Polecam podczas czytania słuchać playlisty -> klik
Mam dobre zdanie o tej miniaturce, ale oceńcie sami :)
________________________
'I'm out of touch, I'm
out of love
I'll pick you up when you're getting down
and out of all these things I've done
I think I love you better now
I'm out of sight, I'm out of mind
I'll do it all for you in time
And out of all these things I've done
I think I love you better now.'
I'll pick you up when you're getting down
and out of all these things I've done
I think I love you better now
I'm out of sight, I'm out of mind
I'll do it all for you in time
And out of all these things I've done
I think I love you better now.'
To nie była historia jak wszystkie inne.
Kiedy spotkał ją po miesiącach, nie zachwycił go jej urok,
choć wyglądała przepięknie. Nie powróciły wspomnienia z chwil, które razem
spędzili, choć były niezapomniane. Nie zapragnął z powrotem jej miękkich ust,
choć przez te dni nie marzył o niczym innym.
Kiedy ją spotkał, nie czuł zupełnie nic. Zupełnie tak, jakby
bezsenne noce, które spędził patrząc przez okno na ciemne niebo nigdy nie
nastąpiły. Poranki, które przytłaczały go samotnością, nie miały wcale miejsca,
a wieczory nie były przepełnione głośną ciszą, dzwoniącą mu w uszach. Stał
przed nią jak każdy, nieistotny człowiek w jej życiu, a tak przecież nie było.
Czuł się jak zwykły interesant, ale to nie nim dla niej był. Nie po tym, co
razem przeszli.
Nie potrafił pogodzić się z tym, że budzi się sam, a miejsce
obok niego jest zimne i zasłane - dokładnie takie, jakim je zostawiła, gdy
odeszła. Nie mógł przyzwyczaić się do samotnych wieczorów i pustych dni. Były
bezsensowne. Niepotrzebne. Obce. Tak
inne od chwil, które razem przeżyli, w których czuł, że żyje. Kiedy jej nie
było, jego serce biło nierównym rytmem i uspokajało się dopiero wtedy, gdy była
obok. Dawała mu spokój i ukojenie. W takich chwilach myślał, że nie może żyć bez
jej dotyku, zapachu i tego, co mu dawała. Dlaczego dopuścił do tego, by jego
życie znów przypominało szaleńczy bieg, bez mety na horyzoncie? Dlaczego
pozwolił jej odejść tego ponurego, grudniowego poranka?
Zamienili kilka słów. Chciał od razu przystąpić do
konkretów. Asystenci, z którymi się kontaktował, potwierdzili jego
przypuszczenia – nowy produkt firmy Malfoy’s Wizard Company nie wejdzie na
rynek, jeśli nie zatwierdzi go ministerstwo. Doradcy powiedzieli mu, że będzie
mile widziane, jeśli osobiście uda się na spotkanie z przedstawicielem władzy w
świecie magii.
Minister skierował go do odpowiedniego departamentu,
dodając, że zatwierdzenie produktu to tylko formalność i młody Malfoy ma jego
pełne poparcie. Pełen satysfakcji i samouwielbienia ruszył więc do Departamentu
Kontroli Przedmiotów Magicznych. Wsiadł do pustej windy i odszukał prawidłowy
przycisk, ale nim zdążył go wcisnąć, zrobiła to za niego szczupła, niewysoka
kobieta, wbiegająca za nim do pomieszczenia, o krótko przyciętych włosach,
ubrana w krótką, elegancką, czarną sukienkę na ramiączkach i biały, krótki,
rozpięty sweterek. Malfoy zagapił się na nią z mało inteligentnym wyrazem
twarzy i poczuł się, jakby wpadł do czarnej dziury. Granger.
Nie, nie grzebała
gorączkowo w papierach, nie trzymała stosu książek. Jedynym, co obciążało
jej drobną figurę, była mała, czarna torebka, z której wyjęła właśnie szminkę i
wyćwiczonym ruchem przejechała nią po ustach. Wydała nimi charakterystyczne
pyknięcie i zadowolona schowała spowrotem do torebki. Skrzyżowała ręce na
piersiach i znudzonym wzrokiem omiotła windę, którą przyszło jej jechać. Zaczęła
od podłogi. Napotkała na niej buty, bynajmniej nie należące do niej i z
zaciętym wyrazem twarzy i zlustrowała go wzrokiem, wędrując coraz wyżej. Kiedy
natrafiła na jego oczy, ich spojrzenia po raz pierwszy od miesięcy znów się
spotkały.
