W poprzednim rozdziale: Flirty itd. Dwie istotne sprawy: Hermiona myśli, że Draco jest zamieszany w plan skrzywdzenia Gryfonek, a tymczasem on brata się z Potterem, Crowleyem i Zabinim, by dziewczynom ze znienawidzonego domu pomóc. Ironia trochę. A druga ważna kwestia: ktoś porwał Ellie. Co to będzie? Dowiecie się niżej:
PS: ROZDZIAŁ NIESPRAWDZONY.
_________________________
"Lęk oznacza głębokie, mdlące poczucie, że za chwilę stanie się coś strasznego."
Lois Lowry ‘Dawca’
Biały szalik lśnił w bladym świetle księżyca. Hermiona
trzymała go w dłoni, kurczowo zaciskając na nim palce.
- To na pewno jej? – zapytał cicho i spokojnie Blaise,
podchodząc bliżej.
Hermiona pokiwała głową, a w jej oczach zalśniły łzy.
Zacisnęła wargi i jeszcze mocniej chwyciła szalik. Draco wyminął strapionych
towarzyszy i podszedł do niej. Spuścił wzrok na jej rękę i kładąc palce na jej
palcach, odgiął je delikatnie. Hermiona pozwoliła mu na to, mimo pełnej
świadomości tego, kto właśnie trzyma jej dłoń. Draco też przełamał ważne
bariery, ale stawka była wysoka. Chodziło o Ellie. Gdy Gryfonka rozluźniła
palce, wyjął z jej ręki szalik i obejrzał dokładnie.
- To jej – powiedział poważnie, unosząc spojrzenie na
Hermionę. Pokręciła głową bez słowa i odwróciła się od niego.
- Ale na pewno? – wciąż upierał się Blaise, najwyraźniej nie
dopuszczając do siebie najgorszych obaw. – Ellie ładniej wygląda w czarnym…
Jego uwaga została jednak zbyta milczeniem. Draco zacisnął
mocniej palce na szaliku i przyłożył go do ust. Odwrócił się twardo w stronę
Zakazanego Lasu i zawiązawszy sobie szal kuzynki na nadgarstku, powiedział
chłodno:
– Nie traćmy czasu, jeśli nie chcemy stracić Ellie – i
ruszył w las, a jego śladem, po wymianie strapionych spojrzeń, ruszyli Blaise,
Samuel i Hermiona. Ginny odwróciła się do Harry’ego i zagłębili się w lasek
przy Hogsmeade. Neville i Luna stanęli plecami do siebie i wyciągnąwszy różdżki
do przodu, wystrzelili w dwie strony białe światło.
- Utrzyma się przed pół godziny – oznajmił Neville, a na
dźwięk jego głosu wszyscy zatrzymali się i wysłuchali tego, co miał do
powiedzenia. – Potem wystrzelimy zielone, a po kolejnych trzydziestu minutach
niebieskie i czerwone. Gdy to ostatnie zgaśnie, będziecie musieli wracać. Wtedy
znów wystrzelimy białe światło, by oświetlić wam drogę. Jeśli jedni z was
znajdą Ellie, poślemy tym drugim patronusa.
- Powodzenia – dodała Luna i każdy ruszył w swoją stronę.
***
Blaise szybko wyprzedził Draco i szedł na czele. Samuel był
tuż za nim, a Hermiona pozostała na końcu. Nie podobał jej się fakt, że idzie z
trzema Ślizgonami, znacznie bardziej wolałaby, by na miejscu któregoś z nich
był Harry. Chłopcy ustalili jednak, że tak będzie najlepiej, więc się nie sprzeczała.
Liczył się czas.
Szli już dłuższy czas, bo spomiędzy drzew przestało się
przebijać białe światło, a po kilku chwilach zastąpiło je zielone. Niebo było
bezchmurne, a pośród pozbawionych liści drzew można było dostrzec blady
księżyc. Hermiona mimowolnie wzdrygnęła się na wspomnienie pewnej księżycowej
nocy w trzeciej klasie. Ale wtedy było zdecydowanie cieplej. Gdy Hermiona
wydychała powietrze, z jej ust wydobywała się para wodna, a jesienne płaszcze
znacznie różniły się od lekkiej bluzy, którą miała na sobie, gdy powrócił
Syriusz. Temperatura, która tutaj panowała, różniła się zresztą nawet od tej,
popołudniowej, gdy Ellie i Blaise zaczynali podchody. Wtenczas poranne chmury
ustąpiły słońcu i zrobiło się znacznie cieplej. Wychodząc z Hogwartu, Hermiona
miała na sobie jedynie skurzaną kurtkę.
- Cholera jasna – szepnęła, nagle zdając sobie z czegoś
sprawę. Ślizgoni natychmiast się do niej odwrócili.
- Co jest, Hermiono? – zapytał Blaise.
- Właśnie sobie uświadomiłam – uniosła wzrok na towarzyszy i
kontynuowała szeptem: - Że Ellie wyszła z Hogwartu tylko w dżinsowej kurtce.
Chłopcy popatrzyli po sobie. W oczy aż za nadto rzucały im
się ich ciepłe płaszcze. Blaise przerwał niepokojącą, bezradną ciszę i powiedział
na tyle pokrzepiająco, na ile było go stać:
- No już, Granger. Znajdziemy ją i dam jej swoją kurtkę.
- Tracimy czas… – zignorowała go Hermiona – Tracimy czas, chłopaki!
idziemy już ponad półgodziny, a wciąż nie mamy pojęcia, gdzie ona jest…
- Granger, kurna, przestań szeptać – poprosił Draco
dramatycznie. – Podnosisz napięcie.
- Co proponujesz? – spytał Samuel Hermionę, podchodząc
bliżej.
- Musimy się rozdzielić.
- Granger, obiecaliśmy Potterowi, że…
- Nie muszę iść sama, Blaise. Podzielmy się na dwójki.
- Okej – rzucił Samuel, widząc, że starsi koledzy z jego
domu nie potrafią podjąć ostatecznej decyzji. – Czas nagli. Blaise, chodź ze
mną. Draco idzie z Hermioną.
Blaise szybko skinął głową i ruszył w lewo, oddalając się od
Hogwartu, a Samuel za nim. Dopiero gdy zniknęli wśród drzew, Hermiona zdała
sobie sprawę z oczywistego faktu – jest sama z Malfoyem. Było już jednak za
późno na jakiekolwiek wymiany, a poza tym Ellie była dla niej nieporównanie
ważniejsza niż Malfoy.
Draco podrapał się w głowę, włożył ręce do kieszeni,
westchnął w duchu i rzekł opanowanym, spokojnym głosem:
- No chodź, Granger. Idziemy prosto.
- Dlaczego nie w prawo?
- Bo idąc w prawo szybko trafimy do Hogwartu. Wątpię, żeby
ktoś zabierał Ellie bliżej szkoły. Pewnie wywlekli ją głębiej w las – wyjaśnił.
Hermiona wzdrygnęła się na jego słowa, ale posłusznie ruszyła za nim.
***
Harry z uwagą oglądał się dookoła. Ellie była bardzo ważna
dla Hermiony i zależało mu na tym, by ją odnaleźć. Zresztą chodziło tu o czyjeś
życie i nawet, gdyby blondwłosa Krukonka byłaby mu zupełnie obca, wyruszyłby
jej z pomocą.
- Ellie ma szczęście, że tylu osobom na niej zależy –
powiedziała cicho idąca z nim ramię w ramię Ginny.
- Przyjaźniłyś… Eee… Przyjaźnicie się? – zapytał, w
ostatniej chwili poprawiając czas przeszły na teraźniejszy.
- Dobrze nam się rozmawia. Ellie to świetna osoba –
westchnęła Ginny, zaklęciem przesuwając leżącą im na drodze kłodę. – Nie wydaje
ci się, że ona i ten Zabini mają się ku sobie? – zmieniła temat.
- Może… - zastanowił się Harry. – Ale z drugiej strony,
znają się od dzieciństwa. To może być przyjaźń, jak moja z Hermioną.
Zamilkli. Wiatr szumiał pomiędzy drzewami i nieprzyjemnie
przeszywał ich ciała.
