Nadine. – Ale przecież
kiedyś będziemy musiały.
- Ale nie teraz. Dzisiaj miałam wystarczającą ilość przeżyć.
Wystarczy.
- Widzę uśmiech – zaśmiała się cicho Nadine.
– Czyżby spotkało cię też "coś miłego"? – sugestywnie poruszyła brwiami, za co
zarobiła w żebra.
- To tylko kolega, debilko.
- Bardzo miły kolega – poprawiła ją przyjaciółka z miną
znawcy. – A jaki przystojny!
- Jak dla kogo – mruknęła Gabrielle, patrząc na Nadine z
ukosa.
- Gdzie byliście? – zapytała Nadie, zajadając czekoladkę. –
Graliście w „quidditcha”? – poruszyła palcami, tworząc cudzysłów.
- Och, daj mi spokój, kobieto – żachnęła się, sięgając po
jedną ze świecących kulek, która spadła i posyłając ją spowrotem pod sufit. –
Byliśmy w kuchni.
- W kuchni? – Nadine aż otworzyła usta, a z nich wypadła
niedogryziona czekoladka. – O, pardon.
- Owszem. Też cię zabiorę, tam jest
prześwietnie.
- E, myślę, że z nim ciekawiej – dziewczyna wzruszyła ramionami
i ponownie oberwała w żebra. I to z łokcia. – Ała. Ogarnij się. Jesteś ostatnio
jakaś agresywna.
Gabrielle parsknęła cicho i cmoknęła przyjaciółkę w
policzek.
- Tak lepiej? – zapytała.
- Idealnie. Idziemy spać?
Gabrielle zbyła propozycję przyjaciółki, ładując sobie do
ust trzy czekoladki na raz i przywołując ze swojego kufra butelkę piwa
kremowego.
***
Wielka Sala świeciła pustkami, gdy ziewając i potykając się
o własne nogi z niewyspania, przybyły do niej dwie rozczochrane dziewczyny.
Miały na sobie piżamy, na które, w przebłysku przytomności, narzuciły bluzy i
wyglądało na to, że ich poranek był bardzo intensywny, bo każda z nich miała
but tylko na jednej stopie, a na drugą, w kolejnym ułamku świadomej sekundy, wciągnęły po skarpetce.
Na szczęście o godzinie siódmej w niedzielę przebywało tu
niewiele osób, a i te były zbyt zaspane, by zauważyć niecodzienny widok, jakim
były dwie prefekt naczelne w strojach bynajmniej nie wyjściowych.
Usiadły przy stole Gryfonów, ziewnęły i jednocześnie
sięgnęły po chleb. Niestety, ku swojemu niezadowoleniu, chwyciły tę samą
kromkę.
- To moja – jęknęła nieprzytomnie rozkudłana blondynka,
posyłając kasztanowłosej towarzyszce mrożące krew w żyłach spojrzenie. Na tyle,
na ile się w owej sytuacji dało, oczywiście.
- Byłam pierwsza – nie zgodziła się tamta i wzmocniła swoją
wypowiedź wymownym ziewnięciem.
- Kto pierwszy ten lepszy – bąknęła blondynka, również
ziewając. – A sorry, to nie to. Ostatni będą pierwszymi.
Nim nierozgarnięte dziewczyny rozsądziły ten bardzo sensowny
(należy wspomnieć, że w koszyku było jeszcze wiele kromek chleba) spór,
przerwał im trzask otwieranych drzwi i do Wielkiej Sali weszło dwóch chłopaków.
Jeden z nich, wysoki blondyn, którego fryzura przypominała obecnie pobojowisko,
miał na sobie bluzę z pokaźną plamą z przodu, w dodatku założoną do góry
nogami, białą oraz wygniecioną koszulkę, za małe spodnie, zakładane w pośpiechu, bo
tył na przód i dwa różne buty. Obok niego ziewał właśnie inny, niższy i
ciemnoskóry, którego jedynym odzieniem po za zbyt długimi spodniami i lewą,
wściekle czerwoną i dziurawą skarpetką, był krawat w barwach Slytherinu, którym
owinął sobie szyję jak szalikiem.
Obaj panowie byli w stanie wskazującym na nadmierne spożycie
alkoholu i dziewczyny siedzące przy stole Gryffindoru, zamarły na ich widok,
każda trzymając swoją połowę chleba.
- To ci debile, czy ja mam zwidy? – spytała słabo blondynka,
chwytając się wolną ręką za głowę.
