Skoro nie można się cofnąć,
trzeba znaleźć najlepszy sposób,
by pójść naprzód.
- Naprawdę, Hermiono… Tak mi przykro…
- Nic się nie stało.
- Przecież oboje wiemy, że jest inaczej… Ja przepraszam, ale…
Musimy… musimy zerwać…
Letni dzień. Zaledwie dwa miesiące minęły od decydującej
bitwy o Hogwart, w której Harry Potter pokonał Voldemorta, ratując tym samym
całą społeczność czarodziejów od niegodziwego losu. Jak wiele wydarzyło się od
tamtego czasu! Hermiona pokręciła głową
na to wspomnienie i westchnęła ciężko.
- Ron, myślę, że po raz pierwszy od czasu, gdy zaczęliśmy
się spotykać mówisz z sensem.
Popatrzył na nią spod przymkniętych powiek, a potem
natychmiast spuścił wzrok na podłogę.
Stali w opuszczonej i nieodnowionej jeszcze po bitwie
klasie. Hermiona opierała się ramieniem o framugę wielkich okiennic i
spoglądała tęsknie na hogwarckie błonia, lśniące w plasku sierpniowego słońca.
Ron stał przed nią, zakłopotany i dziwnie smutny.
- Boję się, że to może być koniec naszej przyjaźni –
powiedział po dłuższej chwili milczenia, a w jego głosie Hermiona wyczuła
strach.
- Posłuchaj Ron – powiedziała, odrywając na chwilę wzrok od
okna i patrząc mu w oczy. – Jeśli kiedykolwiek naprawdę się przyjaźniliśmy…
- Wiem, co chcesz powiedzieć, Hermiono. Ale ja zachowałem
się jak świnia i nie wiem, czy po czymś takim przyjaźń nadal jest możliwa.
- Cóż, jeśli sam uważasz, że nie jesteś wart mojego
przebaczenia…
- To nie tak! – zaprzeczył od razu chłopak, podskakując
gwałtownie. – Ja mam nadzieję, że mi wybaczysz, niczego tak bardzo nie pragnę!
- W takim razie daj mi trochę czasu, dobrze? – zapytała, a
jej spojrzenie ponownie otuliło błonia. – Ron, tego nie da się tak z dnia na
dzień zapomnieć.
Chłopak przyglądał jej się chwilę, a potem westchnął,
podszedł do niej i pocałował w policzek.
Dopiero wtedy dziewczyna pozwoliła sobie na okazanie uczuć.
Osunęła się cicho na ziemię i zaczęła płakać.
Nie wiedziała, jak długo będzie musiał czekać Ron na jej
wybaczenie. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek je dostanie…
Wspomnienia z tamtego dnia wciąż budziły w niej silne
emocje… nie mogła się otrząsnąć, nie wierzyła, że jej chłopak i co dużo
ważniejsze – przyjaciel – mógł jej zrobić coś takiego.
Zamknęła powieki, ale nie wizja Rona obściskującego się z
Lavander w kawiarni na Pokątnej była zbyt wyraźna, by ją odgonić. I bardzo
bolała.
Siedziała na zimnej, zakurzonej i pełnej pyłu posadce,
opierając się o ścianę i uginając nogi w kolanach. Oparła o nie głowę, a łzy
poleciały jej gwałtownie po policzkach, gdy jeszcze raz ujrzała w nieposłusznym
umyśle swojego byłego już chłopaka z koleżanką z dormitorium.
Szlochając słyszała ludzi przebiegających korytarzem obok
pustej klasy, w której była. Jej zmysły odbierały bodźce jak przez mgłę – coraz
mniej wyraźniej dobiegały go niej dźwięki ochotników odbudowujących Hogwart,
coraz mniej wyraźnie widziała na oczy, przestawała też powoli odczuwać cokolwiek…
Czuła jak osuwa się w nicość.
***
Draco Malfoy miał wiele powodów, by nie pojawiać się na odbudowie Hogwartu.
Pierwszym i najważniejszym był jego ojciec, który
zdecydowanie oznajmił, że jeśli jego syn tam pojedzie, może więcej do Malfoy
Manor nie wracać.
Ale miał i inne… Odrzucenie, niechęć, pogarda. To te uczucia
mu okazywano.
Postanowił jednak, że przyjedzie. Chciał się zmienić. Chciał
naprawić swoje błędy, a jednym z lepszych pomysłów, jakie mu wpadły do głowy
był właśnie ten. Pomóc naprawić to, co między innymi i przez niego zostało
zniszczone.
Dokoła niego przechodzili ludzie, z zapałem i energią
zabierając się za odnawianie ścian, posadzek i murów. A on szedł niespiesznie
jednym z korytarzy mijając ich wszystkich. Patrzyli na niego ze zdumieniem i
niedowierzaniem, starał się tego nie dostrzegać idąc wciąż do przodu. Nie miał
ochoty z nimi pracować, nie miał ochoty na nich spoglądać. Wiedział co o nim
myślą.
Zatrzymał się pod wpływem nagłej myśli, która właśnie przyszła
mu do głowy. Nie musi z nimi naprawiać szkód. Może to robić całkiem sam, w
ciszy i spokoju.
Uśmiechnął się pod nosem i pchnął drzwi jednej z klas,
znajdujących się najbliżej niego.
Wszedł do środka i natychmiast utwierdził się w przekonaniu,
że to była dobra decyzja.