- Co myślisz o Samuelu? – przerwał ciszę Harry, myśląc o
akcji, w jaką wplątał się z Malfoyem, Blaise’em i Crowleyem. Nie wiedział jednak
o tym, że Ginny spędziła dziś sporo czasu z Samuelem i że pierwszy raz
spojrzała na niego inaczej, niż zwykle. Dziewczyna natomiast mimowolnie się
spięła, zastanawiając się, czy Harry wie o ich wspólnej kawie, piwie kremowym,
a jeszcze później obiedzie i zakupach, włączając w to wygłupy w przymierzalni. Przypomniała
sobie Samuela, robiącego sobie tak zwane jaja przed lustrem i paradującego w
długiej, futrzanej sukni i uśmiechnęła się z rozeźleniem.
- Ginny? – Harry przywrócił ją na ziemię.
- Co...? – otrząsnęła się dziewczyna. - A… Sympatyczny gość.
- Myślisz, że mogę mu zaufać? – kontynuował Harry.
- Tak, ale… W jakim sensie „ufać”? – zdziwiła się.
- W każdym. Nieważne – zmieszał się chłopak, a Ginny
postanowiła nie drążyć tematu, bo bała się, że wątek zajdzie za daleko. Z
jakiegoś powodu nie chciała, żeby za dużo osób dowiedziało się o tym, jak
świetnie czuła się dziś z Samuelem.
***
- Malfoy… zatrzymaj się – poprosiła Hermiona i przystanęła.
Chłopak odwrócił się do niej z poirytowanym wyrazem twarzy. Niedawno światła z
różdżek Neville’a i Luny zmieniły barwę na niebieską, minęła więc równa
godzina, od kiedy wyruszyli. – Słyszysz?
– nie czekając na jego odpowiedź, wyciągnęła różdżkę i wycelowała pomiędzy
drzewa za nimi. Zdezorientowany zrobił to samo.
- O co ci chodzi? – zapytał, zrównując się z nią ramionami.
Długo nie musiał czekać na odpowiedź. Ledwie skończył
wypowiadać zdanie, zza skały wyskoczył nienaturalnie wielkich rozmiarów wilk.
Hermiona instynktownie posłała ku niemu zaklęcie i jego szarą sierść zalała
krew. Nie utrzymał się na łapach, padł, ale spomiędzy jego zębów wydobywała się
spieniona ślina. Warczał przeraźliwie i nim Hermiona zdążyła potraktować go
kolejną klątwą, coś wielkiego i ciężkiego uderzyło w nią z lewej strony i
przewróciło na plecy. Różdżka wypadła jej z dłoni i zatrzymała się pół metra
nad jej głową. Przerażona uniosła wzrok i oddychając ciężko, dostrzegła tuż
przed twarzą owłosiony łeb wilka. Ślina kapała mu z ust wprost na jej brodę. Z
rozszerzonymi ze strachu źrenicami spróbowała dosięgnąć różdżkę. Potrzebowała zaledwie
ułamka sekundy, by zdać sobie sprawę z tego, że nie da rady. Wilk warknął
groźnie i rozwarł paszczę. Hermiona z przerażeniem obserwowała jego przekrwione
oczy, a strach paraliżował ją od stóp do głów. Właśnie gdy zwierzę miało wbić
się w jej szyję, jakaś siła odrzuciła go kilka metrów do tyłu. Hermiona bez
zastanowienia poderwała się do góry i chwyciła różdżkę. Zobaczyła obracającego
się od niej Malfoya i gdzieś z tyłu głowy przebiegła jej myśl, że ją uratował.
Szybko skupiła się jednak na o wiele gorszym problemie – dookoła niej i
Ślizgona ustawiły się wilki, których z każdą chwilą przybywało.
- Malfoy, błagam, powiedz mi, że nie mamy przerąbane –
poprosiła Hermiona, nie wiedząc nawet, w którego wilka posłać zaklęcie. Było
ich krocie.
- Nie mamy przerąbane, Granger – odparł Malfoy, a gdy w polu
widzenia nie miał już nic innego oprócz wilków, dokończył ponuro: - Mamy
przesrane.
- Super – pokiwała głową, niezadowolona z jego mało
pokrzepiającej odpowiedzi. – Nie uda nam się - szepnęła dramatycznie, przywierając
plecami do chłopaka i wyciągając różdżkę do przodu.
- Skup się Granger. Popatrz w górę.
- No gałąź.
- To nie jest zwykła gałąź. To nasz ratunek, Granger.
Hermiona przyjrzała jej się dokładniej. Odchodziła od
masywnego drzewa, znajdującego się po jej lewej stronie. Pień był jednak
idealny do wspinaczki – miał wiele wystających, krótkich konarów, po których
można się sprawnie wspiąć. Był jednak jeden poważny problem – pomiędzy nimi a
drzewem znajdowało się całkiem sporo zmutowanych, wściekłych wilków.
- Bombarda maxima! – krzyknęła Hermiona, wycelowawszy
różdżkę w zwierzęta. Chwyciła Malfoya za rękaw i starając się nie patrzeć na
rozerwane w strzępki wilki, podbiegli do drzewa. Dziewczyna dopadła go pierwsza
i zaczęła się wspinać, ale nie było to wcale proste. Konary były śliskie od
wilgoci i buty nie miały dobrej przyczepności. W końcu dziewczynie udało się
usiąść na jednej z grubszych gałęzi. Draco, który wcześniej ją osłaniał, mógł
teraz sam wdrapać się na drzewo, podczas gdy Hermiona rzucała w atakujące ich
wilki zaklęciami. Gdy Malfoy był już blisko niej, wyciągnęła ku niemu dłoń,
przesunęła się i pomogła mu usiąść obok siebie. Odetchnęli, ale na krótko.
Wilki skakały pod nimi, jeszcze bardziej rozwścieczone faktem, że uciekł im tak
pożywny posiłek.
- Musimy przejść po tej gałęzi, Granger – powiedział Draco.
Zagryzła wargę i przyjrzała się wąskiemu kawałkowi drewna, po którym miała się
poruszać. Jeśli uda im się dojść wystarczająco blisko drzew rosnących po
drugiej stronie małej polanki, na której dopadły ich wilki, będą mogli wejść na
kolejną stabilną gałąź i wydostać się z pola rażenia zwierząt.
- Granger, musisz wstać. Nie możesz tego robić w ten sposób
– Malfoy powstrzymał ją, gdy zamierzała powolnym, posuwistym ruchem przesunąć
się po drzewie na siedząco. – Nie mamy tyle czasu.
Obejrzała się za siebie i z przerażeniem zauważyła, że wilki
robią wszystko, by wejść do nich po gałęziach. Malfoy miał rację. Ich jedyną
szansą było szybkie przejście. Chwyciła obiema rękami pień i podniosła plecy do
góry. Puściła powoli kłodę i wstała, chwiejąc się niebezpiecznie. Wiedziała, że
nie będzie w stanie zrobić nawet kroku, bo natychmiast spadnie. Odwróciła głowę
do Malfoya, a on, widząc przerażenie w jej oczach, chwycił ją za rękę. Wzięła
głęboki oddech i ruszyła przed siebie, ignorując fakt, że zarówno ona, jak i
Malfoy, wyłączyli mózgi i zdecydowanie przekraczają dopuszczalne granice. Chęć
przeżycia była najwyraźniej silniejsza od jakichkolwiek uprzedzeń, a instynkt
samozachowawczy nie pozwalał im puścić swoich dłoni i razem dotarli do
następnego drzewa. W samą porę, bo wilki właśnie weszły na gałąź, która
przeprowadziła prefektów na drugą stronę. Spojrzeli na siebie i bez słów
zrozumieli, co powinni zrobić. Przeleźli szybko na kolejne drzewo i chwytając
się kolejnych gałęzi i skoczyli w dół, czym zmylili wilki, gromadzące się
tłumnie na gałęziach. Pobiegli przed siebie, ale nie minęło dużo czasu, gdy
zwierzęta pognały za nimi. W pewnym momencie Hermiona zwolniła i pociągnąwszy
Draco za nadgarstek, przeskoczyła głaz leżący po ich lewej stronie. Szczęśliwie
tuż pod nim znajdował się dół, w którym się skulili, twarzami do siebie.
Położenie to nie było zbyt przyjemne, tym bardziej, że adrenalina powoli
opadała i Hermiona zaczęła zdawać sobie sprawę z faktu, że robiła z Malfoyem
całkowicie nieprzyzwoite w ich relacji rzeczy. Na szczęście wilki przebiegły
obok nich jak gdyby nigdy nic i po kilku chwilach mogli się wychylić. Hermiona
oparła się plecami o kamień, który okazał się ich ratunkiem i przyłożyła dłonie
do czoła.
- Co to było? – zapytała Ślizgona, który uspokajał właśnie
oddech, kucając naprzeciwko niej.
- Wilki – odparł krótko.