Nie, nie
przestraszyła się na jego widok. Nie odwróciła wzroku, bojąc się na niego
spojrzeć. Patrzyła uparcie w jego szare, zimne tęczówki, a wyraz jej twarzy
nie zmienił się ani odrobinę. Nadal pozostawał zacięty, a oczy, choć brązowe i
takie, jakimi je zapamiętał, były pozbawione charakterystycznego błysku.
- Dzień dobry – powiedziała, bez cienia emocji, nie
odwracając wzroku.
- Dzień dobry – odpowiedział bezbarwnie, wpatrując się w nią
i mrużąc powieki.
Winda zatrzymała się z głuchym trzaskiem, a on usunął się na
bok, by ją przepuścić.
- Do widzenia – nie spojrzała na niego więcej. Wyszła i
zniknęła mu z widoku.
- Do widzenia – mruknął w przestrzeń. Pokręcił głową i zapytał
najbliższą pracownicę ministerstwa o drogę do Departamentu Kontroli Przedmiotów
Magicznych.
Jakież było jego zdumienie, gdy uczynna młoda niewiasta,
oszołomiona urodą młodego Malfoy’a, wskazała mu drzwi, za którymi zniknęła
Granger.
- Jesteś pewna, że to tam? – zapytał chłodno, odwracając się
do swojej rozmówczyni, na co ta przytaknęła, niemal mdlejąc ze szczęścia, że
tak nieziemsko przystojny mężczyzna przeszedł z nią na „ty”.
- Tak, panna Granger ma pod dowództwem cały departament –
słowa „panna” i „Granger” niemal wypluła. Mówienie o innych kobietach w
obecności Malfoy’a było istną głupotą ze strony pań starających się chociażby o
jego spojrzenie.
- Panna? – zmarszczył brwi.
- Tak, panna – mruknęła z przekąsem dziewczyna, z
niezadowoleniem wyczuwając zainteresowanie Malfoy’a. - Miała wyjść za tego
Weasley’a, ale coś im nie wyszło. Potem jeszcze tam kogoś miała, ale nikt nie
wie kogo. W każdym razie, gdy się z nim rozstała, zaczęła pracować na wysokich
obrotach. Minister powierzył jej Departament Tajemnic, a ona sama stworzyła
Departament Kontroli Przedmiotów Magicznych.
Nie silił się na jakiekolwiek skomentowanie usłyszanych
informacji, tym bardziej, że to jego w dużym stopniu dotyczyły. Granger
pracoholiczka. Odbiło jej po ich rozstaniu.
Poczuł bolesny ucisk w sercu i bez słowa ruszył do drzwi, za
którymi Granger kierowała departamentem. Wszedł do środka bez pukania. Wiedział,
że jest tu tylko, by uzyskać zgodę na wprowadzenie najnowszej miotły rodzinnej na
rynek i nie zamierzał rozmawiać z nią na jakiekolwiek inne tematy.
- Dzień dobry – rzucił do niemłodej już sekretarki, czy też
asystentki, siedzącej za biurkiem przed drzwiami obitymi miękką skórą. – Czy
jest dyrektor departamentu?
- Pan w jakiej sprawie? – kobieta opuściła swoje duże
okulary na koniuszek nosa i spojrzała na niego znad szkieł.
- Draco Malfoy. Chciałbym uzyskać pozwolenie na wprowadzenie
produktu na rynek i uzyskanie patronatu ministerstwa.
- W takim razie już łączę – odparła, przerzucając wzrok na
dziwną, czarną maszynę stojącą z boku. Nacisnęła jeden z jej przycisków i
powiedziała – Hermiono, przyszedł pan w sprawie pozwolenia na wprowadzenie
produktu na rynek i uzyskanie patronatu ministerstwa.
- Dobrze, zaproś go – jakieś było zdumienie Malfoy’a, gdy z
pudła wydobył się głos Granger.
- Co to? – zapytał, nie mogąc pohamować ciekawości.
- Mugolska maszyna – odpowiedziała automatycznie sekretarka,
najwyraźniej przyzwyczajona do takich pytań ze strony czarodziei niemających
styczności z niemagicznymi obywatelami. – Całkiem skuteczna i przydatna.
