niedziela, 29 września 2013

Rozdział 2 - Nieestetyczna panna Black

Naj­lep­szym przy­jacielem jest ten, 
kto nie py­tając o powód smut­ku, 
pot­ra­fi spra­wić, 
że znów wra­ca radość. 

- Nie, Harry, ale tak serio – powiedziała po dłuższej chwili, którą spędzili wspólnie łaskocząc się gdzie popadnie. – Naprawdę zostałam mianowana prefekt naczelną?
- Tak – przyjaciel poprawił okulary i usiadł na podłodze, opierając się o drzwi.
- Ale... Kto ci to powiedział?
- McGonnagal.
- Ale… Ale Harry, ja nie wiem czy wrócę…
- Wiem – odparł poważnie Potter i zapatrzył się na herb Gryffindoru wiszący naprzeciwko. – Słuchaj, zrobisz jak uważasz, ale… Ale tak właściwie, to ja i tak wiem, że pewnie będziesz wolała teraz zostać na siódmy rok, nawet jeśli nie zdążysz znaleźć rodziców.
- Tak – szepnęła Hermiona, patrząc w podłogę.
Harry patrzył na nią uważnie.
- No bo widzisz – próbowała się tłumaczyć. – Oni są dla mnie najważniejsi, ale…
- Ale wiesz, gdzie są, kontrolujesz sytuację. Po prostu zdajesz sobie sprawę, że teraz nie ma większego znaczenia, czy pojedziesz po nich za godzinę, czy za rok. Są bezpieczni. To rozsądek, Hermiono, nie lekkomyślność. Nie miej wyrzutów sumienia i nie tłumacz mi się.
- Ale Harry – Hermiona była bliska łez. – Czy to nie jest samolubne? Wracam dokończyć naukę, zamiast zająć się rodzicami…
- Wiesz, egoizm w stosunku do samego siebie nie jest możliwy. To ty najbardziej cierpisz, gdy ich nie ma, dlatego, że ich pamiętasz, znasz i kochasz. Oni na razie nie zdają sobie z niczego sprawy. To bardzo dzielna i mężna postawa. I trudna.
Teraz Hermiona nie potrafiła już powstrzymać płaczu.
- No, no, no, kochana – powiedział Harry, podszedł do niej i pocałował w policzek. – Teraz już ci nie pomogę. Muszę coś załatwić, dokończ jedzenie.
- Chyba nie idziesz… Zabić Rona?!  - Hermiona była naprawdę przerażona. – Harry, nie rób tego, to zły pomysł…
Roześmiał się tylko i pokręcił głową.
- Spokojnie, nikt dzisiaj nie zginie. Idę w zupełnie innym celu.
***
I rzeczywiście. Poszedł w zupełnie innym celu.
Dziś nie miał zamiaru zabijać. Można nawet powiedzieć, że wręcz przeciwnie.
Szedł podziękować pewnej osobie, która, chcąc, nie chcąc bardzo pomogła jego przyjaciółce.
Tylko najpierw musiał ową osobę odnaleźć.
Przemierzał energicznie hogwarckie korytarze, przepychając się i rozglądając cały czas dookoła.
A po chwili zatrzymał się tak nagle i niespodziewanie, że kilkoro z podążających za nim fanów wpadło na niego z łoskotem i klepnął się w czoło.
Już wiedział, gdzie powinien szukać Dracona Malfoy’a.
***
Draco siedział w jednej z klas, machając od niechcenia różdżką i naprawiając drobniejsze usterki, wciąż nie mogąc się pogodzić z tym, że pomógł szlamie.
Właśnie wyrzucał to sobie po raz dwudziesty, gdy drzwi gwałtownie się otworzyły i do środka wbiegł lekko zdyszany Potter.
Draco momentalnie zerwał się ze stołu, na którym siedział i wycelował w niego różdżką.
Wybraniec odruchowo zrobił to samo.
Stali przez chwilę celując w siebie różdżkami, po czym Harry gwałtownie ją opuścił i westchnął przeciągle.
- Dobra, Malfoy – powiedział i uśmiechnął się lekko. – Przecież się pogodziliśmy.
Draco wciąż celował w niego różdżką.
- Dawno, uprzedzenia, co? – Harry wciąż się uśmiechał. – Przejdę do rzeczy, a ty celuj tym swoim patykiem. Wiesz, muszę ci przyznać, że jest całkiem niezły… Ładnie to wyglądało, jak nim zabiłem Voldemorta, nie? Ale czekaj, o czym to ja… Ach tak. No więc, niespodzianka, Malfoy! Przyszedłem ci podziękować!
Zamarł. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Węszył podstęp. Potter na pewno nie przyszedł tutaj mu podziękować. Na pewno czegoś chce…
- Przyszedłem ci Malfoy podziękować – kontynuował Harry, a twarz mu spoważniała. – Za to, że pomogłeś Hermionie.
Draco poczuł, jak jego szczęka mimowolnie opada w dół.
- No co? – zaniepokoił się Wybraniec. – Czemu milczysz?
- Szczęka mi opadła, Potter – odparł zgodnie z prawdą, a ręka w której trzymał różdżkę wciąż celowała twardo w Gryfona.
- To się robi nudne, Malfoy. Opuść różdżkę, podziękować przyszedłem. Taka okazja może się więcej nie trafić…
- A to niby dlaczego? – oburzył się mimowolnie Draco.
- Wiesz, jakoś nie spodziewam się, żebyś się palił do pomagania Hermionie, więc… Uznałem, że to pierwszy i ostatni raz.
- Dobrze uznałeś – burknął Draco i opuścił w końcu różdżkę.
A potem po prostu wyminął Pottera i wyszedł.
***
Hermiona skończyła jeść, grzecznie skonsumowawszy z talerza wszystko, co przyniósł dla niej Stworek.
Odłożyła tacę na biurko, jednocześnie dotykając go dłonią. Drewno było miłe i jakby miękkie w dotyku. Uśmiechnęła się i ruszyła w stronę drzwi.
Nacisnęła delikatnie klamkę i popchnęła je niepewnie.
Naprzeciw niej znajdowała się wykonana z ciemnego drewna barierka. Podeszła do niej i wychyliła się ostrożnie.
I zamarła. Na dole znajdował się pokój wspólny prefektów, a jego wygląd przeszedł jej najśmielsze oczekiwania.