- One nie zachowywały się normalnie, Malfoy.
- Ktoś rzucił na nie zaklęcie – powiedział szorstko.
- Nie znam żadnego zaklęcia, które powoduje wzrost wilków i
ich żądzę krwi.
- Oczywiście, że nie znasz – mruknął Draco, podnosząc się na
nogi. – Używają go Śmierciożercy.
Hermiona postanowiła nie ciągnąć dłużej tego wątku. Spróbowała
wstać, ale wykończone mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa. Wyciągnęła więc głowę
i rozejrzała dookoła niespokojnie. Po wilkach na szczęście nie było już śladu,
ale zagłębili się w las do tego stopnia, że spomiędzy drzew nie przebijało się światło różdżki Luny.
- Granger? – zapytał nagle Malfoy. Odwróciła się do niego z
przestrachem, bojąc się, że nadchodzi nowe zagrożenie i odruchowo zacisnęła
place na różdżce. – Spokojnie. Chyba znalazłem Ellie.
***
Gabrielle i Nadine nie skorzystały z pozwolenia skosztowania
dóbr barku alkoholowego w salonie apartamentu prefektów naczelnych i Blaise’a
Zabiniego z prostego powodu – nie lubiły napojów procentowych i unikały ich jak
ognia. Wcisnęły się razem na ciasnawy fotel przed kominkiem i patrząc w ogień
rozmawiały o tym, jak dobry był dzisiejszy dzień i jak zła jest jego końcówka.
- Napijmy się czegoś – zaproponowała Gabrielle po jakimś
czasie.
- Tu jest tylko alkohol… - Nadine machnęła ręką w stronę
obszernego barku. – Oni nie piją nic normalnego.
- Och, jakąś wodę muszą mieć!
- No tak, wciąż zapominam, że pełnisz w naszej relacji
funkcję niepoprawnej optymistki – westchnęła Nadine. – Co proponujesz?
- Wyskoczyć do kuchni, skrzaty chętnie nas czymś poczęstują.
- Kuszące – przyznała Nadine i wstała z fotela. Zajęło jej
to całkiem sporo czasu, bo nie był on za duży i ledwo mieścił dwie Gryfonki, a
wydostanie się z tej zakleszczonej pułapki mogło uchodzić za niemały wyczyn. – To idę.
Gabrielle natychmiast wstała za nią i zmarszczyła brwi.
- Chyba idziemy.
- Nie ma mowy – zaprotestowała natychmiast przyjaciółka.
- Bo co? – zirytowała się Gabrielle i skrzyżowała dłonie na
piersi.
- Hm, pomyślmy – powiedziała sarkastycznie Nadine i
rozpoczęła wyliczanie, nie spuszczając przyjaciółki z oczu. – Po pierwsze, nie
możesz chodzić nocą po szkole, zważywszy na to, co ostatnio ci się przytrafiło.
Po drugie, ktoś tu musi zostać, na wypadek, gdyby wróciła Ellie.
Gabrielle nachmurzyła się i przysiadła z powrotem na fotel.
O ile z pierwszym argumentem mogłaby się spierać i miałaby nawet szansę na
wygranie tej potyczki, o tyle drugi był
nie do podważenia.
- Poproś o jakieś ciasto. I kakao, koniecznie weź kakao.
- Zrobi się, szefie – przyjaciółka puściła do niej oko i
wyszła z apartamentu.
Jeśli jest coś, co musicie wiedzieć o Gabrielle, to jest to
fakt, że miała absolutny talent do wpadania w tarapaty, nawet jeśli leżała po
prostu w łóżku, piła kakao, czy szła korytarzami Hogwartu. Tę cechę posiadał
również Harry i być może to właśnie to ich do siebie przyciągało. W każdym
razie macie moje słowo – Gabrielle po prostu sobie siedziała, kiedy okno w
pokoju Blaise’a otworzyło się z takim impetem, że drzwi prawie wyleciały z
nawiasów. Dziewczyna momentalnie odwróciła się z przerażeniem w oczach i
wyciągnęła różdżkę w stronę zamieszania. Nikogo jednak nie zauważyła. Wstała i
powoli, drobnymi krokami, podeszła do drzwi. Firanka wirowała we wszystkie
strony, a wiatr hulał po pomieszczeniu i znacznie obniżał jego temperaturę.
Gabrielle przystanęła w progu i rozejrzała się dookoła, bojąc się wejść do
środka. Na podłodze, tuż pod swoimi stopami, dostrzegła kopertę z zamaszystym
„Zabini” napisanym na wierzchu. Podniosła ją i niepewnie obejrzała.
Czytanie cudzej korespondencji było bardzo niegrzeczne i
świetnie zdawała sobie z tego sprawę. Ale sposób, w jaki dostarczono list do
Blaise’a był niepokojący i Gabrielle była pewna, że chodzi o Ellie. Dlatego też
bez większych wyrzutów sumienia wyjęła z koperty pognieciony i brudny pergamin.
Gdy tylko to zrobiła, okno samo się zamknęło, wiatr ustał i pokój wyglądał tak,
jak zwykle. Dziewczyna zamrugała oczami i z niezrozumieniem przeniosła wzrok na
list.
„Zapamiętajcie sobie,
Ty i Malfoy, że za wchodzenie nam w drogę kara będzie sroga. To tylko
ostrzeżenie. Swoją paniusię znajdziecie w Zakazanym Lesie, na północ od Jaskini
Wilków. Trzymajcie się z daleka od naszych interesów, a być może mała dożyje
następnego roku.”
***
Hermiona przemogła się i wstała na nogi, czując
przeszywający ból w prawej nodze. Podeszła cicho i powoli do Malfoya i
spojrzała we wskazanym przez niego kierunku. W odległości kilku metrów od nich,
nieco niżej pomiędzy drzewami, dało się dostrzec blond włosy, rozrzucone na
czarnej ziemi. Bez słowa przeszli przez krzaki i kucnęli nad dziewczyną.
Obrócili ją na plecy i Draco szybko przyłożył palce do jej tętnicy.
- Żyje – powiedział z ulgą. – Jest nieprzytomna.
- Musimy ją stąd zabrać – Hermiona wstała i ignorując ból w
prawej łydce, zaczęła rozglądać się dookoła, a Malfoy zdjął kurtkę i przykrył
nią kuzynkę.
- Granger… usiądź.
- Nie, Malfoy! – zaczęła krążyć nerwowe kółka, ale szybko
musiała przestać, przez przeszywający ból w nodze i kilku innych miejscach.
- Musimy…
- Granger, ogarnij się i posłuchaj mnie. Wyjmij apteczkę,
wiem, że ją masz.
Zatrzymała się w miejscu, zbita z tropu jego prośbą i
posłusznie usiadła obok niego. Wyjęła z wewnętrznej kieszeni kurtki torebkę, tę
samą, z którą podróżowała podczas szukania horkruksów i wyjęła z niej podręczny
zestaw bandaży, plastrów i środków dezynfekcji. Dopiero gdy podała ją
Ślizgonowi, zdała sobie sprawę z tego, że ma dużą, źle wyglądającą ranę na nodze,
a po dłoni ścieka jej krew. Przyjrzała się Malfoyowi i zauważyła podobne obrażenia
na jego przedramieniu i obojczyku. Oszołomiona patrzyła, jak Draco ostrożnie
ogląda ciało Ellie w poszukiwaniu ran, ale poza zadrapaniami nic nie znalazł.
Odwrócił się do Hermiony i starając się nie używać chorej ręki, wylał na gazę
środek dezynfekujący.
- Co chcesz zrobić? – zapytała, widząc, jak zbliża się do
jej nogi.
- Muszę oczyścić ci ranę – odpowiedział spokojnie. – Może zapiec
- dodał
Hermiona przyjrzała się ranie dogłębniej i zdała sobie
sprawę, że jest to ślad po ugryzieniu. Wilk całkowicie podarł swoimi zębami
dolną część spodni i wgryzł się w skórę do mięsa. Gdy Malfoy zaczął
dezynfekować ranę, nawet nie syknęła, choć dopiero wtedy ból dał o sobie znać z
całą mocą i był naprawdę nie do zniesienia. Przyglądała się w milczeniu, jak
Ślizgon delikatnie, ale stanowczo obchodzi się z jej nogą. Przemył ją i
zabandażował.