Czyli Granger wkroczyła do akcji. Na Merlina, jak to od razu
widać.
- Dzień dobry – powiedział z profesjonalnym uśmiechem,
wchodząc do jej gabinetu.
- Dzień dobry – odparła, nawet na niego na patrząc. – Proszę
usiąść, zaraz przedstawię panu potrzebne warunki do spełnienia, abyśmy
zaakceptowali pańską prośbę – odłożyła pióro, którym uzupełniała jakąś tabelkę
i dopiero wtedy podniosła wzrok. W jej
bursztynowych źrenicach mignął ból, ale zniknął tak szybko jak się pojawił.
Zauważył to. Żył z nią przez wystarczającą ilość czasu, by
nauczyć się rozpoznawać jej uczucia, nawet te, które starała się ukryć. Nie
skomentował tego jednak, bo wiedział, że nie zostałoby mu to wybaczone. Ani
przez nią, ani przez siebie samego.
Usiadł posłusznie, a ona wstała i podeszła do szafy, w
której stało tyle segregatorów wypełnionych po brzegi dokumentami, że aż
zakręciło mu się w głowie. Chwilę zastanawiała się, po który sięgnąć, ale po
chwili wspięła się na palce i wyciągnęła rękę z zamiarem dosięgnięcia
segregatora na najwyższej półce. Malfoy wstał i podszedł do niej, na tyle
blisko, na ile pozwalał mu dystans ustanowiony przez te miesiące. Wyciągnął
rękę do góry i bez trudu zdjął segregator. Odwróciła się i uniosła na niego
wzrok. Bezbronny, tęskny i smutny…
Nie, nie pocałował
jej wtedy. Nie przytulił. Nie, jej spojrzenie nie pozbawiło go bariery, którą
zbudował. Nie zniszczyło muru, który między nimi stał.
Podał jej bez słowa ten pieprzony segregator. Odsunęła się z
zakłopotaniem i usiadła na swoim miejscu, więc i on wrócił na krzesło, które
stało po drugiej stronie jej biurka.
- Rodzinna miotła? – zapytała, powracając do rzeczowego,
urzędowego i profesjonalnego tonu. – Ma pan może pismo od ministra?
Wyjął małą kartkę, zapisaną pochyłymi literami i położył na
biurku. Sięgnęła po nią i przebiegła wzrokiem po tekście.
- Czyli zgoda i aprobata ministra jest. Dobrze, skoro ma to
być przedmiot użytku rodzinnego, niezbędne będzie również zaświadczenie o…
Przestał jej słuchać. Patrzył beznamiętnie za okno,
znajdujące się po jego lewej stronie. Widać było z niego sporą część
mugolskiego Londynu. Był ciekaw, czy gdyby bardzo wysilił wzrok, zobaczyłby jej
ciasne, choć przytulne, mieszkanie w szarym szeregowcu. Ale to już dawno nie
miało znaczenia.
Załatwił to, co miał
do załatwienia i wyszedł. Wiedział, że jeśli będzie zwlekał, zrobi coś
głupiego.
- Do widzenia – rzucił tylko do sekretarki i opuścił progi
Departamentu Kontroli Przedmiotów Magicznych z mocnym postanowieniem, że nie
wróci tam już nigdy.
'Oh lights go down
In the moment we're lost and found
I just wanna be by your side
If these wings could fly
In the moment we're lost and found
I just wanna be by your side
If these wings could fly
(…)
Oh damn these walls
In the moment we're ten feet tall
And how you told me after it all
We'd remember tonight
For the rest of our lives.'
Oh damn these walls
In the moment we're ten feet tall
And how you told me after it all
We'd remember tonight
For the rest of our lives.'
Wyszedł z ministerstwa i teleportował się pod dom Blaise’a i
Theodora. Zamieszkali oni razem od skończenia Hogwartu i wiedli luźne i
szczęśliwe kawalerskie życie.
Malfoy otworzył drzwi bez pukania. Szybkim krokiem podszedł
do zabałaganionej kuchni, znalazł z trudnością czystą szklankę i napił się wody
z kranu.
- Blaise? – usłyszał za sobą zaspane burknięcie. Odwrócił
się i jego oczom ukazał się ledwo przytomny Theodor w bokserkach. Tylko.
- Ładna chociaż? – zapytał Malfoy ze złośliwym uśmiechem.
- Co? – Theodor ziewnął przeciągle i dopiero wtedy
zarejestrował obecność osoby trzeciej w swoim niepoukładanym i pełnym chaosu
życiu. – Draco? Zdejmij buty! Odkurzałem miesiąc temu!
Malfoy potraktował go swoim słynnym zimnym spojrzeniem, więc
Nott wywrócił oczami, ale przestał ziewać.
- Ty do Diabła, czy do mnie? – zapytał, masując kark.
- Do was obu – Malfoy odstawił szklankę na stos brudnych
talerzy i popatrzył na kuchnię z niesmakiem. – Macie w tym domu chociaż jedno
czyste pomieszczenie?
- O co ci chodzi, Smoku? – zdziwił się Nott, zrzucając ze
stołu pudełka po mugolskiej pizzie i siadając na nim z rozpędem.
- Merlinie, jak dobrze, że z wami nie mieszkam – powiedział
Malfoy do sufitu, pokrytego niezidentyfikowanego pochodzenia plamami. – Ubieraj
się, Nott – zwrócił się do przyjaciela tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Idź po
Blaise’a. Wychodzimy.
- Gdzie ty chcesz znowu iść, Draco? – Zabini pojawił się w
drzwiach kuchni, ziewając ciężko. Ubrany był oczywiście w same bokserki.
- Chłopaki, to nie jest śmieszne – warknął, opuszczając ręce
wzdłuż ciała.
- Co się stało? – skrzywił się Blaise, po czym zrzucił z
krzesła stare numery Proroka Codziennego i opadł na nie ciężko.
- Ubierajcie się, no! – stracił cierpliwość Malfoy. Zacząłby
chodzić w kółko ze zdenerwowania, gdyby nie resztki jedzenia pokrywające
podłogę. – I znajdźcie sobie w końcu kobiety!
- Sam znajdź – burknął do niego Zabini.
- Wyobraź sobie, że znalazłem – uśmiechnął się kwaśno
blondyn.
Nott i Zabini zamarli, patrząc na przyjaciela z
oczekiwaniem.
- Spotkałem dzisiaj Granger – ból, jaki uderzył jego serce,
gdy wypowiedział te trzy słowa, był silniejszy, niż kiedykolwiek. Malfoy
resztkami sił powstrzymał się, by nie wybiec na zewnątrz i nie zacząć krzyczeć,
by ludzie, zwierzęta, gwiazdy i planety wiedziały, że nie chciał tego, co się
stało. Że żałuje, ale to już nie ma żadnego znaczenia.
Przyjaciele spoważnieli, a przez ich oczy przebiegło coś na
kształt zrozumienia i współczucia.
- Dobra – powiedział szybko Blaise, wstając i klepiąc
przechodnie Malfoy’a po ramieniu. Zaraz będziemy gotowi. Chodź, Theo.
Chwilę później szli ulicą Zagubionego Kociołka i rozmawiali
o wszystkim, oprócz pewnego nieszczęśliwego spotkania w ministerstwie. Draco
był pewien, że przyjaciele i tak domyślają się, jaki był przebieg i finał tego
wydarzenia. Dlatego wcale nie zdziwił się, że gdy późnym wieczorem wchodził do
domu przyjaciół, Nott zapytał:
- Tak po prostu poszedłeś? Po tym wszystkim?
- To kiedyś miało znaczenie – wzruszył ramionami Malfoy,
choć wewnątrz wszystko w nim krzyczało, że to wciąż ma znaczenie i nigdy nie
przestało go mieć. – Ale teraz już nic nie znaczymy.
- Tęsknisz – wysunął śmiały wniosek Theodor.
W innych okolicznościach Malfoy po prostu by go wyśmiał.
Ale
naprawdę tęsknił.
'Please forgive me, I
know not what I do...
Please forgive me, I can't stop lovin' you
Don't deny me, this pain I'm going through...
Please forgive me, if I need ya like I do
Please believe me, every word I say is true...
Please forgive me, I can't stop lovin' you'
Please forgive me, I can't stop lovin' you
Don't deny me, this pain I'm going through...
Please forgive me, if I need ya like I do
Please believe me, every word I say is true...