- Nie wyglądają zbyt świeżo – zauważyła bystrze, jak na swój
stan, kasztanowłosa.
- Chodźmy do nich – niebieskooka dziewczyna wstała i ruszyła
na około stołu, trzymając się go kurczowo. Bała się, że jeśli puści, zaliczy
bliskie spotkanie z podłogą.
- Czekaj, tak będzie szybciej – powstrzymała ją druga
dziewczyna, odgarniając ze stołu jedzenie i przechodząc przez niego na
czworakach.
Blondynka poszła w jej ślady i po chwili obie stanęły przed
chłopakami, uśmiechając się szyderczo. A przynajmniej tak im się wydawało.
- Dzieńdoberek, panowie! – powiedziała kasztanowłosa,
chwytając stół.
- Nie wyglądacie zbyt rześko – zauważyła blondynka,
chichocząc i ziewając jednocześnie.
- Wy też nie – nie pozbawił jej złudzeń ciemnoskóry,
opierając głowę na łokciu i prawie zasypiając.
- Ellie nic nie piła – zastrzegła kasztanowłosa, uśmiechając
się triumfalnie.
- Ergh… - dziewczyna nazwana Ellie zrobiła niewyraźną minę i
wzruszyła ramionami. – Kiedy zasnęłaś, zaschło mi w gardle i poprosiłam tego
skrzata…
- Dobra, nieważne – machnęła ręką jej przyjaciółka i
przysiadła się do chłopaków, bo nogi odmówiły jej posłuszeństwa. – Nie mam
pojęcia, jak dałam radę tu zajść.
- Zamknij jadaczkę, Granger – poradził jej blondyn,
przysypiając. – Łeb mi pęka.
Ellie ziewnęła rozdzierająco i usiadła obok Granger.
- Nie ma jeszcze nikogo… Chodźmy spać… - położyła głowę na talerzu
i pociągnęła przyjaciółkę za włosy. – Dalej, Hermiono. Połóż się, bo zasłaniasz
mi słońce.
- To nie słońce, to mój blask, Black – powiedział półprzytomnie
ciemnoskóry, nie tracąc humoru. Zaraz jednak ziewnął przeciągle, a wszyscy
poszli w jego ślady.
Już po chwili spali, z otwartymi ustami, nieubrani i
nieuczesani, z głowami na talerzach, stole, czy też nodze siedzącego obok towarzysza.
I tak właśnie zastali ich uczniowie i profesorowie, którzy
koło dziewiątej zjawili się tłumnie na śniadaniu.
------------------
Niesprawdzony! (Edit 11/02/14 godz. 19:30. Już sprawdzony. Jeśli teraz będą jakieś błędy, to już nie ma usprawiedliwienia.)
Jak pewnie zauważyliście, zaktualizowałam zakładkę "Bohaterowie". Mam również pomysł na dwie miniaturki, z czego jedną przelałam w 1/4 na klawiaturę. Jeśli chodzi o drugą, będzie to parodia, na którą pomysł podsunęła mi moja koleżanka. Więcej dowiecie się wkrótce :)
Nowy rozdział? Postaram się dodać go przed końcem miesiąca, ale wracam do szkoły i może być różnie.
Dzięki za uwagę! Proszę też o komentarze, bo wyświetleń jest naprawdę dużo, co nie odbija się na ilość konstruktywnych uwag.
Lumossy
Jak pewnie zauważyliście, zaktualizowałam zakładkę "Bohaterowie". Mam również pomysł na dwie miniaturki, z czego jedną przelałam w 1/4 na klawiaturę. Jeśli chodzi o drugą, będzie to parodia, na którą pomysł podsunęła mi moja koleżanka. Więcej dowiecie się wkrótce :)
Nowy rozdział? Postaram się dodać go przed końcem miesiąca, ale wracam do szkoły i może być różnie.
Dzięki za uwagę! Proszę też o komentarze, bo wyświetleń jest naprawdę dużo, co nie odbija się na ilość konstruktywnych uwag.
Lumossy
____________
Rozdział 7
Ilość stron: 14
Super rozdział!! Nie mogę doczekać się następnego :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Cieszę się, że tak piszesz, bo końcówkę pisałam w totalnym chaosie i bałaganie, więc mogło mi nie wyjść.
UsuńHaahaa zasnęli! Aż sobie ich zaczelam wyobrazać. Rozdział swietny i jejku pojada na grób Bellatrix! Biedna Ginny :( smutno mi sie jej zrobilo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
dla-milosci-warto-cierpiec.blogspot.com
Ginny ma takie zaplątane uczucia, sama nie do końca wie, czego chce... Trochę jak ja ;)
UsuńDziekujęę :*
Nie no nie mogę ! Rozdział genialny :D Te ich stroje..
OdpowiedzUsuńDramione True Love :)
Ten pomysł przyszedł niespodziewanie :D W pierwszych zarysach, powstałych w mojej głowie, rozdział miał się zakończyć... Kłótnią Hermiony i Ginny :D
UsuńWspaniałe! Draco bardzo mnie denerwuje, chciałabym, żeby w końcu przekonał się do Granger. Swoją drogą - podejrzewam, że to o nią chodzi w tym całym planie Ślizgonów. Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie, jeśli to rzeczywiście ona jest obiektem zainteresowania.
OdpowiedzUsuńNie umiem sobie wyobrazić Malfoya w taki wydaniu! Ale się będzie działo, kiedy się obudzą i zobaczą, że cała szkoła ich obserwuje, haha. :D
Pozdrawiam,
Cave Inimicum
http://dramione-jestesmy-jednoscia.blogspot.com/ - zapraszam na rozdział 4 :)
Wszyscy na Hermionę stawiają w tym planie Nata i Mike'a :D Ale ja nic nie powiem :x
UsuńDziękuję za taki miły komentarz :D
Nie, no rozdział genialny jak zwykle! :D
OdpowiedzUsuńEllie ma takie słodkie wspomnienia :3
No i wspólne smutaski w Pokoju :c
A więc jednak Harry z Gabi!
Podoba mi się ten parring!
Tylko biedna Gin ;/
A Malfoy taki ugh, że ja nie mogę...
Oprócz pocałowania Ellie w czoło, to było takie opiekuńcze mmmm sweet :3
Jeju, ja też myślę, że Nat i Mike właśnie polują na Hermi!
"Ja kojarzę jeszcze tę Brown, taką włosowatą…"
Hahahahahah, ja nie mogę xD
Rozwalasz mnie twoimi tekstami! ;D
Czekam na następny, jak zwykle wspaniały rozdzialik!
Pozdrawiam i życzę weny kochana! <3
------------------------------------------------
+ Zapraszam do mnie na rozdział 12, jak byś chciała ;)
http://poczuj-magie.blogspot.com/
Ginny też będzie kogoś miała c: Ale na razie nawet z nim nie rozmawiała i nie ma pojęcia, jak on wygląda... Ale do czasu. Konkretnie do przyszłego rozdziału :D
UsuńNa początek, heeeej i wielkie dzięki za komentarz u mnie! :* No cóż muszę powiedzieć, że rozdział wyszedł Ci ...GENIALNY! Ale Draco się wkurzył, kiedy dowiedział się kogo pobili ci dwaj goryle. Ja tam na jego miejscu trzepłabym Avadą tam gdzie trzeba i poszła w pizdu... Noo, nie ma to jak uciekać przed całuskami Dementora -Syriusz ♥ Jak można tak traktować dziewczyny, no jak ja się pytam! Nawet najgorszej kobiecie, nie życzyłabym tego, co Ellie i Gryfonki przeżyły. Toż to skandal i osobiście wysłałam apelację w związku z tą sprawą do Ministerstwa! I nagle przypomniał mi się tekst baci, ależ oczywiście że go napiszę... "Teraz ta młodzież to nawet "dzień dobry" nie powie" powiedziane na środku rynku, zawsze spoko xD Draco, hym... Ten chłopak już mnie wkurza. Co z tego, że to Gryfonki pacanie? Twoja siostra też została zaatakowana, a ty sobie spokojnie siedzisz... Jak ja bym teraz chciała powiedzieć ci długi monolog i na sam koniec zobaczyć jak śpisz, ale wolę strzelić ci porządnie w twarz, Malfoy! Jeśli to Hermiona, a jest tak na 99,99% a ty jej nie pomożesz jeśli będzie tego potrzebować, to cię chłopie zabiję, zakopię, odkopię, odetnę to i owo, a potem powieszę na maszcie żeby ludzie widzieli co za matoł nie pomógł Granger! To było takie słodkie kiedy Draco pocałował Ellie (chciałam powiedzieć Mionę xD Znaczy