- Podaj dłoń – poprosił, wyciągając rękę. Niepewnie wykonała
jego polecenie. Na samym środku wewnętrznej części dłoni widniała duża szrama,
najpewniej skutek ich niebezpiecznej wspinaczki po drzewach. Obserwowała, jak
Draco opatruje ranę i musiała przyznać, że robił to bardzo profesjonalnie, a
jego ciepły dotyk koił ból. Pod jego wpływem zaczęła się również uspokajać. Gdy
skończył, niechętnie zabrała swoją dłoń z jego i spojrzała na niego z
wdzięcznością.
- Dziękuję – powiedziała cicho. Nie odpowiedział. Zawsze
czuł się niezręcznie gdy ktoś mu dziękował. Przygotował kolejną porcję środka
dezynfekującego i gazę. – Kiedy to ci się stało? – zapytała. Wilk wgryzł mu się
w przedramię, gdy Granger wspinała się na drzewo, a on ją osłaniał, ale nie
maił zamiaru jej tego mówić.
- Potrzebuję twojej pomocy – rzekł zamiast tego. –
Zdezynfekuję sobie ranę, a ty przygotuj bandaż. A potem schowaj wszystko do
apteczki i podłóż ją Ellie pod głowę.
Hermiona posłusznie wykonywała jego prośby, podczas gdy on
się opatrzył i napił wody, którą znalazł w torbie.
- Jaki mamy plan? – zapytała Hermiona, siadając pod najbliższym
drzewem. Wyprostowała zranioną nogę, a drugą ugięła w kolanie i oparła o nie
podbródek.
- Nie mamy planu, Granger – odparł, przysiadając bokiem na
kamieniu pomiędzy nią a Ellie. Widziała jego profil, niespokojne spojrzenia
rzucane w stronę kuzynki i w tę stronę lasu, z której nadbiegły wilki. –
Sytuacja jest beznadziejna.
- Możemy użyć na niej zaklęcia swobodnego zwisu – zaczęła
Hermiona, zmuszając zmęczony mózg do wysiłku. Malfoy podniósł głowę lekko do
góry i pokręcił nią przecząco, zaciskając wargi. Przeniósł wzrok na jej nogę i
powiedział:
- Nie ujdziesz daleko. Już teraz masz problemy z poruszaniem
się, a ból będzie się tylko wzmagał. Ja mam chorą rękę i nie dam rady cię
podprowadzać, a pamiętajmy, że jeszcze ktoś musiałby utrzymywać Ellie zaklęciem.
- W takim razie będziemy tu po prostu siedzieć? – upewniła
się Hermiona z niedowierzaniem. Zmarszczył brwi i zapatrzył się w nieokreślony
punkt pomiędzy drzewami.
- Granger? – zapytał po chwili, spoglądając na nią badawczo.
– Umiesz wyczarować patronusa?
- Umiem.
- Powiadom Blaise’a i Pottera o sytuacji, muszą nas znaleźć.
- Zaraz, zaraz – Hermiona zabrała brodę z kolana i
wyprostowała nogę. – Dlaczego ja? – była naprawdę wyczerpana nerwami, ucieczką
i wspinaczką. Nie wiedziała, czy da radę przywołać teraz jakieś miłe
wspomnienie, na tyle mocne, by stworzyć patronusa.
Draco natomiast zgrzytnął zębami, poirytowany głupimi
pytaniami swojej towarzyszki.
- Bo nie umiem. Masz mnie Granger! Brawo. Możesz czuć się
lepsza.
Teraz to ona się zdenerwowała. Wyciągnęła w jego stronę
palec i pogroziła mu ostrzegawczo.
- Nie jestem tobą. Nie czuję się lepsza tylko dlatego, że
umiem coś, czego inni nie umieją. Współczuję ci, Malfoy – zamilkła na chwilę,
po czym kontynuowała, nie spuszczając karcącego spojrzenia ze Ślizgona.
Zauważył, że to tylko przykrywka. Naprawdę było jej go żal. - Jeśli nie umiesz
wyczarować patronusa, pewnie nie masz żadnych szczęśliwych wspomnień. Expecto
patronum! – zawołała i z jej różdżki wyskoczyła piękna wydra. Okręciła się
dookoła niej i pognała w las pomiędzy drzewami. Hermiona uśmiechnęła się lekko
na jej widok. Była tak dumna z tego zaklęcia…
Draco miał ochotę zapytać ją, o czym pomyślała, wyczarowując
patronusa, ale w porę przypomniał sobie, że się nienawidzą i to byłoby
nadużycie. A poza tym był na nią zły. Zirytowała go twierdzeniem, że nie ma
żadnych na tyle szczęśliwych wspomnień. Okej, może i nie miał, ale wytykanie mu
tego nie było zbyt taktowne. Postanowił jednak nie drążyć dalej tego tematu.
Nie miał zamiaru się z nią kłócić przy Ellie, która może i jest nieprzytomna,
ale kto wie, czy ich nie słucha. Nie zdziwiłby się, po tej skubanej dziewczynie
wszystkiego można się było spodziewać.
Na swoje nieszczęście, nie docenił gadatliwości Hermiony,
która potrafiła znieść wiele rzeczy, ale nie bezsensowne siedzenie i czekanie
na pomoc. Niestety w nielicznej grupie (liczba sztuk dwa) w jakiej się
znalazła, tylko jedna osoba była zdatna do rozmowy, a był to osobnik absolutnie
beznadziejny i nienadający się do konwersacji. Jednak nie w stylu Hermiony było
marudzenie, postanowiła więc przezwyciężyć przeciwności losu i pogadać z tym
mrukliwym, cholernym Ślizgonem.
- Od kiedy jesteś taki dobry w pierwszej pomocy? – zapytała.
Popatrzył na nią poirytowany. Co jej miał odpowiedzieć? Że
od kiedy w jego domu zjawiały się tłumy rannych więźniów Czarnego Pana, to
właśnie on potajemnie ich opatrywał? Że niejednokrotnie zawijał bandaże na
ciele matki, skatowanej przez któregoś Śmierciożercę? Czy że gdyby sam nie
udzielił sobie pomocy, nikt by tego nie zrobił?
Wybrał bezpieczniejszą opcję:
- A ty od kiedy jesteś taka wygadana?
- Cóż, generalnie od zawsze.
- Granger, pozwól, że Ci przypomnę – nienawidzimy się. Nie
mam zamiaru z tobą rozmawiać, a już na pewno nie na takie tematy.
- Co jest złego w „takich”
tematach? – nie poddawała się Hermiona. Malfoy wzniósł oczy do nieba i nie
udzielił odpowiedzi. – Co ty? – zaniepokoiła się dziewczyna, widząc, że nie
doczeka się chociażby pogróżki i standardowego potoku obelg. – Nawet kłócić się
ze mną nie będziesz?
- Nie przy niej – wskazał palcem Ellie.
- Już się przy niej kłóciliśmy – przypomniała mu uprzejmie
Hermiona.
- Właśnie dlatego więcej nie będziemy tego robić – wyjaśnił.
- No weź, kłótnia jak każda inna…
- Tak? A wiesz, do kogo Ellie miała potem pretensje? Do
mnie.
- Jaki biedny – zironizowała Hermiona. – Ale poważnie,
Malfoy. Musimy się pokłócić, żeby pozostać w normie. Za bardzo sobie dzisiaj
pomagaliśmy.
- Święte słowa – przyznał aż za ochoczo Draco. - Zastanawiam
się wciąż, dlaczego ściągnąłem z ciebie tamtego wilka.
Łypnęła na niego wrogim spojrzeniem spode łba i warknęła:
- Też ci uratowałam życie, idioto.
- Możesz mi to teraz wypomnieć i już prawie będziemy
pokłóceni.
- No okej. URATOWAŁAM CI ŻYCIE MALFOY!
- No i już. Pokłóciliśmy się. Zadowolona?
- Nie.
- Jesteś wymagającą kobietą, Granger. Ale jestem w nastroju
i mogę spełnić twoje zachcianki. Czego ci potrzeba?
- Jedzenia – odparła błyskawicznie. Skrzywił się i zjechał
ją karcącym spojrzeniem od stóp do głów.
- Nie powinnaś tyle jeść.
- Czyżby? Wydaje mi się, Malfoy, że mężczyźni wolą bardziej
kształtne kobiety.
- O tak, to na pewno – pokiwał głową z aprobatą. – Ale
wiesz, jaki jest twój największy problem, Granger?
- Ty – przerwała mu natychmiast, kiwając głową z powagą.
Obciął ją karcącym wzrokiem i sprostował:
- Nie. Przypominasz kaloryfer.
- Taki szczupły?
- Taki pofałdowany.