Please forgive me, I can't stop lovin' you'
Wrócił do domu po północy. Pustka, odbijająca się echem od
zimnych ścian godziła go prosto w serce i zapierała oddech w piersiach. Rzucił
płaszcz na sofę i przysiadł na fotelu, patrząc beznamiętnie na wygaszony
kominek. Wszystko było tak różne od tych zimowych dni, które spędzili przykryci
jednym kocem, patrząc w skaczące płomienie. Zagryzł wargę do krwi i odwrócił
wzrok, nie mogąc znieść widoku, który wciąż podsuwała mu wyobraźnia i pamięć. Popatrzył
na ścianę, ale widział siebie samego, całującego ją powoli i niespiesznie. Spojrzał
na schody, wiodące na piętro, ale ujrzał zbiegającą po nich Hermionę, ubraną
jedynie w jego koszulę. Zacisnął powieki i wbił palce w kanapę, by nie krzyknąć
z tęsknoty.
Zerwał się z sofy, chwycił płaszcz i wybiegł z domu,
zatrzaskując za sobą drzwi. Miał wrażenie, że nie wie gdzie idzie, ale nogi
same zaniosły go po jej dom. Rząd takich samych, nudnych, wąskich angielskich
mieszkań, ale dla niego liczyły się te jedne, jedyne drzwi.
'Hello, hello
Anybody out there...?
Cause I don't hear a sound.
Alone, alone
I don't really know where the world is,
But I miss it now.
Anybody out there...?
Cause I don't hear a sound.
Alone, alone
I don't really know where the world is,
But I miss it now.
(…)
Listen, listen
I will take a whisper if
that's all You had to give
but it isn't, isn't you
could come and save me
And try to chase the crazy right out of my head.'
I will take a whisper if
that's all You had to give
but it isn't, isn't you
could come and save me
And try to chase the crazy right out of my head.'
- Mogę wejść? – zapytał, gdy otworzyła.
- Nie – odpowiedziała, a głos nieznacznie jej się załamał.
- Dobrze –powiedział, odwrócił się i odszedł. Usłyszał
trzask zamykanych drzwi i zatrzymał się. Zauważył, że od dłuższego czasu wbija
sobie paznokcie w przedramię. Zacisnął zęby, przejechał sobie palcami po
głowie, zaczynając od włosów i kończąc na brodzie, zostawiając na ciele
czerwone kreski. Był bezsilny. Czuł się odtrącony i samotny. Odwrócił się
gwałtownie i podszedł do drzwi. Popchnął je i natychmiast ją zobaczył. Stała
przy tuż przed drzwiami, a łzy płynęły jej po twarzy. Bez namysłu przyciągnął
ją do siebie, odszukał jej usta i pocałował. Wplotła palce w jego włosy i oddała
pocałunek. Zamknął kopniakiem drzwi, kładąc dłonie na jej talii. Łzy spadały z
jej idealnie pomalowanych rzęs do ich ust, ale nie przerwali pocałunku, chcąc
nadrobić spędzone bez siebie miesiące.
- Tęskniłem – mówił pomiędzy pocałunkami. Gwałtowna i
zachłanna pieszczota zmieniała się powoli w niespieszną i pełen subtelności.
- Ja też – szepnęła, a jej dłonie zsunęły się z jego włosów
na kark. Jej dotyk był kojący i uspokoił jego serce spragnione jej obecności.
- Nie mogę bez ciebie żyć – powiedział, przyciągając ją do
siebie i obejmując mocno.
- To nie ma znaczenia, Malfoy – odparła, a ręce, którymi
obejmowała jego szyję, niespodziewanie opadły. Objął ją mocniej, bojąc się, że
odejdzie. Milczał, bo wiedział, że nie jest w stanie powiedzieć nic sensownego.
Miała rację. To nie miało znaczenia. – Kiedyś coś znaczyliśmy. Ale teraz
jesteśmy tylko wspomnieniem.
- Wspomnieniem, za którym tęsknisz, Hermiono – szepnął cicho
i pocałował ją w czoło. Ponownie poczuł jej drobne ręce, obejmujące go
niepewnie.
- Nie mogę teraz z tobą rozmawiać, Malfoy – powiedziała po
chwili, odsuwając się i patrząc gdzieś w bok.
- Nie możesz, bo jestem blisko – odgadł bez trudu. On też
tak na nią reagował. Nie chciał odejść, bo bez niej wszystko traciło sens. Gdy
była przy nim, nie potrafił myśleć o rozstaniu. Wiedział też, że ona czuje to
samo.
