Najlepszym przyjacielem jest ten,
kto nie pytając o powód smutku,
potrafi sprawić,
że znów wraca radość.
- Nie, Harry, ale tak serio – powiedziała po dłuższej chwili, którą spędzili wspólnie łaskocząc się gdzie popadnie. – Naprawdę zostałam mianowana prefekt naczelną?
- Tak – przyjaciel poprawił okulary i usiadł na podłodze,
opierając się o drzwi.
- Ale... Kto ci to powiedział?
- McGonnagal.
- Ale… Ale Harry, ja nie wiem czy wrócę…
- Wiem – odparł poważnie Potter i zapatrzył się na herb
Gryffindoru wiszący naprzeciwko. – Słuchaj, zrobisz jak uważasz, ale… Ale tak
właściwie, to ja i tak wiem, że pewnie będziesz wolała teraz zostać na siódmy
rok, nawet jeśli nie zdążysz znaleźć rodziców.
- Tak – szepnęła Hermiona, patrząc w podłogę.
Harry patrzył na nią uważnie.
- No bo widzisz – próbowała się tłumaczyć. – Oni są dla mnie
najważniejsi, ale…
- Ale wiesz, gdzie są, kontrolujesz sytuację. Po prostu
zdajesz sobie sprawę, że teraz nie ma większego znaczenia, czy pojedziesz po
nich za godzinę, czy za rok. Są bezpieczni. To rozsądek, Hermiono, nie
lekkomyślność. Nie miej wyrzutów sumienia i nie tłumacz mi się.
- Ale Harry – Hermiona była bliska łez. – Czy to nie jest
samolubne? Wracam dokończyć naukę, zamiast zająć się rodzicami…
- Wiesz, egoizm w stosunku do samego siebie nie jest
możliwy. To ty najbardziej cierpisz, gdy ich nie ma, dlatego, że ich pamiętasz,
znasz i kochasz. Oni na razie nie zdają sobie z niczego sprawy. To bardzo
dzielna i mężna postawa. I trudna.
Teraz Hermiona nie potrafiła już powstrzymać płaczu.
- No, no, no, kochana – powiedział Harry, podszedł do niej i
pocałował w policzek. – Teraz już ci nie pomogę. Muszę coś załatwić, dokończ
jedzenie.
- Chyba nie idziesz… Zabić Rona?! - Hermiona była naprawdę przerażona. – Harry,
nie rób tego, to zły pomysł…
Roześmiał się tylko i pokręcił głową.
- Spokojnie, nikt dzisiaj nie zginie. Idę w zupełnie innym
celu.