Hermiona prychnęła, nie mogąc znaleźć riposty i kipiała ze
złości na widok zadowolonego z wygranej potyczki Ślizgona. Siedział przy Ellie,
opierając ramiona na lekko ugiętych nogach i śmiał się z niej kpiąco.
- Gdyby nie fakt, że zaraz za tobą jest Ellie,
potraktowałabym cię jakąś klątwą – poinformowała go, dając mu do zrozumienia,
jak wielkie ma szczęście.
- To wbrew zasadom kłótni, a ty zasad nie łamiesz.
- Po pierwsze – od kiedy zaklęcia są nielegalne w kłótniach?
A po drugie – nie uwierzysz nawet jak często łamię zasady.
- Nie uwierzę, masz rację. Podaj jakiś przykład.
Hermiona zastanowiła się chwilę, podpierając zdrową ręką
brodę. Po chwili uśmiechnęła się i powiedziała z satysfakcją:
- Na przykład jak użyłyśmy z Ellie kominka bez zgody
McGonagall, żeby odwiedzić Bellatrix na cmentarzu.
- Wow – zagwizdał Draco z autentycznym zdumieniem. - Nie
sądziłem, że jesteś na tyle… Chwila – obrócił się do Hermiony i wyciągnął obie
dłonie przed siebie, jakby odpychając informację, którą właśnie usłyszał. -
CO?!
Cholera, on nic nie wie – pomyślała Hermiona, nerwowo
zagryzając wargę i bardziej stwierdziła, niż zapytała:
- Nie powiedziała ci.
- Najwyraźniej nie – powiedział, starając się nie zabić i
tak nieprzytomnej kuzynki.
- Ale dlaczego się tak wściekasz? – zapytała Hermiona z
niezrozumieniem. – Pojechała tam, żeby jej wybaczyć.
- To niebezpieczne – uciął krótko i skończył z nią
rozmawiać. Obiecał sobie natomiast, że rozprawi się z Ellie, gdy tylko ta się
obudzi.
Jedną z bardziej irytujących rzeczy w charakterze Draco była
chorobliwa potrzeba ochrony bliskich mu osób, która nasilała się
niespodziewanie i prowadziła do wielu kłótni. Szczególnie z Ellie, która za
wszelką cenę dążyła do niezależności, a dzierżący nad nią pieczę kuzyn tylko
jej w tym przeszkadzał.
***
Gdy piękna niebieska wydra przemknęła koło nich i zagrodziła
im drogę, tracili już nadzieję, że uda im się odnaleźć Ellie. Na widok
patronusa przystanęli i niecierpliwie, ale i z nadzieją czekali na to, co ma im
do powiedzenia.
- Znaleźliśmy Ellie – odezwała się głosem Hermiony. – Jest
nieprzytomna. Ja i Malfoy jesteśmy ranni i nie damy rady zabrać jej do
Hogwartu. Czekamy na pomoc. Jesteśmy w miejscu, gdzie wilki polują. Uważajcie
na nie, ktoś zrobił im pranie mózgu.
Gdy rozmyła się w powietrzu, Samuel wypuścił z ulgą
powietrze. Blaise natomiast miał wiele powodów, by nie okazywać optymizmu i
podzielił się nimi z towarzyszem:
- Ellie jest nieprzytomna. Mogła dostać jakąś klątwą, po
której się nigdy nie obudzi. Hermiona i Draco są ranni, a skoro nie mogą jej
przetransportować do szkoły nawet za zaklęciem swobodnego zwisu (nie rób takiej
miny, Crowley, Granger na pewno o tym pomyślała, jest diabelnie inteligentna)
to musi być z nimi bardzo źle. Miejsce gdzie wilki polują? Już pomijając fakt,
że nie mam pojęcia gdzie to jest, to, jak usłyszeliśmy, powariowały. Pewnie to
one ich zraniły. Zarąbiście.
- Popadanie w tragizm nie jest do ciebie podobne – zauważył trafnie
Samuel, poprawiając kurtkę na ramionach. – Masz na szczęście mnie. Wiem, gdzie
polują wilki. To niedaleko ich jaskini. – Klepnął Blaise’a w ramię i dodał
pokrzepiająco: - Weź głęboki oddech i idziemy.
Właśnie gdy Blaise zaczął się motywować do dalszego działania,
przywołując w pamięci wkurzoną twarz Ellie (wtedy lubił ją najbardziej), zza
drzewa wybiegły trzy zdyszane Gryfonki i jeden zdyszany Gryfon.
- Znalazłyśmy was – ucieszyła się Gabrielle.
- Juhu – dodała mało entuzjastycznie Nadine. – A teraz,
Gabie, wytłumacz mi, dlaczego w ogóle ich szukałyśmy zamiast pić kakao.
- I skąd wiesz, gdzie jest
Ellie? – dopytała Ginny, chwytając się pod boki i próbując wyregulować
oddech.
Ale Gabrielle uniknęła odpowiedzi na oba pytania, ponieważ
Harry widząc Samuela i Blaise’a razem, szybko skojarzył fakty:
-Dlaczego do cholery zostawiliście Hermionę samą z
Malfoyem?! – i od razu przystąpił do ataku.
- Yyy, bo… – Ślizgoni wymienili spanikowane spojrzenia. W
sumie dopiero teraz zdali sobie sprawę, że pozostawili tych dwoje zupełnie
samych, a przecież nie powinni, chociażby nie wiadomo jak tragiczne były
okoliczności.
- Przecież oni się mogli pozabijać! – zdenerwował się Harry.
- Więc ich znajdźmy – widząc, że Blaise chce się odezwać,
Gabrielle postanowiła uciąć dyskusję. Włożyła rękę do kieszeni i wyczuła w niej
kopertę. – Gdy Nadine poszła do kuchni po kakao, otworzyło się okno od twojego
pokoju, Blaise. Poprawka – ktoś otworzył je zaklęciem. Do środka razem z
wiatrem i zimnem wpadła ta koperta – wyciągnęła rękę i podała mu ją. –
Przeczytałam, ale nie przepraszam, że to zrobiłam, bo to był mądry ruch.
Blaise zmarszczył nos i wziął nieufnie list. Wyjął go szybko
z koperty i przeczytał na jednym oddechu. Wraz z każdą literą wyraz jego twarzy
diametralnie się zmieniał. Zdenerwowany schował niedbale list z powrotem do
koperty i warknął do reszty:
- Ruszmy się.
***
Teraz może cofnę się nieco w czasie i wytłumaczę wam, jakim
cudem Gabrielle wybiegając z dormitorium prefektów znalazła się nagle w
Zakazanym Lesie z Nadine, Harrym i Ginny. Nie zrobiłam tego wcześniej, bo o tym
zapomniałam, a teraz nie chce mi się cofać. Jestem niestety dość leniwa. Mam
jednak nadzieję, że wysilicie nieco wyobraźnię, zagniecie czasoprzestrzeń i
dacie radę cofnąć się razem ze mną.
Otóż gdy spanikowana Gabrielle odczytała list, schowała go z
powrotem do koperty, a tę włożyła do kieszeni. Następnie, niewiele myśląc (u
osób mających talent do wpadania w tarapaty to częsta przypadłość), wybiegła z
apartamentu i niemal zderzyła się z przyjaciółką, która niosła całkiem sporo
wałówki. Po burzliwej wymianie zdań, w której Gabrielle w kółko krzyczała, że
wie, gdzie jest Ellie i muszą natychmiast ostrzec Blaise’a, Nadine doszła do
wniosku, że nie wydusi ze spanikowanej przyjaciółki nic więcej i jedyne, co może
zrobić, to iść z nią. Odesłała więc dwa kubki kakao, ciepłe bułeczki, ciasto,
krówki i inne pyszne wyroby skrzatów do salonu, przywołała kurtkę dla siebie i
Gabrielle i wyszły z zamku jednym z ukrytych wyjść.
Wspominałam już, że jestem leniwa? Tak, wspomniałam. I w
ramach bycia owym leniem, pominę tutaj wszystko, co robiły zanim natrafiły na
Neville’a i Lunę. Napomknę tylko krótko, że Gabrielle dziarsko i szybko szła do
przodu, a za nią biegła zdyszana Nadine, starając się wycisnąć z przyjaciółki jakiekolwiek
informacje o tym, co się właściwie stało. No dobrze, ale skończyłam na Neville’
u i Lunie.
- To wy! – zawołała z ulgą Gabrielle. – Muszę natychmiast
dostać się do Blaise’a!
Luna i Neville wymienili nerwowe spojrzenia.
- Coś się stało? Ellie wróciła do dormitorium?
