czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 8 - Związek Ochrony Uciśnionych

"Look at all the hate they keep on showin
I don’t wanna see that
Look at all the stones they keep on throwin
I don’t wanna feel that"


Hermiona zamrugała leniwie powiekami. Obraz przed jej oczami był zamazany i dziwnie odległy. Ziewnęła przeciągle, podniosła głowę z poduszki i zmusiła się do podniesienia się do pozycji siedzącej.
Momentalnie wrzasnęła ze zgrozy i zasłoniła sobie usta ręką, gdy zorientowała się, że wcale nie jest w swoim przytulnym pokoju we wspólnym mieszkaniu prefektów naczelnych i wcale nie leży na miękkiej poduszce, przykryta ciepłą kołdrą. Posłaniem okazała się noga długowłosej blondynki, a sypialnią, o zgrozo, Wielka Sala, przepełniona uczniami i profesorami, przybyłymi na śniadanie. Szybko zarejestrowała również, że po przeciwnej stronie śpią sobie w najlepsze dwaj Ślizgoni, ona zaś siedzi wraz z Ellie przy stole należącym do Slytherinu, a cała społeczność Hogwartu wbija w nich zaciekawione spojrzenie. Otworzyła usta w niemym przerażeniu i szturchnęła brutalnie swą towarzyszkę.
- Spadaj tato, jest niedziela – usłyszała w odpowiedzi, więc wbiła jej łokieć między żebra. – Ał. Daj się człowiekowi wyspać – niezadowolona blondynka podniosła leniwie głowę z talerza. – Hermiona? To ty? A gdzie…
Gryfonka posłała jej dramatyczne spojrzenie, więc Ellie zmusiła swój mózg do działania i obejrzała się za siebie.
- O cholera – szepnęła, otwierając szeroko oczy ze zdumienia. – Czy my…?

- Tak – Hermiona starała się na szybko poprawić rozczochraną fryzurę, po czym jej spojrzenie padło na Ellie, a raczej jej ubiór i aż z przerażenia otworzyła usta.
Zdezorientowana przyjaciółka powiodła za jej wzrokiem i znieruchomiała. Po chwili podniosła spojrzenie na Hermionę, a jej twarz wyrażała autentyczną panikę.
- Czy ja…? – zawiesiła głos, bojąc się dokończyć pytanie.
- Tak – potwierdziła ze współczuciem Hermiona i kontrolnie omiotła spojrzeniem własny ubiór i zmartwiała, zdając sobie sprawę, że wygląda równie osobliwie i kompromitująco jak przyjaciółka.
Popatrzyły na siebie, spanikowane, a po chwili ich wzrok powędrował w stronę śpiących naprzeciwko Ślizgonów. Blaise spał z otwartymi ustami, opierając głowę na pustym kubku od herbaty, a Draco leżał na jego ramieniu, blady i z podkrążonymi oczami. Ich ubrania były wymięte i założone tak samo chaotycznie i nieszczęśliwie, jak u dziewcząt.
- Stara… - jęknęła Ellie, chwytając się za czoło. – Co myśmy robiły w nocy?
- Mam lepsze pytanie – Hermiona patrzyła z przerażeniem na chrapiącego Zabiniego. – Co myśmy robiły z nimi? Przy stole Slytherinu?
- Chodźmy stąd – zaproponowała natychmiast Ellie, próbując się podnieść.
- Teraz? – zagasiła ją natychmiast Hermiona. – Zgłupiałaś? Mamy tak przejść przez całą Wielką Salę?
Krukonka opadła spowrotem na ławkę i jęknęła cicho.
- To czekamy, aż sobie pójdą? – zapytała, drapiąc się w głowę.
- I tak już mamy przechlapane – podsumowała trafnie Hermiona, wpatrując się w podłogę i wyłamując sobie palce.
- Łeb mi pęka – powiedziała blondynka, patrząc z obrzydzeniem na jedzenie, leżące na stole. – Chyba mam kaca.