Salę zapełniały połamane i brudne ławki. Ściany były
popękane i niepewnie podtrzymujące sufit. Gdzieniegdzie leżały porozrzucane
księgi. Wystarczy parę trafnych zaklęć i po sprawie.
Zadowolony wyciągnął różdżkę, którą oddał mu przed paroma
tygodniami Potter.
Ich spotkanie nie należało do najmilszych. Wybraniec wysłał
mu sowę z zapytaniem, kiedy mogą się zobaczyć, odpisał więc, że w każdej
chwili, teleportował się na Pokątną i po kwaśnej wymianie zdań odzyskał
różdżkę. Teoretycznie podali sobie ręce, jednak Draco był pewien, że to pozorna
zgoda.
Odgonił od siebie uciążliwe myśli o Potterze i wycelowawszy
w ławkę mruknął:
- Reparo – i ku
jego uciesze ta natychmiast się naprawiła.
Prostym zaklęciem oczyścił podłogę przed nim i zdecydował
się zacząć porządki od tej dalszej części sali.
Ruszył więc w głąb pomieszczenia i ku swojemu zdumieniu
ujrzał pewną postać, leżącą na podłodze w dość dramatycznej pozie.
Niewątpliwie była to dziewczyna.
Twarz miała zwróconą w stronę posadzki, czoło oparte było o
jedną z rąk, druga natomiast spoczywała swobodnie na ziemi. Nogi, lekko
podkurczone, były – jak zdążył zauważyć Draco – imponująco długie i zgrabne.
Odważył się podejść bliżej, a nawet ukucnąć przed nią.
Wahał się przez chwilę, ale stwierdził, że przecież kobiety
tak zostawić nie może. Nie po to matka od dziecka wpajała mu szacunek do
kobiet, żeby teraz tak ją tu zostawił.
Wstał i wycelowawszy różdżkę w jedno z krzeseł, przetransmutował
je w poduszkę (nie odbyło się bez problemów; nigdy nie opanował transmutacji).
Przyklęknął ponownie przy dziewczynie i podniósł ją
delikatnie. Wpasowała się idealnie w jego ramiona. Była miękka, delikatna i
lekka, a jednocześnie zimna, na pewno od chłodnej posadzki, na której leżała.
Położył ją na poduszce, odsunął i się spojrzał na nią.
Odskoczył gwałtownie i ledwo się powstrzymał od krzyku.
Dziewczyna, której pomógł, ba! – Którą przed chwilą trzymał
na rękach, okazała się być niejaką Hermioną Granger!
***
Czuła zimno.
Powoli rozchodziło się po jej ciele, paraliżując jej ciało…
Chciała wstać, pobiec, uciec…
Ale nie potrafiła.
Nie miała siły.
Więc po prostu leżała, pozwalając, by przejmujący chłód
wylewający się z skołotanego serca rozchodził się powoli po ciele, zabierając
jej resztki otuchy.
Ron ją zdradził, a potem zerwał z nią bez słowa wyjaśnienia.
Rodzice są w Australii, ale gdzie dokładnie – nie ma
pojęcia.
Fred nie żyje. Lupin nie żyje. Tonks nie żyje.
A oprócz nich dziesiątki innych osób.
Zginęły właśnie tu, w murach tej szkoły, walcząc o to, co
najcenniejsze, swoją ofiarą darując życie niezliczonej liczbie innych…
Przenikliwe zimno zawładnęło jej głową, myśli coraz trudniej
docierały do jej świadomości…
To muszą być dementorzy…
Harry niesiony przez Hagrida…
Ale przecież to niemożliwe… Dementorzy?
Malfoy obrażający ją w drugiej klasie…
Nie, Hogwart jest pod wpływem czarów…
Wąż raniący ją i Harry’ego…
Te czary uniemożliwiają dementorom…
Umierający Snape…
Nagle zrobiło się ciepło. Wszystkie myśli uciekły jej z
głowy, poczuła jak zimno zostaje odepchnięte przez coś dobrego… Nie wiedziała
co to jest, ale zalewało ją od wewnątrz, przenikało przez jej skórę, wpłynęło
do serca. Odprężyła się i nawet pozwoliła sobie na minimalny uśmiech, ale nagle
połączenie zostało brutalnie przerwane. Znów leżała na czymś zimnym, z tym, że
tym razem miała pod głową coś miękkiego.
Straszne myśli powróciły do jej głowy, tym razem jednak
miała w sobie dość siły, by je rozwiać. Zacisnęła mocniej powieki, po czym
powoli i z wysiłkiem podniosła się do pozycji siedzącej.
Otworzyła oczy i jej ciałem mimowolnie wstrząsnął dreszcz.
Tuż przed nią stał wyraźnie czymś przerażony Malfoy.
Wytrzeszczyła na niego oczy i poczuła, że traci jakąkolwiek
zdolność mówienia.
- Co tak patrzysz? – burknął, odwracając głowę w bok. – Też
jestem w szoku.
Milczała, a w jej głowie formowała się lista pytań, które
powinna mu zadać, gdy w końcu słowa przejdą jej przez gardło.
Zaczął się niecierpliwić.
- Dobra, Granger – powiedział w końcu. – To nie jest
śmieszne. Dlaczego nic nie mówisz? Czyżby twoja wybujała inteligencja nie
zniżała się do wysławiania?
Potrząsnęła lekko głową, odzyskując głos.
- Mowę mi odjęło, Malfoy – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Mnie również, uwierz mi na słowo – warknął. – To może,
skoro już się tak poświęciłem i podniosłem cię z tej podłogi, powiesz mi
łaskawie, dlaczego się tam znalazłaś?
- Podniosłeś mnie z podłogi? – zapytała w stanie zdumienia absolutnego.
– I nie pobrudziłeś się przy tym szlamem?
Potraktował ją zimnym spojrzeniem.
- Chciałabyś, Granger, żebym cię tknął choćby palcem –
powiedział szorstko.
- Zaiste. Marzę o tym – mruknęła zgryźliwie.
- To jeszcze pomarzysz – uciął. – Zaklęcie swobodnego zwisu,
Granger. Mam ciekawsze rzeczy do roboty, niż spełnianie twoich marzeń.
- Ulżyło mi, Malfoy, nie powiem. A skoro już mnie obraziłeś…
- …Nawet nie zacząłem, Granger…
- … To może wyjdziesz?
Spiorunował ją spojrzeniem.
- Oszalałaś? Należy mi się jakieś podziękowanie.
Uniosła drwiąco brwi.
- Za użycie zaklęcia? Może jeszcze mam ci wręczyć Order
Merlina? Doprawdy, cóż za spektakularny sukces, zaklęcie swobodnego zwisu…
- Coś się ostatnio bardzo wyszczekana zrobiłaś, Granger.
- Natomiast ty, Malfoy, jesteś tak samo irytujący jak zawsze.
Zmrużył oczy.
- Zero wdzięczności. Szlama! – warknął, po czym obrócił się
i ruszył w stronę wyjścia.
Hermiona opadła na poduszkę, patrząc w sufit beznamiętnym
wzrokiem i nawet zaczęła już zamykać oczy, kiedy od drzwi dobiegł ją głos
Malfoy ’a:
- Przy okazji, Granger – idź coś zjedz, bo nie mam ochoty
ponownie cię zbierać z podłogi.
I wyszedł.
***
Nie miał pojęcia, dlaczego skłamał.
Wiedział natomiast, że gdyby wcześniej rozpoznał w
nieprzytomnej dziewczynie Hermionę, na pewno użyłby tego nieszczęsnego zaklęcia
swobodnego zwisu. Albo zostawiłby ją w spokoju. Po prostu.
Wkurzony na siebie wypadł jak burza z klasy, pozostawiając
Granger na poduszce i prawie zderzył się z Wybrańcem.
- Cholera, Potter – warknął, doprowadzony niemal do
ostateczności. – Patrz jak łazisz!
Harry obdarzył go pogardliwym spojrzeniem i zapytał z
wahaniem:
- Widziałeś może…
- Granger?! Tak, wyobraź sobie, że ją widziałem!
Nieprzytomną! W tej oto klasie! – ryknął i wskazał palcem drzwi.
- Akurat chodziło mi o… Zaraz, co?! Nieprzytomną?!
Hermionę?! - krzyknął przerażony Potter.
Draco zaklął cicho pod nosem, po czym odwrócił się po prostu
i odszedł.
***
Malfoy miał rację.
Nie jadła nic od czterech dni, kiedy to zobaczyła Rona z
Lavander. Nie miała ochoty.
No tak, nic dziwnego, że zemdlała, skoro zaczęła się
głodzić…
Otworzyła oczy i spróbowała usiąść, ale siły jakby ją
opuściły.
Chciała ponownie odpłynąć, chociaż przerażające myśli znów
zaczęły panować nad jej umysłem. Ponownie zaczęła się bać. Obecność Malfoy’ a,
chociaż niechciana, pomogła jej zapomnieć o koszmarnych wizjach.
Przytknęła rękę do czoła i stwierdziła, że ma gorączkę. Z
największym wysiłkiem otworzyła powieki i podparła się na łokciach, by wstać.
Głowa rozbolała ją niemiłosiernie, skrzywiła się więc z bólu
i wykorzystując cały nakład dostępnych sił usiadła.
Jęknęła z bólu, przytrzymując sobie głowę ręką.
Wtedy drzwi otworzyły się gwałtownie i do klasy wtargnął
Harry.
- Hermiona! – krzyknął, po czym widząc jej zbolałą minę,
dodał – Co ci jest…?
- Nie wiem – jęknęła i ponownie zaczęła osuwać się w nicość.
Harry natychmiast był przy niej i złapał ją w chwili, gdy
zaczęła spadać ze stołu.
- Hermiona… - szepnął przerażony. – Błagam, powiedz coś…
Bliskość jego ciepłego ciała podziałało na nią kojąco i
dodało jej sił. Otworzyła oczy i powiedziała cichutko:
- Harry… Pomóż mi…
Przyjaciel natychmiast usiadł na stole, a ona przytuliła się
do jego torsu i zaczęła płakać.
***
Był przerażony.
Nigdy, nawet kiedy opuścił ich Ron, Hermiona nie była w takim
stanie.
Przytulił ją mocniej. Była dla niego jak siostra, którą być
może miałby, gdyby nie Voldemort.
Pomyślał, ile innych rzeczy by miał, gdyby nie Riddle i
poczuł niesamowitą ulgę, że lista ta uległa zamknięciu. Liczy się tu i teraz.
Liczy się Hermiona, która wyraźnie przeżywa ciężki okres w swoim życiu.
- Hermiona… - szepnął delikatnie, kiedy poczuł na swojej
koszuli łzy przyjaciółki.