- Nie, ale ja wiem gdzie ona jest. Muszę znaleźć Blaise’a.
Nadine popatrzyła na starszych Gryfonów z nadzieją, że
przemówią do rozsądku zwariowanej przyjaciółce, ale zanim cokolwiek
powiedziała, zza drzew wyszła część ekipy poszukiwawczej.
- Gabrielle! – zawołała Harry, a dziewczyna odwróciła się do
niego z nadzieją w oczach.
- Harry! – powiedziała z ulgą i uspokoiła się. - Musimy iść
do Zakazanego Lasu, mają Ellie!
Chłopak zmarszczył brwi, ale nie tracił czasu. Poprosił Lunę
i Neville’a, by poszli do zamku i zawiadomili profesorów, a sam wraz z Ginny,
Nadine i Gabrielle ruszył do Zakazanego Lasu.
Już? Wszystko jasne? Wspaniale. Wróćmy zatem do wydarzeń,
które opisywałam wcześniej. Podczas naszej retrospekcji Harry wraz z
towarzyszkami oraz Blaise i Samuel dotarli do miejsca, w którym Hermionę i
Draco zaskoczyły wilki.
- Byli tu – powiedział pewnie Samuel, wpatrując się w górę.
- Skąd wiesz? – zapytała Ginny, podchodząc do niego i
szukając wzrokiem miejsca, na które patrzył.
- Przeszli po tej gałęzi na drugą stronę – chłopak wyciągnął
palec i pokazywał w powietrzu ich trasę. – A potem przeskoczyli na któreś z
tamtych drzew. Uciekli wilkom, biegnąć tam.
- Super – powiedział Harry, siląc się, by w jego głosie nie
było ani grama ironii. – A skąd to wiesz?
- Wystarczy przyjrzeć się uważnie – odparł spokojnie Samuel
i ruszył przodem. Reszta popatrzyła po sobie, ale nikt nie miał lepszego
pomysłu na odnalezienie przyjaciół (no, może w niektórych przypadkach
„przyjaciel” to za dużo powiedziane, ale „znajomy” brzmi tak obco. O „wrogu”
nie wspominając), powędrowali więc za Ślizgonem.
***
Tymczasem Hermiona doszła do przykrego wniosku, że milczenie
jest w obecnym położeniu rzeczą niezbędną. Malfoy nieźle się zestresował, gdy
mu powiedziała, że były na cmentarzu. Kasował Ellie poirytowanym spojrzeniem,
ale Hermiona była pewna, że ukrywa się w nim więcej troski niż ktokolwiek
mógłby przypuszczać. Obserwowanie troszczącego się o kogoś Ślizgona było
ciekawym zajęciem i dziewczyna oddała się mu bez reszty. Pierwszy raz zdała
sobie sprawę z tego, że nawet tak bezwzględny i egoistyczny dupek jak Malfoy
potrzebuje kogoś, o kogo mógłby walczyć. Myśl, że Draco kogokolwiek kocha
zawsze wydawała jej się abstrakcyjna, a tymczasem na własne oczy była
świadkiem, jak bardzo każdy człowiek potrzebuje miłości. Poczuła nawet coś w
rodzaju współczucia, kiedy zdała sobie sprawę, że Malfoyowi nie będzie dane żyć
z kobietą, którą pokocha. Jego ojciec pewnie już wybrał mu żonę.
Ale to na szczęście nie było jej zmartwienie. A przynajmniej
tak wtedy myślała.
- Ktoś tam jest! – rozległ się nagle głos, który wyrwał
Malfoya z letargu. Wstał i wyciągnął różdżkę w stronę, z której dobiegało
wołanie. Hermiona wykrzywiła w tamtą stronę głowę, ale to było wszystko co
mogła zrobić, ponieważ ból w nodze nie pozwalał jej już nawet nią poruszyć, a
co dopiero wstać. Dojrzała pomiędzy drzewami rude włosy i zanim zdała sobie
sprawę, że to Ginny, ktoś krzyknął:
- To oni! – i spora grupka osób pobiegła w ich kierunku.
Pierwszy dopadł Hermionę Harry. Ukucnął przy niej i
przytulił. Hermiona zaplotła ręce dookoła niego i wtuliła się w jego ramię.
- Harry – powiedziała i rozpłakała się.
- Już dobrze – szepnął i pocałował ją w czoło. – Już
wszystko jest dobrze.
Odsunęła się od niego i wytarła łzy. Uśmiechnęła się i
zabrała ręce z jego ramion.
- Nic ci nie jest? – zapytał niespokojnie.
- Nie mogę chodzić – powiedziała Hermiona. – A poza tym nic.
Spojrzał na jej zranioną dłoń, nie mówił jednak nic więcej.
Wstał i odwrócił się w stronę Ellie, którą otaczał właśnie krąg trzech
zaniepokojonych dziewczyn. Blaise i Samuel natomiast pomagali Malfoyowi wstać.
Po chwili dołączył do nich Harry i zaczęli rozmawiać przyciszonymi głosami.
Ginny oderwała spojrzenie od Ellie i przeniosła je na
Hermionę. Uśmiechnęła się i w kilku susach pokonała odległość, jaka je
dzieliła.
- Nie pytam, czy wszystko w porządku, bo widzę, że nie –
powiedziała. – Ale cholera, dlaczego my wcześniej nie zawiadomiliśmy
profesorów?
Hermiona parsknęła śmiechem i wzruszyła ramionami. Zdecydowanie
uwielbiała racjonalne podejście do życia swojej przyjaciółki.
- Nie mam bladego pojęcia – powiedziała. – Chyba po prostu
wszyscy za bardzo byliśmy zajęci tym, żeby jej pomóc.
Ginny westchnęła potakująco i opowiedziała przyjaciółce,
dlaczego właściwie się tu znalazła. Nie pominęła nawet listu, który otrzymał
Blaise.
- Nie wiem, co w nim było – ściszyła głos. – Ale Zabini
nieźle się wystraszył.
Hermiona w odwecie podzieliła się z Ginny przypuszczeniami,
że w szkole działa zorganizowana grupa przestępcza (Tak, dokładnie tak to
nazwała. Nasza perfekcyjna Hermiona i jej ambitne słownictwo.) do której może
należeć Malfoy.
- To musiała być pomyłka – zaprzeczyła Ginny. – Malfoy w
życiu nie skrzywdziłby Ellie.
- Właśnie wiem – westchnęła Hermiona. – I właśnie dlatego
nic nie rozumiem. W szkole mamy dwa takie gangi, czy co?
- To mało prawdopodobne. Moim zdaniem mamy tu do czynienia
tylko z jednymi typkami, ale za to sprytnymi. I niebezpiecznymi.
Hermiona westchnęła i pokręciła głową.
- Nie gadajmy o tym w takim położeniu. Jest trochę…
strasznie.
- Masz rację – zgodziła się Ginny. - Lepiej się ruszmy.
***
Piętnaście minut później towarzystwo jako tako się ogarnęło.
Harry, Draco, Samuel i Blaise umówili się na spotkanie następnego dnia, by
omówić wszystkie niepokojące zagrania Nata i Mike’a. A tymczasem nie pozostało
im nic innego, jak tylko ruszyć naprzód, do Hogwartu. Hermiona objęła ramionami
Harry’ego i Ginny i z ich pomocą udało jej się wstać. Blaise wziął Ellie w
ramiona, ignorując komentarz Draco, że
przecież można ją przenieść zaklęciem.
- Musimy się pospieszyć – Hermiona szczerze się ucieszyła,
że wraz z przyjaciółmi może poruszać się w miarę sprawnie, choć o zawrotnym
tempie mowy nie było. – Mam całą masę zaległości w nauce!
Ginny wywróciła oczami i spojrzała znacząco na Harry’ego.
- Odpisz ode mnie – zaproponował chłopak.
- Ja? Od ciebie? – zdziwiła się Hermiona.
- Zabrzmiało absurdalnie – przyznała Ginny, a Harry zmroził
ją wzrokiem. Odpowiedziała mu błyskotliwym uśmiechem. Hermiona wywróciła oczami
z politowaniem.
- Dotychczas kłótnie nie były waszą domeną – zauważyła błyskotliwie.
- Wciąż nie są – odparł Harry.
- Jak to nie? – zdziwiła się Ginny.
- Cicho! – zawołał Blaise, zatrzymując się nagle. – Słyszę coś!
