wtorek, 11 marca 2014

Schody

Polecam podczas czytania słuchać playlisty -> klik
Mam dobre zdanie o tej miniaturce, ale oceńcie sami :)
________________________

'I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
and out of all these things I've done
I think I love you better now

I'm out of sight, I'm out of mind
I'll do it all for you in time
And out of all these things I've done
I think I love you better now.'


To nie była historia jak wszystkie inne.
Kiedy spotkał ją po miesiącach, nie zachwycił go jej urok, choć wyglądała przepięknie. Nie powróciły wspomnienia z chwil, które razem spędzili, choć były niezapomniane. Nie zapragnął z powrotem jej miękkich ust, choć przez te dni nie marzył o niczym innym.
Kiedy ją spotkał, nie czuł zupełnie nic. Zupełnie tak, jakby bezsenne noce, które spędził patrząc przez okno na ciemne niebo nigdy nie nastąpiły. Poranki, które przytłaczały go samotnością, nie miały wcale miejsca, a wieczory nie były przepełnione głośną ciszą, dzwoniącą mu w uszach. Stał przed nią jak każdy, nieistotny człowiek w jej życiu, a tak przecież nie było. Czuł się jak zwykły interesant, ale to nie nim dla niej był. Nie po tym, co razem przeszli.
Nie potrafił pogodzić się z tym, że budzi się sam, a miejsce obok niego jest zimne i zasłane - dokładnie takie, jakim je zostawiła, gdy odeszła. Nie mógł przyzwyczaić się do samotnych wieczorów i pustych dni. Były bezsensowne. Niepotrzebne.  Obce. Tak inne od chwil, które razem przeżyli, w których czuł, że żyje. Kiedy jej nie było, jego serce biło nierównym rytmem i uspokajało się dopiero wtedy, gdy była obok. Dawała mu spokój i ukojenie. W takich chwilach myślał, że nie może żyć bez jej dotyku, zapachu i tego, co mu dawała. Dlaczego dopuścił do tego, by jego życie znów przypominało szaleńczy bieg, bez mety na horyzoncie? Dlaczego pozwolił jej odejść tego ponurego, grudniowego poranka?