Wokół dużego dywanu, zajmującego większość pomieszczenia ulokowane były dwa fotele i kanapa. Wszystko w kolorze nieskazitelnej bieli z czarnymi elementami. Natomiast przed nimi stał kominek. Duży, stary i piękny, wykonany z cegły, zaparł Hermionie dech w piersiach. Spojrzała w górę, chcąc odzyskać panowanie nad sobą i to, co ujrzała sprawiło, że prawie zemdlała z wrażenia.
Wisiał tam wielki żyrandol, a otaczały go tysiące małych kryształków o kolorach czterech domów w Hogwarcie. Najpewniej rzucały kolorowe rozbłyski na to nieskazitelnie czyste pomieszczenie.
Spojrzała w prawo i ujrzała drzwi. Drzwi opisane „Ravenclaw”, wykonane z tego samego rodzaju drewna, co te prowadzące do jej dormitorium, a znajdujące się tuż obok.
Ach, czyli to tutaj zamieszka prefekt naczelny Ravenclawu. Ciekawe, ciekawe.
Rozejrzała się dookoła szukając pozostałych pokojów i aż klepnęła się w czoło.
- No tak – powiedział sama do siebie. – Tylko te dwa dormitoria tu są. Reszta jest na dole – popatrzyła wymownie na schody, prowadzące do salonu. – Czyli podsumowując – zaczęła po nich schodzić. – Z salonu można z dwóch stron wejść do pokoi. Chwila, niech na to popatrzę z dołu… Tak. To właściwie nie jest piętro, tylko taka antresola… Schody po lewej, schody po prawej, spotykają się u góry, prowadzą do dwóch dormitoriów… Chwila, chwila! A tu co? – paplała sama do siebie bez skrępowania, zaglądając jednocześnie pod schody. – No proszę! Jeśli wierzyć tabliczkom, tutaj będą spać prefekci z Hufflepuffu i Slytherinu… Merlinie, jak dobrze, że ten Ślizgon nie zamieszka obok mnie! – roześmiała się mimowolnie, przypominając sobie „ukochaną” koleżankę z Domu Węża, Pansy Parkinson.
No bo któż inny mógłby zostać prefektem naczelnym? Przecież Malfoy na pewno nie wróci do Hogwartu by powtórzyć rok…
***
Słońce powoli zachodziło nad błoniami.
Draco Malfoy siedział pośród drzew i chłonął ciszę otulającą go zewsząd.
Myślał.
A miał wiele powodów do myślenia.
Po pierwsze ojciec.
Draco zwyczajnie się go bał. Ostatnio stary nawijał mu tylko o tym, jak ważne jest przedłużenie szlachetnego rodu Malfoy’ów, że musi sobie znaleźć żonę, oczywiście czystej krwi… Czasem Draco zastanawiał się, jak zareagowałby ojciec, gdyby powiedział mu, że zakochał się w Ginny Weasley. Jest przecież czystokrwista… Oczywiście to nieprawda, nie ciągnęło go w stronę tej rudej wiewióry, aczkolwiek mina ojca musiałaby być bezcenna!
Bał się. Bardzo. Że nie sprosta wymogom ojca i zakocha się w kimś… Normalnym, zwykłym. A wtedy musiałby tę osobę porzucić, zostawić. Nie mógłby z nią być.
A mama… Mama  też się bała. Bała się ojca, bała się świata. Od wojny nie wychodziła z Malfoy Manor. Martwił się o nią, oczywiście, że tak. Była jedyną osobą na tym świecie, której ufał. Zawsze chciała mu pomóc. Kiedyś denerwowała go ta jej nadopiekuńczość, ale z czasem musiał przyznać, że tylko to ratowało go w ciężkich momentach.
Czy to czasem nie dziwne, że na świecie żyje tyle miliardów ludzi, a ty możesz ufać zaledwie garstce? Albo zaledwie jednej…?
Nie chciał wracać do „domu”. Chciał zostać tutaj, gdzie ludzie najwyraźniej mu wybaczyli. Wciąż spotykał się z ostrymi spojrzeniami, ale nie słyszał już kąśliwych uwag. Wszystko miało się ku dobremu.
Mama sobie poradzi. Zawsze można poprosić ciotkę Andromedę o pomoc… 
Podjął już decyzję.
Wróci na siódmy rok do Hogwartu.
***
Pierwszy września.
Hermiona siedziała przy stole Gryffindoru obok Ginny i Harry’ego, słuchając jednocześnie profesor McGonnagal.
- … A skoro już o ważnych sprawach mówimy, to mam przyjemność przedstawić wam nowych prefektów naczelnych! Hufflepuff – Ernie Macmillian!
Rozległy się brawa, a Ernie podniósł się z krzesła przy stole Puchonów i ukłonił się krótko.
- Gryffindor – Hermiona Granger!
Hermiona wstała niespiesznie i skinęła głową, uśmiechając się lekko, a Gryfoni wiwatowali gromko.
- Slytherin – Blaise Zabini!
Ha! Wiedziałam! – pomyślała Hermiona z satysfakcją. – Malfoy nie wrócił, biedaczek!
- I wreszcie Ravenclaw – Ellie Black!
Sala zamarła, słysząc to nazwisko, a od stołu Krukonów podniosła się dziewczyna, piękna blondynka o niebieskich oczach.
Męska część Hogwartu zaczęła natychmiast gromko klaskać, ale Hermiona nawet tego nie zauważyła, dręczona teraz przez myśl – kim do licha jest ta dziewczyna i dlaczego nazywa się Black?
***
Wraz z resztą prefektów naczelnych, Hermiona przemierzała korytarz na piątym piętrze prowadzący do ich nowego dormitorium. Szła z przodu, prowadząc ich, ponieważ jako jedyna wiedziała już, gdzie się owo dormitorium znajduje. Spoglądała dyskretnie do tyłu, próbując podpatrzeć jak też dokładnie wygląda ta cała Ellie i do kogo z rodu Blacków jest podobna, ale widok przysłaniał jej Ernie, idący za nią krok w krok.
Udało jej się jedynie zauważyć, że Zabini trzymał się z tyłu, mamrocząc różne przekleństwa pod nosem, czemu przysłuchiwała się rozbawiona prefekt naczelna Ravenclawu. Zachowywali się zupełnie tak, jakby znali się od zawsze.
Hermiona nie rozumiała, dlaczego Blaise jest tak zdenerwowany. Prefekt naczelny… Chyba każdy marzy o takiej pozycji!
Pokręciła głową z niedowierzaniem i stanęła przed drzwiami do dormitorium, które od dziś będzie z nimi dzielić.