Hermiona już chciała mruknąć coś w stylu: „Taa…” ale przerwał jej odgłos donośnego ziewania i charakterystycznego mlaśnięca ustami i po chwili wzrok zaspanego Blaise’a Zabiniego spoczął na jej skromnej osobie. Spojrzał na nią zdumiony i podniósł głowę, a na jego brodzie pojawił się czerwony odcisk, spowodowany przez kubek, na którym ów Ślizgon uciął sobie przyjemną drzemkę. Hermiona zacisnęła usta i poruszyła trzy razy gałkami ocznymi w lewo, dając mu do zrozumienia, że ma tam spojrzeć. Uczynił to posłusznie i rozszerzył oczy w przerażeniu, wzdrygając się niekontrolowanie, tym samym zrzucając ze swojego ramienia śpiącego przyjaciela.
- Co jest? – zdenerwował się od razu blondyn, którego głowa niebezpiecznie poleciała w dół, niezdatna do utrzymania pionu. – Osz ty – jęknął, rozmasowując sobie kark i podniósł wzrok. – Przesadziłeś, Diable.
- Tym razem to nie ja – oburzył się Blaise.
- Jasne. Może sam sobie dosypałem coś do ognistej? – zapytał ironicznie Draco, przejeżdżając dłonią po włosach.
- Nikt nic ci nie dosypał do whisky, Smoczku – wytłumaczył mu cierpliwie Zabini, rozglądając się dyskretnie. Niestety tylko utwierdził się w przekonaniu, że Wielka Sala podgląda ich ciekawie, a pozostali Ślizgoni odsunęli się na drugi skraj stołu, najwyraźniej obawiając się o zdrowie psychiczne dwóch uczniów ze swojego domu.
- No jasne, no bo przecież to, że spałem przy stole Slytherinu, obok siedzi Granger z Ellie, ty masz czerwone kółko na brodzie, Ślizgoni zamiast pędzić po mój autograf, uciekają, a zarówno ty, jak i Granger i Ellie jesteście ubrani w stroje żywcem wyjęte z tych durnych mugolskich magazynów, które nazywają modą, to zupełna norma. Dzień jak co dzień.
Ellie oparła łokcie na stole i pochyliła się nad kuzynem z groźną miną.
- Spójrz na siebie – poradziła ze sztuczną uprzejmością, niemal zgrzytając zębami.
Zmarszczył brwi i posłał Blaise’owi pytające spojrzenie. Ten tylko pokiwał głową, więc blondyn obrzucił swoje ciało kontrolnym spojrzeniem i natychmiast wykrzywił twarz w niedowierzaniu i przerażeniu.
- Wy widzicie to, co ja? – zapytał zaniepokojony.
- Tak – potwierdzili jednocześnie Ellie i Blaise. Hermiona natomiast postanowiła, że będzie ignorować Ślizgona.
- Cholera. Czyli to nie prochy – stwierdził gorzko Draco, chowając twarz w dłoniach.
- Zaraz sobie pójdą – pocieszył go Blaise, mając na myśli oczywiście społeczność Hogwartu. – Chyba większość śniadania przespaliśmy.
Malfoy odjął dłonie od twarzy i spojrzał na przyjaciela ze złością.
- Super – warknął gorzko.
Tak, jak zauważył słusznie Zabini, uczniowie szybko się rozeszli, pozostawiając na stole brudne talerze, puste półmiski i  czwórkę całkowicie rozbitych, zmęczonych, zaspanych i nieprzytomnych siedmiorocznych.
Ellie popatrzyła na kuzyna i Blaise’a, zajętych kłótnią o to, który z nich jest winien całej sytuacji i szepnęła przyjaciółce:
- Chodźmy. Poprośmy Stworka o coś do jedzenia i jedźmy już… Chcę to mieć za sobą.
- Dobrze – odpowiedziała również szeptem Hermiona, po czym obie dyskretnie wstały i wyszły z Wielkiej Sali.
***
Ginny wchodziła właśnie na śniadanie, nieszczęśliwa, że przez zbyt długie spanie zostało jej jedynie dwadzieścia minut na konsumpcję. Zdała sobie sprawę z tego, że może już nie złapać Hermiony, ale z perspektywy czasu nie była pewna, czy powinna powiedzieć przyjaciółce o wszystkich obawach, uczuciach i emocjach zrodzonych przez pewnego Gryfona, który ostatnio zdecydowanie za dużo czasu spędzał z pewną Gryfonką.