Zamienili kilka słów. Chciał od razu przystąpić do konkretów. Asystenci, z którymi się kontaktował, potwierdzili jego przypuszczenia – nowy produkt firmy Malfoy’s Wizard Company nie wejdzie na rynek, jeśli nie zatwierdzi go ministerstwo. Doradcy powiedzieli mu, że będzie mile widziane, jeśli osobiście uda się na spotkanie z przedstawicielem władzy w świecie magii.
Minister skierował go do odpowiedniego departamentu, dodając, że zatwierdzenie produktu to tylko formalność i młody Malfoy ma jego pełne poparcie. Pełen satysfakcji i samouwielbienia ruszył więc do Departamentu Kontroli Przedmiotów Magicznych. Wsiadł do pustej windy i odszukał prawidłowy przycisk, ale nim zdążył go wcisnąć, zrobiła to za niego szczupła, niewysoka kobieta, wbiegająca za nim do pomieszczenia, o krótko przyciętych włosach, ubrana w krótką, elegancką, czarną sukienkę na ramiączkach i biały, krótki, rozpięty sweterek. Malfoy zagapił się na nią z mało inteligentnym wyrazem twarzy i poczuł się, jakby wpadł do czarnej dziury. Granger.
Nie, nie grzebała gorączkowo w papierach, nie trzymała stosu książek. Jedynym, co obciążało jej drobną figurę, była mała, czarna torebka, z której wyjęła właśnie szminkę i wyćwiczonym ruchem przejechała nią po ustach. Wydała nimi charakterystyczne pyknięcie i zadowolona schowała spowrotem do torebki. Skrzyżowała ręce na piersiach i znudzonym wzrokiem omiotła windę, którą przyszło jej jechać. Zaczęła od podłogi. Napotkała na niej buty, bynajmniej nie należące do niej i z zaciętym wyrazem twarzy i zlustrowała go wzrokiem, wędrując coraz wyżej. Kiedy natrafiła na jego oczy, ich spojrzenia po raz pierwszy od miesięcy znów się spotkały.
Nie, nie przestraszyła się na jego widok. Nie odwróciła wzroku, bojąc się na niego spojrzeć. Patrzyła uparcie w jego szare, zimne tęczówki, a wyraz jej twarzy nie zmienił się ani odrobinę. Nadal pozostawał zacięty, a oczy, choć brązowe i takie, jakimi je zapamiętał, były pozbawione charakterystycznego błysku.
- Dzień dobry – powiedziała, bez cienia emocji, nie odwracając wzroku.
- Dzień dobry – odpowiedział bezbarwnie, wpatrując się w nią i mrużąc powieki.
Winda zatrzymała się z głuchym trzaskiem, a on usunął się na bok, by ją przepuścić.
- Do widzenia – nie spojrzała na niego więcej. Wyszła i zniknęła mu z widoku.
- Do widzenia – mruknął w przestrzeń. Pokręcił głową i zapytał najbliższą pracownicę ministerstwa o drogę do Departamentu Kontroli Przedmiotów Magicznych.
Jakież było jego zdumienie, gdy uczynna młoda niewiasta, oszołomiona urodą młodego Malfoy’a, wskazała mu drzwi, za którymi zniknęła Granger.
- Jesteś pewna, że to tam? – zapytał chłodno, odwracając się do swojej rozmówczyni, na co ta przytaknęła, niemal mdlejąc ze szczęścia, że tak nieziemsko przystojny mężczyzna przeszedł z nią na „ty”.
- Tak, panna Granger ma pod dowództwem cały departament – słowa „panna” i „Granger” niemal wypluła. Mówienie o innych kobietach w obecności Malfoy’a było istną głupotą ze strony pań starających się chociażby o jego spojrzenie.
- Panna? – zmarszczył brwi.
- Tak, panna – mruknęła z przekąsem dziewczyna, z niezadowoleniem wyczuwając zainteresowanie Malfoy’a. - Miała wyjść za tego Weasley’a, ale coś im nie wyszło. Potem jeszcze tam kogoś miała, ale nikt nie wie kogo. W każdym razie, gdy się z nim rozstała, zaczęła pracować na wysokich obrotach. Minister powierzył jej Departament Tajemnic, a ona sama stworzyła Departament Kontroli Przedmiotów Magicznych.
Nie silił się na jakiekolwiek skomentowanie usłyszanych informacji, tym bardziej, że to jego w dużym stopniu dotyczyły. Granger pracoholiczka. Odbiło jej po ich rozstaniu.