Zatrzymali się za nią.
Stali tak przed chwilę, po czym Hermiona odwróciła się i jej wzrok spoczął na współlokatorach.
Z niemałym zdumieniem przekonała się, że patrzą na nią wyczekująco, więc zapytała na wszelki wypadek:
- Komu z was McGonnagal podawała hasło?
Ernie pokręcił głową, Ellie wyglądała na zdumioną, a Zabini dla odmiany wybuchnął śmiechem.
- No… Hahahahah… Co? – wykrztusił, widząc, że wszyscy patrzą na niego z niemałym zaskoczeniem. – Po prostu pięknie, hahahahah… Zaczynamy rok jako prefekci… Hahahahah… Nie potrafiąc wejść do dormitorium…
- Och, zamknij się Blaise – powiedziała Ellie. – Nikt ci nie każe nim zostać…
- O właśnie, właśnie – ożywił się Zabini i przestał się śmiać. – Chwila, kogo by tu… O, Granger. Ty masz mózg, to spytam ciebie. Czy można się wypisać z tej funkcji?
- Że co? – Hermiona nie wierzyła własnym uszom, a Ellie wywróciła oczami i zwróciła się do niej:
- Wiesz, on nie chce być prefektem, ale nie mieli nikogo innego i że tak powiem, musiał nim zostać…
- Ale teraz już nie muszę! – wykrzyknął triumfalnie Zabini, opierając się jednocześnie o ścianę. – Bo kandydaci przybyli!
- Chyba nie mówisz o Parkinson?! – zawołały jednocześnie Hermiona i Ellie.
- Oczywiście, że nie! – oburzył się Blaise. – Moje drogie panie, czy ja wam wyglądam na osobę pozbawioną umiejętności racjonalnego rozumowania?
Hermiona wymieniła z Ellie znaczące spojrzenia.
- Udam, że tego nie widziałem – burknął Zabini. – No więc, odpowiedź brzmi nie. Świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli Parkinson zostanie prefektem, Slytherin zejdzie na psy.
- Bardziej niż teraz? – zapytała półgębkiem Ellie, ale zrobiła to tak cicho, że usłyszała ją jedynie Hermiona.
Ta z najwyższym trudem opanowała śmiech i powiedziała:
- Dobra, zostawmy to na razie i dostańmy się do dormitorium. Zapytam jeszcze raz - czy któremuś z was McGonagall podawała hasło?
- Mi nie – odezwał się pierwszy raz od dawna Ernie.
- Mi też nie – Ellie uśmiechnęła się do Hermiony miło, a ta poczuła przypływ sympatii do Blackówny i postawiła sobie za cel dowiedzieć się, czyją konkretnie jest córką.
- Na mnie nie liczcie – zastrzegł Blaise i uniósł obie ręce w górę. – Ja to się poddaję. I wiecie co? Pójdę skołować Slytherinowi prefekta, a żeby to zrobić muszę iść od McSztywnej. To może chodźcie ze mną i zapytajcie po prostu o to cholerne hasło?!
- Ej, spokojnie Diable – zaproponowała z uśmiechem Ellie i zwróciła się do pozostałej dwójki – Dobry pomysł. To idziemy?
***
Blaise Zabini dostał prawdziwego szału, otrzymując od profesor McGonagall list, w którym jasno było napisane, że został prefektem naczelnym Slytherinu.
Przecież on w życiu nawet normalnym prefektem nie był!
Cholerny Draco.
Wszystko przez to, że nie chciał wrócić do Hogwartu. McGonnagal nie chciała robić naczelną tej zadufanej Parkinson (tutaj Zabini musiał przyznać jej rację…) więc wybrała nowego, świetnego przewodniczącego Domu Węża.
Świetnego według niej, oczywiście.
Dlatego kiedy, ku powszechnemu zdumieniu, Draco pojawił się w Hogwarcie, Blaise poczuł się o wiele lepiej. Smok na pewno zechce być prefektem naczelnym. A nawet jeśli nie – to właściwie nie ma wyboru. I tak nim zostanie.
Szedł teraz razem z tym idiotą Ernie’m, przemądrzałą Granger i tą nieszczęsną Black, która sprawiała mu tyle kłopotów od początku ich znajomości, wprost do McGonnagal.
Był dobrym obserwatorem i szybko zauważył, że Hermiona trzyma dystans do Ellie. Najwyraźniej nie ufała jej, przez nazwisko, jakie nosiła.
Gdyby nie fakt, że Blaise znał Black od dawna, też byłby pełen wątpliwości. Co prawda dziewczyna nie przypominała wyglądem żadnego z członków tego słynnego klanu, jednak pewne jej cechy charakteru niczym nie różniły się od cech matki.
Nie przepadał za nią, sam do końca nie wiedząc dlaczego.
Może to przez fakt, że go ignorowała. Ignorowała jego zaloty, co zbijało go z tropu. Była jedyną znaną mu dziewczyną, na której nie robił żadnego wrażenia!
Oprócz Granger, oczywiście, ale ona się nie liczyła.
- Blaise – powiedziała wesoło Ellie, skutecznie wyrywając go z rozmyślań. – Czy ty w ogóle wiesz, gdzie idziesz?
- Nie bój nic – mruknął, zdenerwowany, że się wymądrza. Znowu. No jak Granger normalnie. Coś czuł, że te dwie prędko się zaprzyjaźnią…
A on nigdy się nie mylił.
Nigdy.
***
Jak zauważyła Ellie, Blaise już dawno zapomniał, gdzie powinien iść.
Wyraźnie nad czymś myślał.
Ale nie miała zamiaru teraz się nad tym zastanawiać. Bardziej ciekawiła ją osoba Hermiony, która wyraźnie
jej nie ufała. W sumie nic dziwnego… To nazwisko…
Ale przecież to nie jej wina, że spłodziła ją właśnie taka osoba, a nie inna.
A Ellie znała historię Hermiony. Świetnie wiedziała, ile wycierpiała i jak bardzo będzie przerażona, gdy usłyszy prawdę.
***
- Naprawdę nie podałam wam hasła? – zdumiona do granic możliwości profesor McGonnagal otworzyła szeroko oczy i wodziła nimi od uśmiechającego się ironicznie Zabiniego, poprzez wyluzowaną Ellie i znudzonego Ernie’go aż po spiętą Hermionę.