- Ginny! – zawołał Harry, gdy przekroczyła próg Wielkiej Sali, więc posłusznie zatrzymała się i spojrzała na niego przez ramię.
- Co? – zapytała, gdy dobiegł do niej, starając się, by zabrzmiało to wesoło i aż się zdziwiła, że potrafi tak świetnie udawać.
- Wczoraj… - zaczął niepewnie, poprawiając osuwające się na czubek nosa okulary.
Ginny zamarła w pół kroku, przełykając nerwowo ślinę, a Harry kontynuował:
- Byłaś wieczorem w pokoju wspólnym… - zatrzymał się naprzeciw niej. Stała tyłem do większości Wielkiej Sali, wyłączając stół Slytherinu, na który miała idealny widok.
- Byłam – potwierdziła zrezygnowana, unikając go spojrzeniem i z konieczności skacząc wzrokiem po Ślizgonach.
- Pójdziesz dziś ze mną polatać? – zapytał, zmieniając temat i Ginny odważyła się na niego popatrzeć. Był zagubiony, niepewny i zdezorientowany. Jak ona.
- Jasne – uśmiechnęła się szeroko.
- Potem chcę zrobić trening – dodał, oddając uśmiech, a w oczach zabłysły mu iskry. – I potrzebuję twojej pomocy.
- Nowa strategia? – zapytała, zakładając za ucho kosmyk, który nieprzerwanie wpadał jej do oczu.
- Chcę wygrać ten pierwszy mecz – wzruszył ramionami i włożył ręce do kieszeni.
- A z kim gramy? – chciała wiedzieć, przekrzywiając głowę i marszcząc brwi.
- Z Puchonami.
- Mają teraz niezłego szukającego – zauważyła Ginny. – Wcale nie będzie łatwo.
Harry obdarzył ją najpiękniejszym ze swoich uśmiechów, od których niegdyś miękło jej serce. Kiedy przestało…?
- Uwielbiam z tobą rozmawiać o quidditchu – powiedział. – Traktujesz wszystkie drużyny na równi. Gdybym powiedział Ronowi, że gramy z Hufflepuffem, pewnie stwierdziłby, że wygraną mamy w kieszeni.
- Trzeba doceniać przeciwnika – wzruszyła ramionami Ginny i wtedy zarejestrowała dziwny ruch przy stole Slytherinu. Zmrużyła oczy i w absolutnym przerażeniu rozpoznała Hermionę.
Wyglądała dość osobliwie, ale była zbyt daleko, by można było dokładnie sprecyzować, na czym konkretnie owa osobliwość polegała. Nie mniej jednak Hermiona Granger bez dwóch zdań miała za sobą ciężką noc.
Ginny była bowiem pewna, że jej przyjaciółka nigdy, przenigdy, nie usiadłaby przy stole Slytherinu z własnej woli, a już na pewno nie naprzeciw swojego wieloletniego prześladowcy, pewnego chamskiego, narcystycznego i zadufanego w sobie Ślizgona.
- Harry – jęknęła słabo i chwyciła się za czoło.
- Co się stało? – przestraszył się chłopak. – Źle się czujesz?
- Nie… – pokręciła głową i machnęła ręką w bliżej nieokreślonym geście. – Hermiona…
- Co z nią? – zaniepokoił się Harry.
- Nic – Ginny pokręciła głową, przerażona i zamknęła oczy. – Siedzi.
- Co? – Harry przyglądał się jej jak okazowi, który uciekł z mugolskiego zoo i hasał właśnie po ulicach Londynu przebrany za babcię Neville’a. – W sensie je śniadanie?
- Nie…
- To co robi? – zapytał Harry, zbity z tropu i lekko zirytowany.
- Mam zwidy – powiedziała nagle Ginny, pacnęła się w czoło i zamknęła oczy. – Po prostu mam zwidy. To z niewyspania. Tak.
- Odprowadzić cię do dormitorium? – zapytał Harry troskliwie.