Zamarli w pół kroku, niepewni co robić – chować się czy też
może biec. Nie musieli jednak odpowiadać na to pytanie – zza krzaków wyskoczyła
bowiem profesor McGonagall we własnej osobie i próbując nabrać oddech, powiedziała
oskarżycielsko, ale z wyraźną ulgą:
- Przysięgam na Hogwart, że jeśli jeszcze raz zrobicie mi
taki numer, każdy z was będzie miał tyle zadań domowych z transmutacji, że do
końca życie nie zdąży mi ich oddać!
___________________________
I tą oto groźną groźbą kończymy rozdział dwunasty. Od biedy można się w nim doszukać trochę dramione, powinniście więc być zachwyceni *ekhem, to była sugestia, ekhem* Komentujcie ile pragniecie *hm, w sumie to też była sugestia* wyżyjcie się.
Na pierwszego września zaplanowałam kolejny post, będą to bowiem pierwsze urodziny bloga. Z rozdziałem do tego czasu się nie wyrobię, ale na małą miniaturkę możecie liczyć :)
No, to dajcie znać jak Wam się podoba (lub nie) rozdział <3
___________
Rozdział 12
Ilość stron: 15
Ilość słów: 6025
Pierfsza!
OdpowiedzUsuńTu będzie komentarz :3
Zgredzio :*
Srebro! Hahah <333.
OdpowiedzUsuńKomentarz się pisze ;>
Abigail, Abigail... Nadrobię u ciebie wszystko, każdy rozdział. Strzeż się, strzeż się :3
UsuńTyle akcji, tyle tekstu, tyle przyjemnosci, kocham kocham, jest super, rozdział genialny, przeżywałam wszystko razem z bohaterami, tak mnie to wciągnęło :D chcę więcej! ale tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńVanillia :*
dramione-sila-przeznaczenia.blogspot.com
Nominowałam cię do Liebster Award!
OdpowiedzUsuńWięcej u mnie - www.draco-and-diana.blogspot.com :)
@Zgredziu- powiało grozą *_*. Nie straż dzieci, moja droga… teraz nie zasnę z obawy przed twoim pociskiem komentarzowym, hahah <333.
OdpowiedzUsuńOKEJ, wybacz kochana Lumossy, nie chciałam odpowiadać w osobnym komentarzu, żeby ci nie zaśmiecać bloga, ale… teraz jestem cała Twoja (jak to zabrzmiało o_O), newamajnd, przejdę już do mojego spóźnionego, srebrnego koma:
Ta… srebro. Srebrna medalistka ma prawo trochę się spóźnić z komentarzem, nie? Jasne, że ma. prawo. Ale nie powinna. Tak, wiem… i dlatego – spuszczam głowę. Wiesz, kochana ma droga Lumossy, może i bym się nie spóźniła, ale niestety (tak, jak zwykle odgrzałam w mikrofalówce moje bezcenne, słynne usprawiedliwienia, których nigdy nikt nie kupuje! Mam ich więcej, naprawdę… mam ich tyle, że mogłabym otworzyć sklep, czy raczej outlet. Wiecie… ODGRZEWANE USPRAWIEDLIWIENIA NA KAŻDĄ OKACJĘ. GWARANCJA JAKOŚCI I TEGO, ŻE NIKT W NIE UWIERZY. Zarobiłabym miliony, wjem. To mogę właśnie napisać w tym bzdurnym wypracowaniu na polskim [naprawdę, PIERWSZY DZIEŃ i już mi dowalili… tyraństwo i chamstwo w państwie] o naszym planach na przyszłość: CHCĘ ZAŁOŻYĆ OUTLET ODGRZEWANYCH USPRAWIEDLIWIEŃ. Oryginalność. Polonistka prosiła, żeby było oryginalnie. Tak… chyba tak zrobię) nie mogłam się tego podjąć, bo gdyż:
a) Szkoła zabija mój potencjał i nie mogę pobić rekordu Guinessa w najbardziej bzdurnym i odbiegającym od tematu komentarzu na Bloggerze,
b) [miejsce na naprawdę oryginalne i naprawdę odgrzewane usprawiedliwienie, które wyleciało mi z głowy przez to, że mam białe plamy na mózgu od komputera i od tego, że rozpisałam się o moim kiosku odgrzewanych usprawiedliwień i przez to, że koleżanka do mnie zadzwoniła, jak zwykle z głupotą: „hej, mam kupić żółty czy niebieski Oxford na chemię? Który jest brzydszy?”, yyy… no nie wiem, nie widziałam go! Czy oni nie rozumieją tego, że jestem jak większość społeczeństwa wzrokowcem i nie potrafię jedynie kolorem powiedzieć, który jest brzydszy? Gdyby chociaż jako tako mi je opisała, że na przykład kobaltowy i kanarkowy czy w kolorze opakowania tych orzeszków, których marki nie pamiętam i banana sprowadzanego z Chile. Czy choćby antonówki. Mój tata twierdzi, że antonówki są żółte, chociaż ja widzę tam zieleń. Ech… daltonizm mojego taty jest coraz bardziej rażący. O czym ja… DYGRESJE, ech ZNOWU. Przepraszam. Koniec z tym!] Aha, i pisząc o jabłkach przypomniałam sobie moje odgrzewane usprawiedliwienie – byłam zbyt zajęta rozmawianiem z przedstawicielem CNN, który chciał wykupić ode mnie cały sezon KąCIku jaRaniA siĘ z BoSkiEgo BleJziEgO .
Okej, wybaczone? Mam nadzieję, bo już piszę stronę Worda o niczym, a tutaj mam przed sobą cały rozdział, a za sobą przysięgę, że nie będę odbiegać od tematu (dam radę? *pyta widowni* NIEEEE).
Ja naprawdę świruję, nie? Ta… to wina szkoły. Przepraszam. ZNOWU.
Wiesz, co? Wgl według mnie ten rozdział to rozczarowanie (ostro zabrzmiało, nie? Czytaj dalej, bo wcale nie chodzi mi o to, o czym myślisz, a przynajmniej ja myślę, że myślisz) – bo jest za krótki. Serio. Dowartościowywałaś mnie dotychczas, wiesz? Zawsze, kiedy patrzałam na swoje rozdziały, a głosik w mojej głowie gadał: „za długi. Nikomu nie będzie chciało się tego czytać”, to usprawiedliwiałam się: „Lumossy też zawsze pisze długie rozdziały i to wcale nie umniejsza ich jakości”. Kij z tym, że Ty umiesz zainteresować czytelnika, a ja nie, i kij z tym, że Ty masz szósty zmysł, który mówi ci: DOŚĆ, jest to idealna długość, a ja nie. Bo ty naprawdę piszesz rozdziały w sam raz. Ni to za długie, ni za krótkie. Takie akurat. NAPRAWDĘ. No, oprócz tego. Ten jest za krótki. I taki dobry. Serio – jak coś ma tak wysoki poziom, jak ten rozdział, to powinien trwać i trwać, a ja się rozsiadłam z komórką, gotowa czytać i czytać, i czytać, a tu nagle… przewijam raz, drugi, dwunasty… KONIEC. Rozumiesz jakie to było rozczarowanie? Tak. Właśnie. O taki typ rozczarowania mi chodzi. O pozytywny.
Dobra, może walnę jeden z zamówionych przez CNN (oglądajcie! Nie wiem, o której puszczają, ale puszczają NAPRAWDĘ) odcinków KąCIku jaRaniA siĘ z BoSkiEgo BleJziEgO , żeby w ten sposób zakończyć ten niepoukładany komentarz obracający się wokół mojej osoby, a nie – jak należy – wokół tego boskiego rozdziału:
Usuń*ramówka*
A: W dzisiejszym niezwykle KRÓTKIM rozdziale boskiego opowiadania Lumossy, niestety nie było wiele Blejziego
*nagrane płacze*
A: Taa… ja również jestem w otchłani rozpaczy. Wjesz co, Lumossy? Musisz koniecznie napsiać kiedyś rozdział , kiedy nie dzieje się nic, tylko Blejzi bierze przez 393459343443823235449325623443282432 stron prysznic. Gwarantuje, będzie rekord oglądalności (tego czegoś w statystykach, gdzie są najpopularniejsze posty). GWARANTUJE.
*nagrane pomruki aprobaty*
A: Dlatego w dzisiejszym odcinku pogadamy tylko o tym, że Blejzi mając wszystko w dupie, wziął Ellie w ramiona i zaprowadził ją do zamu.
*nagrane ochy i achy*
A: Aha, i pohejtujemy Gabrielle za to, że czyta jego prywatną korespondencję. A jeśli byłby to list ODE MNIE, Gabrielle? Co jeśli byłby to następny poemat? CO WTEDY? Hę? Hę?