- Za blisko – powiedziała zrozpaczona i popatrzyła mu w oczy.
Pamiętał poranki, wypełnione jej ciepłym, bursztynowym
spojrzeniem. Pamiętał posiłki, podczas których patrzyła na niego czule.
Pamiętał dni, w których nie pragnął niczego, po za jej kojącym wzrokiem.
Pamiętał też noce, które spędził bez niej. Nie mógł pozwolić jej odejść kolejny
raz.
Ale musiał.
Puścił ją, odwrócił się i wyszedł.
Nie, nie wybiegła za
nim. Nie krzyknęła, że go potrzebuje. Nie zawołała, że nie może bez niego żyć.
Nie wyznała, że go kocha.
Zamknęła drzwi, a on odszedł w pustkę, którą był świat bez
niej.
Kolejne stracone dni? Trudno. To nie miało znaczenia.
Jedynym, co kiedykolwiek się liczyło, były tamte chwile. Ale teraz i one
traciły sens.
Powiedziała, że już straciły. Ale on wierzył, że jeszcze nie
do końca zaprzepaścili to, co między nimi było. Miał nadzieję, że uda się to
odbudować.
Nie potrafił bez niej żyć.
Uliczką, którą szedł, wiał rześki wiatr, ale brakowało mu
tlenu przy każdym kroku. To ona była jego powietrzem, gdy nie było jej obok,
nie umiał oddychać. Była jedynym pozytywnym akcentem jego przepełnionego złem
życia. Gdy i jej zabrakło, nie miał po co istnieć.
'Say something, I'm
giving up on you.
I'll be the one, if you want me to.
Anywhere, I would've followed you.
Say something, I'm giving up on you.'
I'll be the one, if you want me to.
Anywhere, I would've followed you.
Say something, I'm giving up on you.'
Wszedł do swojego apartamentu, nie zamykając drzwi na klucz.
Powiesił płaszcz do zimnej i pustej szafy w przedpokoju i podszedł do schodów. Chwycił
prawą dłonią chłodną poręcz i zadrżał, przypominając, jak ciepła była zawsze,
gdy dotykała jej Hermiona.
Zaczął powoli wchodzić do góry, mijając po drodze galerię
mugolskich fotografii, które wykonała. Przez ostatnie miesiące ani raz nie
obdarzył ich spojrzeniem. Za bardzo bolało, gdy przypominał sobie jej kochaną, skupioną
twarz, podczas szukania odpowiedniego ujęcia. Śmiał się z niej wtedy, ale nigdy
nie udało mi się wyprowadzić jej z równowagi. Taka już była. Niezachwiana.
Idealna.
Patrzył uważnie na każdą z fotografii i w każdej z nich
znajdował siebie i ją. Nigdy wcześniej tego nie zauważył, ale każde zdjęcie ich
symbolizowało, miało w sobie cząstkę jej, albo po prostu przedstawiało ważne
chwile z ich krótkiego, choć bujnego wspólnego życia. Powoli wchodził coraz
wyżej, a wyobraźnia podsuwała mu coraz więcej wspomnień.
'Cause you only need
the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low
Only hate the road when you're missing home
Only know you love her when you let her go
And you let her go'
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low
Only hate the road when you're missing home
Only know you love her when you let her go
And you let her go'
Korytarz.
Dywan, po którym stąpały jej bose stopy, by przygotować mu
śniadanie.
Łazienka.
Lustro, przy którym się malowała.
Sypialnia.
Zasłane łóżko, takie, jakim je zostawiła.
Mugolska wieża do płyt z muzyką.
Wcisnął byle jaki przycisk i wyszedł na duży balkon, będący
zwieńczeniem jego sporego apartamentu na najwyższym, dziesiątym piętrze,
otoczonego pięknymi, zadbanymi, londyńskimi parkami. Podszedł do barierki i
oparł się o nią łokciami. Tęsknił, cholernie tęsknił, a muzyka lecąca w tle
wcale mu nie pomagała. Zdenerwowany podszedł do wieży i obejrzał uważnie
opakowanie z płytą, której słuchał.
- Pieprzone składanki.
Miał ochotę wyrzucić te wszystkie mugolskie sprzęty, a już
jej autorskie składanki ze smutnymi piosenkami w szczególności.