- Nie – zaprzeczyła energicznie czwórka prefektów naczelnych, kręcąc głową dla potwierdzenia swych słów.
- Och – skomentowała to zajście nauczycielka transmutacji. – Czekoladowy sorbet.
- Co?! – Blaise opuścił ręce w geście załamania. – Czekoladowy sorbet? Przecież to się kupy nie trzyma!
- Skąd wiesz? – mruknęła Ellie złowieszczo i parsknęła śmiechem.
Zabini spiorunował ją spojrzeniem.
- Jak możesz sugerować, droga Black, że mówię coś nieestetycznego?
- Gdzieżbym śmiała, panie Zabini – wyraźnie rozbawiona całą tą sytuacją dziewczyna roześmiała się jeszcze głośniej.
Teraz nawet Hermiona zrozumiała jakiej „nieestetycznej” rzeczy doszukała się Ellie w wypowiedzi Blaise’a i nie mogła powstrzymać od uśmiechu.
- Widzę, że początki zawsze są trudne – skwitowała całe zajście McGonnagal, a kąciki ust podejrzanie drgały jej w górę.
- O, zaiste – mruknął Zabini tak cicho, że usłyszała go tylko Hermiona, stojąca najbliżej. – Ale myślę, pani profesor – dodał już głośniej. – Że to początek i koniec. Nie chcę być prefektem. A przybył nowy kandydat. I myślę, że kto jak kto, ale ten nie odmówi.
Westchnęła.
- No dobrze, panie Zabini. Obiecałam panu, że jeśli pojawi się pan…
- Och, niech to będzie niespodzianka – Hermiona dostrzegła w oczach Blaise’a niebezpieczny błysk. – Sami się przekonają, kto mnie zastąpi.
***
Siedziała z Ellie w pokoju wspólnym prefektów naczelnych.
Zabini powędrował po nowego przywódcę Slytherinu, a Ernie zamknął się w swoim dormitorium i tyle go widzieli.
Były same.
Hermiona wraz z ciepłą herbatą, którą niespodziewanie przyniósł jej Stworek leżała na kanapie, otulona w koc, a Ellie rozłożyła się na jednym z foteli.
Obie patrzyły w ogień z pełną powagą i niejakim rozmarzeniem.
Obie milczały, zatopione we własnych myślach.
Hermiona myślała o Ellie.
Zastanawiała się, kim jest, dlaczego nazywa się Black, czyją jest córką… Czy może Syriusza…?
Po kilku godzinach bezsensownego siedzenia doszła do wniosku (proszę się nie dziwić, w końcu była bardzo bystra i inteligentna), że żeby się dowiedzieć, musi po prostu zapytać.
- Ellie…?
Dziewczyna drgnęła na dźwięk jej głosu, przerywającego wielogodzinną ciszę.
- Ellie, chciałam cię spytać…
- Czyją jestem córką?
Hermiona zmieszała się nieco, a Black odwróciła się w jej stronę.
Na twarzy malowała jej się ulga. Ulga, że wreszcie o to zapytała.
- A wolisz prosto z mostu, czy na około i delikatnie?
Hermiona przyjrzała jej się z uwagą. Zauważyła, że Ellie jest lekko poddenerwowana, a jednocześnie podniecona.
Nie mogąc rozgryźć tego zdumiewającego połączenia, wstała, przyniosła dwie szklanki i ognistą whiskey, rozlała sobie i współlokatorce i wzięła spory łyk.
- Prosto z mostu. Nie zniosę dłużej tego napięcia.
- No, no! Panno Granger, cóżby powiedziała McGonnagal? Alko pierwszego dnia szkoły? – roześmiana Ellie dolała jej alkoholu.
- Ellie! – Hermiona, pod wpływem emocji i ognistej podniosła głos.
- Dobra, dobra. To co chciałaś wiedzieć? – dziewczyna łyknęła zdrowo whiskey i oblizała usta.
- Czyją jesteś córką.
- A tak, prawda.
- No więc?
- Nie zaczynaj zdania od więc…
- Nie denerwuj mnie! – zirytowana Hermiona zerwała się z kanapy, oblewając jednocześnie wszystko dookoła ognistą.
- Dobra, spokooojnie – Ellie podniosła ręce w geście poddania się i jednym ruchem różdżki wyczyściła Hermionie szatę. – A teraz – zaproponowała, widząc, że wzburzenie współlokatorki uległo zmniejszeniu. – Usiądźmy sobie po prostu na dywanie i pogadajmy.
Usiadły.
Oparły się plecami o sofę, zginając nogi w kolanach i przykrywając się kocem.
Ellie westchnęła cicho i położyła głowę na ramieniu Hermiony.
Siedziały. Milczały. I było im razem bardzo dobrze.
Dopiero kilkanaście minut później Hermiona odważyła się zadać to pytanie, które tak bardzo ją męczyło.
- To w końcu… Czyją jesteś córką? Prosto z mostu.
Ellie jęknęła w duchu, wyprostowała się i szepnęła:
- Bellatrix.
***
Draco szedł energicznie szerokimi korytarzami Hogwartu, myśląc o tym idiocie, swoim najlepszym przyjacielu, który był tak durny, by pozbyć się pozycji prefekta. Ileż możliwości i udogodnień! Ale nie. Nie dla tego kochającego swoje ślizgońskie łoże i pokój wspólny Zabiniego.
Z każdym krokiem czuł się pewniej i śmiał się w duchu na myśl, jaką minę zrobi jego kochana kuzynka i ta przemądrzała szlama, Granger. Na pewno się tego nie spodziewają!
Draco Malfoy taki był.
Uwielbiał zaskakiwać.
***
- Co?! – Hermiona poderwała się do góry i patrzyła na Ellie przerażonym wzrokiem.
- Poczekaj, wytłumaczę ci! – dziewczyna również wstała.
Hermiona pokręciła głową, przykładając sobie dłoń do ust, po czym odwróciła się z zamiarem odejścia.
- Proszę – Ellie chwyciła ją za rękę i popatrzyła prosto w oczy. – Nie znasz całej prawdy. Gdybym powiedziała na około, nie zareagowałabyś tak.
Wpatrywały się w siebie przez chwilę.
Ellie wyraźnie widziała przerażenie w jej oczach, niedowierzanie i ból.
I nie mogła nic na to poradzić.
Nie czuła nawet wstydu. Przecież to nie jej wina, że spłodziła ją właśnie ta kobieta.