Poczuł bolesny ucisk w sercu i bez słowa ruszył do drzwi, za którymi Granger kierowała departamentem. Wszedł do środka bez pukania. Wiedział, że jest tu tylko, by uzyskać zgodę na wprowadzenie najnowszej miotły rodzinnej na rynek i nie zamierzał rozmawiać z nią na jakiekolwiek inne tematy.
- Dzień dobry – rzucił do niemłodej już sekretarki, czy też asystentki, siedzącej za biurkiem przed drzwiami obitymi miękką skórą. – Czy jest dyrektor departamentu?
- Pan w jakiej sprawie? – kobieta opuściła swoje duże okulary na koniuszek nosa i spojrzała na niego znad szkieł.
- Draco Malfoy. Chciałbym uzyskać pozwolenie na wprowadzenie produktu na rynek i uzyskanie patronatu ministerstwa.
- W takim razie już łączę – odparła, przerzucając wzrok na dziwną, czarną maszynę stojącą z boku. Nacisnęła jeden z jej przycisków i powiedziała – Hermiono, przyszedł pan w sprawie pozwolenia na wprowadzenie produktu na rynek i uzyskanie patronatu ministerstwa.
- Dobrze, zaproś go – jakieś było zdumienie Malfoy’a, gdy z pudła wydobył się głos Granger.
- Co to? – zapytał, nie mogąc pohamować ciekawości.
- Mugolska maszyna – odpowiedziała automatycznie sekretarka, najwyraźniej przyzwyczajona do takich pytań ze strony czarodziei niemających styczności z niemagicznymi obywatelami. – Całkiem skuteczna i przydatna.
Czyli Granger wkroczyła do akcji. Na Merlina, jak to od razu widać.
- Dzień dobry – powiedział z profesjonalnym uśmiechem, wchodząc do jej gabinetu.
- Dzień dobry – odparła, nawet na niego na patrząc. – Proszę usiąść, zaraz przedstawię panu potrzebne warunki do spełnienia, abyśmy zaakceptowali pańską prośbę – odłożyła pióro, którym uzupełniała jakąś tabelkę i dopiero wtedy podniosła wzrok.  W jej bursztynowych źrenicach mignął ból, ale zniknął tak szybko jak się pojawił.
Zauważył to. Żył z nią przez wystarczającą ilość czasu, by nauczyć się rozpoznawać jej uczucia, nawet te, które starała się ukryć. Nie skomentował tego jednak, bo wiedział, że nie zostałoby mu to wybaczone. Ani przez nią, ani przez siebie samego.
Usiadł posłusznie, a ona wstała i podeszła do szafy, w której stało tyle segregatorów wypełnionych po brzegi dokumentami, że aż zakręciło mu się w głowie. Chwilę zastanawiała się, po który sięgnąć, ale po chwili wspięła się na palce i wyciągnęła rękę z zamiarem dosięgnięcia segregatora na najwyższej półce. Malfoy wstał i podszedł do niej, na tyle blisko, na ile pozwalał mu dystans ustanowiony przez te miesiące. Wyciągnął rękę do góry i bez trudu zdjął segregator. Odwróciła się i uniosła na niego wzrok. Bezbronny, tęskny i smutny…
Nie, nie pocałował jej wtedy. Nie przytulił. Nie, jej spojrzenie nie pozbawiło go bariery, którą zbudował. Nie zniszczyło muru, który między nimi stał.
Podał jej bez słowa ten pieprzony segregator. Odsunęła się z zakłopotaniem i usiadła na swoim miejscu, więc i on wrócił na krzesło, które stało po drugiej stronie jej biurka.
- Rodzinna miotła? – zapytała, powracając do rzeczowego, urzędowego i profesjonalnego tonu. – Ma pan może pismo od ministra?
Wyjął małą kartkę, zapisaną pochyłymi literami i położył na biurku. Sięgnęła po nią i przebiegła wzrokiem po tekście.
- Czyli zgoda i aprobata ministra jest. Dobrze, skoro ma to być przedmiot użytku rodzinnego, niezbędne będzie również zaświadczenie o…
Przestał jej słuchać. Patrzył beznamiętnie za okno, znajdujące się po jego lewej stronie. Widać było z niego sporą część mugolskiego Londynu. Był ciekaw, czy gdyby bardzo wysilił wzrok, zobaczyłby jej ciasne, choć przytulne, mieszkanie w szarym szeregowcu. Ale to już dawno nie miało znaczenia.
 Załatwił to, co miał do załatwienia i wyszedł. Wiedział, że jeśli będzie zwlekał, zrobi coś głupiego.
- Do widzenia – rzucił tylko do sekretarki i opuścił progi Departamentu Kontroli Przedmiotów Magicznych z mocnym postanowieniem, że nie wróci tam już nigdy.