- Ja już nie mogę Harry – powiedziała, podnosząc głowę
odrobinę, tak by spojrzeć mu w oczy. – Niby wojna się skończyła, ale wszystko
się wali… Ja nie mam siły…
- Cii… Wszystko będzie dobrze…
- Nie Harry, nie będzie…
- Będzie, tylko powiedz mi, dlaczego płaczesz… I dlaczego
zemdlałaś…
Cisza. Hermiona cicho szlochała w jego koszulę, po czym
zdecydowanym ruchem poderwała się i popatrzyła na niego poważnie.
- Wolisz usłyszeć wersję dla prasy, czy…
- Chcę wiedzieć prawdę. Prawdę…
Patrzyła mu w oczy, więc i on spojrzał w jej. Zobaczył w
nich chwytający za serce smutek.
- Hermiona, jeśli chcesz, możesz mnie okłamać, powiedzieć,
że wszystko w porządku, ale ja się nie nabiorę. Zbyt długo jesteśmy
przyjaciółmi, zbyt dobrze cię znam.
Po zaczerwienionych policzkach spłynęły jej łzy. Ponownie
oparła głowę o jego tors i szepnęła:
- Ron ze mną zerwał.
Harry nie wiedział co powiedzieć. Czuł jak krew w nim
buzuje, jak wściekłość na przyjaciela bierze górę nad zdrowym rozsądkiem.
Opanował się jednak i spytał:
- A… Właściwie dlaczego…?
- Całował się z Lavander – szepnęła dziewczyna w jego pierś
i ponownie poczuł na skórze mokre łzy.
Nie wytrzymał.
- Jak to?! – krzyknął, aż zadrżała. – Przepraszam – dodał
znacznie ciszej. – Po prostu nie mogę w to uwierzyć…
- Ja też – powiedziała i podniosła się. Usiadła teraz obok
niego.
Harry bez słowa chwycił jej zimną, delikatną dłoń w swoje
ręce i czekał. Wiedział, że jeśli będzie chciała, sama wyjawi mu resztę.
- Ja… ja ich razem widziałam… - szepnęła po dłużej chwili.
Cztery dni temu. Na Pokątnej.
- Jak to…? To
dlaczego z nim…
- Nie wiem Harry. Nie wiem. Może miałam nadzieję, że to sen,
głupie przewidzenie. Albo chciałam, żeby sam się przyznał. Żeby przyszedł do
mnie i powiedział mi prosto w twarz, że się z nią całował.
- I zrobił to?
- Nie. Po prostu ze mną zerwał. Bez wyjaśnienia, chociaż
powiedział „zachowałem się jak świnia”…
- Może wiedział, że wiesz…
- Wątpię. Pewnie powiedział to nieświadomie, mimowolnie.
- Mówił coś jeszcze…?
- Tak. Że ma nadzieję, że będziemy się dalej przyjaźnić.
Harry wypuścił wolno powietrze i powiedział:
- Zabiję go.
Dłoń Hermiony zadrżała delikatnie w jego ręce, a ona sama
położyła mu głowę na ramieniu.
Zapadła cisza, w której słuchać było tylko spokojny oddech
dziewczyny. Zasnęła.
Harry powoli i ostrożnie ze stołu i przytrzymując
przyjaciółkę ramieniem, tak by się nie przewróciła, wyciągnął pelerynę
niewidkę.
Wziął teraz Hermionę na ręce, jednocześnie zarzucając na
nich jedno z insygniów śmierci i ruszył w stronę drzwi. Nie chciał, by
ktokolwiek widział, co się z nią dzieje, bo on sam jeszcze do końca tego nie
wiedział.
Ruszył teraz w stronę gabinetu dyrektora, chcąc spotkać
profesor McGonnagal. Dotarł do posągu strzegącego przejścia, wychylił lekko
głowę poza pelerynę, rozglądając się wcześniej, czy nikt nie patrzy i
powiedział:
- Hej, to ja. Nie znam hasła. Wpuścisz mnie?
Posąg kiwnął lekko głową i mruknął:
- Hasło to wciąż „Dumbledore”. Właź.
Harry skinął uprzejmie, zdjął z siebie pelerynę i wszedł do
gabinetu z Hermioną na rękach.
Ledwo przekroczył próg, napotkał na sobie spojrzenie
Dumbledora, więc uśmiechnął się lekko i powiedział:
- Dzień dobry panie profesorze. Szukam profesor McGonnagal.
- Harry – odrzekł stary mężczyzna z portretu. – Jak miło cię
widzieć!
Harry pokiwał głową, wciąż trzymając Hermionę i zapytał
ponownie:
- Wie pan może gdzie jest profesor McGonnagal?
- Tutaj, Potter – odpowiedział mu kobiecy głos zza jego
pleców.
Odwrócił się i odetchnął z ulgą.
- Pani profesor – powiedział cicho. – Potrzebuję miejsca, w
którym będę mógł położyć Hermionę.
Rzuciła niespokojne spojrzenie na śpiącą mu w ramionach
postać.
- Co jej się stało? – spytała z troską. – Wygląda bardzo
niewyraźnie…
- Właśnie na tym polega problem, pani profesor, że nie wiem.
I potrzebuje spokojnego miejsca do rozmowy, a jednocześnie też i do wypoczynku.
Ostatnio miała ciężki czas, niech trochę odsapnie…
Dyrektor Hogwartu słuchała go uważnie, patrzyła jednak na
swoją najzdolniejszą uczennicę. Kiedy skończył, westchnęła i zwróciła się do
portretu Dumbledora:
- Panie profesorze…?
- Tak, Minevro – powiedział były dyrektor. – Myślę, że to
najwyższy czas.
Przypatrywali się sobie przez chwilę, po czym McGonnagal
odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi, gestem nakazując Harry’emu to samo.
Wyszedł za nią posłusznie, a ona prowadziła go korytarzami
Hogwartu świadomie i pewnie. Harry zapomniał nakryć siebie i Hermionę peleryna,
więc wszyscy im się przyglądali, zignorował to jednak, starając się dotrzymać
kroku dyrektorce.
Minęli wejście do pokoju wspólnego Gryfonów i wspięli się
schodami jeszcze wyżej.
- Piąte piętro – powiedziała McGonnagal, zatrzymując się gwałtownie
przed jedynymi drzwiami na tym poziomie. – Niżej od wieży Gryffindoru, ale
jednak dość wysoko. Tu są dormitoria prefektów naczelnych.
Harry uniósł brwi w zdumieniu, podczas gdy profesor pchnęła
drzwi i weszła do środka.
- Czy to znaczy…
- Tak, Potter. Panna Granger zostanie prefekt naczelną
Gryffindoru.
Harry wypuścił wolno powietrze.
- A… Pani profesor…? Pani zdaje sobie sprawę, że Hermiona
może nie wrócić do Hogwartu na siódmy rok…?
Spojrzała na niego zdumiona.
- Tak, Potter, dopuszczałam
taką możliwość, jednak uznałam ją za mało prawdopodobną.
- Hermiona nie odnalazła jeszcze rodziców, pani profesor.
Nie wiem, czy będzie chciała wrócić do szkoły nie zrobiwszy tego.
McGonnagal obdarzyła Hermionę zatroskanym spojrzeniem,
jednocześnie przypominając sobie o jej obecności.
- Na Merlina, Potter! Przecież ty ją miałeś gdzieś położyć!
Na pewno ci ciężko!
Harry’emu nagle przemknęła przez głowę straszna myśl – wcale
nie. Przyjaciółka nie ciążyła mu w ramionach. Była lekka… Bardzo lekka. Może
zaczęła się głodzić? To by wyjaśniało, dlaczego zemdlała…
Obiecał sobie, że nakarmi ją czymś porządnym, gdy tylko się
obudzi.
Tymczasem McGonnagal otworzyła już jedne z czworga drzwi
prowadzących do, jak się chwilę później okazało, dormitorium. Ten był w barwach
Gryffindoru i wyglądał niezwykle gustownie i przytulnie.
- Tutaj ją połóż, Potter. Nie będę wam już przeszkadzać,
niech wróci do sił – powiedziała z troską, po czym odwróciła się i podeszła do
wyjścia.
Powoli odłożył więc przyjaciółkę na miękkie posłanie, a kiedy
przykrywał ją troskliwie kołdrą, poczuł na sobie kobiecie spojrzenie.
Zerknął na profesor McGonnagal przez ramię i ujrzał
wzruszenie w jej oczach.
- Zajmij się nią dobrze… Harry…
I wyszła.
A Harry zamarł. Na jego twarz wypłynął pełen czułości
uśmiech.
***
Odzyskała świadomość.
Musiała to przyznać, choć niechętnie, bo czuła się błogo i
spokojnie.
Coś jasnego drażniło jej powieki, było jej ciepło i
przyjemnie. Nozdrza wypełniał rozkoszny zapach bzu.
Otworzyła oczy i usiadła.
Natychmiast zarejestrowała, że na dywanie leży sobie jak
gdyby nigdy nic Harry i patrzy w sufit.
- Harry…? – zapytała niepewnie, a on natychmiast się zerwał
się z podłogi i stanął przy niej z uśmiechem.
- Hermiona! Jak się czujesz?
- Słabo, jeśli mam być szczera… Gdzie jesteśmy?
Przyjaciel roześmiał się i powiedział:
- Cóż, wychodzi na to, że w twoim nowym dormitorium.
Wybałuszyła na niego oczy.
- Byłbym zapomniał – oprzytomniał Harry, a z jego twarzy
spełzł uśmiech, ustępując miejsca trosce. – Hermiono, kiedy ostatni raz coś
jadłaś?
Momentalnie spuściła wzrok, wyłamując sobie palce.
Wiedziała, że to pytanie padnie. Harry na pewno sam przeniósł ją do tego
miejsca… Musiał odczuć, że w kwestii żywienia ostatnio u niej nie najlepiej.
Kucnął przy łóżku, opierając ręce na pościeli.
- Popatrz na mnie – szepnął.
Zacisnęła usta i delikatnie pokręciła głową, dalej patrząc w
swoje dłonie.
- Proszę. Proszę, Hermiono… Popatrz na mnie.
Nie mogła pozostać obojętna na prośbę przyjaciela. Coś w jego głosie kazało jej na niego spojrzeć.
Miał na twarzy wymalowany tak wielki smutek, że poczuła,
jakby jej serce rozpadało się w drobne kawałki.
- Harry… - szepnęła. – Nie bądź smutny, proszę…
- To powiedz mi od kiedy przestałaś jeść. I co cię męczy. Po
prostu zaufaj mi, Hermi…
Chwycił jej dłoń i nie puszczał. Westchnęła.
- Od kiedy zobaczyłam Rona z Lavander. Pięć dni temu.
Harry nabrał dużo powietrza i wypuścił je gwałtownie.