Wiedziała, ile Hermiona wycierpiała z rąk jej „matki”.
Zdawała sobie sprawę, że jeśli jej powie prawdę, ta może się od niej odwrócić.
Westchnęła, puściła jej dłoń i usiadła na dywanie, opierając się o sofę i patrząc w ogień z rezygnacją.
A wtedy, nieoczekiwanie poczuła na swoim ramieniu mocny uścisk, a chwilę potem Hermiona znalazła się tuż obok niej, patrząc na nią z wyczekiwaniem.
Ellie uśmiechnęła się, czując jak wielki kamień spada jej z serca i z głośnym łoskotem rozbija się o nieskazitelnie czystą podłogę w pokoju wspólnym prefektów naczelnych.
- Więc… Chcesz usłyszeć? – zapytała z nadzieją.
- Nie zaczynaj zdania od „więc” – upomniała ją Hermiona i roześmiała się cicho.
- Czyli chcesz?
- Tak. Muszę wiedzieć.
- Mój ojciec, Zeno, urodził się w czystokrwistej rodzinie czarodziei. Ale ku przerażeniu wszystkich okazał się być charłakiem. Rozumiesz to? Arystokratyczny, stary, bogaty i szanowany ród – i taka hańba. Niemagiczne dziecko. Zwykły chłopiec. Ukryli go więc przed światem, aby nikt nigdy nie dowiedział się o tym skandalu.
Mieli jeszcze córkę, Ellie. Bardzo, bardzo zdolna dziewczynka, młodsza od mojego ojca o dwa lata, dostała list z Hogwartu, kiedy już było wiadomo, że jej brat jest charłakiem. Trafiła do Slytherinu, jak na czarownicę czystej krwi przystało.
Tata wiedział wszystko o świecie czarodziejów i o magii. Rodzice nigdy niczego przed nim nie ukrywali, chociaż nie chcieli, aby świat dowiedział się o jego istnieniu. Nie zrozum mnie źle – kochali go, bardzo. Posłali go do mugolskiej szkoły, chcieli, żeby żył jak każdy niemagiczny chłopiec. Ale przed społecznością czarodziejów był ukrywany.
A jego siostra, moja ciocia Ellie, była w Hogwarcie na tym samym roku co Bellatrix. A pewnego dnia, z okazji urodzin jednej z nich, siostry Black wyprawiały wielką imprezę w swoim domu przy Grimmauld Place i zaprosiły też ją.
A widzisz, Ellie bardzo kochała swojego brata, mimo iż był charłakiem. A że rodziców akurat w domu nie było, postanowiła go wziąć ze sobą. Kazała mu przyrzec, że nikomu nie powie o swoim braku umiejętności magicznych i będzie się zachowywał jak czarodziej. Miał wtedy 19 lat, a ona 17 i właśnie skończyła Hogwart.
I właśnie tam poznał Bellatrix. Dość szybko przekonał ją, że jest czarodziejem czystej krwi, wystarczyła wzmianka o tym, że jest bratem Ellie. No i tak oto nasza cudna i wspaniała wielbicielka Voldemorta wpadła. I to z charłakiem!
No bo, co by tu dużo nie mówić, zorientowała się w końcu, że mój ojciec czarodziejem nie jest. Wpadła w szał, bo właśnie przy okazji okazało się, że jest w ciąży. Była w kropce. Chciała zabić mojego ojca, ale powiedział jej, że zajmie się mną po urodzeniu i nikt się nigdy nie dowie, że jestem jej córką. Zgodziła się, na odchodnym rzucając groźby w stylu „Jeśli komuś o tym powiesz, to…”. Ale tata nie miał zamiaru tego utrzymywać w tajemnicy. A że był człowiekiem złośliwym, to kiedy dowiedział się, że Bellatrix wyszła za Lestrange’a, postanowił dać mi na nazwisko Black, o czym moja cudna jakże mamusia nie wiedziała. I powiedział o wszystkim swojej siostrze. A oprócz tego, co jeszcze gorsze i na pewno doprowadziłoby matkę do szału – ja też dowiedziałam się prawdy, również z jego ust. I nigdy nie usłyszałam od niego „Tylko pamiętaj córeczko, nikomu nie mów”. Chciał, żebym to rozpowiadała, żeby świat dowiedział się o hańbie jaką sprowadziła Bellatrix na szlachetny ród Blacków.
Nie bał się jej. Ale bał się o mnie, bo wiedział, że może mi coś zrobić, kiedy dowie się, że wiem. Że wiem, że jestem jej córką. Dlatego kiedy umarła ulżyło mu. I to jak… A ja chciałabym poznać osobę, która ją zabiła. I jej podziękować.
Hermiona milczała, przytłoczona informacjami, które uzyskała i tylko ścisnęła mocno dłoń Ellie.
Siedziały jeszcze długo, nim Gryfonka odważyła się przerwać milczenie, szepcząc:
- Wiem, kto zabił Bellatrix, ale nie myślę, że chciałabyś jej dziękować. Właściwie to jestem przekonana, że nie chciałaś, by matka umarła.
***
Oho, drzwi do pokoju wspólnego prefektów naczelnych. To musi być tu. Piękne otoczenie, bogato zdobione drzwi. Tak. Dotarł na miejsce.
Uśmiechnął się pod nosem i szepnął do posągu stojącego przy odrzwiach:
- Czekoladowy sorbet – myśląc jednocześnie, że Blaise miał rację. To hasło rzeczywiście nie miało sensu.
Wejście otworzyło mu się posłusznie.
Wszedł do środka, odruchowo poprawiając krawat w barwach Slytherinu.
Pokój wspólny wyglądał imponująco. Nawet on musiał to przyznać.
Spojrzał na sofę, nawet od tyłu wyglądającą na niezwykle miękką.
Rozejrzał się dyskretnie, ale nie dostrzegł nikogo w zasięgu wzroku, wziął więc duży rozbieg i wskoczył na kanapę od strony oparcia.
Nie wcelował jednak i wylądował poza nią.
A konkretniej na kolanach dwóch zdezorientowanych dziewcząt.
Zamrugał i rozpoznał w nich Granger i Ellie.
Obie zerwały się na równe nogi, wrzeszcząc przy tym jak opętane i zrzucając go na ziemię. Przywarły do siebie, oplatając się rękoma, z przerażonymi minami.
Podniósł swoje obolałe kończyny i siląc się na ironiczny uśmiech powiedział:

- No cześć... Jestem nowym prefektem naczelnym.
__________________________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam Was za opóźnienie.
I tak, mam coś na swoją obronę - codziennie od czterech dni byłam w domu może z 2-3 godziny, musząc się w dodatku uczyć. Ale dzisiaj już po prostu usiadłam i zaczęłam pisać. Musiałam to skonczyć. I udało mi się, choć mam i tak pełno zadań domowych, ktore muszę zrobić.
Na wstępie (hahahhah, coś nie wyszło, to już nie wstęp...) chcę rozwiać wszelkie wątpliwości, które mogą się już wkrótce zrodzić. Także:
1) Ron będzie się pojawiał w tym Dramione, jednak nie w osobie chłopaka zabiegającego o Hermionę. On z nią zerwał i nie chce do niej wracać. Natomiast ja zamierzam rozwinąć jego wątek i dostarczyć mu ciekawych przeżyć. Glównie z dziewczynami. I na 100% nie zrobię z niego potwora, jak to bywa w innych Dramione. Bardzo lubię jego kanoniczną postać i prędzej czy później i w moim opowiadaniu wszystko wróci do normy i Ron dalej będzie się przyjaźnił  z Hermioną :)
2) Blaise Zabini ma za zadanie wprowadzić w to opowiadanie trochę humoru i akcji. I w tym rozdziale mi nie wyszło. Zamierzam to poprawić.
3) - oto byłam już pytana, ale powtórzę jeszcze raz - to nie będzie Harmione. Muszę zmarwić wszystkich fanow tego parringu - nie potrafiłabym napisać o Harrym i Hermionie jako o parze, za bardzo kocham tę ich przyjaźń na dobre i na złe. 