'Oh lights go down
In the moment we're lost and found
I just wanna be by your side
If these wings could fly
(…)
Oh damn these walls
In the moment we're ten feet tall
And how you told me after it all
We'd remember tonight
For the rest of our lives.'


Wyszedł z ministerstwa i teleportował się pod dom Blaise’a i Theodora. Zamieszkali oni razem od skończenia Hogwartu i wiedli luźne i szczęśliwe kawalerskie życie.
Malfoy otworzył drzwi bez pukania. Szybkim krokiem podszedł do zabałaganionej kuchni, znalazł z trudnością czystą szklankę i napił się wody z kranu.
- Blaise? – usłyszał za sobą zaspane burknięcie. Odwrócił się i jego oczom ukazał się ledwo przytomny Theodor w bokserkach. Tylko.
- Ładna chociaż? – zapytał Malfoy ze złośliwym uśmiechem.
- Co? – Theodor ziewnął przeciągle i dopiero wtedy zarejestrował obecność osoby trzeciej w swoim niepoukładanym i pełnym chaosu życiu. – Draco? Zdejmij buty! Odkurzałem miesiąc temu!
Malfoy potraktował go swoim słynnym zimnym spojrzeniem, więc Nott wywrócił oczami, ale przestał ziewać.
- Ty do Diabła, czy do mnie? – zapytał, masując kark.
- Do was obu – Malfoy odstawił szklankę na stos brudnych talerzy i popatrzył na kuchnię z niesmakiem. – Macie w tym domu chociaż jedno czyste pomieszczenie?
- O co ci chodzi, Smoku? – zdziwił się Nott, zrzucając ze stołu pudełka po mugolskiej pizzie i siadając na nim z rozpędem.
- Merlinie, jak dobrze, że z wami nie mieszkam – powiedział Malfoy do sufitu, pokrytego niezidentyfikowanego pochodzenia plamami. – Ubieraj się, Nott – zwrócił się do przyjaciela tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Idź po Blaise’a. Wychodzimy.
- Gdzie ty chcesz znowu iść, Draco? – Zabini pojawił się w drzwiach kuchni, ziewając ciężko. Ubrany był oczywiście w same bokserki.
- Chłopaki, to nie jest śmieszne – warknął, opuszczając ręce wzdłuż ciała.
- Co się stało? – skrzywił się Blaise, po czym zrzucił z krzesła stare numery Proroka Codziennego i opadł na nie ciężko.
- Ubierajcie się, no! – stracił cierpliwość Malfoy. Zacząłby chodzić w kółko ze zdenerwowania, gdyby nie resztki jedzenia pokrywające podłogę. – I znajdźcie sobie w końcu kobiety!
- Sam znajdź – burknął do niego Zabini.
- Wyobraź sobie, że znalazłem – uśmiechnął się kwaśno blondyn.
Nott i Zabini zamarli, patrząc na przyjaciela z oczekiwaniem.
- Spotkałem dzisiaj Granger – ból, jaki uderzył jego serce, gdy wypowiedział te trzy słowa, był silniejszy, niż kiedykolwiek. Malfoy resztkami sił powstrzymał się, by nie wybiec na zewnątrz i nie zacząć krzyczeć, by ludzie, zwierzęta, gwiazdy i planety wiedziały, że nie chciał tego, co się stało. Że żałuje, ale to już nie ma żadnego znaczenia.
Przyjaciele spoważnieli, a przez ich oczy przebiegło coś na kształt zrozumienia i współczucia.
- Dobra – powiedział szybko Blaise, wstając i klepiąc przechodnie Malfoy’a po ramieniu. Zaraz będziemy gotowi. Chodź, Theo.
Chwilę później szli ulicą Zagubionego Kociołka i rozmawiali o wszystkim, oprócz pewnego nieszczęśliwego spotkania w ministerstwie. Draco był pewien, że przyjaciele i tak domyślają się, jaki był przebieg i finał tego wydarzenia. Dlatego wcale nie zdziwił się, że gdy późnym wieczorem wchodził do domu przyjaciół, Nott zapytał:
- Tak po prostu poszedłeś?  Po tym wszystkim?
- To kiedyś miało znaczenie – wzruszył ramionami Malfoy, choć wewnątrz wszystko w nim krzyczało, że to wciąż ma znaczenie i nigdy nie przestało go mieć. – Ale teraz już nic nie znaczymy.
- Tęsknisz – wysunął śmiały wniosek Theodor.
W innych okolicznościach Malfoy po prostu by go wyśmiał.
Ale naprawdę tęsknił.