- Nie, poradzę sobie – zapewniła go Ginny, jak przystało na kobietę silną i niezależną. – Zjedz śniadanie.
- Zajdziemy do kuchni, a Stworek nam przyniesie co nieco do pokoju wspólnego – wzruszył ramionami Harry, a ponieważ była głodna i miała ochotę jeszcze z nim pogawędzić, po chwili oboje powolnym krokiem skierowali się do wieży Gryffindoru, zahaczając po drodze o Bibliotekę i zatrzymując się co jakiś czas, by z kimś porozmawiać. W ferworze toczących się rozmów o quidditchu, pogodzie, pierwszorocznych, prefektach, Slughornie, McGonagall i Magicznych Dowcipach Wesleyów, nie zauważyli dwóch dziewczyn, przemykających szybko korytarzem. Blondwłosa Krukonka i prefekt naczelna Hogwartu w swoich osobliwych strojach zmierzały właśnie do kuchni i starały się wtopić w ściany, by uniknąć ciekawskich spojrzeń.
***
- Jakim cudem udało ci się załatwić z McGonagall teleportację przez kominek? – zapytała z niezrozumieniem Ellie, otrzepując się z sadzy.
- Nie prosiłam jej o pozwolenie – mruknęła Hermiona, wzruszając ramionami. Na widok zdezorientowanego spojrzenia przyjaciółki, przewróciła oczyma i dodała: - Złamałam zaklęcie zabezpieczające. W salonie prefektów jest znacznie słabsze, niż w zwykłych pokojach wspólnych.
- Wszystko jasne – uśmiechnęła się Ellie. – A gdzie jesteśmy właściwie? – spytała, rozglądając się po gustownie urządzonym salonie.
Przed kominkiem stała kremowa sofa, a przed nią leżał duży, kremowy i miękki dywan, na którym właśnie stały. Gdy Ellie spojrzała w prawo, ujrzała schody, pod którymi właściciele domu trzymali w równych, gustownych półeczkach płyty z muzyką i filmami. Nieopodal stała natomiast wieża, a obok kominka i telewizor. Zapewne mieszkali tu mugole. Cały dom utrzymany był w ciepłych, gustownych, nierzucających się w oczy barwach. Po ich lewej stronie znajdowała się wykonana z ciemnego drewna komoda. Ellie dojrzała na niej zdjęcia przedstawiające dwójkę dorosłych ludzi w różnych sytuacjach, gdy jednak bliżej się przyjrzała, odkryła, że czegoś na nich brakuje. Zupełnie, jakby ktoś wymazał jakąś postać z fotografii. Otworzyła szeroko oczy, przerzuciła spojrzenie na wyraźnie zasmuconą Hermionę i już wszystko wiedziała.
- Znajdziesz ich – szepnęła, podchodząc do przyjaciółki i przytulając ją mocno.
- Tęsknię za nimi. Cholernie za nimi tęsknię – Hermiona zacisnęła ręce na materiale jej bluzy, oddając uścisk.
- Wakacje będą za mniej, niż ci się wydaje – powiedziała Ellie, odsuwając się od Hermiony i uśmiechając się pokrzepiająco. – A wtedy pojadę razem z tobą. Razem ich znajdziemy.
Hermiona oddała uśmiech. Nie musiała nic mówić. Ellie doskonale wiedziała, jak ważna była dla niej jej propozycja.
- Chodź – zaproponowała Gryfonka. – Pokażę ci mój pokój i to z niego się teleportujemy.
***
- Cholera, Zabini! – zawołał Draco, dobijając się do łazienki. Nie był w najlepszym nastroju. – Wyłaź! To moja łazienka!
- Nie twoja, tylko wszystkich prefektów! – odkrzyknął Blaise, a Draco ze zgrozą dosłyszał zza zamkniętych drzwi dźwięk swojej, co tu dużo gadać - mugolskiej maszynki do golenia. – To moje, idioto! Nie ruszaj!
- Ale z ciebie kumpel – mruknął zniesmaczony Blaise i otworzył wreszcie drzwi.
- Takie teksty nigdy mnie nie ruszały – powiedział Draco, unosząc brew pogardliwie. – Powinieneś o tym wiedzieć.