- Stworku! – krzyknął tak niespodziewanie, że Hermiona
podskoczyła.
Natychmiast zmaterializował się obok nich skrzat domowy,
którego Harry odziedziczył po swoim ojcu chrzestnym.
- Harry Potter mnie wzywał? – zapytał, ku zdumieniu
Hermiony, niezwykle radośnie.
- Tak, Stworku. Czy mógłbyś mi tutaj przynieść… Niech
pomyślę – mruknął mierząc przyjaciółkę spojrzeniem. – Dwie kiełbasy… Mięso
jakieś dobre, tylko spory kawałek… Ziemniaki do tego, surówkę, przysmażaną
cebulkę, sok dyniowy… Ach i jeszcze może kurczaka, kurczak zawsze spoko… I
zupę. Pomidorową. I ciasto, duży kawałek... I… Jakieś specjalne zamówienia
Hermiono?
Dziewczyna drgnęła i popatrzyła na Harry’ego nieprzytomnie.
- Zaraz… Czy ty… Zamawiasz to wszystko dla mnie?
- To wszystko, Stworku – odrzekł na to wszystko Harry z
cwanym uśmieszkiem. – Bardzo ci dziękuję. Możesz odejść.
Kiedy skrzat posłusznie się deportował, by chwilę później
pojawić się z ogromną tacą przepełnioną jedzeniem, do Hermiony dotarł prawdziwy
sens jego słów.
- Harry! Co to ma być?
- Koniec głodówki. Huczny. Bardzo.
- Będzie huczny, jak mi huknie pasek od spodni.
- Uwierz mi, biorąc pod uwagę jego aktualny rozmiar – nie zaszkodzi.
- No wiesz?
- To był komplement.
Hermiona westchnęła ciężko i chcąc nie chcąc zaczęła jeść.
Rozglądała się przy tym po pokoju, w którym się znalazła.
Był bardzo gustownie urządzony. Piękne, drewniane drzwi w
kolorze ciemnego brązu idealnie wpasowywały się w pomalowane na żółto i
czerwono ściany dormitorium. Pod oknem stało wielkie, niesamowicie miękkie łoże
z baldachimem, a nad nim wisiała belka z wystruganym napisem „Gryffindor”. Na
lewo od drzwi samym wyglądem kusiło Hermionę stylowe i na pewno stare biurko. Naprzeciw niego stała spora szafa z zamykanymi
drzwiami. „Niczym do Narni” – przemknęło dziewczynie przez głowę i uśmiechnęła
się do własnych myśli.
Brakowało jej tu jeszcze tylko półki na książki, ale to
można w każdej chwili przymocować nad biurkiem…
Zaraz. A właściwie co to za miejsce?
- Harry, a tak właściwie, to gdzie jesteśmy? – zapytał
przełykając kiełbasę. – Bo chyba nie w twoim dormitorium…?
- Oczywiście, że nie – odparł Harry, wesoły do granic
możliwości. – Jesteśmy w twoim dormitorium, kochana.
Zakrztusiła się sokiem dyniowym.
- C-ooo-o? – wydyszała w końcu, odzyskując oddech.
- Niniejszym przedstawiam państwu nową prefekt naczelną
Gryffindoru, pannę Hermionę Granger! – Harry wlazł na krzesło i machał rękoma
jak szaleniec.
Parsknęła śmiechem, odstawiła tacę z jedzeniem, podeszła do
niego i zupełnie nagle i niespodziewanie zepchnęła chłopaka z prowizorycznego
podium.
- No wiesz? – mruknął przyjaciel i z miną cierpiącej
niewinności podniósł się na nogi. –Eeej, a ty gdzie się wybierasz? – zapytał,
widząc, że Hermiona również gramoli się na krzesło.
- Kłaniam się publiczności, kochany – syknęła i zaczęła
zginać się w przód z bardzo cwaną miną.
Harry podszedł do niej, złapał ją w pół i przerzucił sobie
przez ramię.
- Harry, wariacie! – krzyknęła, szamocąc się i machając
rozpaczliwie kończynami. – Puść mnie, ale już!
Ale chłopak miał właśnie nowy, genialny pomysł i wlazł wraz
nią na krzesło.
- Panie i panowie, oto wasza prefekt naczelna! – wrzasnął i
roześmiał się głośno. – Wiesz, Hermiono? Właśnie sobie uświadomiłem, że oni nie
widzą twojej twarzy, tylko…
Ale nie było mu dane zakończyć tej myśli, bowiem krzesło pod
nim pękło nagle i niespodziewanie, a oboje wylądowali na podłodze.
Przez chwilę patrzyli na siebie z zdezorientowaniem w
oczach, a potem Hermiona chwyciła przyjaciela za rękę i powiedziała patrząc mu
w oczy:
- Dziękuję ci Harry.
A potem, nie dając mu szansy na jakąkolwiek reakcję rzuciła
się na niego i zaczęła łaskotać.
________________
Rozdział 1
Ilość stron: 13
Ilość słów: 3709
Cytat: Paulo Coelho
Ilość stron: 13
Ilość słów: 3709
Cytat: Paulo Coelho
Długość rozdziału na prawdę zaskakująca! Podziwiam Cię, ponieważ nie rozczarowałam się wchodząc na tego bloga. Gdy zobaczyłam 'Rozdział 1' pomyślałam, że oczywiście, Hogwart Ekspres, spotkanie Draco i Hermiony tralalala, a tu bum. Zupełnie inne rozpoczęcie, zupełnie coś nowego. Muszę przyznać, że nigdy nie widziałam takiego początku, na prawdę! Czuję, że to będzie ciekawe opowiadanie, dlatego będę tutaj zaglądać regularnie! :)
OdpowiedzUsuńŚmiałam się jak szalona, przy wymianie zdań Malfoya i Granger. No nic, trochę błędów, ale to jak i u mnie, wszędzie się zdarza :) .
P.S
wyłącz weryfikację obrazkową, bo chyba każdego szlag trafi przy dodawaniu komentarzy! :D
pozdrawiam, Zou.
http://hermionyswiat.blogspot.com/
Wyłączyłam :D Też tego nie znoszę ;)
Usuńdzięki za miły komentarz <3
Bardzo fajnie się zaczyna. :)
OdpowiedzUsuńWszystko jest takie realne i prawdopodobne - reakcja Rona, Hermiony, Draco...
Bardzo polubiłam Harrego - jest tutaj bardzo pozytywną osobą, która pomimo walki i strat najbliższych nie pogrążyła się w smutku i poczuciu winy jak to często w takich opowiadaniach bywa ;>
Dodaję do obserwowanych i czekam na następny rozdział ;)
Fajnie, że mi się udało, szczerze mówiąc zrobiłam dużo przeróbek rozmowy Miony i Rona, ciągle jakoś sztucznie wychodziło ;)
UsuńDziękuję :*
Hej, wpadłam na twojego bloga przypadkiem, ale jak zobaczyłam szablon i Dramione, i ten tytuł (Im)possible musiałam tu zabawić na dłużej :D.
OdpowiedzUsuńMuszę cię bardzo pochwalić za prolog, jest to jeden z najlepszych jakie czytałam. Niby taki krótki, kilka zdań, pisany jak wiersz (a mnie wiersze męczą, kocham prozę <333), ale jednocześnie taki urokliwy, tajemniczy, kurczę naprawdę fajnie to ci wyszło :D.
Rozdział pierwszy- dłuuugi, i bardzo dobrze :D. Jestem zwolenniczką porządnych, długich rozdziałów, a to w blogsferze teraz coraz większa rzadkość.
Mam pytanie- czy to będzie opowiadanie Dramione (to akurat wiadomo :D) z wstawkami Harmony? Bo zgaduje, że rezygnujesz z Ronmione (i bardzo dobrze, nie wiem jak J.K.Rowling mogła taka bardzo zniszczyć Hermi życie i ją z Ronem sparować... Pomysł tak głupi jak Harry i Ginny, Draco z jakąś nieznaną laską i Neville z Hanną Abbott -,-). Byłoby świetnie, bo jestem psycho fanką obu tych par, a trójkąt to chyba spełnienie mych najpiękniejszych snów <333.
A teraz co do rozdziału- Ron to świnia, ale to wiemy wszyscy, mam nadzieję, że Harry i Draco złączą siły i go pobiją hahaha... Lubię jak się w opowiadaniach leją o dziewczynę haha... Fajnie ukazałaś Draco i Harry' ego- tak jak ja sobie ich zawsze wyobrażałam. Ten pierwszy bardzo wrażliwy, szarmancki i wgl, tylko się ukrywa pod taką skorupą nieporuszonego palanta <333. A Harry z dystansem, huncwocki, wesoły i po prostu sympatyczny :D.
Dalej- masz bardzo dobry styl, tekst był długi, ale nie wniosłaś nawet nutki nudy. Byłam cała zgarbiona, kompletnie milimetr od monitora i czytałam, czytałam i czytałam... Szlag mnie trafił jak mnie zawołano na kolację hahaha...
No nic, czekam na nowy rozdział, mam nadzieję, że będzie ta bójka haha...
Zapraszam też do siebie, mam co prawda blog o Erze Huncwotów, inne pokolenie niż twoje, ale może akurat ci się spodoba: http://hogwart-z-tamtych-lat.blogspot.com
nie, nie, nie. Harmony nie będzie. Ja ich kocham, ale jako przyjaciół. To jeden z moich ulubionych wątków w całej serii - ta ich przyjaźń, na dobre i na złe <3 I bardzo chcę to kontynuować w moim fanfiction :)
UsuńBardzo ci dziękuję za tak miły komentarz, jejku *.* Wszyscy jesteście super! <3
Gratuluję, zostałaś nominowana do Liebster Award! :)
OdpowiedzUsuńSzczegóły na: http://dramione-card-nubila.blogspot.com/2013/09/liebster-award.html
Baardzo Ci dziękuję :D
Usuńciekawe rozpoczęcie, od samego początku coś się dzieje i bardzo dobrze; podoba mi się ogromnie relacja Harry'ego i Hermiony - prawdziwi przyjaciele; podejrzewam też, że twoja historia będzie działa się w Hogwarcie, może Malfoy zostanie drugim prefektem? choć byłoby to bardzo przewidywalne i może nas zaskoczysz
OdpowiedzUsuńMalfoy drugim prefektem... poniekąd, pośrednio... Pożyjecie, zobaczycie ;)
UsuńDzięki za tak miły komentarz <3
Jeeej, dzięki!
OdpowiedzUsuńJest mi bardzo miło :)
Świetnie się zapowiada.Trafiłam na tego bloga całkiem przypadkiem i na pewno zostanę bo zapowiada się bardzo ciekawie ;) Jak ja bym chciała takiego przyjaciela jak Harry , świetnie to opisałaś *,*. Świetny szablon ci wyszedł na prawdę ;3 . + bardzo jest to miłe,że odpowiadasz na komentarze twoich fanów.Dla mnie to bardzo cenne bo jesteś 2 osobą która odpowiada każdemu.Życzę weny / Sandraaa ;3
OdpowiedzUsuńJa marzę o takim przyjacielu jak Harry... A skoro takiego nie mam, to niech ma go moja ulubiona bohaterka! I mogę teraz opisać to tak, ja sama bym chciała, zeby kiedyś było :D
UsuńAch, szablon to nie ja zrobiłam, skądże ;) Nie potrafię, więc pobrałam z Szablonowni :D
Lubię odpowiadać na komentarze, uważam to za obowiązkową część pisania bloga. I dopóki nie będzie ich ty 50 (a to niemożliwe xD) to będę dalej na wszystkie odpowiadać! <3
Muszę przyznać że zaczyna się naprawdę ciekawie.
OdpowiedzUsuńTo zerwanie Hermiony i Rona na samym początku.
Weasley zachował się troche jak drań i nie będę ukrywać że nigdy go nie lubiłam.
Podoba mi się też sama postawa Harry'ego.
Widać że dobry przyjaciel z niego i w razie problemów można sie na nim oprzeć.
Warto mieć kogos takiego przy sobie w trudnych chwilach.
Podobała mi sie jego ogólna postawa do sytuacji,
No i oczywiście na końcu mój ulubieniec Malfoy!
To naprawdę wspaniale jak go pokazałaś.
Wcale nie osłodziłaś, nie pokazałaś już na początku jego wielkiej przemiany ani nic takiego.
To właśnie jest bardzo ważne.
Jedyne co to mogę się przyczepić że za mało opisów uczuć.
Zawsze zwracam na to dużą uwagę, gdyż lubię wczuć się w dana postać czytając.
Co czuje, co ma na sobie, co myśli.
Wiem, że to trudne i często się pomija, ale sama się przekonałam jak bardzo ważne dla czytelnika!
Warto nad tym popracować.
Po za tym żadnych innych uwag nie mam.
Przede wszystkim oryginalność, która jest bardzo ważna, a u Ciebie ją znajduje!
pozdrawiam serdecznie!
P.S.
Warto wiedzieć z której szabloniarni pobierasz.
W regulaminie autroki zwykle życzą sobie żeby je powiadamiać i wklejać linka, gdyż jeśli tego nie zrobisz mogą potem oskarżyć o kradzież szablonu. Ostrzegam gdyż sama kiedyś omyłkowo zrobiłam ten błąd.
[http://pokochac-lotra.blogspot.com]
Button do szabloniarni miałam wklejony, być może nie zauwazyłaś ;) Ale dzięki za radę, umieśliłam go w bardziej widocznym miejscu.
UsuńTak, cieszę się, że to zauważyłaś - mam problem z opisywaniem uczuć. Bardzo, bardzo duży, ponieważ jedną z rzeczy, które wychodzą mi najlepiej, są dialogii. Pisząc je bardzo się zapędzam, chcę, by akcja była wartka i szybka i "zapominam" o uczuciach. To mój błąd, dziękuję za zwrócenie uwagi, będę na to uważać teraz, kiedy kończę już rozdział drugi.
Co do Draco, to mam nadzieję, że nie przesadziłam w drugą stronę ;) Bo czytuję czasem Dramione, w których Malfoy jest zły aż do przesady, a jednocześnie bardzo sztuczny. A potem jego przemiana następuje z rozdziału na rozdzial. Chcę tego uniknać, stworzyć jakiś dłuższy proces, bo przecież niezwykle ciężko zmienić się z dnia na dzień ;)
Dzięki za rady, to dla mnie naprawdę ważne :D
O mój Boże !!
OdpowiedzUsuńJak żeś to zrobiła, że taki długi ? o.o . xd
Ale mniejsza xd
Hmm... szczerze mówiąc, jest to oryginalny rozdział :)
Nigdy nie czytałam jeszcze nawet w 1% podobnego do tego ;D
Haha ! Harry i Hermiona - mała sprzeczka ! xd
Zaczęłam się śmiać, przy tej scenie z tym krzesłem xd!
Pozdrawiam!
Kaja
Lecę dalej czytać! :D
Napisalam dlugi rozdzial ale sie usunal ;-;
OdpowiedzUsuńTo w skrocie :3
Genialnie piszesz! Masz talent!
*.*
Rona nigdy nie lubilam;3
Harry to orawdziwy przyjaciel <3
Draco i Herm jak zwykle mile dialogi xD
"Kurczak zawsze spoko"
Leze i nie wstaje xD HAHAHA<3
Lece dalej :>
Pozdrawiam
Dramione-milosc-przez-glupote.blogspot.com
Hej :)
OdpowiedzUsuńRozdział długi co bardzo mnie cieszy, zaskoczyłaś mnie też tym, że zaczęłaś całkowicie inaczej niż większość autorek. Brawo! Lubię to :P
Zachowanie Harry'ego jak nie jego, kolejne zdziwienie. Widać, że chłopak dorósł. O Ronaldzie się nie wypowiem, bo nie przepadam za nim.
Pozdrawiam i weny życę ;)
Ciekawe.... interesujące... fajne.... dobrze napisane... bezbłędne.... oblędne.... świetne... EXTRA ! :D Lecę dalej :*
OdpowiedzUsuń~Mudblood