'Please forgive me, I know not what I do...
Please forgive me, I can't stop lovin' you
Don't deny me, this pain I'm going through...
Please forgive me, if I need ya like I do
Please believe me, every word I say is true...
Please forgive me, I can't stop lovin' you'


Wrócił do domu po północy. Pustka, odbijająca się echem od zimnych ścian godziła go prosto w serce i zapierała oddech w piersiach. Rzucił płaszcz na sofę i przysiadł na fotelu, patrząc beznamiętnie na wygaszony kominek. Wszystko było tak różne od tych zimowych dni, które spędzili przykryci jednym kocem, patrząc w skaczące płomienie. Zagryzł wargę do krwi i odwrócił wzrok, nie mogąc znieść widoku, który wciąż podsuwała mu wyobraźnia i pamięć. Popatrzył na ścianę, ale widział siebie samego, całującego ją powoli i niespiesznie. Spojrzał na schody, wiodące na piętro, ale ujrzał zbiegającą po nich Hermionę, ubraną jedynie w jego koszulę. Zacisnął powieki i wbił palce w kanapę, by nie krzyknąć z tęsknoty.
Zerwał się z sofy, chwycił płaszcz i wybiegł z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Miał wrażenie, że nie wie gdzie idzie, ale nogi same zaniosły go po jej dom. Rząd takich samych, nudnych, wąskich angielskich mieszkań, ale dla niego liczyły się te jedne, jedyne drzwi.

'Hello, hello
Anybody out there...?
Cause I don't hear a sound.
Alone, alone
I don't really know where the world is,
But I miss it now.
(…)
Listen, listen
I will take a whisper if
that's all You had to give
but it isn't, isn't you
could come and save me
And try to chase the crazy right out of my head.'

- Mogę wejść? – zapytał, gdy otworzyła.
- Nie – odpowiedziała, a głos nieznacznie jej się załamał.
- Dobrze –powiedział, odwrócił się i odszedł. Usłyszał trzask zamykanych drzwi i zatrzymał się. Zauważył, że od dłuższego czasu wbija sobie paznokcie w przedramię. Zacisnął zęby, przejechał sobie palcami po głowie, zaczynając od włosów i kończąc na brodzie, zostawiając na ciele czerwone kreski. Był bezsilny. Czuł się odtrącony i samotny. Odwrócił się gwałtownie i podszedł do drzwi. Popchnął je i natychmiast ją zobaczył. Stała przy tuż przed drzwiami, a łzy płynęły jej po twarzy. Bez namysłu przyciągnął ją do siebie, odszukał jej usta i pocałował. Wplotła palce w jego włosy i oddała pocałunek. Zamknął kopniakiem drzwi, kładąc dłonie na jej talii. Łzy spadały z jej idealnie pomalowanych rzęs do ich ust, ale nie przerwali pocałunku, chcąc nadrobić spędzone bez siebie miesiące.
- Tęskniłem – mówił pomiędzy pocałunkami. Gwałtowna i zachłanna pieszczota zmieniała się powoli w niespieszną i pełen subtelności.
- Ja też – szepnęła, a jej dłonie zsunęły się z jego włosów na kark. Jej dotyk był kojący i uspokoił jego serce spragnione jej obecności.
- Nie mogę bez ciebie żyć – powiedział, przyciągając ją do siebie i obejmując mocno.
- To nie ma znaczenia, Malfoy – odparła, a ręce, którymi obejmowała jego szyję, niespodziewanie opadły. Objął ją mocniej, bojąc się, że odejdzie. Milczał, bo wiedział, że nie jest w stanie powiedzieć nic sensownego. Miała rację. To nie miało znaczenia. – Kiedyś coś znaczyliśmy. Ale teraz jesteśmy tylko wspomnieniem.
- Wspomnieniem, za którym tęsknisz, Hermiono – szepnął cicho i pocałował ją w czoło. Ponownie poczuł jej drobne ręce, obejmujące go niepewnie.
- Nie mogę teraz z tobą rozmawiać, Malfoy – powiedziała po chwili, odsuwając się i patrząc gdzieś w bok.
- Nie możesz, bo jestem blisko – odgadł bez trudu. On też tak na nią reagował. Nie chciał odejść, bo bez niej wszystko traciło sens. Gdy była przy nim, nie potrafił myśleć o rozstaniu. Wiedział też, że ona czuje to samo.
- Za blisko – powiedziała zrozpaczona i popatrzyła mu w oczy.
Pamiętał poranki, wypełnione jej ciepłym, bursztynowym spojrzeniem. Pamiętał posiłki, podczas których patrzyła na niego czule. Pamiętał dni, w których nie pragnął niczego, po za jej kojącym wzrokiem. Pamiętał też noce, które spędził bez niej. Nie mógł pozwolić jej odejść kolejny raz.
Ale musiał.
Puścił ją, odwrócił się i wyszedł.