Blaise przytaknął leniwie głową i wskoczył z rozmachem na sofę.
- O stary… - uśmiechnął się z rozmarzeniem. – Taka chata to raj!
- Mogłeś tu mieszkać – wytknął mu Draco, zamykając drzwi od łazienki i po chwili zapadając się w wygodny fotel, stojący obok kanapy.
- Za jaką cenę? – oburzył się Zabini. – W życiu bym się nie dał wrobić w naczelnego!
- No to teraz mieszkaj sobie stary w swojej ślizgońskiej klitce – Malfoy uśmiechnął się wrednie. – Chyba nie jest ci tam tak źle? Całe dormitorium dla ciebie…
- Na początku było fajnie, ale mi się znudziło – westchnął teatralnie Zabini, wpatrując się w sufit. – Jestem bardzo społeczną osobą, Draco.
- Aż za – mruknął Malfoy.
- Właśnie, a gdzie Ellie i Hermiona? – zaciekawił się Blaise, przerzucając spojrzenie na przyjaciela.
- Co cię Granger obchodzi? – wkurzył się od razu Draco.
- Lubię ją przecież – wzruszył ramionami Zabini. – Jest naprawdę spoko. Mógłbyś się z nią pogodzić.
- Zamknij się, Diable – poradził przyjacielowi Malfoy, rzucając mu jedno ze swych słynnych mroźnych spojrzeń.
- No to chociaż przestań ją obrażać – Blaise spoważniał i popatrzył na Draco z dziwnym, jakby smutnym, wyrazem twarzy. – Ona nie zasługuje na takie poniżenie, Smoku.
- Jest szlamą! – warknął Draco.
- Szlamą… - powtórzył Blaise i pokręcił głową. – Nie, Draco. Ona jest młodą, piękną, utalentowaną czarownicą.
- Nazywasz ją czarownicą? – Malfoy prychnął z pogardą. – Nie jest godna. To zwykły mugol, obdarzony jakąś tam mocą magiczną.
- Jest najzdolniejszą czarownicą… - zaczął spokojnie Blaise, ale jego źrenice niebezpiecznie się zwęziły.
- … od czasów Roweny Ravenclaw – dokończył Malfoy, wywracając oczami. – Proszę cię, po prostu wykuła zaklęcia.
- Nie mam zamiaru się z tobą kłócić, Draco – powiedział Zabini, wstając. – Ale powiem ci jedno – dodał, kierując się w stronę drzwi. – Stajesz się coraz bardziej podobny do ojca. Zastanów się, co robisz – nacisnął klamkę i popchnął drzwi. Zatrzymał się jednak na progu i nie odwracając mruknął ledwie dosłyszalnie - Tak długo się przed tym broniłeś, Draco. Brzydziłeś się tym. A teraz robisz dokładnie to samo?
I wyszedł, zostawiając przyjaciela w stanie całkowitego zdezorientowania. Słowa Zabiniego zaparły mu dech w piersiach. Przed oczami przeleciały mu wszystkie chwile, kiedy obiecywał sobie, że nigdy nie będzie jak ojciec, w tle słysząc jego wrzaski i płacz matki, bądź innych przypadkowych ofiar.
Westchnął, odzyskując oddech, pokręcił głową, a jego serce ponownie pompowało krew w prawidłowym rytmie.
Przecież to, co on robi, jest zupełnie inne, od postępowania Lucjusza.
Wierzył w to.
Ale już dawno się przekonał, że to, w co zwykle wierzy, okazuje się bezsensowne.
***
Wylądowały na wąskiej, stromej ścieżce, prowadzącej do cmentarzyska na szczycie skalistego wzgórza. Miejsce wydawało się Hermionie niezwykle ponure i przerażające, ale przecież jak miałoby wyglądać miejsce pochówku Bellatrix Lestrange?  
Gdy teleportowały się z domu państwa Granger, na zewnątrz świeciło słońce, a dzień był ciepły i pogodny, dokładnie taki, jakiego oczekuje się w pierwszych dniach października. Natomiast tu wydawało się, że czas stanął w miejscu któregoś listopadowego, pochmurnego i ponurego wieczoru.