- Gdzie ten cholerny telefon? – warknął zamiast tego i
zaczął otwierać szuflady, w których niegdyś trzymała ubrania, a teraz kurzyły
się bez celu. Otworzył skrzynię, w której przechowywała kosmetyki i znalazł.
Najnowszy model, Hermiona powiedziała, że arystokratom przystoi takie nosić,
więc jej zaufał.
- Halo? – odezwała się po pierwszym sygnale.
- Teraz jestem daleko – powiedział, ponownie wychodząc na
balkon, by chłodny wiatr choć trochę obniżył nieznośnie wysoką temperaturę jego
ciała. – Możemy porozmawiać?
- Nie jesteś daleko – odpowiedziała, a głos lekko jej się
załamał. – Stoję pod twoim wieżowcem.
- Dlaczego nie wejdziesz? – zapytał, odwracając się w
kierunku wejścia i dojrzał z góry jej drobną postać.
- Oddałam ci klucze – szepnęła i uniosła głowę w górę,
wyczuwszy jego spojrzenie.
- Rozumiem – powiedział, mrużąc oczy i odwrócił się, zasunął
firanki i wszedł do środka. Usłyszał po drugiej stronie pikanie, oznaczające
przerwanie rozmowy. Wybiegł z apartamentu, nie zamykając drzwi i nie tracąc
czasu na windę, zbiegł po schodach. Dopadł drzwi i szarpnął je, prawie
wyrywając z zawiasów. Stanął w progu, uspokajając przyspieszony oddech i
zobaczył ją. Odchodziła w stronę parku.
- Hermiona! – krzyknął za nią. Odwróciła się i
znieruchomiała na pół sekundy, po czym zaczęła biec. Wpadła w jego ramiona, a
on objął ją, jak miłość swojego życia.
Nie, nie płakała.
Jej łzy nie moczyły jego koszuli.
Nie, nie uciekła.
Została, a wraz z nią wszystko wróciło do normy. Szuflada
zapełniła się ubraniami, skrzynka kosmetykami. Łóżko zostało zasłane, lustro
znów odbijało jej pełną skupienia twarz, a dywan ponownie chłonął ciepłe
krople, spadające z jej ciała.
Z każdym dniem podróż na górę zajmowała Draco coraz więcej
czasu, bo ściana przy schodach wciąż zapełniała się nowymi zdjęciami. A gdy w
apartamencie na dziesiątym piętrze zamieszkał mały blondwłosy człowiek,
fotografii było tak wiele, że zabrakło na nie miejsca i zawisły na korytarzu, w
sypialni i salonie. Wkrótce zimną podłogę bogatego apartamentu zastąpiły
drewniane panele starego, urokliwego domku na obrzeżach Londynu, na których
tupot małych stóp był dla Dracona najpiękniejszą muzyką.
'My silent, my silent
Is in your arms
When the worlds gives, heavy burdens
I can bare a thousand times
On your shoulder, on your shoulder
I can reach an endless sky
Feels like paradise'
Is in your arms
When the worlds gives, heavy burdens
I can bare a thousand times
On your shoulder, on your shoulder
I can reach an endless sky
Feels like paradise'
'I'll see you in the
future when we're older
And we are full of stories to be told
Cross my heart and hope to die
I'll see you with your laughter lines'
And we are full of stories to be told
Cross my heart and hope to die
I'll see you with your laughter lines'
_____________________
Ilość stron: 10
Ilość słów: 3453
Cytaty: Pierwszy cytat - Ed Sheeran "Lego House"
Drugi cytat - Birdy "Wings"
Trzeci cytat - Bryan Adams "Please forgive me"
Czwarty cytat - Jason Walker "Echo"
Piąty cytat - A Great Big World & Christina Aguilera "Say something"
Szósty cytat - Passenger "Let her go"
Siódmy cytat - Zara Larsson "Uncover"
Ósmy cytat - Bastille "Lauther lines"
Proszę o komentarze! Nie napisałam jeszcze ani jednej strony nowego rozdziału, bo dołuje mnie fakt, że na 200 wyświetleń na post mam 3 komentarze. To przykre. To bardzo przykre i szczerze mówiąc jakoś nie mogę się zabrać za kolejną część. Nie chcę robić rzeczy w stylu "10 komentarzy - nowy rozdział", ale naprawdę nie pomagacie mi, nie zostawiając swojej opinii. Jedno zdanie, nawet negatywne - wiele dla mnie znaczy.