Nie, nie wybiegła za nim. Nie krzyknęła, że go potrzebuje. Nie zawołała, że nie może bez niego żyć. Nie wyznała, że go kocha.

Zamknęła drzwi, a on odszedł w pustkę, którą był świat bez niej.
Kolejne stracone dni? Trudno. To nie miało znaczenia. Jedynym, co kiedykolwiek się liczyło, były tamte chwile. Ale teraz i one traciły sens.
Powiedziała, że już straciły. Ale on wierzył, że jeszcze nie do końca zaprzepaścili to, co między nimi było. Miał nadzieję, że uda się to odbudować.
Nie potrafił bez niej żyć.
Uliczką, którą szedł, wiał rześki wiatr, ale brakowało mu tlenu przy każdym kroku. To ona była jego powietrzem, gdy nie było jej obok, nie umiał oddychać. Była jedynym pozytywnym akcentem jego przepełnionego złem życia. Gdy i jej zabrakło, nie miał po co istnieć.

'Say something, I'm giving up on you.
I'll be the one, if you want me to.
Anywhere, I would've followed you.
Say something, I'm giving up on you.'


Wszedł do swojego apartamentu, nie zamykając drzwi na klucz. Powiesił płaszcz do zimnej i pustej szafy w przedpokoju i podszedł do schodów. Chwycił prawą dłonią chłodną poręcz i zadrżał, przypominając, jak ciepła była zawsze, gdy dotykała jej Hermiona.
Zaczął powoli wchodzić do góry, mijając po drodze galerię mugolskich fotografii, które wykonała. Przez ostatnie miesiące ani raz nie obdarzył ich spojrzeniem. Za bardzo bolało, gdy przypominał sobie jej kochaną, skupioną twarz, podczas szukania odpowiedniego ujęcia. Śmiał się z niej wtedy, ale nigdy nie udało mi się wyprowadzić jej z równowagi. Taka już była. Niezachwiana. Idealna.
Patrzył uważnie na każdą z fotografii i w każdej z nich znajdował siebie i ją. Nigdy wcześniej tego nie zauważył, ale każde zdjęcie ich symbolizowało, miało w sobie cząstkę jej, albo po prostu przedstawiało ważne chwile z ich krótkiego, choć bujnego wspólnego życia. Powoli wchodził coraz wyżej, a wyobraźnia podsuwała mu coraz więcej wspomnień.

'Cause you only need the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low
Only hate the road when you're missing home
Only know you love her when you let her go
And you let her go'