W milczeniu ruszyły w górę, a drzewa i krzewy odprowadzały je szumem i szelestem, który wydawał się złowrogi i przygnębiający. Hermiona przełknęła nerwowo ślinę, bojąc się wydać jakikolwiek głośniejszy dźwięk, by nie wypłoszyć z lasu niechcianych stworzeń.
- To tu – powiedziała Ellie, zatrzymując się przed stojącym samotnie nagrobkiem na samym skraju cmentarza.
Hermiona podeszła do niej i poczuła, że nie może złapać oddechu.
„Bellatrix Lestrange”, głosił koślawy, niestaranny napis na zwykłym, szarym kamieniu. Oto jak skończyła fanatyczka Voldemorta, oto jaki los spotkał najwierniejszego Śmierciożercę w szeregach Czarnego Pana. Ubogi i byle jaki pochówek na zapomnianym przez ludzi cmentarzu. Położyła przyjaciółce dłoń na ramieniu i wycofała się dyskretnie, ruszając w górę, na sam szczyt. Wiedziała, że Ellie woli teraz zostać teraz sama. Zaczęła rozglądać się bez celu po nagrobkach, a kiedy wreszcie stanęła przy tym położonym najwyżej, zamarła, nie wierząc własnym oczom.
***
Była wdzięczna Hermione, że odeszła od niej na chwilę. Przykucnęła przed grobem i zapatrzyła się w niego z powagą.
- Ostatni raz tak blisko ciebie byłam siedemnaście lat temu – powiedziała cicho i zacisnęła powieki. – Brakuje mi ciebie. Zawsze za tobą tęskniłam – spod zamkniętych oczu popłynęły łzy. – Wszystkim mówiłam, że cię nienawidzę– otworzyła wilgotne powieki, a kolejna kropla spłynęła jej policzku. - A tak naprawdę bardzo cię kocham.
Zerwał się silny wiatr. Osuszył jej twarz, mokrą od łez, wymył ostatnie krople z kącików oczu i zabrał też kawałek jej życia. Sięgnęła po różdżkę i wyczarowała mały bukiet polnych kwiatów. Nie chciała zostawiać tu róży, czy innej wystawnej rośliny, kojarzącej się z wyniosłością i elegancją. Pragnęła zostawić matce kawałek swojego dzieciństwa, a ono kojarzyło jej się przede wszystkim z polnymi kwiatami, zbieranymi wraz z Blaisem i Draco dla cioci Andromedy, w podziękowaniu za gościnę, opiekę, obiady i dyskrecję.
Popatrzyła w prawo. Hermiona schodziła już z góry, a na jej twarzy malowało się dziwne rozbicie. Ellie wstała i rzuciła ostatnie spojrzenie na grób swojej matki. Wiedziała, że już tu nie wróci, ale dlaczego wciąż nie czuła się wolna?
- Wybaczam ci – szepnęła nagle, nieświadomie i po chwili zdała sobie sprawę, że jej słowa nie płynęły z ust. Płynęły z serca.
Kiedy opuszczały stary, zapomniany cmentarz na niewielkiej, zimnej wyspie, Ellie po raz pierwszy poczuła się lekka, szczęśliwa i wolna.
A to słowo nabrało dla niej zupełnie nowego znaczenia.
***
Znalazły się w jednym z parków nieopodal domu Hermiony.
- Lepiej? – zapytała Gryfonka, postanawiając na razie sprawę nagrobka ze znajomym nazwiskiem na później.
- Cudownie jest! – zawołała, rozłożyła ramiona i pobiegła z górki na zieloną trawę. Hermiona roześmiała się i pognała za przyjaciółką. Dobiegła do niej, chwyciła za dłonie i zaczęły wspólnie wirować wokół własnej osi, piszcząc przy tym i chichocząc. Ellie potknęła się o nogę Hermiony i przewróciły się na trawę.
Leżały obok siebie i wpatrywały się w błękitne, przetkane nielicznymi, białymi chmurkami niebo. Październikowe słońce rozjaśniało im włosy i nadawało blasku oczom.
- Oddychamy wolnością – powiedziała Ellie, nabierając dużo powietrza i zachłystując się nim z radością. – Czujesz?