Dziękuję wiernym komentatorom, między innymi Gisi, Pannie Zgredkowej, Ironii losu, Monice i Abigail. Jesteście kochane.
Dobranoc :*
Lumossy
Miniaturka wspaniała!
OdpowiedzUsuńMasz naprawdę talent!
Ukazałaś wspaniale uczucia Draco!
Bardzo się cieszę , że są razem :)
Czekam na rozdział!
Życzę weny :)
Dziękuję :D
UsuńMiniaturka wspaniała :) Masz talent! Idealnie okazywane uczucia. Hermiona nie płakała. To dobrze. Ona nigdy nie płacze (No, prawie nigdy).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sen
W mojej miniaturce nie płacze :3
UsuńUrocza jest ta miniaturka, masz talent :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję <3
UsuńTo było... niesamowite. Naprawdę cudowne. Wyjątkowe.
OdpowiedzUsuńDramione True Love <3
Jejku, dziękuję :D
UsuńPiękna, po prostu brak słów. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mi się udało :D
UsuńTo było piękne <3 Oby tak dalej..
OdpowiedzUsuńOjeej, dziękuję <3
UsuńNo heeej <3 Oczywiście jestem okropna, ale to już wiesz... Czemu się spóźniłam z komentarzem? Booo... Byłam na telefonie i kilka razy próbowałam dodać, ale za cholerę się nie dało ;c Dobra koniec z tanimi wymówkami! Miniaturka... Piękna, cudowna, wzruszająca... <333 Kocham ją, uwielbiam, ubóstwiam <3 Oczywiście się poryczałam jak to Zgredek i to jej nieodłączna cząsteczka życia... Ryczenie, wzruszanie, bezsilność. Ja o wszystko ryczę xD Jak oni się zmienili... Zbudowali wokół siebie gruby mur, którego nikt nie był w stanie przełamać. Tylko w nich samych, gdy ich oczy się spotkały, coś pękło. Taki długoletni skrywany ból... Cieszę się, że ta miniaturka zakończyła się Happy End'em <33 Czy Zgredek już mówił jak bardzo uwielbia twórczość Lumossy? Niem?! No to teraz już Lumossy wie, że ja kocham je (rozdziały, miniaturki, wszystko) <3
OdpowiedzUsuńNo więc życzę baaardzo dużo weny i wiedz, że Zgredek nad tobą czuwa :*
Panna Zgredkowa
----------------------------
Zapraszam serdecznie na mojego bloga o Huncwotach :)
http://huncwoci-huncwotki.blogspot.com/
Też jestem okropna, bo dopiero teraz odpisuję :C
UsuńUwielbiam Twoje komentarze!
Dziękuję! <3
O matko! Kochana! Ta miniaturka jest piękna.
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję :D
UsuńBoże to było PIĘKNE!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz ile razy przeszły mnie ciarki, kiedy to czytałam..
Ja nie mogę, jesteś niesamowita!
Nadala nie mogę wyjść z podziwu, to było wspaniałe!
Te emocje, to wszystko, te rozmowy...
Pozdrawia Miyouki, która do teraz jest zachwycona
i życzy Ci weny i czeka na kolejne notki.
♥
Wena ma się całkiem dobrze, podobnie jak 9 stron nowego rozdziału :)
UsuńPiękne... zwykle bardziej się rozpisuje, ale teraz to mi brak słów..
OdpowiedzUsuńWspaniale piszesz, uwielbiam twojego bloga!!! ;)
Pozdrawiam i życzę dużoo weny :*
~Lil
O Jeżuuu <3 Dziękuję :*
UsuńMiniaturka jest przepiękna .
OdpowiedzUsuńAż ciężko tu cokolwiek napisać.
Hermiona silna a jednak słaba.
Pięknie to wszystko opisałaś ,aż mi się żal zrobiło ,że to już koniec.
Pozdrawiam ;*
Miniaturka jest świetna. Bardzo wzruszająca. Strasznie się cieszę że koniec jest Happy endem. Boże kocham tutaj opisy! Nawet nie wiesz, jak kocham tą miniaturkę ;D
OdpowiedzUsuńO Boże jakie to piękne...
OdpowiedzUsuńPrawie całą przepłakałam, a pod koniec śmiałam się przez łzy jak idiotka... :')
Cudowna!
Pozdrawiam i zapraszam na
dramione-nowa-historia.blogspot.com