Korytarz.
Dywan, po którym stąpały jej bose stopy, by przygotować mu śniadanie.
Łazienka.
Lustro, przy którym się malowała.
Sypialnia.
Zasłane łóżko, takie, jakim je zostawiła.
Mugolska wieża do płyt z muzyką.
Wcisnął byle jaki przycisk i wyszedł na duży balkon, będący zwieńczeniem jego sporego apartamentu na najwyższym, dziesiątym piętrze, otoczonego pięknymi, zadbanymi, londyńskimi parkami. Podszedł do barierki i oparł się o nią łokciami. Tęsknił, cholernie tęsknił, a muzyka lecąca w tle wcale mu nie pomagała. Zdenerwowany podszedł do wieży i obejrzał uważnie opakowanie z płytą, której słuchał.
- Pieprzone składanki.
Miał ochotę wyrzucić te wszystkie mugolskie sprzęty, a już jej autorskie składanki ze smutnymi piosenkami w szczególności.
- Gdzie ten cholerny telefon? – warknął zamiast tego i zaczął otwierać szuflady, w których niegdyś trzymała ubrania, a teraz kurzyły się bez celu. Otworzył skrzynię, w której przechowywała kosmetyki i znalazł. Najnowszy model, Hermiona powiedziała, że arystokratom przystoi takie nosić, więc jej zaufał.
- Halo? – odezwała się po pierwszym sygnale.
- Teraz jestem daleko – powiedział, ponownie wychodząc na balkon, by chłodny wiatr choć trochę obniżył nieznośnie wysoką temperaturę jego ciała. – Możemy porozmawiać?
- Nie jesteś daleko – odpowiedziała, a głos lekko jej się załamał. – Stoję pod twoim wieżowcem.
- Dlaczego nie wejdziesz? – zapytał, odwracając się w kierunku wejścia i dojrzał z góry jej drobną postać.
- Oddałam ci klucze – szepnęła i uniosła głowę w górę, wyczuwszy jego spojrzenie.
- Rozumiem – powiedział, mrużąc oczy i odwrócił się, zasunął firanki i wszedł do środka. Usłyszał po drugiej stronie pikanie, oznaczające przerwanie rozmowy. Wybiegł z apartamentu, nie zamykając drzwi i nie tracąc czasu na windę, zbiegł po schodach. Dopadł drzwi i szarpnął je, prawie wyrywając z zawiasów. Stanął w progu, uspokajając przyspieszony oddech i zobaczył ją. Odchodziła w stronę parku.
- Hermiona! – krzyknął za nią. Odwróciła się i znieruchomiała na pół sekundy, po czym zaczęła biec. Wpadła w jego ramiona, a on objął ją, jak miłość swojego życia.
Nie, nie płakała.
Jej łzy nie moczyły jego koszuli.
Nie, nie uciekła.
Została, a wraz z nią wszystko wróciło do normy. Szuflada zapełniła się ubraniami, skrzynka kosmetykami. Łóżko zostało zasłane, lustro znów odbijało jej pełną skupienia twarz, a dywan ponownie chłonął ciepłe krople, spadające z jej ciała.
Z każdym dniem podróż na górę zajmowała Draco coraz więcej czasu, bo ściana przy schodach wciąż zapełniała się nowymi zdjęciami. A gdy w apartamencie na dziesiątym piętrze zamieszkał mały blondwłosy człowiek, fotografii było tak wiele, że zabrakło na nie miejsca i zawisły na korytarzu, w sypialni i salonie. Wkrótce zimną podłogę bogatego apartamentu zastąpiły drewniane panele starego, urokliwego domku na obrzeżach Londynu, na których tupot małych stóp był dla Dracona najpiękniejszą muzyką.

'My silent, my silent
Is in your arms
When the worlds gives, heavy burdens
I can bare a thousand times
On your shoulder, on your shoulder
I can reach an endless sky
Feels like paradise'

'I'll see you in the future when we're older
And we are full of stories to be told
Cross my heart and hope to die
I'll see you with your laughter lines'
_____________________
Ilość stron: 10
Ilość słów: 3453
Cytaty: Pierwszy cytat - Ed Sheeran "Lego House"
Drugi cytat - Birdy "Wings"
Trzeci cytat - Bryan Adams "Please forgive me"
Czwarty cytat - Jason Walker "Echo"
Piąty cytat - A Great Big World & Christina Aguilera "Say something"
Szósty cytat - Passenger "Let her go"
Siódmy cytat - Zara Larsson "Uncover"
Ósmy cytat - Bastille "Lauther lines"

Proszę o komentarze! Nie napisałam jeszcze ani jednej strony nowego rozdziału, bo dołuje mnie fakt, że na 200 wyświetleń na post mam 3 komentarze. To przykre. To bardzo przykre i szczerze mówiąc jakoś nie mogę się zabrać za kolejną część. Nie chcę robić rzeczy w stylu "10 komentarzy - nowy rozdział", ale naprawdę nie pomagacie mi, nie zostawiając swojej opinii. Jedno zdanie, nawet negatywne - wiele dla mnie znaczy. 
Dziękuję wiernym komentatorom, między innymi Gisi, Pannie Zgredkowej, Ironii losu, Monice i Abigail. Jesteście kochane.
Dobranoc :*
Lumossy