- Lepiej wstawajmy – parsknęła śmiechem Hermiona, podnosząc się na łokciach i spoglądając na przyjaciółkę wesoło. – Bo się zaczną o nas martwić.
- Och, chyba o ciebie – roześmiała się Ellie, wystawiając twarz do słońca. – Mną interesuje się tylko Draco, a przecież ma kaca.
- Jak my – uśmiechnęła się Hermiona i ponownie położyła się na ziemi.
- Właśnie – Ellie oprzytomniała i przechyliła głowę i popatrzyła na przyjaciółkę podejrzliwie. – Co zrobiłaś, że nam przeszło?
- Kac? – upewniła się Gryfonka, a widząc, że przyjaciółka kiwa głową, wzruszyła obojętnie ramionami. – Nie przeszło nam.
- Jak to? – Ellie zmarszczyła brwi.
- To tylko maskujący eliksir – wyjaśniła pogodnie Hermiona, ale jej mózg zaczął pracować w ten specyficzny, osobliwy sposób, jak zawsze, gdy mówiła o nauce. – Nie odczuwasz skutków nadmiernego spożycia alkoholu. Niestety przechodzi już po czterech godzinach. Dodałam za mało igieł stworozwierza, no i tak wyszło…
- Czekaj… - Ellie aż usiadła z wrażenia. – Sama stworzyłaś recepturę na ten eliksir?
- Och… No tak – zmieszała się Hermiona i wbiła wzrok w najbliższe drzewo.
- Stara! Jak ty to zrobiłaś? – podekscytowała się Krukonka.
Hermiona ponownie wzruszyła ramionami, ale uśmiechnęła się lekko i spojrzała na przyjaciółkę wesoło.
- Wracamy? – zapytała dziarsko, wstając na równe nogi.
Ellie skrzywiła się, ale stanęła obok przyjaciółki i obie teleportowały się do domu Hermiony, by ponownie użyć proszku Fiuu i znaleźć się w ukochanym, bezpiecznym Hogwarcie.
***
Malfoy siedział właśnie na sofie i rozmyślał o whisky, gdy z pokoju opisanego „Hufflepuff” wyszedł pewien wysoki chłopak. Zdumiony do granic możliwości Draco obdarzył go zdezorientowanym spojrzeniem, na co Puchon wzruszył obojętnie ramionami i powiedział bezbarwnie:
- McGonagall kazała przekazać, że zaraz po kolacji jest zebranie prefektów naczelnych.
Malfoy nie wysilił się, by skomentować tego nieoczekiwanego newsa. Pokiwał tylko głową i ledwo powstrzymał się przed skinieniem na prefekta naczelnego Hufflepuffu ręką z łaskawym: „możesz odejść” w tle. Niestety, ku jego stuprocentowemu niezadowoleniu, Ernie nie tylko nie wrócił do swojego dormitorium, po za którym Malfoy nigdy go nie widział, ale nawet usiadł z cichym westchnieniem na fotelu obok.
Malfoy zmierzył go zniesmaczonym spojrzeniem, na co Puchon wzruszył ramionami i leniwym ruchem przywołał alkohol z barku. Draco rzucił odruchowe spojrzenie na whisky, którą wybrał Ernie i pokiwał z uznaniem głową.
- Dobry wybór – mruknął mimowolnie i ugryzł się w język. Nie będzie gadał z Puchonami, chociażby nie wiadomo jak dobry alkohol pili.
- Mam dobry gust – odparł hardo Ernie, a Draco odkrył z pewnym wkurzeniem, że ostatnio wszyscy, nad którymi kiedyś się znęcał, zrobili się jacyś odważni i wygadani. A w dodatku nie mógł nawet zaprzeczyć, bo trunek, który wybrał sobie Puchon, rzeczywiście był dobry.
Zanim jednak przełamał się i przyznał to Erniemu a potem sam nalał sobie szklankę, w kominku coś zaszurgotało i już po chwili stały w nim dwie, uroczo wysmolone sadzą dziewczyny.
Draco otworzył szeroko oczy, przekrzywił głowę i zapytał z głupim wyrazem twarzy:
- Granger? Ellie?
