poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 7 - Dzieńdoberek, panowie!

'But I'm only human.
And I bleed when I fall down.
I'm only human.
And I crash and I break down. (...)
Couse I'm only human...'

Blaise odprowadził właśnie Ellie po pamiętnym, trudnym dyżurze do dormitorium. Chciała iść sama, ale się nie zgodził. Nie kłóciła się, bo  przy nim czuła się bezpieczniej. Mimo, że nie łączyły ją z Blaisem żadne głębokie relacje, mogła na nim polegać. Wiedziała to od zawsze, od ich pierwszego spotkania dziesięć lat temu.

Bawiła się w ogrodzie ciotki Andromedy, kiedy usłyszała śmiechy, piski i pokrzykiwania. Natychmiast zerwała się na nogi i pobiegła na przód domu. Wiedziała, że te odgłosy zawsze towarzyszą przybyciu jej kochanego kuzyna Dracona.
- Draco! – zawołała, rzucając mu się na szyję i dopiero wtedy zauważyła, że nie jest sam.
Tuż obok nich stał wysoki, ciemnoskóry chłopiec. Odsunęła się od kuzyna, nieco speszona swoim nagłym wybuchem uczuć, którego Draco, jak zwykle, nie odwzajemnił i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Ellie, to jest Blaise, przyjaciel Dracona – powiedziała ciepło ciocia Narcyza, podchodząc do swojej siostrzenicy i mocno ją przytulając. – Chłopcy bardzo chcieli spędzić razem wakacje, ale mój syn nie zamierzał rezygnować ze spotkania z tobą – posłała Andromedzie uśmiech. – A moja siostra chętnie zgodziła się przyjąć was wszystkich.

- Cześć, Ellie – powiedział Blaise, wyciągając dłoń. – Jestem Zabini. Blaise Zabini.
- Cześć – odpowiedziała, puszczając ciocię i ściskając jego wyciągniętą rękę.- Ellie Black.
- Diable, Ellie świetnie gra w berka – powiedział do przyjaciela Draco, a Ellie ze zdumieniem usłyszała w jego głosie nutkę dumy. – Biega tak szybko, że nawet ja nie mogę jej czasami dogonić!
- Czyżbyś właśnie przyznał, że wcale nie biegasz tak szybko, jak twierdzisz? – spytał roześmiany Blaise, posyłając Ellie porozumiewawczy uśmiech.
- Nie! – zaprzeczył natychmiast Draco, ale nie zabrzmiało to zbyt przekonująco, bo ku swojemu niezadowoleniu zarówno ciocia Narcyza, jak i Andromeda roześmiały się szczerze.
- Chodźcie na obiad – powiedziała gospodyni. – Cyziu, czy…
- Nie, muszę wracać – uśmiech natychmiast zniknął z ust cioci. – Lucjusz…
- Porozmawiamy później – ucięła ciocia Andromeda, widząc smutek na twarzy Draco i Blaise’a. Ciocia Narcyza pokiwała głową, ucałowała Ellie, pomachała chłopakom, niechętnym na takie pieszczoty i teleportowała się do Malfoy Manor.

To Blaise opowiedział jej, co dzieje się w domu kuzyna. Tego dnia, siedząc pod piękną gruszą i zajadając maliny z okolicznych krzaków, dowiedziała się, jak despotyczny jest Lucjusz, ojciec Dracona. Nigdy nie widziała go na oczy i wtedy wiedziała już dlaczego. Blaise powiedział jej w delikatnych słowach, że Lucjusz nie znosi czarodziei półkrwi i mugolaków i nie powinien wiedzieć o jej istnieniu. Wtedy po raz pierwszy zrozumiała, kim była jej matka i jak bardzo ją skrzywdziła. To Blaise uświadomił jej, jak ciężko było jej kuzynowi w domu i przez co musiał przechodzić. Być może to dzięki Blaise’owi wybaczyła Draco jego zachowanie w stosunku do Hermiony. Wiedziała, przez co przechodził w dzieciństwie i jak wielkie piętno to na nim odcisnęło. Oczywiście nic nie usprawiedliwiało jego chamskich odzywek i ciągłego krzywdzenia Gryfonki, ale Ellie wiedziała, że gdyby nie Lucjusz, Draco nigdy nie obraziłby żadnego mugolaka. I wiedziała też, że gdyby nie Blaise, nie miałaby o tym pojęcia.
Mimo wszystko jednak jej relacje z Blaisem nie były nigdy nadzwyczajne, choć od tamtego pamiętnego lata widywali się co roku w tym samym miejscu. Do dzisiaj dźwięk teleportacji kojarzył jej się z przytulaniem Draco i uśmiechami Blaise’a. Zawsze potem jedli obiad i ciocia Andromeda pozwalała im robić, co tylko im się podoba. Bawili się w chowanego w wielkim, pełnym niespodzianek domu, budowali miasto z piasku, grali w berka i wspinali się na drzewa. Zrywali wtedy owoce i zajadali się nimi, siedząc na gałęziach i gawędząc w najlepsze. Ciocia często przynosiła im na drzewa kolację w wielkim, piknikowym koszu. Dorzucała jeszcze koce, aby wygodniej siedziało im się na twardych gałęziach, posyłała z dołu buziaki i wracała do domu. Wtedy następował moment, który Ellie lubiła najbardziej, czyli sprzeczka o to, kto pójdzie po koszyk. Ponieważ zarówno Blaise, jak i Draco byli niepoprawnymi gentelmanami, wystarczył argument, że jest dziewczyną. A że Blaise był również idealnie miesiąc starszy od Draco, wypominał mu to bezwstydnie, mrucząc coś o pierwszeństwie i szacunku. Tym oto sposobem Draco, wraz z groźbami i burknięciami, schodził po kosz, ale zanim wszedł z nim spowrotem, zawsze udawało mu się coś z niego zabrać. Ellie i Blaise zawsze udawali, że tego nie widzą, nie chcąc psuć sobie wieczorów na kłótnie.
Tak mijały im dni – pośród liści, truskawek i zakurzonych zakamarków domu cioci Andromedy i wujka Teda. I nieważne jak intensywnie to odwlekali i jak bardzo starali się o tym nie myśleć, zawsze przychodził ten moment, w którym zjawiała się przestraszona ciocia Narcyza, by zabrać chłopców do Malfoy Manor.
Ellie rzucała się wtedy Draco w ramiona. Niejednokrotnie płakała podczas rozstań, wiedząc, że następnym razem zobaczą się dopiero za rok. Z czasem i Blaise’a przytulała na pożegnanie, ale nigdy nie tak intensywnie, czule i desperacko jak kuzyna. To dziwne, bo to właśnie do ciemnoskórego chłopaka czuła więcej... Ale były to emocje tak niesprecyzowane, specyficzne i osobliwe, że Ellie nigdy się nad nimi głębiej nie zastanawiała.
Czy ich dzieciństwo było szczęśliwe? Tak, było piękne, dopóki nie poszli do Hogwartu, gdzie przesiąknięty złem Draco zaczął robić dokładnie to, przed czym wzbraniał się przez tyle lat. Ona oczywiście o niczym nie wiedziała… I znowu widywali się latem, ale już nigdy nie było tak samo. Bawili się, niby beztrosko, ale nic nie wróciło im dawnych, beztroskich czasów. Z czasem zaczęli więcej rozmawiać. Radosne zabawy poszły w odstawkę, a oni spędzali godziny na gawędzeniu w różnych miejscach domu i ogrodu cioci. Nigdy jednak nie poruszali najważniejszych tematów.
Ellie miała wrażenie, że z dnia na dzień ich świat uległ diametralnej przemianie. Wiedziała, że to Hogwart zmienił Dracona, ale wtedy nie wiedziała jeszcze jak bardzo.
Gdzie podział się ten wrażliwy, wesoły chłopiec? Dlaczego stał się bezdusznym, samolubnym chłopakiem? I czy ktokolwiek może zwrócić jej dawnego kuzyna?
Znała odpowiedź i właśnie to bolało ją najbardziej.
***
Gdy weszli, siedział na sofie i pił ognistą. Patrzył beznamiętnym wzrokiem w plany architektoniczne, które dała im McGonagall i postanowił zapomnieć o sytuacji sprzed piętnastu minut.
- Draco – usłyszał przyjaciela, ale nie odwrócił się. Wiedział, że była z nim Ellie, której, o ironio, nie miał odwagi spojrzeć w oczy. Skrzywdził jej, o kolejna ironio, przyjaciółkę, tym samym w pewnym sensie krzywdząc i ją. Swoją kuzynkę, dla której był gotów zrobić naprawdę wiele, ale nigdy jej tego nie okazał.
- Blaise – odpowiedział, upijając łyk whisky.
- Musimy pogadać, stary – Draco był w stanie przysiąc, że nigdy nie słyszał w głosie swojego przyjaciela tyle powagi co wtedy. Odwrócił się niespiesznie i popatrzył na Blaise’a, unikając wzroku Ellie.
- Siadaj – powiedział, nie musząc nawet silić się na równie poważny ton.
- To ja już pójdę – powiedziała Ellie, a coś w jej głosie zmusiło Dracona do posłania ku niej kontrolnego spojrzenia.
Była blada i skubała bezmyślnie rąbek szaty. Z jej twarzy nie dało się nic wyczytać, jak zwykle zresztą. Pod tym względem byli bardzo podobni, pewnie dlatego Draco świetnie umiał zaglądać pod maskę, którą na siebie zarzucała i widzieć to, czego nie potrafili dojrzeć inni. Zauważył, że jest przestraszona i niespokojna i bardzo mu się to nie spodobało. Zdezorientowany popatrzył na Blaise’a i wyczytał z jego wzroku, że wie, co się stało i ma dać mu dojść do słowa. Przytaknął głową, wstał, podszedł do Ellie, pocałował ją w czoło i uśmiechnął się pokrzepiająco. Zadrżała, nieprzyzwyczajona do takich czułość z jego strony i odeszła do łazienki, posyłając chłopakom uspakajający uśmiech.
- Dobra, to mów. Co jest? – powiedział Draco, gdy za Krukonką zamknęły się drzwi.
- Dasz ognistej? – zapytał Blaise, nie bawiąc się w uprzejmości.
- Bierz – rzucił Draco, rozsiadając się na sofie i odkładając na bok papiery.
- Kojarzysz Nata i Mike’a? – Blaise podszedł do barku i wyjął z niego szklankę.
- Żartujesz? – prychnął Malfoy. – Który Ślizgon ich nie zna?
- To jest zła sława, Draco – powiedział Zabini, nalewając sobie whisky i siadając obok. – Bardzo zła.
- Przesadzasz trochę, Diable… - Malfoy upił ognistej i skrzywił się charakterystycznie. – To po prostu zwykłe mięsiste, tępe ogranicze.
 Blaise poruszył się znacznie na te słowa. Popatrzył na przyjaciela z irytacją i warknął:
- Te ogranicze właśnie pobiły ci kuzynkę, więc radziłbym uważać na słowa.
- Co?! – Draco zerwał się z sofy z wrażenia.
- To, co powiedziałem – odparł Blaise, zadowolony, że wzbudził w Malfoy’u jakiekolwiek emocje. – Walnęli ją, sam nawet nie wiem gdzie, ale na tyle porządnie, żeby się dziewczyna przestraszyła.
- Zabiję – warknął Draco, zaciskając pięść.
- No właśnie nie zabijesz, Smoku – Zabini pokręcił głową, uśmiechając się kwaśno. – Nasz kochany przyjaciel Samuel powiedział mi…
- Samuel… Chodzi ci o tego…? - blondyn wykonał ręką bliżej nieokreślony gest.
- Ta… - mruknął Blaise z dezaprobatą.
- No to co z nim?
- … Powiedział mi, że wie, że szykują coś strasznego dla jakiejś innej Gryfonki i mamy na razie nie dawać znaku, że wiemy o…
- Chwila, co? – wkurzył się Draco. – Pobili Ellie, a ja mam tak po prostu sobie siedzieć, bo jakiś tam Samuel tak powiedział?!
- Cholera, Smoku, daj mi dojść do słowa! – zirytował się Zabini. – Też mi się to nie podobało, przecież wiesz, że nienawidzę mężczyzn, którzy biją kobiety. I to dzięki tobie.
- Dobra, już nic nie mówię – mruknął Malfoy, zaczesując włosy do tyłu.
- W każdym razie, Samuel twierdzi, że chcą zrobić którejś pieprzonej Gryfonce coś strasznego. Nie patrz tak na mnie – dodał, zirytowany pełnym wątpliwości i kpiny wzrokiem swojego przyjaciela. – Ponoć wie, kim ta dziewczyna jest, ale nie chciał mi powiedzieć.
- Odbiło mu do reszty – podsumował Draco, przerzucając wzrok z przyjaciela na nieskazitelnie biały sufit apartamentu.
- Wiem, Smoku, masz w dupie Gryfonów. Ja zresztą też, ale czy nie uważasz, że… - urwał na widok mrożącego krew w żyłach spojrzenia, które zaserwował mu Malfoy. – Luzuj majty, stary. Chciałem tylko powiedzieć, że może wypadałoby bliżej się temu przyjrzeć.
- To nie nasza sprawa, Diable – powiedział Draco lodowatym głosem.
- No właśnie nasza – zirytował się Blaise, dolewając sobie whisky. – Bo, jak widać, zanim dojdzie do tego niby strasznego punktu kulminacyjnego, czyli dowalenia tej Gryfonce, ofiary mogą być przypadkowe. Także, jak właśnie się dowiedzieliśmy, wśród dziewczyn z innych domów.
- Czyli twoim zdaniem co mamy robić? – zapytał zgryźliwie Draco. – Latać za każdą laską w tej powalonej budzie i pilnować, czy ktoś jej nie pobił?
- Po prostu uważam, że mógłbyś się bardziej zainteresować – burknął Blaise.
- Przejmuję się Ellie, bo to moja rodzina. A po za nią nie ma żadnej dziewczyny, na której by mi zależało. Także wystarczy, że będę chronił Black, nie uważasz?
- Nie – warknął Zabini, zgrzytając zębami.
- A tak właściwie – Malfoy postanowił zignorować poprzednią wypowiedź przyjaciela. – To od kiedy cię tak Ellie obchodzi?
- Od kiedy ją poznałem – mruknął Blaise, popijając ognistą. – Jest kimś ważnym dla ciebie, więc dla mnie automatycznie też.
- Kiedyś nie była aż tak ważna – zauważył Draco.
- Teraz jest w niebezpieczeństwie! – prawie krzyknął Blaise. – Jak każda dziewczyna w Hogwarcie! Mógłbyś się zainteresować czymś innym, niż własnym tyłkiem, Malfoy!
- Przeginacie i ty, i Granger! – warknął złowrogo blondyn, zanim zdążył ugryźć się w język, a przyjaciel od razu to wykorzystał.
- Co, czyżby i ona powiedziała ci w twarz parę słów prawdy? – zapytał zgryźliwie.
- Trzymasz jej stronę? – ton głosu Dracona przekroczył próg zera absolutnego.
- Wiesz, tak się nieprawdopodobnie składa, Draco, że ona nic ci nie zrobiła. To ty ją zrównywałeś z gównem przez siedem lat.
- Jakoś nigdy nie protestowałeś – wytknął mu Malfoy.
- Teraz żałuję – mruknął Blaise i postanowił zmienić nieco temat. – To co ci powiedziała?
- Nie będę o tym gadał – uciął Draco, dolewając sobie whisky. – A co do Nata i Mike’a… Niech ci będzie, będę ich miał na oku. Ale – zastrzegł, unosząc palec w ostrzegawczym geście. – Tylko dlatego, że pobili Ellie.
- Luz – wzruszył ramionami Zabini. – Ważne, żebyś ich obserwował.
- Masz jakieś przypuszczenia, o kogo chodzi?
- Nie znam Gryfonek… - zamyślił się Blaise. – Jest ta młoda Weasley, jest Granger. A i ta Gabrielle, którą teraz pobili.
- Tę ostatnią możemy wykluczyć, skoro właśnie jej przylali – powiedział pewnie Draco. – Ja kojarzę jeszcze tę Brown, taką włosowatą…
- Włosowatą? – zapytał ze śmiechem Blaise.
- No… Taki chaos kłaków  – Malfoy potrząsł rękoma nad swoją głową.
- Dobra, kogoś jeszcze znasz?
- Tak… Ale moim zdaniem to albo Granger, albo Weasley.
- Bo? – chciał wiedzieć Zabini.
- To dwie najsłynniejsze Gryfonki – mruknął Draco z obrzydzeniem. – Wszyscy je znają. Zresztą, cholera, to już na pewno nie nasza sprawa – zirytował się.
- Dobra, dobra – uspokoił go Blaise, wygodniej usadawiając się na sofie. – Już nic mówię. Zresztą, to ty zacząłeś.
- Skończmy ten temat – zaproponował Draco, a widząc aprobatę na twarzy przyjaciela, przywołał z pokoju whisky.
Kiedy uspokojona, odświeżona Ellie wyszła z łazienki, jej kuzyn i Blaise pili w najlepsze drugą butelkę.
***
Miała serdecznie dość swoich emocji i uczuć. Przez tyle lat szczelnie je ukrywała, a podczas jednego wieczoru wszystko musiało się w niej ponownie obudzić?
Wiedziała, że jeśli pójdzie teraz do swojego pokoju, nie zaśnie do świtu, skazana na swoje myśli i przytłaczające wspomnienia.
Otworzyła drzwi i wyjrzała niespokojnie na zewnątrz. W salonie siedzieli na szczęście tylko Blaise i Draco. Gorzej, że urządzili sobie porządną libację alkoholową. Na stoliku przed sofą stały dwie butelki, a panowie opróżniali właśnie trzecią. Przez chwilę chciała do nich podejść, przytulić się i pogadać jak dawniej, ale nie miała siły. Cicho, niemal bezszelestnie, skierowała się w stronę schodów i zaczęła po nich wchodzić, trzymając dłoń na zimnej poręczy. Minęła drzwi do pokoju Hermiony i zawahała się przez chwilę. Chciała tam wejść, porozmawiać z Gryfonką i powiedzieć jej wszystko… Ale nie mogła.
Weszła do siebie, zamknęła cicho drzwi i rzuciła ręcznik na łóżko, stojące pod oknem, naprzeciwko drzwi. Odetchnęła i podeszła do szafy. Wyjęła krótką, zwiewną, fioletową koszulę nocną na ramiączkach i przebrała się w nią, chowając jednocześnie biżuterię do szkatułki stojącej na półce nocnej. Zabrała z łóżka ręcznik, osuszyła za pomocą czarów i zamknęła w kufrze. Usiadła na łóżku i poczuła jak bezsilna i przytłaczająca jest samotność. Objęła się ramionami i zamknęła powieki, ale to tylko spotęgowało walkę z emocjami i uczuciami, których nie zamierzała wypuszczać na zewnątrz. Pokręciła głową i wstała. Chwyciła różdżkę, otworzyła drzwi i wychyliła głowę, by zlustrować apartament kontrolnym spojrzeniem. Draco i Blaise nadali pili, a oprócz nich nikogo na widoku nie było. Wyszła z dormitorium i ostrożnie, po cichu, zamknęła za sobą drzwi. Szybko, na palcach, by nie zwrócić na siebie uwagi chłopaków, przemknęła do drzwi Gryfonki i zapukała w nie. Nie usłyszała odpowiedzi, więc po prostu nacisnęła klamkę i weszła do środka.
- Hermiona? – zapytała cicho, stając w progu.
Gryfonka siedziała po turecku na łóżku, zwrócona twarzą do okna, znajdującego się nad nim.
- Wszystko w porządku? – spytała cicho Ellie, niepewnie podchodząc bliżej.
- Ellie…? – Hermiona odwróciła głowę i blondynka zauważyła  z przerażeniem ślady łez na jej zaczerwienionych policzkach.
Już po chwili płakały sobie w ramionach, otoczone smutkiem tej nocy.
 ***
- Chcesz kakao?
Pytanie Gryfonki przerwało trwającą od godzin ciszę. Przecięło powietrze i odbiło się od mebli. Zawirowało dookoła nich, wprawiając w ruch cząsteczki szczęścia i uwalniając uśmiechy na ich zmęczonych od płaczu twarzach.
- Tak – Ellie otarła ostatnią łzę i oparła się plecami o szafę Hermiony.
- Stworku! – zawołała cicho Gryfonka i już po chwili zmaterializował się przy niej mały skrzat domowy. – Kubek kakao poproszę.
- A ty nie chcesz? – zapytała Ellie, gdy po chwili Stworek przyniósł jej ciepły napój z bitą śmietaną na wierzchu.
- Napiłam się za dużo whisky – odpowiedziała Hermiona, przysiadając obok przyjaciółki i wyciągając przed siebie nogi. – Dziękuję Stworku. Odejdź już.
- Co się właściwie stało? – Ellie zlizała językiem bitą śmietanę i biała plamka została jej na nosie. Hermiona parsknęła śmiechem i zdjęła ją palcem.
- Trochę się pokłóciłam z Malfoy’em – powiedziała, a uśmiech znikł z jej twarzy.
- Trochę? – ciepły napój rozgrzewał ją od środka i dodawał sił.
- No… - Hermiona błądziła wzrokiem po suficie. – Trochę porządnie.
- Co ci powiedział?-Ellie ledwo zauważalnie spięła wszystkie mięśnie.
- To co zwykle – wygięła twarz w kwaśnym grymasie, który miał chyba przypominać uśmiech.
- Hermiona… - Ellie ugięła nogi w kolanach i położyła kubek pomiędzy nimi a brzuchem, wciąż obejmując go dłońmi. Ciepło, nawet płynące z kakao, w pewien sposób ją uspokajało.
- Ellie, ja naprawdę nie wiem, jak to możliwe, że mnie tak ruszają jego teksty – Gryfonka odwróciła głowę w stronę przyjaciółki i popatrzyła głęboko w jej błękitne tęczówki. – Powinnam być silniejsza.
- Wcale nie… - szepnęła Ellie, dotykając swoją rozgrzaną dłonią jej chłodnego, odsłoniętego ramienia.
Ale Hermiona pokręciła wolno głową, zagryzając wargę, by powstrzymać łzy.
- Kiedy pierwszy raz nazwał mnie szlamą, popłakałam się. Ale postanowiłam też, że nigdy w życiu nie zapłaczę już przez takiego dupka. I co? Wojna się skończyła, wróciłam do Hogwartu, Malfoy rzucił do mnie prostacki, chamski tekst i ja od razu miałam łzy w oczach. A przecież nie obchodzi mnie jego zdanie… Nie wiem, po prostu nie wiem.
- Ja też nie wiem – powiedziała Ellie, odwracając wzrok. Teraz to ona patrzyła w sufit. – Myślałam, że jestem silna, że pokonałam wszystkie swoje lęki… Przeszłość…
Hermiona milczała, ale Ellie była pewna, że przyjaciółka myśli o tej samej osobie, co ona.
- Ona umarła, ale ja i tak nie mogę normalnie żyć – szepnęła, zaciskając powieki. – Wcale nie jestem wolna.
- Jesteś wolna – Hermiona chwyciła jej dłoń i uścisnęła mocno. – Ona już cię nie skrzywdzi.
- Hermiona, ja… - Ellie wzięła głęboki oddech i przegryzła wargę. – Chcę cię o coś prosić.
- Tak?
- Chcę zamknąć ostatecznie tę sprawę z matką. No i przy okazji całe swoje wcześniejsze życie. I skoro… Skoro nie mogę sobie z tym sama poradzić, to może pomoże mi – nabrała dużo powietrza i powiedziała na jednym oddechu. – Wycieczka na grób mojej matki. Ale boję się jechać sama. Pojedziesz ze mną?
- Ellie… - Hermiona pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Wiem, to szaleństwo. Ale muszę to zrobić – podjęła już decyzję. – Pojadę tam. Sama albo z tobą. Ale pojadę.
Hermiona oparła głowę o jej ramię, wciąż ściskając jej dłoń i wyszeptała, patrząc na herb Gryffindoru, wiszący nad jej łóżkiem:
- Oczywiście, że z tobą pojadę.
***
Niewysoka dziewczyna o czarnych jak węgiel włosach i oczach o takim samym odcieniu weszła niepewnie do wieży Gryffindoru. W kominku palił się ogień, a pokój wspólny sprawiał wrażenie opuszczonego, spokojnego i przytulnego jak nigdy wcześniej. Tego właśnie potrzebowała skołatana i przestraszona Gabrielle.
Przysiadła na skraju sofy, zrzuciła z siebie buty i podciągnęła nogi pod brodę. Wpatrywała się w ogień, a płomienie odbijały się w jej czarnych oczach, nadając im niezwykły blask.
Nagle poczuła, że kanapa zagłębia się w pewien charakterystyczny sposób, świadczący o tym, że siada na nią inna osoba. Spojrzała w prawo i ku swojemu zdumieniu ujrzała kapitana drużyny quidditcha we własnej, niezwykle skromnej, osobie.
- Harry? – zapytała, patrząc na niego spod zmrużonych powiek.
Miał na sobie szarą bluzę i zieloną koszulkę, tak podobną do koloru jego oczu, w których teraz tańczyły płomyki. Nie miał okularów, co na pewno zainteresowałoby Gabrielle, gdyby nie wydarzenia sprzed kilkunastu minut.
- Cześć – powiedział, uśmiechając się miło.
- Co tu robisz o tej porze? – usiadła po turecku i oparła głowę na łokciu.
- Często tu przychodzę, gdy jest pusto – jego uśmiech minimalnie się zmniejszył, a oczy w ledwie zauważalnym stopniu straciły blask. – Mam lepsze pytanie. Co ty tutaj robisz?
Spuściła wzrok i zaczęła wyłamywać sobie palce.
- Coś się stało – bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Tak, ale nie przewiduję powtórek w najbliższej przyszłości – odpowiedziała, przechylając głowę i zdobywając się na spojrzenie mu w oczy. – Nauczka, te sprawy. Luz.
Popatrzył na nią rozbawiony.
- Przeskrobałaś coś?
- Prowokacja – odparła zgodnie z prawdą. – Nie jestem taka grzeczna, na jaką wyglądam.
Harry parsknął śmiechem, po czym wstał i wyciągnął do niej rękę. Przyjęła gest, zaciekawiona tym, co zamierza zrobić.
- Zgłodniałem. Idziesz ze mną do kuchni? – zapytał, podnosząc ją do góry.
- Jasne – uśmiechnęła się szelmowsko, ukazując rządek białych zębów. – Zawsze i wszędzie. Masz niewidkę?
- Mam… Ale nie zmieścimy się pod nią w dwójkę. Chodź, jak już ryzykować, to po całości!
- Czyli bez peleryny? – Gabrielle aż zaświeciły się oczy.
Harry tylko skinął głową z uśmiechem. Odpowiedziała mu tym samym i pociągnęła w stronę drzwi.
Nie wiedzieli, że są pilnie obserwowani przez parę dużych, zmrużonych brązowych oczu.
***
- Kiedy chciałabyś wyjechać? – zapytała Hermiona ze ściśniętym gardłem.
- Jak najszybciej – odparła Ellie, wpatrując się w sufit.
Gryfonka skierowała na nią swoje bursztynowe spojrzenie i westchnęła lekko. Wstała i podeszła do drzwi, aby sprawdzić, czy na pewno są zamknięte. Wróciła, ale nie usiadła już obok Ellie. Usiadła tak, jak zastała ją przyjaciółka, gdy wchodziła do niej kilkadziesiąt minut temu – po turecku, przed oknem. Patrzyła na ciemność panującą na zewnątrz i zastanawiała się, czy taki sam mrok ogarnie ją, gdy pojedzie na grób osoby, która wyrządziła jej tyle bólu. Mimowolnie położyła dłoń na bliźnie, która już nigdy nie zniknie…
- Jutro – szepnęła w szybę, która zaparowała pod wpływem jej ciepłego oddechu. – Jedźmy tam jutro.
- Jutro? – powtórzyła Ellie niepewnie i z przestrachem. – Ale… jesteś pewna?
- Nie odwlekajmy tego – poprosiła Hermiona, patrząc przez ramię na przyjaciółkę.
Ellie podeszła do niej i przysiadła obok. Oparła głowę o jej ramię i razem wpatrywały się w ciemność, spowijającą hogwarckie błonia.
- Dziękuję – szepnęła blondynka wprost do jej ucha.
Nawet nie zauważyły, gdy zasnęły, obie z zaróżowionymi z emocji policzkami i potarganymi włosami. A cisza, panująca dookoła otuliła je czule i pocałowawszy w czoło, zesłała spokojne, pełne ukojenia sny.
***
Skradali się niczym szpieg z Krainy Dreszczowców, zaglądając za każdy korytarz, stąpając na palcach i bojąc się najmniejszego dźwięku. Kiedy Harry podzielił się z Gabrielle tym przemyśleniem, usłyszał w odpowiedzi cichy śmiech dziewczyny i komentarz, że przecież to bardzo poważna misja i powinien zachować powagę.
- Ty też – zauważył bystro Harry.
Skrzywiła się nieznacznie i pogroziła mu palcem.
- Ja dzisiaj już wystarczająco długo zachowywałam powagę. Coś mi się od życia należy, nie?
Roześmiał się i wspólnie stanęli przed obrazem, zagradzającym drogę do kuchni.
***
Tyle z nim przeszła.
Byli razem na dobre i na złe, w każdej sytuacji.
Łączyło ich tyle wspomnień, tyle uczuć…
A z tą czarnowłosą smarkulą właściwie się nie znali, ona już zajmowała jej, Ginny, miejsce. To z nią Harry poszedł do kuchni, to do niej przysiadł się w środku nocy, gdy siedziała smutna i samotna przed kominkiem. To ją próbował rozweselić. I to na nią patrzył z błyskiem w oczach.
Myśl, że straciła to wszystko, kłuła ją prosto w serce. Nie chciała, żeby tak było. Nigdy nie chciała, by Harry zastąpił ją inną. Ale z drugiej strony, nie chciała też z nim być. Ten związek był bezsensowy i wynikał bardziej z samotności i przywiązania, niż głębszych uczuć. Mimo wszystko ta myśl, okrutna myśl, że Potter spędza coraz więcej czasu z Gabrielle, była nieprzyjemna i bolesna.
Ginny zeszła powoli ze schodów, które prowadziły do jej dormitorium i usiadła na sofie, tam, gdzie jeszcze przed chwilą Gabrielle rozmawiała z Harrym i wiedziała już co zrobi. Tylko jedna osoba może jej pomóc.
Hermiona.
***
- Jak ci się podobało? – zapytał Harry, gdy wracali do pokoju wspólnego.
- Mega! – powiedziała z entuzjazmem, zajadając ciasto, które podarowały im skrzaty. – One są bardzo miłe. Czy McGonagall im płaci?
- Zupełnie jak Hermiona – mruknął Harry, kręcąc z uśmiechem głową, po czym dodał głośniej. – Tak, od kiedy Zgredek zginął, a Stworek zaczął pracować w Hogwarcie, mamy małą rewolucję.
- I skrzaty się na to zgodziły? – zdziwiła się Gabrielle, przeskakując co dwa stopnie, żeby uniknąć zapadających się progów.
- Hermiona od dawna próbowała je przekonać, by walczyły o swoje prawa – Harry przypomniał sobie wszystkie akcje przyjaciółki z WSZĄ. – Na początku jedynym, który był jej za to wdzięczny, był Zgredek.
- Nie znałam Zgredka – powiedziała z żalem dziewczyna. – Jaki był?
- Był najlepszym przyjacielem, jakiego mogłem mieć – Harry uśmiechnął się smutno, puszczając poręcz, która zaczęła odjeżdżać. – Uważaj, te poręcze też się ruszają.
- No dobrze, a teraz? Co je przekonało, żeby przyjmować wynagrodzenie? – chciała wiedzieć Gabrielle, odpychając się od zdradzieckiej poręczy.
- Wojna – odparł krótko i treściwie. – Ona zmieniła wszystkich.
- Ciebie też? – zaskoczyła go tym pytaniem. Nikt nigdy go o to nie pytał. Kiedy schodziło na wojnę, w każdej rozmowie zalegała niezręczna cisza, a tymczasem Gabrielle naprawdę chciała to wiedzieć.
- Oczywiście – powiedział , spojrzał na nią i uśmiechnął się. – Ale czy na gorsze? Nie wiem. Mam nadzieję, że nie.
- Ja też – odparła szczerze, przeskakując kolejny stopień i docierając w końcu do portretu Grubej Damy. – Fasolowe żaby.
- Gdzie wyście się tak późno włóczyli? – zapytała leniwie Gruba Dama, po czym otworzyła im przejście, ziewając rozdzierająco.
Ku szczeremu zdumieniu obojga Gryfonów, na kanapie przed kominkiem siedziała Ginny Weasley we własnej osobie.
***
Wrócili wcześniej, niż myślała.
Nie chciała na niego patrzeć, a już na pewno nie z nią, więc gdy tylko przekroczyli próg i padło pełne zdumienia, choć wesołe: „O, cześć Ginny!”, uciekła do dormitorium. Zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie plecami i zjechała w dół, podkurczając nogi i opierając o nie brodę. Jej ucieczka musiała wyglądać idiotycznie, ale niewiele ją to obchodziło. Musiała koniecznie porozmawiać z Hermioną.
Wstała i po cichu, by nie obudzić współlokatorek, usiadła na łóżku. Nie miała ochoty na sen, ale jeśli jutro na śniadaniu miała dopaść Hermionę, tego rannego ptaszka, to trzeba będzie wcześnie wstać. A przecież, o zgrozo, jutro niedziela i mogłaby spędzić czas o niebo bardziej produktywnie. Na przykład w łóżku pod ciepłą kołdrą.
***
 Pożegnała się z Harrym, podziękowała mu za wesoły wieczór i jeszcze weselszą wyprawę i pobiegła po kamiennych schodach do swojego dormitorium. Kiedy była w połowie drogi, zdjęła po ciuchu buty, by nie tupać i nie obudzić dziewczyn i w samych skarpetkach weszła do pokoju, który zajmowała ze swoją przyjaciółką Nadine i dwiema innymi Gryfonkami.
- Gabie? – dobiegł ją szept z jednego z dwóch łóżek piętrowych, stojących przy naprzeciwległych ścianach niewielkiego pomieszczenia. – Wróciłaś?
Nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, tonęła w uścisku niskiej dziewczyny o włosach w kolorze żółtym i czerwonym. Objęła ją i pocałowała w policzek, ale szybko się odsunęła. Brakowało jej przyjaciółki i miała nadzieję, że uda im się jeszcze porozmawiać. Nadie była jedyną osobą, której mogła powiedzieć, co wydarzyło się dzisiaj w pewnej sali lekcyjnej.
- Gdzie ty byłaś? Wiesz, jak się martwiłam? O jeżu, przecież ty jesteś strasznie zimna! Pogięło cię. Naprawdę cię pogięło. Lazłaś po tych zimnych kamieniach do góry? Przecież ci stopy przewieje. No zdurniałaś. Naprawdę zdurniałaś! – Nadie opierniczała ją szeptem, ale była zmartwiona.
- Spokojnie, Nadie – uspokoiła ją Gabrielle i uśmiechnęła się niepewnie. – Mam ci trochę do opowiedzenia…
- Coś złego się stało? – domyśliła się natychmiast Nadie. – Chodź do mnie, to pogadamy.
Na każdym posłaniu, niezależnie od tego, czy było górne, czy dolne, wisiała zasłona, gotowa w każdej chwili odgrodzić swoją mieszkankę od reszty dormitorium. Dziewczyny wdrapały się na górne łóżko Nadie, spuściły zasłonę, a Gabrielle wyczarowała małe, świecące kuleczki i posłała je w górę, tworząc przytulną atmosferę. Położyły poduszki pod ścianą i ułożyły się wygodnie w poprzek łóżka. Zajadały czekoladki, które Nadine przywołała z kufra i Gabrielle opowiedziała przyjaciółce o tym, że sprowokowała dwóch wielkich i w dodatku starszych Ślizgonów, obrażając ich niezbyt delikatnie, po czym oberwała od nich całkiem mocno w twarz i w brzuch.
- Nic mi nie jest – zastrzegła natychmiast, widząc przerażenie na twarzy Nadine. – Prefekci mi pomogli.
- Ale w brzuch… Na Merlina, Gabie, przecież coś ci się mogło stać!
- Tyle razy obrywałam w domu i nic mi się nigdy nie działo – mruknęła Gabrielle, ale to wcale nie uspokoiło jej przyjaciółki. Wręcz przeciwnie.
- No właśnie! Nie zdziwiłabym się, gdyby wtedy jednak oni cię uszkodzili, tylko po prostu…
- Nie mówmy o tym, Nadie – poprosiła Gabrielle, krzywiąc się. – Nie lubię do tego wracać.
- Nie lubisz, ale przecież i tak wrócisz… - szepnęła Nadine ze smutkiem. – Tego lata.
- Wcześniej – powiedziała i odwróciła wzrok, nie chcąc widzieć szoku, jaki najpewniej odmaluje się na twarzy przyjaciółki.
- Chcą, żebyś wróciła na święta? – zapytała przerażona.
Pokiwała głową i zagryzła wargę.
- Naprawdę nie chcę o tym mówić, Nadie… - głos niebezpiecznie jej drżał.
- Dobrze, nie mówmy o tym – zgodziła się Nadine. – Ale przecież kiedyś będziemy musiały.
- Ale nie teraz. Dzisiaj miałam wystarczającą ilość przeżyć. Wystarczy.
- Widzę uśmiech – zaśmiała się cicho Nadine. – Czyżby spotkało cię też "coś miłego"? – sugestywnie poruszyła brwiami, za co zarobiła w żebra.
- To tylko kolega, debilko.
- Bardzo miły kolega – poprawiła ją przyjaciółka z miną znawcy. – A jaki przystojny!
- Jak dla kogo – mruknęła Gabrielle, patrząc na Nadine z ukosa.
- Gdzie byliście? – zapytała Nadie, zajadając czekoladkę. – Graliście w „quidditcha”? – poruszyła palcami, tworząc cudzysłów.
- Och, daj mi spokój, kobieto – żachnęła się, sięgając po jedną ze świecących kulek, która spadła i posyłając ją spowrotem pod sufit. – Byliśmy w kuchni.
- W kuchni? – Nadine aż otworzyła usta, a z nich wypadła niedogryziona czekoladka. – O, pardon.
- Owszem. Też cię zabiorę, tam jest prześwietnie.
- E, myślę, że z nim ciekawiej – dziewczyna wzruszyła ramionami i ponownie oberwała w żebra. I to z łokcia. – Ała. Ogarnij się. Jesteś ostatnio jakaś agresywna.
Gabrielle parsknęła cicho i cmoknęła przyjaciółkę w policzek.
- Tak lepiej? – zapytała.
- Idealnie. Idziemy spać?
Gabrielle zbyła propozycję przyjaciółki, ładując sobie do ust trzy czekoladki na raz i przywołując ze swojego kufra butelkę piwa kremowego.
***
Wielka Sala świeciła pustkami, gdy ziewając i potykając się o własne nogi z niewyspania, przybyły do niej dwie rozczochrane dziewczyny. Miały na sobie piżamy, na które, w przebłysku przytomności, narzuciły bluzy i wyglądało na to, że ich poranek był bardzo intensywny, bo każda z nich miała but tylko na jednej stopie, a na drugą, w kolejnym ułamku świadomej sekundy, wciągnęły po skarpetce.
Na szczęście o godzinie siódmej w niedzielę przebywało tu niewiele osób, a i te były zbyt zaspane, by zauważyć niecodzienny widok, jakim były dwie prefekt naczelne w strojach bynajmniej nie wyjściowych.
Usiadły przy stole Gryfonów, ziewnęły i jednocześnie sięgnęły po chleb. Niestety, ku swojemu niezadowoleniu, chwyciły tę samą kromkę.
- To moja – jęknęła nieprzytomnie rozkudłana blondynka, posyłając kasztanowłosej towarzyszce mrożące krew w żyłach spojrzenie. Na tyle, na ile się w owej sytuacji dało, oczywiście.
- Byłam pierwsza – nie zgodziła się tamta i wzmocniła swoją wypowiedź wymownym ziewnięciem.
- Kto pierwszy ten lepszy – bąknęła blondynka, również ziewając. – A sorry, to nie to. Ostatni będą pierwszymi.
Nim nierozgarnięte dziewczyny rozsądziły ten bardzo sensowny (należy wspomnieć, że w koszyku było jeszcze wiele kromek chleba) spór, przerwał im trzask otwieranych drzwi i do Wielkiej Sali weszło dwóch chłopaków. Jeden z nich, wysoki blondyn, którego fryzura przypominała obecnie pobojowisko, miał na sobie bluzę z pokaźną plamą z przodu, w dodatku założoną do góry nogami, białą oraz wygniecioną koszulkę, za małe spodnie, zakładane w pośpiechu, bo tył na przód i dwa różne buty. Obok niego ziewał właśnie inny, niższy i ciemnoskóry, którego jedynym odzieniem po za zbyt długimi spodniami i lewą, wściekle czerwoną i dziurawą skarpetką, był krawat w barwach Slytherinu, którym owinął sobie szyję jak szalikiem.
Obaj panowie byli w stanie wskazującym na nadmierne spożycie alkoholu i dziewczyny siedzące przy stole Gryffindoru, zamarły na ich widok, każda trzymając swoją połowę chleba.
- To ci debile, czy ja mam zwidy? – spytała słabo blondynka, chwytając się wolną ręką za głowę.
- Nie wyglądają zbyt świeżo – zauważyła bystrze, jak na swój stan, kasztanowłosa.
- Chodźmy do nich – niebieskooka dziewczyna wstała i ruszyła na około stołu, trzymając się go kurczowo. Bała się, że jeśli puści, zaliczy bliskie spotkanie z podłogą.
- Czekaj, tak będzie szybciej – powstrzymała ją druga dziewczyna, odgarniając ze stołu jedzenie i przechodząc przez niego na czworakach.
Blondynka poszła w jej ślady i po chwili obie stanęły przed chłopakami, uśmiechając się szyderczo. A przynajmniej tak im się wydawało.
- Dzieńdoberek, panowie! – powiedziała kasztanowłosa, chwytając stół.
- Nie wyglądacie zbyt rześko – zauważyła blondynka, chichocząc i ziewając jednocześnie.
- Wy też nie – nie pozbawił jej złudzeń ciemnoskóry, opierając głowę na łokciu i prawie zasypiając.
- Ellie nic nie piła – zastrzegła kasztanowłosa, uśmiechając się triumfalnie.
- Ergh… - dziewczyna nazwana Ellie zrobiła niewyraźną minę i wzruszyła ramionami. – Kiedy zasnęłaś, zaschło mi w gardle i poprosiłam tego skrzata…
- Dobra, nieważne – machnęła ręką jej przyjaciółka i przysiadła się do chłopaków, bo nogi odmówiły jej posłuszeństwa. – Nie mam pojęcia, jak dałam radę tu zajść.
- Zamknij jadaczkę, Granger – poradził jej blondyn, przysypiając. – Łeb mi pęka.
Ellie ziewnęła rozdzierająco i usiadła obok Granger.
- Nie ma jeszcze nikogo… Chodźmy spać… - położyła głowę na talerzu i pociągnęła przyjaciółkę za włosy. – Dalej, Hermiono. Połóż się, bo zasłaniasz mi słońce.
- To nie słońce, to mój blask, Black – powiedział półprzytomnie ciemnoskóry, nie tracąc humoru. Zaraz jednak ziewnął przeciągle, a wszyscy poszli w jego ślady.
Już po chwili spali, z otwartymi ustami, nieubrani i nieuczesani, z głowami na talerzach, stole, czy też nodze siedzącego obok towarzysza.