23 komentarze:

  1. Miniaturka wspaniała!
    Masz naprawdę talent!
    Ukazałaś wspaniale uczucia Draco!
    Bardzo się cieszę , że są razem :)
    Czekam na rozdział!
    Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miniaturka wspaniała :) Masz talent! Idealnie okazywane uczucia. Hermiona nie płakała. To dobrze. Ona nigdy nie płacze (No, prawie nigdy).
    Pozdrawiam,
    Sen

    OdpowiedzUsuń
  3. Urocza jest ta miniaturka, masz talent :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. To było... niesamowite. Naprawdę cudowne. Wyjątkowe.
    Dramione True Love <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękna, po prostu brak słów. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To było piękne <3 Oby tak dalej..

    OdpowiedzUsuń
  7. No heeej <3 Oczywiście jestem okropna, ale to już wiesz... Czemu się spóźniłam z komentarzem? Booo... Byłam na telefonie i kilka razy próbowałam dodać, ale za cholerę się nie dało ;c Dobra koniec z tanimi wymówkami! Miniaturka... Piękna, cudowna, wzruszająca... <333 Kocham ją, uwielbiam, ubóstwiam <3 Oczywiście się poryczałam jak to Zgredek i to jej nieodłączna cząsteczka życia... Ryczenie, wzruszanie, bezsilność. Ja o wszystko ryczę xD Jak oni się zmienili... Zbudowali wokół siebie gruby mur, którego nikt nie był w stanie przełamać. Tylko w nich samych, gdy ich oczy się spotkały, coś pękło. Taki długoletni skrywany ból... Cieszę się, że ta miniaturka zakończyła się Happy End'em <33 Czy Zgredek już mówił jak bardzo uwielbia twórczość Lumossy? Niem?! No to teraz już Lumossy wie, że ja kocham je (rozdziały, miniaturki, wszystko) <3
    No więc życzę baaardzo dużo weny i wiedz, że Zgredek nad tobą czuwa :*
    Panna Zgredkowa
    ----------------------------
    Zapraszam serdecznie na mojego bloga o Huncwotach :)
    http://huncwoci-huncwotki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem okropna, bo dopiero teraz odpisuję :C
      Uwielbiam Twoje komentarze!
      Dziękuję! <3

      Usuń
  8. O matko! Kochana! Ta miniaturka jest piękna.

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże to było PIĘKNE!
    Nawet nie wiesz ile razy przeszły mnie ciarki, kiedy to czytałam..
    Ja nie mogę, jesteś niesamowita!
    Nadala nie mogę wyjść z podziwu, to było wspaniałe!
    Te emocje, to wszystko, te rozmowy...
    Pozdrawia Miyouki, która do teraz jest zachwycona
    i życzy Ci weny i czeka na kolejne notki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wena ma się całkiem dobrze, podobnie jak 9 stron nowego rozdziału :)

      Usuń
  10. Piękne... zwykle bardziej się rozpisuje, ale teraz to mi brak słów..
    Wspaniale piszesz, uwielbiam twojego bloga!!! ;)
    Pozdrawiam i życzę dużoo weny :*
    ~Lil

    OdpowiedzUsuń
  11. Miniaturka jest przepiękna .
    Aż ciężko tu cokolwiek napisać.
    Hermiona silna a jednak słaba.
    Pięknie to wszystko opisałaś ,aż mi się żal zrobiło ,że to już koniec.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Miniaturka jest świetna. Bardzo wzruszająca. Strasznie się cieszę że koniec jest Happy endem. Boże kocham tutaj opisy! Nawet nie wiesz, jak kocham tą miniaturkę ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. O Boże jakie to piękne...
    Prawie całą przepłakałam, a pod koniec śmiałam się przez łzy jak idiotka... :')
    Cudowna!
    Pozdrawiam i zapraszam na

    dramione-nowa-historia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń