"Look at all the hate they keep on showin
I don’t wanna see that
Look at all the stones they keep on throwin
I don’t wanna feel that"
Hermiona zamrugała leniwie powiekami. Obraz przed jej oczami
był zamazany i dziwnie odległy. Ziewnęła przeciągle, podniosła głowę z poduszki
i zmusiła się do podniesienia się do pozycji siedzącej.
Momentalnie wrzasnęła ze zgrozy i zasłoniła sobie usta ręką,
gdy zorientowała się, że wcale nie jest w swoim przytulnym pokoju we wspólnym
mieszkaniu prefektów naczelnych i wcale nie leży na miękkiej poduszce,
przykryta ciepłą kołdrą. Posłaniem okazała się noga długowłosej blondynki, a
sypialnią, o zgrozo, Wielka Sala, przepełniona uczniami i profesorami,
przybyłymi na śniadanie. Szybko zarejestrowała również, że po przeciwnej
stronie śpią sobie w najlepsze dwaj Ślizgoni, ona zaś siedzi wraz z Ellie przy
stole należącym do Slytherinu, a cała społeczność Hogwartu wbija w nich
zaciekawione spojrzenie. Otworzyła usta w niemym przerażeniu i szturchnęła
brutalnie swą towarzyszkę.
- Spadaj tato, jest niedziela – usłyszała w odpowiedzi, więc
wbiła jej łokieć między żebra. – Ał. Daj się człowiekowi wyspać – niezadowolona
blondynka podniosła leniwie głowę z talerza. – Hermiona? To ty? A gdzie…
Gryfonka posłała jej dramatyczne spojrzenie, więc Ellie
zmusiła swój mózg do działania i obejrzała się za siebie.
- Tak – Hermiona starała się na szybko poprawić rozczochraną
fryzurę, po czym jej spojrzenie padło na Ellie, a raczej jej ubiór i aż z
przerażenia otworzyła usta.
Zdezorientowana przyjaciółka powiodła za jej wzrokiem i
znieruchomiała. Po chwili podniosła spojrzenie na Hermionę, a jej twarz
wyrażała autentyczną panikę.
- Czy ja…? – zawiesiła głos, bojąc się dokończyć pytanie.
- Tak – potwierdziła ze współczuciem Hermiona i kontrolnie
omiotła spojrzeniem własny ubiór i zmartwiała, zdając sobie sprawę, że wygląda
równie osobliwie i kompromitująco jak przyjaciółka.
Popatrzyły na siebie, spanikowane, a po chwili ich wzrok
powędrował w stronę śpiących naprzeciwko Ślizgonów. Blaise spał z otwartymi
ustami, opierając głowę na pustym kubku od herbaty, a Draco leżał na jego
ramieniu, blady i z podkrążonymi oczami. Ich ubrania były wymięte i założone
tak samo chaotycznie i nieszczęśliwie, jak u dziewcząt.
- Stara… - jęknęła Ellie, chwytając się za czoło. – Co myśmy
robiły w nocy?
- Mam lepsze pytanie – Hermiona patrzyła z przerażeniem na
chrapiącego Zabiniego. – Co myśmy robiły z nimi? Przy stole Slytherinu?
- Chodźmy stąd – zaproponowała natychmiast Ellie, próbując
się podnieść.
- Teraz? – zagasiła ją natychmiast Hermiona. – Zgłupiałaś?
Mamy tak przejść przez całą Wielką Salę?
Krukonka opadła spowrotem na ławkę i jęknęła cicho.
- To czekamy, aż sobie pójdą? – zapytała, drapiąc się w
głowę.
- I tak już mamy przechlapane – podsumowała trafnie
Hermiona, wpatrując się w podłogę i wyłamując sobie palce.
- Łeb mi pęka – powiedziała blondynka, patrząc z
obrzydzeniem na jedzenie, leżące na stole. – Chyba mam kaca.
Hermiona już chciała mruknąć coś w stylu: „Taa…” ale
przerwał jej odgłos donośnego ziewania i charakterystycznego mlaśnięca ustami i
po chwili wzrok zaspanego Blaise’a Zabiniego spoczął na jej skromnej osobie.
Spojrzał na nią zdumiony i podniósł głowę, a na jego brodzie pojawił się
czerwony odcisk, spowodowany przez kubek, na którym ów Ślizgon uciął sobie
przyjemną drzemkę. Hermiona zacisnęła usta i poruszyła trzy razy gałkami
ocznymi w lewo, dając mu do zrozumienia, że ma tam spojrzeć. Uczynił to
posłusznie i rozszerzył oczy w przerażeniu, wzdrygając się niekontrolowanie,
tym samym zrzucając ze swojego ramienia śpiącego przyjaciela.
- Co jest? – zdenerwował się od razu blondyn, którego głowa
niebezpiecznie poleciała w dół, niezdatna do utrzymania pionu. – Osz ty –
jęknął, rozmasowując sobie kark i podniósł wzrok. – Przesadziłeś, Diable.
- Tym razem to nie ja – oburzył się Blaise.
- Jasne. Może sam sobie dosypałem coś do ognistej? – zapytał
ironicznie Draco, przejeżdżając dłonią po włosach.
- Nikt nic ci nie dosypał do whisky, Smoczku – wytłumaczył
mu cierpliwie Zabini, rozglądając się dyskretnie. Niestety tylko utwierdził się
w przekonaniu, że Wielka Sala podgląda ich ciekawie, a pozostali Ślizgoni
odsunęli się na drugi skraj stołu, najwyraźniej obawiając się o zdrowie
psychiczne dwóch uczniów ze swojego domu.
- No jasne, no bo przecież to, że spałem przy stole
Slytherinu, obok siedzi Granger z Ellie, ty masz czerwone kółko na brodzie,
Ślizgoni zamiast pędzić po mój autograf, uciekają, a zarówno ty, jak i Granger
i Ellie jesteście ubrani w stroje żywcem wyjęte z tych durnych mugolskich
magazynów, które nazywają modą, to zupełna norma. Dzień jak co dzień.
Ellie oparła łokcie na stole i pochyliła się nad kuzynem z
groźną miną.
- Spójrz na siebie – poradziła ze sztuczną uprzejmością,
niemal zgrzytając zębami.
Zmarszczył brwi i posłał Blaise’owi pytające spojrzenie. Ten
tylko pokiwał głową, więc blondyn obrzucił swoje ciało kontrolnym spojrzeniem i
natychmiast wykrzywił twarz w niedowierzaniu i przerażeniu.
- Wy widzicie to, co ja? – zapytał zaniepokojony.
- Tak – potwierdzili jednocześnie Ellie i Blaise. Hermiona
natomiast postanowiła, że będzie ignorować Ślizgona.
- Cholera. Czyli to nie prochy – stwierdził gorzko Draco,
chowając twarz w dłoniach.
- Zaraz sobie pójdą – pocieszył go Blaise, mając na myśli
oczywiście społeczność Hogwartu. – Chyba większość śniadania przespaliśmy.
Malfoy odjął dłonie od twarzy i spojrzał na przyjaciela ze
złością.
- Super – warknął gorzko.
Tak, jak zauważył słusznie Zabini, uczniowie szybko się
rozeszli, pozostawiając na stole brudne talerze, puste półmiski i czwórkę całkowicie rozbitych, zmęczonych,
zaspanych i nieprzytomnych siedmiorocznych.
Ellie popatrzyła na kuzyna i Blaise’a, zajętych kłótnią o
to, który z nich jest winien całej sytuacji i szepnęła przyjaciółce:
- Chodźmy. Poprośmy Stworka o coś do jedzenia i jedźmy już…
Chcę to mieć za sobą.
- Dobrze – odpowiedziała również szeptem Hermiona, po czym
obie dyskretnie wstały i wyszły z Wielkiej Sali.
***
Ginny wchodziła właśnie na śniadanie, nieszczęśliwa, że
przez zbyt długie spanie zostało jej jedynie dwadzieścia minut na konsumpcję.
Zdała sobie sprawę z tego, że może już nie złapać Hermiony, ale z perspektywy
czasu nie była pewna, czy powinna powiedzieć przyjaciółce o wszystkich obawach,
uczuciach i emocjach zrodzonych przez pewnego Gryfona, który ostatnio
zdecydowanie za dużo czasu spędzał z pewną Gryfonką.
- Ginny! – zawołał Harry, gdy przekroczyła próg Wielkiej
Sali, więc posłusznie zatrzymała się i spojrzała na niego przez ramię.
- Co? – zapytała, gdy dobiegł do niej, starając się, by
zabrzmiało to wesoło i aż się zdziwiła, że potrafi tak świetnie udawać.
- Wczoraj… - zaczął niepewnie, poprawiając osuwające się na
czubek nosa okulary.
Ginny zamarła w pół kroku, przełykając nerwowo ślinę, a
Harry kontynuował:
- Byłaś wieczorem w pokoju wspólnym… - zatrzymał się naprzeciw
niej. Stała tyłem do większości Wielkiej Sali, wyłączając stół Slytherinu, na
który miała idealny widok.
- Byłam – potwierdziła zrezygnowana, unikając go spojrzeniem
i z konieczności skacząc wzrokiem po Ślizgonach.
- Pójdziesz dziś ze mną polatać? – zapytał, zmieniając temat
i Ginny odważyła się na niego popatrzeć. Był zagubiony, niepewny i
zdezorientowany. Jak ona.
- Jasne – uśmiechnęła się szeroko.
- Potem chcę zrobić trening – dodał, oddając uśmiech, a w
oczach zabłysły mu iskry. – I potrzebuję twojej pomocy.
- Nowa strategia? – zapytała, zakładając za ucho kosmyk, który
nieprzerwanie wpadał jej do oczu.
- Chcę wygrać ten pierwszy mecz – wzruszył ramionami i
włożył ręce do kieszeni.
- A z kim gramy? – chciała wiedzieć, przekrzywiając głowę i
marszcząc brwi.
- Z Puchonami.
- Mają teraz niezłego szukającego – zauważyła Ginny. – Wcale
nie będzie łatwo.
Harry obdarzył ją najpiękniejszym ze swoich uśmiechów, od
których niegdyś miękło jej serce. Kiedy przestało…?
- Uwielbiam z tobą rozmawiać o quidditchu – powiedział. –
Traktujesz wszystkie drużyny na równi. Gdybym powiedział Ronowi, że gramy z
Hufflepuffem, pewnie stwierdziłby, że wygraną mamy w kieszeni.
- Trzeba doceniać przeciwnika – wzruszyła ramionami Ginny i
wtedy zarejestrowała dziwny ruch przy stole Slytherinu. Zmrużyła oczy i w
absolutnym przerażeniu rozpoznała Hermionę.
Wyglądała dość osobliwie, ale była zbyt daleko, by można
było dokładnie sprecyzować, na czym konkretnie owa osobliwość polegała. Nie
mniej jednak Hermiona Granger bez dwóch zdań miała za sobą ciężką noc.
Ginny była bowiem pewna, że jej przyjaciółka nigdy,
przenigdy, nie usiadłaby przy stole Slytherinu z własnej woli, a już na pewno
nie naprzeciw swojego wieloletniego prześladowcy, pewnego chamskiego,
narcystycznego i zadufanego w sobie Ślizgona.
- Harry – jęknęła słabo i chwyciła się za czoło.
- Co się stało? – przestraszył się chłopak. – Źle się
czujesz?
- Nie… – pokręciła głową i machnęła ręką w bliżej
nieokreślonym geście. – Hermiona…
- Co z nią? – zaniepokoił się Harry.
- Nic – Ginny pokręciła głową, przerażona i zamknęła oczy. –
Siedzi.
- Co? – Harry przyglądał się jej jak okazowi, który uciekł z
mugolskiego zoo i hasał właśnie po ulicach Londynu przebrany za babcię
Neville’a. – W sensie je śniadanie?
- Nie…
- To co robi? – zapytał Harry, zbity z tropu i lekko
zirytowany.
- Mam zwidy – powiedziała nagle Ginny, pacnęła się w czoło i
zamknęła oczy. – Po prostu mam zwidy. To z niewyspania. Tak.
- Odprowadzić cię do dormitorium? – zapytał Harry
troskliwie.
- Nie, poradzę sobie – zapewniła go Ginny, jak przystało na
kobietę silną i niezależną. – Zjedz śniadanie.
- Zajdziemy do kuchni, a Stworek nam przyniesie co nieco do
pokoju wspólnego – wzruszył ramionami Harry, a ponieważ była głodna i miała
ochotę jeszcze z nim pogawędzić, po chwili oboje powolnym krokiem skierowali
się do wieży Gryffindoru, zahaczając po drodze o Bibliotekę i zatrzymując się
co jakiś czas, by z kimś porozmawiać. W ferworze toczących się rozmów o
quidditchu, pogodzie, pierwszorocznych, prefektach, Slughornie, McGonagall i
Magicznych Dowcipach Wesleyów, nie zauważyli dwóch dziewczyn, przemykających
szybko korytarzem. Blondwłosa Krukonka i prefekt naczelna Hogwartu w swoich
osobliwych strojach zmierzały właśnie do kuchni i starały się wtopić w ściany,
by uniknąć ciekawskich spojrzeń.
***
- Jakim cudem udało ci się załatwić z McGonagall
teleportację przez kominek? – zapytała z niezrozumieniem Ellie, otrzepując się
z sadzy.
- Nie prosiłam jej o pozwolenie – mruknęła Hermiona,
wzruszając ramionami. Na widok zdezorientowanego spojrzenia przyjaciółki,
przewróciła oczyma i dodała: - Złamałam zaklęcie zabezpieczające. W salonie
prefektów jest znacznie słabsze, niż w zwykłych pokojach wspólnych.
- Wszystko jasne – uśmiechnęła się Ellie. – A gdzie jesteśmy
właściwie? – spytała, rozglądając się po gustownie urządzonym salonie.
Przed kominkiem stała kremowa sofa, a przed nią leżał duży, kremowy
i miękki dywan, na którym właśnie stały. Gdy Ellie spojrzała w prawo, ujrzała
schody, pod którymi właściciele domu trzymali w równych, gustownych półeczkach
płyty z muzyką i filmami. Nieopodal stała natomiast wieża, a obok kominka i
telewizor. Zapewne mieszkali tu mugole. Cały dom utrzymany był w ciepłych, gustownych,
nierzucających się w oczy barwach. Po ich lewej stronie znajdowała się wykonana
z ciemnego drewna komoda. Ellie dojrzała na niej zdjęcia przedstawiające dwójkę
dorosłych ludzi w różnych sytuacjach, gdy jednak bliżej się przyjrzała,
odkryła, że czegoś na nich brakuje. Zupełnie, jakby ktoś wymazał jakąś postać z
fotografii. Otworzyła szeroko oczy, przerzuciła spojrzenie na wyraźnie
zasmuconą Hermionę i już wszystko wiedziała.
- Znajdziesz ich – szepnęła, podchodząc do przyjaciółki i
przytulając ją mocno.
- Tęsknię za nimi. Cholernie za nimi tęsknię – Hermiona
zacisnęła ręce na materiale jej bluzy, oddając uścisk.
- Wakacje będą za mniej, niż ci się wydaje – powiedziała
Ellie, odsuwając się od Hermiony i uśmiechając się pokrzepiająco. – A wtedy
pojadę razem z tobą. Razem ich znajdziemy.
Hermiona oddała uśmiech. Nie musiała nic mówić. Ellie
doskonale wiedziała, jak ważna była dla niej jej propozycja.
- Chodź – zaproponowała Gryfonka. – Pokażę ci mój pokój i to
z niego się teleportujemy.
***
- Cholera, Zabini! – zawołał Draco, dobijając się do
łazienki. Nie był w najlepszym nastroju. – Wyłaź! To moja łazienka!
- Nie twoja, tylko wszystkich prefektów! – odkrzyknął
Blaise, a Draco ze zgrozą dosłyszał zza zamkniętych drzwi dźwięk swojej, co tu
dużo gadać - mugolskiej maszynki do golenia. – To moje, idioto! Nie ruszaj!
- Ale z ciebie kumpel – mruknął zniesmaczony Blaise i
otworzył wreszcie drzwi.
- Takie teksty nigdy mnie nie ruszały – powiedział Draco,
unosząc brew pogardliwie. – Powinieneś o tym wiedzieć.
Blaise przytaknął leniwie głową i wskoczył z rozmachem na
sofę.
- O stary… - uśmiechnął się z rozmarzeniem. – Taka chata to raj!
- Mogłeś tu mieszkać – wytknął mu Draco, zamykając drzwi od
łazienki i po chwili zapadając się w wygodny fotel, stojący obok kanapy.
- Za jaką cenę? – oburzył się Zabini. – W życiu bym się nie
dał wrobić w naczelnego!
- No to teraz mieszkaj sobie stary w swojej ślizgońskiej
klitce – Malfoy uśmiechnął się wrednie. – Chyba nie jest ci tam tak źle? Całe
dormitorium dla ciebie…
- Na początku było fajnie, ale mi się znudziło – westchnął
teatralnie Zabini, wpatrując się w sufit. – Jestem bardzo społeczną osobą,
Draco.
- Aż za – mruknął Malfoy.
- Właśnie, a gdzie Ellie i Hermiona? – zaciekawił się Blaise,
przerzucając spojrzenie na przyjaciela.
- Co cię Granger obchodzi? – wkurzył się od razu Draco.
- Lubię ją przecież – wzruszył ramionami Zabini. – Jest
naprawdę spoko. Mógłbyś się z nią pogodzić.
- Zamknij się, Diable – poradził przyjacielowi Malfoy, rzucając
mu jedno ze swych słynnych mroźnych spojrzeń.
- No to chociaż przestań ją obrażać – Blaise spoważniał i
popatrzył na Draco z dziwnym, jakby smutnym, wyrazem twarzy. – Ona nie
zasługuje na takie poniżenie, Smoku.
- Jest szlamą! – warknął Draco.
- Szlamą… - powtórzył Blaise i pokręcił głową. – Nie, Draco.
Ona jest młodą, piękną, utalentowaną czarownicą.
- Nazywasz ją czarownicą? – Malfoy prychnął z pogardą. – Nie
jest godna. To zwykły mugol, obdarzony jakąś tam mocą magiczną.
- Jest najzdolniejszą czarownicą… - zaczął spokojnie Blaise,
ale jego źrenice niebezpiecznie się zwęziły.
- … od czasów Roweny Ravenclaw – dokończył Malfoy,
wywracając oczami. – Proszę cię, po prostu wykuła zaklęcia.
- Nie mam zamiaru się z tobą kłócić, Draco – powiedział
Zabini, wstając. – Ale powiem ci jedno – dodał, kierując się w stronę drzwi. –
Stajesz się coraz bardziej podobny do ojca. Zastanów się, co robisz – nacisnął
klamkę i popchnął drzwi. Zatrzymał się jednak na progu i nie odwracając mruknął
ledwie dosłyszalnie - Tak długo się przed tym broniłeś, Draco. Brzydziłeś się
tym. A teraz robisz dokładnie to samo?
I wyszedł, zostawiając przyjaciela w stanie całkowitego zdezorientowania.
Słowa Zabiniego zaparły mu dech w piersiach. Przed oczami przeleciały mu
wszystkie chwile, kiedy obiecywał sobie, że nigdy nie będzie jak ojciec, w tle
słysząc jego wrzaski i płacz matki, bądź innych przypadkowych ofiar.
Westchnął, odzyskując oddech, pokręcił głową, a jego serce
ponownie pompowało krew w prawidłowym rytmie.
Przecież to, co on robi, jest zupełnie inne, od postępowania
Lucjusza.
Wierzył w to.
Ale już dawno się przekonał, że to, w co zwykle wierzy,
okazuje się bezsensowne.
***
Wylądowały na wąskiej, stromej ścieżce, prowadzącej do
cmentarzyska na szczycie skalistego wzgórza. Miejsce wydawało się Hermionie
niezwykle ponure i przerażające, ale przecież jak miałoby wyglądać miejsce
pochówku Bellatrix Lestrange?
Gdy teleportowały się z domu państwa Granger, na zewnątrz
świeciło słońce, a dzień był ciepły i pogodny, dokładnie taki, jakiego oczekuje
się w pierwszych dniach października. Natomiast tu wydawało się, że czas stanął
w miejscu któregoś listopadowego, pochmurnego i ponurego wieczoru.
W milczeniu ruszyły w górę, a drzewa i krzewy odprowadzały
je szumem i szelestem, który wydawał się złowrogi i przygnębiający. Hermiona
przełknęła nerwowo ślinę, bojąc się wydać jakikolwiek głośniejszy dźwięk, by
nie wypłoszyć z lasu niechcianych stworzeń.
- To tu – powiedziała Ellie, zatrzymując się przed stojącym
samotnie nagrobkiem na samym skraju cmentarza.
Hermiona podeszła do niej i poczuła, że nie może złapać
oddechu.
„Bellatrix Lestrange”, głosił koślawy, niestaranny napis na
zwykłym, szarym kamieniu. Oto jak skończyła fanatyczka Voldemorta, oto jaki los
spotkał najwierniejszego Śmierciożercę w szeregach Czarnego Pana. Ubogi i byle
jaki pochówek na zapomnianym przez ludzi cmentarzu. Położyła przyjaciółce dłoń
na ramieniu i wycofała się dyskretnie, ruszając w górę, na sam szczyt.
Wiedziała, że Ellie woli teraz zostać teraz sama. Zaczęła rozglądać się bez
celu po nagrobkach, a kiedy wreszcie stanęła przy tym położonym najwyżej,
zamarła, nie wierząc własnym oczom.
***
Była wdzięczna Hermione, że odeszła od niej na chwilę.
Przykucnęła przed grobem i zapatrzyła się w niego z powagą.
- Ostatni raz tak blisko ciebie byłam siedemnaście lat temu
– powiedziała cicho i zacisnęła powieki. – Brakuje mi ciebie. Zawsze za tobą
tęskniłam – spod zamkniętych oczu popłynęły łzy. – Wszystkim mówiłam, że cię
nienawidzę– otworzyła wilgotne powieki, a kolejna kropla spłynęła jej policzku.
- A tak naprawdę bardzo cię kocham.
Zerwał się silny wiatr. Osuszył jej twarz, mokrą od łez,
wymył ostatnie krople z kącików oczu i zabrał też kawałek jej życia. Sięgnęła
po różdżkę i wyczarowała mały bukiet polnych kwiatów. Nie chciała zostawiać tu
róży, czy innej wystawnej rośliny, kojarzącej się z wyniosłością i elegancją.
Pragnęła zostawić matce kawałek swojego dzieciństwa, a ono kojarzyło jej się
przede wszystkim z polnymi kwiatami, zbieranymi wraz z Blaisem i Draco dla cioci
Andromedy, w podziękowaniu za gościnę, opiekę, obiady i dyskrecję.
Popatrzyła w prawo. Hermiona schodziła już z góry, a na jej
twarzy malowało się dziwne rozbicie. Ellie wstała i rzuciła ostatnie spojrzenie
na grób swojej matki. Wiedziała, że już tu nie wróci, ale dlaczego wciąż nie
czuła się wolna?
- Wybaczam ci – szepnęła nagle, nieświadomie i po chwili
zdała sobie sprawę, że jej słowa nie płynęły z ust. Płynęły z serca.
Kiedy opuszczały stary, zapomniany cmentarz na niewielkiej,
zimnej wyspie, Ellie po raz pierwszy poczuła się lekka, szczęśliwa i wolna.
A to słowo nabrało dla niej zupełnie nowego znaczenia.
***
Znalazły się w jednym z parków nieopodal domu Hermiony.
- Lepiej? – zapytała Gryfonka, postanawiając na razie sprawę
nagrobka ze znajomym nazwiskiem na później.
- Cudownie jest! – zawołała, rozłożyła ramiona i pobiegła z
górki na zieloną trawę. Hermiona roześmiała się i pognała za przyjaciółką.
Dobiegła do niej, chwyciła za dłonie i zaczęły wspólnie wirować wokół własnej
osi, piszcząc przy tym i chichocząc. Ellie potknęła się o nogę Hermiony i
przewróciły się na trawę.
Leżały obok siebie i wpatrywały się w błękitne, przetkane
nielicznymi, białymi chmurkami niebo. Październikowe słońce rozjaśniało im
włosy i nadawało blasku oczom.
- Oddychamy wolnością – powiedziała Ellie, nabierając dużo
powietrza i zachłystując się nim z radością. – Czujesz?
- Lepiej wstawajmy – parsknęła śmiechem Hermiona, podnosząc
się na łokciach i spoglądając na przyjaciółkę wesoło. – Bo się zaczną o nas
martwić.
- Och, chyba o ciebie – roześmiała się Ellie, wystawiając
twarz do słońca. – Mną interesuje się tylko Draco, a przecież ma kaca.
- Jak my – uśmiechnęła się Hermiona i ponownie położyła się
na ziemi.
- Właśnie – Ellie oprzytomniała i przechyliła głowę i
popatrzyła na przyjaciółkę podejrzliwie. – Co zrobiłaś, że nam przeszło?
- Kac? – upewniła się Gryfonka, a widząc, że przyjaciółka
kiwa głową, wzruszyła obojętnie ramionami. – Nie przeszło nam.
- Jak to? – Ellie zmarszczyła brwi.
- To tylko maskujący eliksir – wyjaśniła pogodnie Hermiona,
ale jej mózg zaczął pracować w ten specyficzny, osobliwy sposób, jak zawsze,
gdy mówiła o nauce. – Nie odczuwasz skutków nadmiernego spożycia alkoholu.
Niestety przechodzi już po czterech godzinach. Dodałam za mało igieł
stworozwierza, no i tak wyszło…
- Czekaj… - Ellie aż usiadła z wrażenia. – Sama stworzyłaś
recepturę na ten eliksir?
- Och… No tak – zmieszała się Hermiona i wbiła wzrok w
najbliższe drzewo.
- Stara! Jak ty to zrobiłaś? – podekscytowała się Krukonka.
Hermiona ponownie wzruszyła ramionami, ale uśmiechnęła się
lekko i spojrzała na przyjaciółkę wesoło.
- Wracamy? – zapytała dziarsko, wstając na równe nogi.
Ellie skrzywiła się, ale stanęła obok przyjaciółki i obie
teleportowały się do domu Hermiony, by ponownie użyć proszku Fiuu i znaleźć się
w ukochanym, bezpiecznym Hogwarcie.
***
Malfoy siedział właśnie na sofie i rozmyślał o whisky, gdy z
pokoju opisanego „Hufflepuff” wyszedł pewien wysoki chłopak. Zdumiony do granic
możliwości Draco obdarzył go zdezorientowanym spojrzeniem, na co Puchon
wzruszył obojętnie ramionami i powiedział bezbarwnie:
- McGonagall kazała przekazać, że zaraz po kolacji jest
zebranie prefektów naczelnych.
Malfoy nie wysilił się, by skomentować tego nieoczekiwanego
newsa. Pokiwał tylko głową i ledwo powstrzymał się przed skinieniem na prefekta
naczelnego Hufflepuffu ręką z łaskawym: „możesz odejść” w tle. Niestety, ku
jego stuprocentowemu niezadowoleniu, Ernie nie tylko nie wrócił do swojego
dormitorium, po za którym Malfoy nigdy go nie widział, ale nawet usiadł z
cichym westchnieniem na fotelu obok.
Malfoy zmierzył go zniesmaczonym spojrzeniem, na co Puchon
wzruszył ramionami i leniwym ruchem przywołał alkohol z barku. Draco rzucił
odruchowe spojrzenie na whisky, którą wybrał Ernie i pokiwał z uznaniem głową.
- Dobry wybór – mruknął mimowolnie i ugryzł się w język. Nie
będzie gadał z Puchonami, chociażby nie wiadomo jak dobry alkohol pili.
- Mam dobry gust – odparł hardo Ernie, a Draco odkrył z
pewnym wkurzeniem, że ostatnio wszyscy, nad którymi kiedyś się znęcał, zrobili
się jacyś odważni i wygadani. A w dodatku nie mógł nawet zaprzeczyć, bo trunek,
który wybrał sobie Puchon, rzeczywiście był dobry.
Zanim jednak przełamał się i przyznał to Erniemu a potem sam
nalał sobie szklankę, w kominku coś zaszurgotało i już po chwili stały w nim
dwie, uroczo wysmolone sadzą dziewczyny.
Draco otworzył szeroko oczy, przekrzywił głowę i zapytał z
głupim wyrazem twarzy:
- Granger? Ellie?
- No siema! – zawołała energicznie blondynka, wchodząc na
nieskazitelnie biały dywan i krzywiąc się lekko. – Ups. Chyba jestem brudna.
- Zapaskudziłaś dywan, idiotko – poinformowała ją wesoło
Granger, wciąż stojąc w kominku. Wyciągnęła różdżkę i jednym zwinnym ruchem
wyczyściła z sadzy siebie, przyjaciółkę i otoczenie.
- To twoja wina – odgryzła się Ellie, wzruszając ramionami.
– Trzeba było wyczyścić kominek.
- Trzeba było pozwolić mi go wyczyścić, mądralo, a nie
spieszyć się nie wiadomo do czego – mruknęła Hermiona, chowając różdżkę.
Draco ocknął się z chwilowego szoku i popatrzył karcąco na
kuzynkę.
- Ellie! – warknął niezadowolony. – Gdzie byłaś?
- Nie twoja sprawa – zbyła go Ellie.
- Moja – upierał się, rzucając jej groźne spojrzenie.
- Trzeba się było wcześniej mną interesować – powiedziała,
zirytowana. – Chociażby wczoraj…
- Gdybym wiedział wcześniej, że… - oho, zaczął się jej
tłumaczyć. Niedobrze. Co ta kobieta z nim robi…
- Ponoć trzymasz Ślizgonów w szachu – wytknęła mu,
podchodząc bliżej i zadzierając głowę do góry. – A pozwalasz im krzywdzić tak
rzekomo „bliskie” ci osoby? – słowo „bliskie” wypowiedziała tak ironicznie, że
Malfoy wręcz fizycznie wyczuł jej smutek i żal, choć ton pozostawał hardy i
spokojny. – Nie oszukujmy się, Draco, masz mnie w dupie – dodała gorzko i
dojrzał w jej oczach zawód i ból. Ale przecież nie mógł jej powiedzieć, ile dla
niego znaczy, jak bardzo się o nią martwi…
- Chcesz pogadać? – zapytał więc, a jego głos zabrzmiał
chłodnie i szorstko.
- Z tobą? - zaśmiała się sarkastycznie. – Nie. Hermiona –
zwróciła się do Granger, stojącej z tyłu i oglądającej sufit z
zainteresowaniem. – Idziemy?
- Taa – zgodziła się niemrawo, podeszła do Ellie i zauważyła
Macmilliana. – Ernie! – ucieszyła się. - Jak miło cię widzieć. Gdzie się
podziewałeś?
- Hermiona! – Puchon wstał i cmoknął ją w policzek. – Dobrze
mi w moim pokoju, nie muszę się z niego wychylać.
- Nawet, żeby ze mną pogadać? – uśmiechnęła się czarująco, a Draco stracił zainteresowanie
ich wymianą zdań. Wstał i chwycił kuzynkę za łokieć.
- Czego chcesz? – burknęła, nie patrząc na niego.
- Tylko pogadać.
- Dobra – zlitowała się, wyrywając się z jego chwytu. –
Chodź.
***
- Spotkanie prefektów? – zdziwiła się.
Ernie wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
- Musisz przyznać, że na brak akcji nie możemy narzekać –
powiedział. – Ataki na Gryfonki i nie tylko, to wasze gryfońsko - ślizgońskie Pojednanie…
No i ja chyba się stąd wyniosę.
- Z Hogwartu? – spytała zdumiona, opierając się o ścianę.
- Niee – skrzywił się lekko Ernie. – Wrócę do dormitorium w
Hufflepuffie.
- Ach – powiedziała tylko Hermiona i zagapiła się na
żyrandol nad nimi. – Ale będziesz wciąż prefektem?
- No jasne – uśmiechnął się, pocałował ją w policzek i wrócił
do swojego pokoju.
Pokręciła głową, by zrzucić z siebie ciężar wydarzeń, jakie
miały miejsce na cmentarzu. Odesłała
torebkę do dormitorium i wyszła z pokoju wspólnego prefektów naczelnych.
Musiała koniecznie porozmawiać z Ginny.
***
- No więc? – zapytała szorstko.
Draco zabrał ją na błonia. Stali nad brzegiem jeziora,
ogrzewani październikowym słońcem. Dookoła biegali pierwszoroczni Krukoni,
bawiąc się w berka. Lekki wiatr wprawił długie włosy Ellie w ruch i przemknął
pomiędzy nimi, zachęcając do wspólnej zabawy. Drzewa były jeszcze zielone,
gdzieniegdzie przetkane złotymi nitkami jesieni. Bezchmurne niebo przypominało
ciepłe lato, ale ziemia powoli traciła swoje ciepło. Ellie usiadła na niej
powoli i poczuła, jak chłodna będzie tegoroczna jesień.
Draco bez słowa poszedł w jej ślady. Siedzieli obok siebie,
stykając się ramionami, a słońce świeciło im prosto w oczy. Zmrużyli
charakterystycznie oczy i wpatrywali się w toń jeziora, jaśniejącą w
promieniach.
Ellie zagryzła wargę i spojrzała na kuzyna. Patrzył w
odległy punkt, daleko po za jej spojrzeniem. Spuściła wzrok, uświadamiając
sobie, że zapędziła się ze swoimi wyrzutami. Jak mogła pomyśleć, że Draco się o
nią nie troszczy?
- Przepraszam – szepnęła w przestrzeń, a jezioro usłyszało
ją i przekazało dalej. Echo jej słowa odbiło się od drzew i trafiło w niego z
mocą. Pokręcił głową i powiedział:
- To ja powinien cię przeprosić.
- Przecież ty nigdy nie przepraszasz – zauważyła trafnie i
uśmiechnęła się, zakładając włosy za ucho i mimowolnie myśląc, że jeśli
kiedykolwiek w życiu Dracona znajdzie się osoba, którą przeprosi, będzie to
właśnie ta jedna jedyna osoba, która trafia się jeden raz w życiu.
- Racja – przyznał uczciwie i też się uśmiechnął.
Zapadła między nimi cisza, która znaczyła więcej od tysiąca
słów. Bo żaden wyraz nie oddałby tego, co do siebie czują i ile dla siebie
znaczą. Niewypowiedziane wyznania zawisły między nimi, a oni nieświadomie
złapali je łapczywie i zachowali dla siebie, przekonani, że to milczeniem
najbardziej zapewnią się nawzajem o swoim oddaniu.
***
Ginny w wysłuchała Hermiony w skupieniu.
- Czyli… - zaczęła, siadając obok przyjaciółki na kanapie w
pokoju wspólnym Gryffindoru. – Znalazłaś na tym cmentarzu nazwisko, które
nosiła twoja mama?
- Panieńskie – potwierdziła Hermiona, ściskając w dłoni
szklankę wody.
- Może to przypadek…
- Znasz mnie, Ginny – przerwała jej. - Nie będę mogła spać,
jeśli się nie upewnię.
- A dlaczego przyszłaś z tym akurat do mnie? – zdziwiła się
nagle Ginny. Hermiona wywróciła oczami w odpowiedzi i spojrzała na nią karcąco.
- Po pierwsze jesteś moją przyjaciółką… - Ginny już miała na
końcu języka zazdrosne „Ellie też”, ale resztkami sił i samokontroli zatrzymała
te słowa dla siebie. – A po drugie – kontynuowała Hermiona, nieświadoma małej
wojny, która przed chwilą toczyła się w głowie przyjaciółki. – Jesteś
czystokrwistą czarownicą, więc tak jakoś odruchowo.
- Ale skąd wniosek, że ta Leanne była czystokrwista? –
zadała Ginny pytanie kluczowe.
- Ten cmentarz był tylko dla arystokratów – wyjaśniła
Hermiona. – No a po za tym to nazwisko… Przecież to dosłownie znaczy
„szlachecki”.
- Mogę spytać tatę, czy zna jakiegoś Knighthooda, ale
przecież wiesz, jak to z moją rodziną było… - powiedziała Ginny, bawiąc się
włosami. – Nie jesteśmy za bardzo tradycyjni.
- Zapytaj – poprosiła mimo wszystko Hermiona. – Ja poszukam
jeszcze w bibliotece, musi tam być jakaś książka o starych, czarodziejskich
rodach.
- No nie wiem – skrzywiła się Ginny. – Jeśli, jak mówiłaś,
ta kobieta zmarła w 1929 i miała już dziecko, to mogła mieć od osiemnastu do
nawet dziewięćdziesięciu lat. To dość duży zakres czasowy, nie uważasz? A po za
tym, przecież wszystkie książki o czystokrwistych arystokratach zostały kupione
dla szkoły przez ojca Malfoya, albo innych zapalczywych wyznawców czystości.
- No tak, mogli zostać wyklęci przez zgraję czystokrwistych
patałachów i wypisani z dumnego tytułu rodziny szlacheckiej – zgodziła się
Hermiona. – Jeśli rzeczywiście Knighthoodowie byli czystokrwiści, to potem
przestali, bo w innym przypadku moja mama i babcia też byłyby czarownicami.
- Czekaj, co? – zdziwiła się Ginny. – Mama i babcia? A czemu
nie dziadek?
- W mojej rodzinie tradycją jest, że córka przejmuje
nazwisko panieńskie matki, a ta nie zmienia go po ślubie – wzruszyła ramionami
Hermiona. – Moja mama i tata są pierwszym odstępem od tego zwyczaju.
- To już samo w sobie jest dziwne. Idiotyczne tradycje są typowe w arystokratycznych rodzinach – Ginny pokiwała głową. –
Coś może być na rzeczy.
- Pomożesz mi to wyjaśnić? – zapytała z nadzieją Hermiona.
- Chętnie – zgodziła się natychmiast Ginny i ożywiła się
znacznie. – Będę miała jakieś zajęcie zamiast ciągłego wmawiania sobie, że źle
zrobiłam, zrywając z Harrym.
- Ginny…
- Widzę go ciągle z tą Gabrielle i mam wrażenie, że coś mi
ucieka… Ale z drugiej strony, on po prostu mi się nie podoba. Nie reaguję na niego,
jak kiedyś.
- Minie trochę czasu, znajdziesz chłopaka…
- Nie podobam się chłopakom – nachmurzyła się Ginny.
- No jasne – pokiwała głową Hermiona z udawaną aprobatą. –
Jesteś brzydka, gruba i śmierdzisz.
- Jak zawsze miła – roześmiała się Ginny, ale humor od razu
jej się poprawił.
- Wybacz, ale wstyd się z tobą gdziekolwiek pokazywać –
powiedziała Hermiona, uśmiechając się cwanie. – Idę na zebranie prefektów, tam
przynajmniej ludzie się myją. Do jutra! – cmoknęła ją w policzek i pobiegła do
wyjścia.
***
Starsza, choć trzymająca świetną formę, kobieta siedziała za
biurkiem w swoim gabinecie. Gdy została dyrektorem szkoły, miała prawo
przenieść się do dawnego kąta Dumbledore’a,
ale nigdy do końca nie przywykła do ścian, w których obecność byłego
dyrektora była bardziej niż wyczuwalna. Przyjmowała tam gości, karała i
nagradzała uczniów, podpisywała umowy, ale zaplanowane za piętnaście minut
spotkanie prefektów planowała przeprowadzić w małym pomieszczeniu za salą do
nauki transmutacji, które od zawsze należało do niej.
Stukała palcami o chłodną powierzchnię starego, wysłużonego
biurka i cierpliwie czekała na swoich najbardziej zaufanych uczniów, którym
przypadł dumny tytuł prefektów naczelnych. Była kobietą zorganizowaną i
praktyczną, więc nawet w ciągu tych pięciu minut, które dzieliły je od
spotkania, przeglądała dokumenty szkolne. Wciąż zastanawiała się, czy
Pojednanie aby na pewno było słusznym pomysłem. Kiedy wraz z profesorem
Slughornem wcielała pomysł w życie, nie miała wątpliwości. Współpraca znienawidzonych
domów, budowanie zaufania i tkanie nici porozumienia, a w zamian burzenie muru,
który między nimi wyrósł. Teraz przeczuwała jednak, że życie hogwarckiej
społeczności niechybnie wywróci się do góry nogami.
Zdjęła okulary i potarła dłonią zmęczone oczy. Kiedy
podniosła wzrok, ujrzała pogrążonych w kłótni panienkę Granger i pana Malfoya,
pannę Black wyglądającą na porządnie zirytowaną ich wymianą zdań oraz pana
Macmilliana, wywracającego oczami z zażenowaniem.
To będzie naprawdę trudny rok.
***
- Po pierwsze, doszły mnie słuchy o pobiciu – powiedziała
surowym głosem McGonagall, a Hermiona dojrzała kątem oka, że Ellie poruszyła
się lekko. – Jeśli wiecie cokolwiek na ten temat, proszę, żebyście mi
powiedzieli.
Odpowiedziała jej cisza, bijąca od czterech prefektów
naczelnych. Siedzieli przy niewielkim stole w gabinecie McGonagall, na tyle
jednak sporym, by pomieścić po jednej stronie wszystkich mieszkańców wygodnego
apartamentu na piątym piętrze i dyrektor szkoły naprzeciwko nich. Hermiona
rozejrzała się dyskretnie i zauważyła, że zarówno Ellie jak i Malfoy przybrali
obojętny wyraz twarzy. McGonagall kontynuowała więc, przekonana o braku
jakichkolwiek nowych i cennych informacji na ten temat.
- W związku z owymi pogłoskami o napaściach na dziewczęta z
naszej szkoły przez nieznanych sprawców, przedłużam wasze dyżury. Od tej chwili będą
trwały od godziny ósmej trzydzieści do północy. Rozkład patroli rozdawałam
wcześniej, pozwólcie więc, że przejdę od razu do następnego punktu. Pierwszoroczni
oraz…
Hermiona drgnęła, ożywiona nowymi wiadomościami i sięgnąwszy
po pióro, zapełniła papier informacjami mniej lub bardziej ważnymi.
***
Wyłączył się po pierwszych słowach McGonagall, schodzących z
tematu Samuela i jego bandy. Oparł się o drewnianą, niewygodną powierzchnię
krzesła, wyciągnął przed siebie nogi i skrzyżował ręce na piersi. Nie miał
zamiaru nawet udawać, że interesują go nudne i czysto formalne słowa
dyrektorki. Rzucił krótkie spojrzenie w bok i zauważył, że Granger skrzętnie
zapisuje każdą nudną literę wypowiedzianą przez McGonagall. Prychnął pod nosem
z pogardą i wbił znudzone spojrzenie w sufit. Nagle jednak jego zmysły
wyostrzyły się, a to za sprawą czterech niespodziewanych i niewygodnych słów:
Malfoy, Granger, wy, zostańcie.
Odepchnął się od oparcia krzesła i zaparł łokciami o stół.
Obdarzył McGonagall nieprzyjaznym spojrzeniem, jednak nie powiedział absolutnie
nic, wiedząc, że im szybciej da dojść dyrektorce do słowa, tym szybciej będzie
mógł sobie pójść.
- Przepraszam – odezwał się nagle męski głos, bynajmniej nie
należący do niego. Macmillian zatrzymał się w drzwiach, przedłużając każdą
sekundę straconą przez Dracona w towarzystwie McGonagall i Granger. – Mam
jeszcze do pani jedno pytanie.
- Słucham – powiedziała McGonagall, przerzucając wzrok z
papierów na niego.
- Czy mogę zamieszkać z powrotem w swoim dormitorium w Hufflepuffie?
- Nie widzę przeszkód – kobieta wydawała się być lekko
zdumiona. – Można jednak wiedzieć z jakiego powodu?
- Wolę przebywać wśród kumpli – odparł z prostotą Puchon, ukłonił
się krótko i zwrócił do wciąż siedzącej przy stole Ellie – Idziesz? Mogę cię
odprowadzić, żebyś nie szła sama.
Draco momentalnie zmarszczył brwi i zacisnął zęby. Ellie chyba to zauważyła, bo spojrzała na
niego karcąco i uśmiechnąwszy się do Macmilliana, wstała i ramię w ramię wyszli
z gabinetu McGonagall.
- Pańska kuzynka jest w dobrych rękach, panie Malfoy –
powiedziała uspokajająco dyrektorka i przeniosła wzrok na Gryfonkę.
- Panno Granger, proszę mi powiedzieć jak wygląda sprawa
dyżurów.
- Nadzwyczajnie – odpowiedziała natychmiast, a Malfoy ledwo
powstrzymał pogardliwe prychnięcie, gdy przypomniał sobie, że Granger
wyciągnęła go ze szlabanu kosztem patrolu z Ellie.
- A zatem najważniejsza sprawa – McGonagall spojrzała na
nich poważnie. – Dostaliście materiały, poznaliście pary, które będą wam
pomagały, znacie szczegółowe wytyczne. Oczekuję, że za dwa tygodnie
przedstawicie mi pierwsze sprawozdania.
Draco wyprostował się i przeciągle wypuścił powietrze nosem,
a Granger westchnęła cicho.
- Rozumiem, że to będzie ciężkie zadanie dla was,
szczególnie, że nie darzycie się szczególną sympatią…
- Och, doprawdy? – mruknął szyderczo Malfoy, ale obie
kobiety obecne wraz z nim w pomieszczeniu zignorowały jego nieodpowiedni
komentarz.
- … Ale myślę, że cel jest szczytny i powinniście się do
tego przyłożyć. Oczekuję, że efekt końcowy przejdzie moje najśmielsze marzenia.
Ma być idealnie. Zrozumiano?
- Oczywiście – powiedziała natychmiast Granger, a Malfoy był
pewien, że opracowuje już w głowie plan działania.
- Zatem miłego wieczoru – pożegnała ich, wstając.
Kiedy wyszli na korytarz, Granger odgarnęła włosy z czoła
nerwowym ruchem i spojrzała na niego niepewnie. Zignorował jej spojrzenie,
wiedząc, że zaraz się odezwie i cicho licząc, że zdoła uciec przed jej
przemądrzałym tonem. Ruszył więc szybkim
krokiem w stronę schodów na drugie piętro. Niestety Granger nie zamierzała mu
dzisiaj odpuścić i ruszyła za nim niczym jego wierny i oddany cień.
- Malfoy – zaczęła, doganiając go i zrównując się z nim
ramionami. – Czy możemy coś ustalić?
Nie odpowiedział, bo wiedział, że nie oczekuje od niego
żadnej reakcji na to bądź, co bądź, konkretnie pytanie.
- Proszę, nie kłóćmy się do zakończenia tego projektu. Nie
zamierzam tego spieprzyć.
Zirytował się.
- No to mamy problem, Granger, bo projekt nie będzie trwał
trzech minut, tylko trzy miesiące, a ja nie wytrzymuję z tobą pięciu sekund.
- No to będziesz musiał się postarać – warknęła.
Rzucił jej chłodne spojrzenie i zatrzymał się, a ona obok niego.
- Dla twojej wiadomości Granger, nie widzę potrzeby żeby się
starać robić cokolwiek po twojej myśli.
- Ach tak? – teraz to ona się zirytowała. – To w takim razie
jeśli powiem ci, że masz nie robić planów, nie szukać kompletniej listy
poległych i mieć wszystko w dupie zrobisz dokładnie na odwrót?
- Nie nabierzesz mnie, Granger.
- Odnoszę wrażenie, że najczęstszym słowem w twoich ustach
jest „Granger” – wytknęła mu, wyciągając w jego kierunku palec wskazujący i
nieznacznie unosząc głos.
- Mylisz się – gdyby spojrzenie mogło zamrażać, Gryfonka
zamieniłaby się w ciekły azot.
- To w takim razie „szlama” - powiedziała hardo, zadzierając głowę i
patrząc na niego z dołu. Była niższa o co najmniej półtorej głowy.
Nachylił się nad nią i wyznał konspiracyjnym szeptem:
- Najczęstszym słowem w moich ustach jest tylko i wyłącznie
„whisky” Granger. Nie myśl sobie za dużo.
Prychnęła pogardliwie i ruszyła w głąb korytarza, by po
chwili dotrzeć do kolejnych schodów. Ruszył za nią, ucieszony, że udało mu się
ją zamknąć, tym razem na dobre.
***
Kiedy wrócili, w dormitorium czekała na nich niespodziewana
scenka.
Blaise radośnie konwersował z Ernie’m, oparty o ścianę tuż
przy drzwiach do pokoju opisanego „Hufflepuff”, a Ellie stała nieopodal i z
krzywym uśmiechem i z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.
- Co tu się dzieje? –
chciał od razu wiedzieć Malfoy, jak na Malfoy’a przystało.
- Wprowadzam się, Smoku – odparł optymistycznie Blaise,
niezwykle pogodnym głosem. – Cieszysz się?
- Sikam ze szczęścia.
- Będziemy mieszkać tuż obok siebie…
- Fantastycznie.
- Dzielić łazienkę…
- Marzyłem o tym.
- I barek… - kontynuował rozmarzonym tonem Blaise, nie
zważając na pełen sarkazmu i zrezygnowania ton przyjaciela.
Gdy oczy Malfoy’a zabłysły groźnie, a w stalowych źrenicach
pojawiła się wyraźna rządza mordu, Hermiona postanowiła wkroczyć do akcji.
- Będziesz tu mieszkał, Blaise? – zapytała radośnie,
podchodząc do Ślizgona i uśmiechając się najpromienniej, jak umiała.
- Hermionko! – ucieszył się Zabini. – Powiedz mi – objął ją
w talii. – Ty się cieszysz, że będziemy sąsiadami, prawda?
- Dobra, gołąbeczki – powiedział rozbawiony Ernie, nim
Hermiona zdążyła otworzyć usta. – Ja spadam. Zabini, nie rozwal tego pokoju,
bardzo cię proszę.
- A laski zapraszać mogę? – zapytał z nadzieją czarnoskóry,
mrugając do Hermiony.
- Na wspólną naukę oczywiście? – upewnił się Ernie z
błyskiem w oku.
- Nauka obejmuje najróżniejsze obszary życia, mój
przyjacielu – wyjaśnił Blaise, drugą ręką zagarniając wyrywającą się i prychającą
z niezadowolenia Ellie. – A uczyć można się przez całe życie.
- Rzuć zaklęcie wyciszające – poradził dobrodusznie Ernie,
poklepał go po ramieniu i jednym wprawnym zaklęciem podniósł kufer z ziemi. –
Bo nie chcesz chyba obudzić Malfoy’a.
- Gdzieżbym śmiał – Zabini położył rękę na sercu, puszczając
przy okazji Ellie, co ta natychmiast wykorzystała, wyplątując się z jego
uścisku, stając w sporej odległości i łypiąc na niego wzrokiem.
- Żegnam zatem – pożegnał się Ernie, stając w drzwiach z
kufrem, podążającym za nim niczym wierny pies. – Miłej zabawy!
A potem zamknął drzwi i pozostawił dormitorium prefektów
naczelnych i Blaise’a Zabiniego na piątym piętrze w zupełnie odmienionej
wersji.
***
Zostali w czwórkę, co bystry umysł Hermiony Granger
postanowił od razu wykorzystać. Wiedziała, że są z nią dwie osoby, którym
Malfoy ufa najbardziej i które mają na niego największy wpływ. Odwróciła się do
blondyna ze sztucznym uśmiechem i powiedziała przesadnie uprzejmie:
- Malfoy, czy możemy zabrać się w końcu za ten projekt?
Skrzywił się, ale wtedy, tak jak Hermiona przewidziała, do
akcji wkroczył Blaise.
- Jaki projekt? – zainteresował się, zdejmując z drzwi
nieaktualny już napis „Hufflepuff”.
- Pojednanie – wytłumaczyła mu pogodnie Hermiona.
- To ten nowy wymysł Ślimaka i McSztywnej? – chciał wiedzieć
Zabini, przybijając do drzwi tabliczkę „Diabeł”, a widząc potakiwanie Hermiony,
zwrócił się do przyjaciela: - Smoku, bez dyskusji. Zabierz się w końcu za ten
projekt.
- Właśnie, bo potem Hermiona sama ze wszystkim zostanie –
poparła go Ellie, mierząc kuzyna badawczym spojrzeniem, zupełnie jakby chciała
ocenić jego potencjalny wkład we wspólną pracę.
Zirytował się.
- Ale o co wam cholera chodzi? – wywarczał przez zaciśnięte
zęby. – Czy ja cokolwiek powiedziałem?
- Spróbowałbyś – powiedzieli jednocześnie Ellie i Blaise.
Hermiona uśmiechnęła się do nich uroczo.
- Co to, jakiś Związek Ochrony Uciśnionych? – zakpił Malfoy,
ale widząc sunące ku niemy trzy mordercze spojrzenia, uniósł ręce w geście
skrzywdzonej niewinności i powiedział z męczeńską miną: -No dobra, dobra.
Zrozumiałem. Chodź, Granger, zobaczymy ten pokój nauczycielski. Chwila, chwila!
– dodał po chwili, widząc przyjaciela oddalającego się w stronę swojego pokoju.
– Ty też idziesz. Masz nam z Potterem pomagać. Granger – zwrócił się do
Hermiony. – Zawołaj swoich cudownych przyjaciół. Idziemy.
- Widzę, że przywódcze zdolności masz jak zawsze w pogotowiu
– wywróciła oczami Ellie i odepchnęła się od ściany, o którą dotychczas się
opierała. – Pójdę z wami jako osoba bezstronna, żebyście się nie pozabijali.
- Jasne, bezstronna – mruknął cicho Malfoy, ale po chwili
otworzył drzwi i jako pierwszy wyszedł z apartamentu. Hermiona przytomnie
przywołała z pokoju teczkę z dokumentami i wraz z Ellie i Blaisem ruszyła w
ślady blondyna.
***
Po zaskakująco krótkim czasie, bo zaledwie pół godziny
później, Draco, przejmujący dowodzenie, Hermiona, ogarniająca sytuację i
dowodzenie Malfoya, Samuel, siedzący na połamanym stole z zaciętą miną, Ginny,
obserwująca go z niepewnością, załamana Pansy, Ron wpatrujący się w towarzyszy
mu Ślizgonów z przerażoną miną, Harry, przyglądający się wszystkim z dystansem,
Ellie, wodząca po wszystkich wzrokiem niczym ochroniarz pilnujący porządku na
imprezach i Blaise, próbujący rozbawić całe towarzystwo, zebrali się w byłym
pokoju nauczycielskim, obecnie będącym jedynie obrazem nędzy i rozpaczy.
- Tę nędzę i rozpacz – mówiła Hermiona, siedząc na krześle z
gracją godną brytyjskiej królowej. – Mamy zamienić w coś mega.
- Crowley, zejdź z tego stołu – polecił Draco Samuelowi i
posłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.
- Daj mu spokój Malfoy – rzuciła automatycznie Hermiona. - Jesteśmy
otwarci na wasze pomysły, bo sami do końca koncepcji jeszcze nie mamy.
- Ogarnij się Diable, to nie bar – Malfoy usadził wzrokiem
przyjaciela, próbującego zagadać do Pansy, Ginny i Ellie.
- Malfoy, to nie pogadanka, niech się rozluźnią. Od
jutra zajmę się kompletowaniem listy poległych. Czy ktoś mógłby mi pomóc?
- Jasne, Zabini, zgłaszaj się, zgłaszaj – mruknął zgryźliwie
Malfoy i skasował przyjaciela chłodnym, stalowym spojrzeniem.
- Zamknij się Malfoy. Dobrze Blaise, to ty i Harry w takim
razie pomożecie mi z tą listą.
- Chwila, jak to ja? – oburzył się Harry.
- Coś ci się nie podoba, Potter?
- Malfoy, przymknij szczękę – Hermiona zanotowała coś w
zeszycie. - Harry, odgórnie współpracujesz z Blaisem, jeśli on się do czegoś
zgłasza, ty automatycznie też.
- No dobra, niech będzie – zgodził się Harry.
- Dziękuję – posłała przyjacielowi promienny uśmiech.
- Parkinson, nie wywracaj oczami, bo ci tak zostanie.
- Ogarnij się, Malfoy. Dobrze, kolejna rzecz… - Hermina
wyjęła z teczki jakieś kartki z wytycznymi. – Potrzebuję kogoś, kto zajmie się
usuwaniem stąd gruzu i mebli. Ma być czysto.
- My możemy – Samuel wskazał na siebie i Ginny, która
posłała mu krzywe spojrzenie, ale pokiwała głową.
- Mamy też odmalować? – zapytała Hermionę, wodząc wzrokiem
dookoła.
- Tylko się nie spoć, Weasley.
- Przymknij szczęki, Malfoy – poradziła dobrodusznie
Hermiona i zapisała coś w notesie. - Tak Ginny, przydałoby się.
Mimowolnie wszyscy popatrzyli na zniszczone, brudne i
popękane ściany, które niegdyś były pokojem nauczycielskim, a teraz jedynie
wspomnieniem i ruiną.
- Dobra, to może my im pomożemy? – zaproponował Ron, patrząc
na Hermionę wyczekująco. Przytaknęła głową,
dopisując coś w swoim zeszycie.
- Siedź cicho, Malfoy – powiedziała, nim blondyn otworzył
usta. Posłał jej groźne spojrzenie, ale nie odezwał się ani słowem. – Czyli mamy
na razie co nieco ustalone. Świetnie.
- A co Draco będzie robił? – chciał nagle wiedzieć Zabini,
robiąc sobie małą przerwę w błaznowaniu.
- Będę wydawał rozkazy – odparł natychmiast Malfoy, a Blaise
skrzywił się z niesmakiem.
- O stary, nie spodziewałem się po tobie takich tanich
tekstów…
- Coś sugerujesz?
- Draco! Blaise! – warknęła z kąta Ellie i ku zdumieniu całej
obecnej w pomieszczeniu wybuchowej mieszanki gryfońsko – ślizgońskiej, to
wystarczyło. Panowie natychmiast odwrócili od siebie wzrok, a Hermiona
odpowiedziała na wcześniejsze pytanie Zabiniego.
- Malfoy robi niestety wszystko to, co ja, bo
współpracujemy.
Draco nie skomentował w żaden sposób tej bolesnej prawdy.
Wywrócił oczami, ale zdawał się być pogodzony ze swoim ciężkim losem.
- No dobra, to chyba na chwilę obecną wszystko jasne –
Hermiona pogrzebała w grubej teczce i odłożyła tam swój zeszyt. – Słuchajcie,
nie żebym była jakimś dyktatorem, czy coś, ale to bardzo ważne – popatrzyła na
nich poważnie. – I będę używać wszystkich dostępnych środków, żeby to godnie
zrealizować. Mam nadzieję, że nie zawiedziecie.
- Luz – wzruszył ramionami Samuel, a reszta (za wyjątkiem
Malfoya) pokiwała głowami.
- Koszty pokryje ministerstwo – przypomniała sobie Hermiona.
– Możecie już iść. Kiedy będzie po remoncie i lista zmarłych będzie kompletna,
zajmiemy się wnętrzem.
- Chcesz tu ustawiać pomniki? – zapytał Harry.
- Myślałam o czymś innym… - przyznała Hermiona. – Ale mamy
jeszcze dużo czasu, zrobimy później burzę mózgów.
- To możemy w końcu iść, czy nie? – chciała wiedzieć Pansy,
wywracając oczami.
- Idź sobie, jeśli chcesz – rzuciła do niej gniewnie Ginny. –
Nikt płakać nie będzie.
Pansy już otwierała usta, kiedy Ellie ponownie odezwała się
ze swojego ciemnego konta groźnym głosem:
- Zamknąć się. Na dzisiaj to koniec. Wynocha.
***
A zatem nareszcie coś się dzieje – pomyślała Hermiona,
odprowadzając wzrokiem wychodzących Gryfonów i Ślizgonów.
Ginny zamieniała ostrożnie pierwsze słowa z Samuelem, ale
Hermiona była pewna, że szybko znajdą wspólny język. Blaise żartował głośno i
nawet udało mu się raz wywołać nikły uśmiech u Harry’ego. Jeden tylko Ron łypał
spode łba na Pansy, na co ta odpowiadała mu tym samym. Widocznie pewnych rzeczy
nie da się zmienić.
Pokręciła głową i natrafiła na palący wzrok Malfoya. Popatrzyła
mu wyzywająco w oczy, zupełnie jakby chciała przekazać, że udało jej się, nikt
się nie pozabijał i powinien przyznać, że ma świetnie umiejętności przywódcze.
Zjechał ją palącym spojrzeniem od góry do dołu, prychnął lekko i ściągając
swoje papiery ze stołu, wstał z krzesła i wyszedł, nie obdarowawszy Ellie i
Hermiony żadnym słowem. To kolejna rzecz, której zmienić nie potrafiła.
Uśmiechnęły się do siebie i zaczęły wesoło rozmawiać o
przebiegu spotkania, co chwila wybuchając śmiechem. Kiedy Hermiona zgasiła
zaklęciem światło i wyszły z dawnego pokoju nauczycielskiego, zamykając go na
klucz, ruszyły do dormitorium prefektów naczelnych i Blaise’a Zabiniego, w
którym czekały na nie kolejne słowne żarty, rozmowy i salwy śmiechu, do których
ochoczo przyłączył się i nowy lokator apartamentu na piątym piętrze.
A ciemny, zamknięty i zimny przyszły Pokój Pamięci czekał na
zmiany w życiu tych, którzy będą go tworzyć.
___________________________________
Badumtss!
Oto i jest rozdział ósmy, najdłuższy, jaki w życiu napisałam, ale na statystyki jeszcze przyjdzie czas. Chcę tylko przeprosić, że ukazał się dwa dni po terminie, ale w ostatniej chwili przyszedł mi do głowy pomysł na pewne wątki i postanowiłam je zrealizować i wpleść do fabuły. Tym oto sposobem powitajcie Blaise'a Zabiniego w dormitorium z Hermioną, Ellie i Draco! A drugim wątkiem jest rodzina Knighthoodów, ale o tym w innym rozdziale.
Obecna część dość mi się podoba, ale opinię pozostawiam Wam. Proszę o komentarze! A i co do zaległości na Waszych blogach - nadrobię to w weekend :)
____________
Rozdział 8
Ilość stron: 20
Ilość słów: 7195
Cytat: James Arthur "Recovery"
Wspaniały!! I jaki długgggiiii :) Reakcja Ginny na widok Hermiony bezcenna :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
Dziękuję, ale następny rozdział niestety nie za prędko :c
UsuńJaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaki długi! Geniiialny! Blaise z nimi w dormitorium, świetne! Pobudka w Wielkiej Sali, ganialna! pobyt na cmentarzu i przodkowie hermiony, ci cali kightoocostam, na znaczy jeszcze nie są to jej przodkowie, ale pewnie okaże się że będą :D
OdpowiedzUsuńczekam na projekt i kolejny rozdział i na wszystko kolejne
pozdrawiam
dla-milosci-warto-cierpiec.blogspot.com
Uwielbiam ten rozdział <3333 Po pierwsze, bo dłuuuugi (jak każdy zresztą, ale ten jest dłuższy), a po drugie, bo zajebiastyczny ;3 Hermiona i Ellie na tym cmentarzu... Poryczałem się, kiedy moja kochana Ellie wybaczyła Belli. To było takie wzruszające! Ech, uwielbiam Cię <333 Nie, no ta pobudka była rozbrajająca! W ogóle nikt nie wie co się dzieje, każdy ma jakieś skojarzenia , no przynajmniej ja bym miała xD Ginny rozmawia z Mioną... Jak ja na to długo czytałam! Może Wiewiórka polubi moją Ellie? :D Mam taką nadzieję! No i spotkanie jeśli chodzi o ten projekt... TO BYŁO PO PROSTU ROZBRAJAJĄCE <33333 Ellie i Blaise umieją ujarzmić Smoczka ^^ Hermiona jest tego tak pewna, że sadzi się do niego! Draco i Blaise pod prysznicem, no i życie staje się lepsze! <33333 No i wyobrażasz sobie te mięśnie, mokra klaty, mokre włosy opadające na twarze i bezczelne uśmiechy ^^ Tylko żyć i nie umierać! <333 No kurde, moje komentarze są coraz krótsze :C Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Ech, Panna Zgredkowa się stacza, coraz niżej i bardziej! Hańba mi za głupotę! Wiesz jak ja uwielbiam Ellie i Mionkę i Ginny i Draco i Blaise'a <3333333333 No lovciam ich! Oni są zajebiści ;3 No Blaise też jest jakby Prefektem Naczelnym, który ma z nimi dormitorium! No to kacyk codziennie gwarantowany! Przecież to Diabeł, więc im się nie dziwmy! Chyba się do nich dołączę, co o tym myślisz Lumossy? Kiecki na dupa i w dance :D No i balujemy do *tu patrzę na zegarek i myślę* za tydzień ^^ Ale musi być Ognista! Bez Ognistej nie ma imprezy! Oczywiście potem kacyk, ktoś ma buta, gacie albo skarpetę w gębie, inny kogoś stopę na oczach, a ja i ty z butelkami w łapach i siedzimy na kolanach Draco i Blaise'a <33 No i imprezka udana! Czekam na nowy rozdział, Kochana :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, weeeny i krótkiego kaca po imprezie :)
Panna Zgredkowa
PS. Pozdrawiam z fejsa, skarbie <3 :D
Fejsbuk łączy ludzi <3 Na imprezę? Z Tobą? Zawsze :3 A Ognistą pożyczymy od Draco :3
UsuńŁuhu!
OdpowiedzUsuńJestem już! ^^
Wiem, że późno :<
A rozdział, cudo! :3
I to jeszcze jaki długi!
Kurde, na serio polubiłam Ellie!
A Malfoy jest okropny :/
no tak, to Malfoy :D
I Ernie, jakiś taki fajniejszy się zrobił :d
Ojej, Ellie Wybaczyła Bellatrix...
I ta "rozmowa" z Draco, też mnie dosyć wzruszyła :<
Ciekawe co będzie w końcu z Ginny i z Harrym..
" No jasne, no bo przecież to, że spałem przy stole Slytherinu, obok siedzi Granger z Ellie, ty masz czerwone kółko na brodzie, Ślizgoni zamiast pędzić po mój autograf, uciekają, a zarówno ty, jak i Granger i Ellie jesteście ubrani w stroje żywcem wyjęte z tych durnych mugolskich magazynów, które nazywają modą, to zupełna norma. Dzień jak co dzień."
Jak ja kocham twoje teksty! XDD
Zresztą nie tylko przy tym się tak uśmiałam!
Kocham twoje poczucie humoru <3
Noo to ja czekam na następne rozdziały!
Pozdrawiam i życzę weny kochana! :*
------------------------------------
http://poczuj-magie.blogspot.com/
Malfoy będzie się zmieniał :3 Stopniowo, nie z dnia na dzień, ale idzie ku lepszemu. Jak się ma takie towarzystwo w dormitorium (Ellie i Blaise'a) to musi być coraz lepiej!
UsuńTobie też weny :*
Hej, hej, hej :3
OdpowiedzUsuńTo moj pierwszy komentarz tutaj, bo postanoeilam przeczytac wszystko, zanim cos napiszę.
Poswiecilam swoj czas na czytanie, bo uwielbiam Dramione, a kazda opowiesc jest inna.
Jestes naprawde swietna, jest kilka bledow, ale wiadomo, ze te suę zdarzaja kazdemu.
Dziewczyno, jaka ty masz wyobraznie! Super!
Uwuelbiam tę historię. piszesz nahdlyzsze rozdzialy z wszystich autorek, jakie czytam :3
Jedynie szkoda, ze trzeba tak dlugo czekac na kolejne :(
Zycze jeszcze wiecej weny i zapraszan do mnie. moze Cie to zainteresuje:
thatisveryinteresting.blogspot.com
#Iryna.
Obuecuję, ze od tej pory bede pisac komentarze zawsze ;)
Super, że skomentowałaś :D Nawet nie wiesz, jak to karmi moją wenę i jak bardzo jest dla mnie ważne... Dziękuję! :*
UsuńJestem straszną kłamczuchą, wiesz? Napisalam wieeeki temu komentując Szósteczkę, że skomentuję za kilka minut (tamtejszych) Siódemeczkę, ale tego nei zrobiłam. Wymówki?
OdpowiedzUsuń-brak weny,
-zabrano mi laptopa,
-padł Internet. Tak, tak nagle.
A dzisiaj, kiedy zabrałam się za komentowanie następnych rozdziałów, naturalnie ze zwłoką, jak to ja, nie miałam już energii na komentowanie poprzednika, tak więc upcham swoje wrażenia w jednym komentarzu. Przed sobą mam jeszcze miniaturkę, ale obawiam się, że czeka mnie jakieś daja vu i znowu padnie Internet. Już teraz szwankuje, bo YouTube mi się ścina... Dobra, nieważne.
Jak obiecywałam, w każdym komentarzu zamieszczę Kącik-Jarania-Się-Z-Boskiego-Blaise'a, tak dzisiaj nie przewiduje wyjątku. Słuchaj, moja droga, dzięki tobie już dawno przekroczyłam próg, który nazywa się miłością i teraz po prostu szaleję za twoim Blaise' em. Wiem, on należy do Ellie i w ogóle, ale jak tylko o nim czytam od razu wyskakuje mi wizja nas przed ślubnym kobiercem <333. taaa... Jestem psychiczna. Ale matko- on jest taki cudny, taki zabawny, taki luzacki, taki... idealny. Chyba nie ma wystraczających epitetów którym mogłabym go opisać. On jest po prostu Blaise' em Zabinim- moim mężem.
Dobrze, a teraz po kolei:
Pierwsza scena powaliła mnie na kolana. Śmiałam się z tej całej sytuacji dobre kilka minut, a gdy oprzytomiałam... znowu zaczęłam się śmiać. Takie w moim stylu... W sumie trochę nie rozumiem Ellie i Hermiony. Gdybym ja zaraz po pobudce zobacyzła obok drzemiącego Diabła i Smoczka, chyba bym zwariowała z bezgranicznej, euforycznej radości.To byłby dobry, mleczny start dnia xD.
Cały wątek z cmentarzem bardzo fajny. Wzruszyłam się na scenie Ellie i martwa-Bellatriks. Mimo, że mówimy o pani Lastrange wydaje mi się, że nawet ją by cała ta przemowa wzruszyła. I to wyznanie Ellie... Wszyscy myśleli, że ona jej nienawidzi, a naprawdę bardzo cierpiała <333. Znowu brakuje mi słów. Trochę tak jak zbarakło Ellie i Draczemu podczas ich pogodzenia- kolejna scena przeboska scena.
Co się tyczy Hermiony i wątku jej przodkini/nie-przodkini jestem ciekawa, co z tego wyniknie. Może znajdzie jakąś swoją kuzynkę albo kuzyna, który zacznie startować do Ellie? (bo wiesz, jeśli jej daleki kuzyn zgarnie Blackównę, Blaise będzie mój i tylko mój ehhh *_*). Jestem ciekawa, jak to rozwiniesz.
HA! Wiedziałam, że coś będzie między Ginny a Samuelem. Co prawda dalej mam mieszane uczucia, co do niego, a za Ginny nie szaleje, ale raczej nic tego by nie zmeiniło. To taka wrodzona antypatia :D. Chociaż, jak już pisałam, twoja Ginny jest sympatyczniejsza niż ta rowlingowej i mogą ją znieść bez przeklinania pod nosem.
Och, zgadzam się z McGonagall- ten projekt to będzie istny koniec świata. Już teraz co się tam wyprawiało... Gdyby nie Ellie oni by się już teraz pozabijali :D.
No i na koneic- Dramione. Boże, jak ja ich kocham w twoim wykonaniu. Ich teksty zawsze powalają mnie na kolana i kipie od nich na kilometr taką chemią jak normalnie ode mnie i od Blaise' a ;>. Ślepiec by zauważył. Jak wiadomo, kto się lubi ten się czubi i wydaje mi sie, ze nawet na chwilę obecną coś między nimi iskrzy, ale naturalnie nikt sie do tego nie przyzna. Ehh... Kiedy oni zrozumieją, że są sobie pisani? Cieszę się, że Diabeł i Ellie robią Smoczkowi powolne pranie mózgu, które nakłania go do zmiany poglądów, bo może zacznie przynajmniej TOLEROWAĆ Granger. Chociaż wtedy nie będą się tak czubić.. Hmm... Ciężko stwierdzić. Ale wiesz co? Nie. Ich relacja kiedys na pewno pójdzie do przodu i lepiej niech to nastąpi jak najszybciej. W końcu urok pozostanie na zawsze, prawda?
Dobra, lecę już, bo mnie ręce bolą od klepania w klawiaturę xD.
Pozdrawiam :***
Weny <333.
Spóźniona Abigail
Padłam jak zobaczyłam Twój komentarz...
UsuńSpecjalnie dla Ciebie w nowym rozdziale będzie Blaise :D Co prawda do spółki z Ellie, nie Tobą, ale myślę, że jakoś to przetrwasz :/
Też nie trawię Ginny i szczerze mówiąc mam ochotę się na niej tutaj powyżywać i pewnie bym to zrobiła, gdyby nie fakt, że jest mi potrzebna porządna Ginny. Póki co. Chyba, że mi się odwidzi, co w sumie prawdopodobne.
Właśnie mi się odwidziało.
Nieważne zresztą.
Dziekuję za komentarz <3
Lumossy
Rozdział jest cudowny i strasznie mnie zaciekawił! W sumie wszystkie twoje rozdziały są świetnie napisane. Naprawdę nie żałuję, że czytam twój blog. To prawdziwe hobby ;)
OdpowiedzUsuńPodobała mi się reakcja Panny Weasley na nasza Mionę. Brawo!
Ciekawy wątek z tymi przodkami Hermiony...jakoś nigdy z niczym się takim nie spotkałam. Na cmentarzu to mi się łezka w oku aż zakręciła, idelanie to opisałaś. Boże nie spodziewałam się tego po Elli...Jednym słowem cudo!
Pozdrawiam serdecznie!