I tak właśnie zastali ich uczniowie i profesorowie, którzy koło dziewiątej zjawili się tłumnie na śniadaniu.
------------------
Niesprawdzony! (Edit 11/02/14 godz. 19:30. Już sprawdzony. Jeśli teraz będą jakieś błędy, to już nie ma usprawiedliwienia.)
Jak pewnie zauważyliście, zaktualizowałam zakładkę "Bohaterowie". Mam również pomysł na dwie miniaturki,  z czego jedną przelałam w 1/4  na klawiaturę. Jeśli chodzi o drugą,  będzie to parodia,  na którą pomysł podsunęła mi moja koleżanka. Więcej dowiecie się wkrótce :)
Nowy rozdział? Postaram się dodać go przed końcem miesiąca, ale wracam do szkoły i może być różnie.
Dzięki za uwagę!  Proszę też o komentarze, bo wyświetleń jest naprawdę dużo, co nie odbija się na ilość konstruktywnych uwag.
Lumossy
____________
Rozdział 7
Ilość stron: 14
Ilość słów: 5344
Cytat: Christina Perri "Human"
Piosenka rozdziału: Christina Perri "Human"

19 komentarzy:

  1. Super rozdział!! Nie mogę doczekać się następnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Cieszę się, że tak piszesz, bo końcówkę pisałam w totalnym chaosie i bałaganie, więc mogło mi nie wyjść.