*HĘ*
A: Właśnie. WSTYDŹ SIĘ. Co z tego, że to pomogło Ellie. To łamało prawa człowieka czy coś, a jeśli nie szanujesz praw Blejziego to licz się z tym, że ja i cały fanteam Blejziego z całego świata chwycimy za broń (pewnie za patelnie i kije bejsbolowe, takie jak miał Kol, kiedy uderzył Damona w szczękę w 3x19… KOL… KOL… KOL… nie wierzę, że go zabili. Od tego czasu TVD podupada). I właśnie w ten sposób, będzie to wyglądać:
Damon – Gabrielle,
Kol – ja i cała oglądalność KąCIka jaRaniA siĘ z BoSkiEgo BleJziEgO .
Jeremy – Nadine, która wróciła z kakao i małe zdziwko, co tu się wyprawia.
http://media.tumblr.com/74b80c7be0916eab6fbec4588b34e192/tumblr_inline_mh8fuuo1FR1qz4rgp.gif
*z tą groźbą kończymy odcinek*
Okej, teraz naprawdę przechodzimy do spraw istotnych, bo obawiam się, że wzmianki o VD, i o Kolu (wybacz, kochana, ale to jest moja największa miłość po:
Usuńa) Gollumie z Władców Pierścieni ,
b) Jamesie ,
c) Syrim ,
d) Blejzim ,
e) Dracze .
Kol. Kol. Kol. Kol. Kol.
Już mi lepiej. Dowaliłam Gabrielle, sprawiedliwości stała się zadość, okej. Idziemy dalej.
W tym rozdziale widać jak bardzo relacja Dracze z Hermioną muf on. Wybacz mi te nawiązania do angielskiego, ale moja nowa wychowaczyni (właśnie, ktoś też zmienił otoczenie? Ja osobiście zmieniłam szkołę na prywatkę) jest anglistką i gada z nami tylko po angielsku na GW, a to… trochę dziwne. Ale dobra. Mowa o tym dotykaniu się o próbach bycia przyjaznym… o tym, że Hermiona dostrzegła jak bardzo Dracze zależy na Ellie. No słit. A Dracze w dziejsieszym rozdziale… soł, soł, soł hot. Najpierw popisał się swoją męską orientacją w terenie:
[FRAGMENT LUMOSSY, WSZELKIE PRAWA ZABRONIONE kopirajt coś tam coś reserved]
- No chodź, Granger. Idziemy prosto.
- Dlaczego nie w prawo?
- Bo idąc w prawo szybko trafimy do Hogwartu. Wątpię, żeby ktoś zabierał Ellie bliżej szkoły. Pewnie wywlekli ją głębiej w las – wyjaśnił.
[KONIEC]
No widzisz, Hermiono? Uwierzyłabyś? No wiesz, ja osobiście tak, bo każdy na tej planecie ma większą orientację w terenie niż ja. Ja nawet zgubiłam się raz na swoim własnym podwórku. Druga rzecz świadcząca o atrakcyjności Draco:
Ta cała obrona Hermy przed wilkami. Ucierpiało jego ramię i nawet o tym nie wspomniał. Czyż to nie jest prawdziwy mężczyzna? Jest. Jeśli Hermi go nie chce, i jeśli Blejzi mnie też nie chce, to ja go sobie bez łaski chętnie przywłaszczę. On nas i moją nową wychowaczynię nauczy angielskiego na GW hehe.
Następne iszu:
Draco ratował życia osobom więzionym u niego w Malfoy MAnor i teraz jest mistrzem pierwszej pomocy. Powinnam odesłać moją koleżankę, która przechodzi do tej samej prywatnej szkoły co ja, bo nie dostała się do jedynki na profil ratowniczy, do niego. On by ją wtajemniczył w ten fach. Ratowników. Kurde, ja bym też tak chciała! Zwłaszcza mieć z nim korepetycje z usta-usta *porusza sugestywnie brwiami*. Haha…
Poza tym Draco przez cały rozdizął był taki tajemniczy i zaborczy, i szarmancki, i wgl sam seks, że… ri;eroetfuoefvuiewfuofefuduuef.
Lepiej mi. Blaise. Blaise. Blaise. Blaise. Kol.
UsuńLepiej mi.
O btw Blaise’ a - czy jarałam się już tym, że Blejzi chciał dać Ellie swoją kurtkę? Nie? Dobrze, że sobie przypomniałam, bo bez tego komentarz byłby nieważny, musiałabym napisać nowy, a to oznacza kolejną epopeję zaliczaną już prawdopodobnie do spamu. Bo ja jestem mega spammerem. Kiedyś z dziewczynami z forum o PLL nawet utworzyłyśmy tercet The Spammers i jestem przyzwyczajona/doświadczona w pisaniu od rzeczy. I dlatego dobrze, że sobie przypomniałam. Aha – jaranie się. No tak. Gdyby Blejzi dał mi kiedyś swoją kurtkę to prawdopodobnie ukradkiem bym ją mu gwizdnęła, wepchała do antyramy (tej, którą trzymam, żeby zawiesić Cherubinki Michała Anioła, który kupiłam jakieś 2o5235533243 lat temu. Wjem, stara jestem. A wciąż uczennica huhu… ile razy ja oblałam? Nie chcę mi się nawet liczyć. Matma dopiero w piątek), zawiesiła nad łóżkiem i zakleiła magiczną, nieodklejającą się taśmą klejącą, żeby w razie gdyby Blejzi chciałby mi ją odebrać (do czego by – of kors – nie doszło), nie mógłby jej wyciągnąć, przez tę dziurę, żeby coś do antyramy wepchnąć. Plan doskonały. Ellie zrobi tak samo. Wiem to.
Nawet Ginny była dzisiaj do zdzierżenia! To kolejny rozdział, kiedy trzyma poziom (żeby nie napisać KLASĘ *wzdyga się*). Szarżujemy, hę, Ginny? Weź się lepiej uspokój, bo jeszcze cię polubię, a wtedy możemy spokojnie powiedzieć, że kalendarz Majów się sprawdził i naprawdę będzie koniec świata, tylko w 2014. I 2 września. Ach, i te wygłupy w przebieralni… Skąd ja to znam? *śmieje się szatańsko*
O Gabrielle i jej braku szacunku do praw człowieka już pisalam. I zorganizowałam napad na nią z kolem i jego kijem bejsbolowym. Taa… wybacz, ale mam ciężkie i mokre dni, i jestem emocjonalna. Bardzo.
Aha, i ten rozdział trzymał też humorystycznie wysoki poziom. Mój fejwryt moment:
[FRAGMENT BY LOMOSSY. ALL RIGHTS RESERVED]
- Nie. Przypominasz kaloryfer.
- Taki szczupły?
- Taki pofałdowany.
[KONIEC]
Buhahahhahahahahhahahahahhahahahahahahahhahahahahahahhahaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaahhhhhhhhhhhhhhhhaaaaaaaaaaaaaaaahhhhhhhhhhhhhhhhaaaaaaaa.
UsuńKol.
Blejzi.
Dracze.
Lepiej mi. Teraz serio.
Poza tym, na plus dzisiaj jak zwykle pomocni Neville i Luna i ich pomysł ze światełkami (wgl podziwiam ich wszystkich, mi by się już po dwóch sekundach pokićkało kiedy jaki kolor… jestem strasznie zakręconą osobą). Aha, i McGonagall i jej pocisk na koniec rozdziału.
;ggpoegfyyoewgffhhgfupgy8ef40pqehogrfyyyyyyyys.
Klawiatura mi się popsuje jeśli dalej będę pisać komentarze dla cb. Na pewno.
Rozdizął się podoba! Aha, i życzę Twojemu blogowi wszystkiego najlepszego. Zdrowia, szczęścia i pomyślności. I dużo pieniędzy. I wszystkich ciuchów, jakich sobie wymarzysz. I 95345327232356634874 lat i 63458324512425432 razy więcej rozdziałów.
A kto z nami nie wyyyyypijeee niech pod stołem zaśnie.
Okej, papa :* Muszę isć komentować dalej… i dalej robić z siebie debila w Internetach. AHA! I to wypracowanie! Widzicie? Pierwszy dzięń w szkole, a ja już zapominam o zadaniu domowym…. Boże, boje się siebie. Wgl twój blog od mojego jest straszy o jedenaście dni… wiem, mam smarkacza xD.
Papappapa :*
Weeeny :*
Genialny rozdział :) końcówka najlepsza XD
OdpowiedzUsuń