Rozdział krótki, bo od następnego będzie dużo wydarzeń i chciałam nabrać oddech ;)
_____________________________________________
"Trzeba być bardzo dzielnym, by stawić czoło wrogom,
ale tyle samo męstwa wymaga wierność przyjaciołom."
- No i jaki on jest?
- Miły. Może nawet za miły.
- Nie narzekaj, niewdzięcznico. Mogłaś trafić gorzej.
- Nie narzekam! Po prostu to trochę podejrzane…
- Że jest miły?
- Aż tak miły. Hermiono, to Ślizgon…
- Jesteś pełna uprzedzeń, Ginny…
Malfoy z kpiącym i ironicznym uśmiechem przysłuchiwał się
rozmowie dwóch idących przed nim Gryfonek. Młodsza, choć wyższa od przyjaciółki,
ruda Weasley szła z pięcioma opasłymi książkami, ubrana w nieodłączny hogwarcki
mundurek, starając się jednak o drobne odstępstwa od szkolnych reguł. Spódnicę podwinęła sprytnie, białą koszulę
włożyła do niej tylko częściowo, a krawat zawiązała zawadiacko i byle jak,
dostosowując się do panujących obecnie w Hogwarcie trendów. Granger natomiast
służyła za chodzący przykład wzorowej uczennicy. Idealnie leżąca spódnica,
wyprasowana koszula, prosto zawiązany krawat w barwach Gryffindoru, a w dłoniach
oczywiście sto pięćdziesiąt książek.
Pewnie szły do biblioteki. Świetnie się składa, bo on też.
Kiedy przekroczyli próg, Gryfonki skierowały się do działu z
rodowodami czystokrwistych czarodziei. Co za przypadek, on też.
Wróć.
- Weasley i Granger w dziale poświęconym arystokratom?
Odwróciły się i popatrzyły na niego zdezorientowane i
dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że wypowiedział swoje myśli na głos.