      Usuń
  2. Haahaa zasnęli! Aż sobie ich zaczelam wyobrazać. Rozdział swietny i jejku pojada na grób Bellatrix! Biedna Ginny :( smutno mi sie jej zrobilo.
    Pozdrawiam,
    dla-milosci-warto-cierpiec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ginny ma takie zaplątane uczucia, sama nie do końca wie, czego chce... Trochę jak ja ;)
      Dziekujęę :*

      Usuń
  3. Nie no nie mogę ! Rozdział genialny :D Te ich stroje..
    Dramione True Love :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten pomysł przyszedł niespodziewanie :D W pierwszych zarysach, powstałych w mojej głowie, rozdział miał się zakończyć... Kłótnią Hermiony i Ginny :D

      Usuń
  4. Wspaniałe! Draco bardzo mnie denerwuje, chciałabym, żeby w końcu przekonał się do Granger. Swoją drogą - podejrzewam, że to o nią chodzi w tym całym planie Ślizgonów. Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie, jeśli to rzeczywiście ona jest obiektem zainteresowania.
    Nie umiem sobie wyobrazić Malfoya w taki wydaniu! Ale się będzie działo, kiedy się obudzą i zobaczą, że cała szkoła ich obserwuje, haha. :D

    Pozdrawiam,
    Cave Inimicum
    http://dramione-jestesmy-jednoscia.blogspot.com/ - zapraszam na rozdział 4 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy na Hermionę stawiają w tym planie Nata i Mike'a :D Ale ja nic nie powiem :x
      Dziękuję za taki miły komentarz :D

      Usuń
  5. Nie, no rozdział genialny jak zwykle! :D
    Ellie ma takie słodkie wspomnienia :3
    No i wspólne smutaski w Pokoju :c
    A więc jednak Harry z Gabi!
    Podoba mi się ten parring!
    Tylko biedna Gin ;/
    A Malfoy taki ugh, że ja nie mogę...
    Oprócz pocałowania Ellie w czoło, to było takie opiekuńcze mmmm sweet :3
    Jeju, ja też myślę, że Nat i Mike właśnie polują na Hermi!
    "Ja kojarzę jeszcze tę Brown, taką włosowatą…"
    Hahahahahah, ja nie mogę xD
    Rozwalasz mnie twoimi tekstami! ;D
    Czekam na następny, jak zwykle wspaniały rozdzialik!
    Pozdrawiam i życzę weny kochana! <3
    ------------------------------------------------
    + Zapraszam do mnie na rozdział 12, jak byś chciała ;)
    http://poczuj-magie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ginny też będzie kogoś miała c: Ale na razie nawet z nim nie rozmawiała i nie ma pojęcia, jak on wygląda... Ale do czasu. Konkretnie do przyszłego rozdziału :D

      Usuń
  6. Na początek, heeeej i wielkie dzięki za komentarz u mnie! :* No cóż muszę powiedzieć, że rozdział wyszedł Ci ...GENIALNY! Ale Draco się wkurzył, kiedy dowiedział się kogo pobili ci dwaj goryle. Ja tam na jego miejscu trzepłabym Avadą tam gdzie trzeba i poszła w pizdu... Noo, nie ma to jak uciekać przed całuskami Dementora -Syriusz ♥ Jak można tak traktować dziewczyny, no jak ja się pytam! Nawet najgorszej kobiecie, nie życzyłabym tego, co Ellie i Gryfonki przeżyły. Toż to skandal i osobiście wysłałam apelację w związku z tą sprawą do Ministerstwa! I nagle przypomniał mi się tekst baci, ależ oczywiście że go napiszę... "Teraz ta młodzież to nawet "dzień dobry" nie powie" powiedziane na środku rynku, zawsze spoko xD Draco, hym... Ten chłopak już mnie wkurza. Co z tego, że to Gryfonki pacanie? Twoja siostra też została zaatakowana, a ty sobie spokojnie siedzisz... Jak ja bym teraz chciała powiedzieć ci długi monolog i na sam koniec zobaczyć jak śpisz, ale wolę strzelić ci porządnie w twarz, Malfoy! Jeśli to Hermiona, a jest tak na 99,99% a ty jej nie pomożesz jeśli będzie tego potrzebować, to cię chłopie zabiję, zakopię, odkopię, odetnę to i owo, a potem powieszę na maszcie żeby ludzie widzieli co za matoł nie pomógł Granger! To było takie słodkie kiedy Draco pocałował Ellie (chciałam powiedzieć Mionę xD Znaczy napisać :D ) w czoło ♥ To było takie nie malfoy'skie, ale takie potterowe. ^^ Cieszę się, że Harry i Gabi to jednak coś między nimi jest... Nigdy nie lubiłam go w paringu z Gin i na szczęście już nie są razem, więc kolejny mega plus dla Ciebie! Ale wiesz Ty co, kochana? Nie wyobrażasz sobie jakbym się zdziwiła, kiedy okazałoby się, że to nie o Mionę chodzi w planie Nata i Mike'a! To byłyby takie ogromne oczy i usta wygięte w idealne "o" :D Hahahahaha, zasnęli? Serio? O Boże... Ale szczerze ja też bym zasnęła, bo w końcu codziennie w autobusie śpię a potem moja przyjaciółka mnie budzi xD Nie no wyobrażam sobie, jak każdy z nich się budzi... Blaise z głową zwisającą z ławki, Ellie z twarzą w talerzu, Draco z położoną głową na kolanach Miony, a głowa Hermiony na ramieniu Ellie xDDD To by była dopiero akcja! A potem oni się budzą i wielkie "WTF?!". Haha, nie no ja i te moje wymysły xD Ogólnie super i nie mogę doczekać się nn, więc pisz szybko kochana ♥ Świetny i cudowny rozdział, cholernie bardzo mi się podoba! ;* A z okazji walentynek, najlepszego ♥
    Pozdrawiam, życzę dużo WEEEEENY i z niecierpliwością czekam na nn ^^
    Panna Zgredkowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Draco żywi do Ellie baardzo ciepłe uczucia, ale rzadko to okazuje... Bo to Draco xD
      Harry i Gabrielle będą tu jednym z moich ulubionych parrignów... Zaraz obok Draco i Hermiony, Ellie i chyba-wiecie-kogo oraz Ginny i domyślcie-się-o-kogo-chodzi :D
      Dziękuuję za taki miły komentarz c:

      Usuń
    2. Nie ma za co! Nie mogę doczekać się nn :*
      + zapraszam do mnie na rozdział 13 i prolog do CAŁEGO bloga :)
      http://swiat-bez-lordiego-voldiego.blogspot.com/

      Usuń
  7. Hej Lumossy ! Na początek, chciałam przeprosić za brak komentarzy pod wcześniejszymi postami, ale z telefonu mogłam tylko czytać :c
    Bardzo lubię twojego bloga :* Jest naprawdę dobry, widać że masz na niego pomysł ;> Tak trzymać ^^
    Rozdział - na 6+ <3 Po prostu idealne, takie moje klimaty xD
    Zapraszam do siebie, mam nadzieję że trochę poczytasz i ci się spodoba ;)
    AH, no tak, zapomniałabym !
    Nominuję cię Liebster Awards :D Szczegóły na moim blogu:
    hope-florence-story.blogspot.com
    w zakładce "Liebster Awards" :>>
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie stało, miło czytać Twój komentarz :) dziękuję za pozytywną opinię i w najbliższych dniach, ale chyba nie dzisiaj niestety, z chęcią przeczytam Twojego bloga :)
      A za nominację dziękuję, ale niestety na tym blogu nie uczestniczę w Liebster Award ;)

      Usuń
  8. Świetny blog <3
    Rozdział naprawdę super!
    Wydaje się jakby Malfoy'owi nie zależało na Ellie, ale w rzeczywistości ją kocha :)
    Cholernie podoba mi się ten rozdzialik ^^
    Pozdro,
    Ala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malfoy bardzo kocha Ellie :D
      Dziękuję za komentarz :3

      Usuń
  9. [Przepraszam za spam :c]
    Zapraszam na kolejny rozdział u mnie ;)
    http://swiat-bez-lordiego-voldiego.blogspot.com/
    PS. Nie wiem czy jeszcze go czytasz czy już Ci się znudził, więc fajnie by było gdybyś napisała mi, jeśli Ci przeszkadza moje informowanie o rozdziałach ;p

    OdpowiedzUsuń
  10. Wreszcie znalazłam czas i mam zamiar przeczytać twój blog. Przepraszam, źe tak długo nie komentowałam ;(
    Co do Rozdziału to tutaj Malfoy strasznie mnie irytuje swoim zachowaniem, ja na miejscu Hermiony już dawno bym go walnęła. A co do ślizgonów, którzy urządzili sobie polowanie na nie wiadomo jaką dziewczynę, to powinno się ich wykastrować! Eh żal mi Ginny i to bardzo. Jestem ciekawa, jak dalej potoczy się między Gabi, a Harrym?

    OdpowiedzUsuń