I to wszystko, jeśli macie inne pytania, to piszcie proszę :) Chętnie odpowiem.
I komentujcie! Specjalnie dla was - ten rozdział ma 13 stron w Wordzie, choć docelowo miało być ich mniej. Stwierdziłam jednak, że skoro tak bardzo opóźniam dodanie nowej notki, umieszczę tu i historię Ellie. Tak ku wynagrodzeniu.
Także pozdrawiam wszystkich, którym chciało się czytać aż do tego momentu i przesyłam smutny bardzo gif - serce mi się kraje, jak go widzę ;_; No i pasuje do dzisiejszego rozdziału.
Lumossy
...

Rozdział 2
Ilość stron: 13
Ilość słów: 3818
Cytat: Autor nieznany

15 komentarzy:

  1. Cudny rozdział!
    Fajnie, że wprowadziłaś nową postać - historia Ellie jest bardzo ciekawa ;)
    Och, Blaise, jak można nie chcieć być prefektem naczelnym? o.O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blaise jak to Blaise jest dość leniwą istotą i nie chce przyjmować na siebie nowych obowiązków... Nie mniej jednak, nienormalne to jest ;)

      Usuń
  2. Dziękuje :D Przeczytasz i od razu świat staje się lepszy :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No dzieje się, dzieje *.*
    Hmm intryguje mnie ta Ellie.
    Czyżby ona i Blaise... w przyszłości ? :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, dałam to za jasno do zrozumienia, prawda?
      ale jak sama napisałaś "w przyszłości". Na razie to zupełnie odmienne charaktery, kompletnie sobie obce...

      Usuń
  4. Przepraszam, że komentuje dopiero teraz, ale byłam na wycieczce klasowej w górach (nie było tam neta) i dopiero wczoraj wróciłam. Jeszcze przed obczaiłam sobie Bohaterów i zepsułam sobie niespodziankę, co do postaci Ellie i kto będzie prefektem naczelnym, ale i tak nota była super. Blacówna od razu przypadła mi do gustu, mam nadzieję, że Miona będzie miała nareszcie przyjaciółkę tej samej płci, bo mimo tego, że kocham jej przyjaźń z Harrym (z Ronem duużo mniej), to wiadomo- przecież o pewnych sprawach z nim raczej nie porozmawia.
    Straasznie jestem ciekawa nowego roku w Hogwarcie, szkoda że tak tylko połowicznie napisałaś kto wrócił, bo stawiam (ale nie jestem pewna) że Neville' a, Lunę, Rona i Ginny jeszcze zobaczymy.
    Co do tych ostatnich podpunktów, to zaczęłam się obawiać, ze polubię twojego Rona, bo to złamałaby kilka praw fizyki xD. Co do dziewczyny dla Harry' ego modle się, żeby to nie była Ginny, bo Hinny nie cieprię... a feee...
    Ale będzie odpał, że Dramionne mieszkają w jednym dormitorium- jak już będą parą (odbiegam w przyszłość, jak zwykle) to będą romantyczne wieczory i wgl...
    Rozdział dłuuugi i bardzo wciągający. Naprawdę świetnie piszesz, szkoda tylko, że tak rzadko pojawiają się rozdziały :( (ale ja to rozumiem, szkoła wszystkich nas zabija) i czekam na nn na twoim drugim blogu.
    No nic, pozdrawiam i dużo weny życzę :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, dowiesz się jeszcze kto wrócił, ale dzięki za zwrócenie uwagi - bo przyznam zupełnie o tym zapomniałam! :o
      Ejej, ale kto powiedział, że przygody Rona z dziewczynami będą czystą grą? Przez to opowiadanie rudzielec przejdzie metamorfozę, ale na początku będzie z niego niezłe ziółko - może pod koniec go trochę zmienię, a co! Ale nie jestem pewna, czy będzie mi się chciało...
      Szczerze mówiąc mi wisi Hinny. Ten wątek jest mi zupełnie obojętny i nie mam pojęcia co z nim zrobić - zostawiać, czy nie... Muszę jeszcze pomyśleć ;)
      Tak, szkoła mnie zabija. Umieram śmiercią bolesną i długotrwałą. Ale zanim umrę będą wakacje, nabiorę sił...
      ... a potem znowu umieranie od początku.
      Tak. Optymistycznie. Cała ja.
      Dzięki za wenę, tobie też jej życzę! :*

      Usuń
  5. Cudo!
    Elli bd z Zabinim? :o
    Lee tam lepiej gdyby byla z Pottim :D
    Ale co tam, zobaczymy jak to bd pozniej:3
    Hahahaha znowu leze i nie wstajexD
    Nieestetyczne mysli hahahha xD
    Kurcze, ta historia z Bella i wgl, WOW!
    Cudnie, ze Heem zaprzyjaznia sie z panna Black ;3
    I nie moge sie doczekac jak Ell zareaguje, gdy dowie sie, ze p. weasley zabija jej mamuske :3
    Zabini, ty leniu :D
    Ej, powinnam sie uczyc a czytam >.<
    No to tyle :3
    Aaa i masz OGROMNY TALENT DO PISANIA!
    Weny ;*
    Pozdrawiam <3
    Dramione-milosc-przez-glupote.blogspot.com (20 rozdzial jst)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeech, co ja mam zrobić z tym Harry'm to nie wiem... Pomyślę jeszcze...
      Nieestetyczne myśli to specjalność Zabiniego!
      Dziękuuuuję :* Baardzo mi miło czytać takie komentarze <3

      Usuń
  6. "(...)Przejdę do rzeczy, a ty celuj tym swoim patykiem. Wiesz, muszę ci przyznać, że jest całkiem niezły… Ładnie to wyglądało, jak nim zabiłem Voldemorta, nie?" Nie nie nie xD Harry nie zabił Voldemorta , Voldemort rzucił w Harry'ego Avadę, która odbiła się od Expelliarmusa Harry'ego : )
    ale wybaczam ten błąd ,
    Bardzo podoba mi się to dramione ,ostatnio szukałam jakiegoś i nic sie mi nie podobało.To jest ok .Nie ma tych wątków ,które mnie wkurzają, typu : Draco i Hermiona już w 1 rozdziale albo o zgrozo w prologu już coś do siebie czują .
    Nowa postać ładnie wprowadzona i ciekawa z resztą : )
    Myślę ,że będę tu zaglądała regularnie ,tylko pisz ! Jak nagle przestaniesz to złamiesz mi serce .
    Pozdrawiam i życzę weny : D
    ~Someone

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, ale odbił różdżką, prawda? ;) Bez tej różdżki raczej by mu się nie udało :D
      Spokojnie, nie przestanę, ale chyba przestałaś wpadać :c Mamy koniec kwietnia, a nie pamiętam więcej Twoich komentarzy...
      Lumossy

      Usuń
  7. hahaha ale Dracon miał wlot na nowe dormitorium xD czytam dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej :)
    O nowa bohaterka, Ellie fajne imię tak nawiasem mówiąc, czy zamierzasz ją swatać z Blaisem, bo byłoby bardzo fajnie. Pasują do siebie. I wreszcie jakaś inna para, a nie tylko Ginny, co już mi się przejadło. Trzymam za nich kciuki.
    Twój Ron jest inny od wszystkich, taki jakiś dojrzalszy..? Dziwne trochę, bo zazwyczaj wszyscy z nie go robią kretyna, a ty jakoś dałaś mu jakby nową osobowość. Tylko niech on się nie zmienia :D
    Rozdział bardzo ciekawy :d
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj napisałam scenę ich pierwszego pocałunku, który planuję około rozdziału 20, także... Tak. Bellie, nawet ładnie brzmi.
      Ron będzie inny, bo nie będzie debilem. Tyle w temacie ;)
      Dziękuję za komentarz i zapraszam do komentowania pozostałych rozdziałów.
      Lumossy

      Usuń