napisać :D ) w czoło ♥ To było takie nie malfoy'skie, ale takie potterowe. ^^ Cieszę się, że Harry i Gabi to jednak coś między nimi jest... Nigdy nie lubiłam go w paringu z Gin i na szczęście już nie są razem, więc kolejny mega plus dla Ciebie! Ale wiesz Ty co, kochana? Nie wyobrażasz sobie jakbym się zdziwiła, kiedy okazałoby się, że to nie o Mionę chodzi w planie Nata i Mike'a! To byłyby takie ogromne oczy i usta wygięte w idealne "o" :D Hahahahaha, zasnęli? Serio? O Boże... Ale szczerze ja też bym zasnęła, bo w końcu codziennie w autobusie śpię a potem moja przyjaciółka mnie budzi xD Nie no wyobrażam sobie, jak każdy z nich się budzi... Blaise z głową zwisającą z ławki, Ellie z twarzą w talerzu, Draco z położoną głową na kolanach Miony, a głowa Hermiony na ramieniu Ellie xDDD To by była dopiero akcja! A potem oni się budzą i wielkie "WTF?!". Haha, nie no ja i te moje wymysły xD Ogólnie super i nie mogę doczekać się nn, więc pisz szybko kochana ♥ Świetny i cudowny rozdział, cholernie bardzo mi się podoba! ;* A z okazji walentynek, najlepszego ♥
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę dużo WEEEEENY i z niecierpliwością czekam na nn ^^
Panna Zgredkowa
Draco żywi do Ellie baardzo ciepłe uczucia, ale rzadko to okazuje... Bo to Draco xD
UsuńHarry i Gabrielle będą tu jednym z moich ulubionych parrignów... Zaraz obok Draco i Hermiony, Ellie i chyba-wiecie-kogo oraz Ginny i domyślcie-się-o-kogo-chodzi :D
Dziękuuję za taki miły komentarz c:
Nie ma za co! Nie mogę doczekać się nn :*
Usuń+ zapraszam do mnie na rozdział 13 i prolog do CAŁEGO bloga :)
http://swiat-bez-lordiego-voldiego.blogspot.com/
Hej Lumossy ! Na początek, chciałam przeprosić za brak komentarzy pod wcześniejszymi postami, ale z telefonu mogłam tylko czytać :c
OdpowiedzUsuńBardzo lubię twojego bloga :* Jest naprawdę dobry, widać że masz na niego pomysł ;> Tak trzymać ^^
Rozdział - na 6+ <3 Po prostu idealne, takie moje klimaty xD
Zapraszam do siebie, mam nadzieję że trochę poczytasz i ci się spodoba ;)
AH, no tak, zapomniałabym !
Nominuję cię Liebster Awards :D Szczegóły na moim blogu:
hope-florence-story.blogspot.com
w zakładce "Liebster Awards" :>>
Pozdrawiam ;**
Nic się nie stało, miło czytać Twój komentarz :) dziękuję za pozytywną opinię i w najbliższych dniach, ale chyba nie dzisiaj niestety, z chęcią przeczytam Twojego bloga :)
UsuńA za nominację dziękuję, ale niestety na tym blogu nie uczestniczę w Liebster Award ;)
Świetny blog <3
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę super!
Wydaje się jakby Malfoy'owi nie zależało na Ellie, ale w rzeczywistości ją kocha :)
Cholernie podoba mi się ten rozdzialik ^^
Pozdro,
Ala
Malfoy bardzo kocha Ellie :D
UsuńDziękuję za komentarz :3
[Przepraszam za spam :c]
OdpowiedzUsuńZapraszam na kolejny rozdział u mnie ;)
http://swiat-bez-lordiego-voldiego.blogspot.com/
PS. Nie wiem czy jeszcze go czytasz czy już Ci się znudził, więc fajnie by było gdybyś napisała mi, jeśli Ci przeszkadza moje informowanie o rozdziałach ;p
Wreszcie znalazłam czas i mam zamiar przeczytać twój blog. Przepraszam, źe tak długo nie komentowałam ;(
OdpowiedzUsuńCo do Rozdziału to tutaj Malfoy strasznie mnie irytuje swoim zachowaniem, ja na miejscu Hermiony już dawno bym go walnęła. A co do ślizgonów, którzy urządzili sobie polowanie na nie wiadomo jaką dziewczynę, to powinno się ich wykastrować! Eh żal mi Ginny i to bardzo. Jestem ciekawa, jak dalej potoczy się między Gabi, a Harrym?