- No siema! – zawołała energicznie blondynka, wchodząc na nieskazitelnie biały dywan i krzywiąc się lekko. – Ups. Chyba jestem brudna.
- Zapaskudziłaś dywan, idiotko – poinformowała ją wesoło Granger, wciąż stojąc w kominku. Wyciągnęła różdżkę i jednym zwinnym ruchem wyczyściła z sadzy siebie, przyjaciółkę i otoczenie.
- To twoja wina – odgryzła się Ellie, wzruszając ramionami. – Trzeba było wyczyścić kominek.
- Trzeba było pozwolić mi go wyczyścić, mądralo, a nie spieszyć się nie wiadomo do czego – mruknęła Hermiona, chowając różdżkę.
Draco ocknął się z chwilowego szoku i popatrzył karcąco na kuzynkę.
- Ellie! – warknął niezadowolony. – Gdzie byłaś?
- Nie twoja sprawa – zbyła go Ellie.
- Moja – upierał się, rzucając jej groźne spojrzenie.
- Trzeba się było wcześniej mną interesować – powiedziała, zirytowana. – Chociażby wczoraj…
- Gdybym wiedział wcześniej, że… - oho, zaczął się jej tłumaczyć. Niedobrze. Co ta kobieta z nim robi…
- Ponoć trzymasz Ślizgonów w szachu – wytknęła mu, podchodząc bliżej i zadzierając głowę do góry. – A pozwalasz im krzywdzić tak rzekomo „bliskie” ci osoby? – słowo „bliskie” wypowiedziała tak ironicznie, że Malfoy wręcz fizycznie wyczuł jej smutek i żal, choć ton pozostawał hardy i spokojny. – Nie oszukujmy się, Draco, masz mnie w dupie – dodała gorzko i dojrzał w jej oczach zawód i ból. Ale przecież nie mógł jej powiedzieć, ile dla niego znaczy, jak bardzo się o nią martwi…
- Chcesz pogadać? – zapytał więc, a jego głos zabrzmiał chłodnie i szorstko.
- Z tobą? - zaśmiała się sarkastycznie. – Nie. Hermiona – zwróciła się do Granger, stojącej z tyłu i oglądającej sufit z zainteresowaniem. – Idziemy?
- Taa – zgodziła się niemrawo, podeszła do Ellie i zauważyła Macmilliana. – Ernie! – ucieszyła się. - Jak miło cię widzieć. Gdzie się podziewałeś?
- Hermiona! – Puchon wstał i cmoknął ją w policzek. – Dobrze mi w moim pokoju, nie muszę się z niego wychylać.
- Nawet, żeby ze mną pogadać? – uśmiechnęła się  czarująco, a Draco stracił zainteresowanie ich wymianą zdań. Wstał i chwycił kuzynkę za łokieć.
- Czego chcesz? – burknęła, nie patrząc na niego.
- Tylko pogadać.
- Dobra – zlitowała się, wyrywając się z jego chwytu. – Chodź.
***
- Spotkanie prefektów? – zdziwiła się.
Ernie wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
- Musisz przyznać, że na brak akcji nie możemy narzekać – powiedział. – Ataki na Gryfonki i nie tylko, to wasze gryfońsko - ślizgońskie Pojednanie… No i ja chyba się stąd wyniosę.
- Z Hogwartu? – spytała zdumiona, opierając się o ścianę.
- Niee – skrzywił się lekko Ernie. – Wrócę do dormitorium w Hufflepuffie.
- Ach – powiedziała tylko Hermiona i zagapiła się na żyrandol nad nimi. – Ale będziesz wciąż prefektem?
- No jasne – uśmiechnął się, pocałował ją w policzek i wrócił do swojego pokoju.
Pokręciła głową, by zrzucić z siebie ciężar wydarzeń, jakie miały miejsce na cmentarzu. Odesłała  torebkę do dormitorium i wyszła z pokoju wspólnego prefektów naczelnych.
Musiała koniecznie porozmawiać z Ginny.
***
- No więc? – zapytała szorstko.
Draco zabrał ją na błonia. Stali nad brzegiem jeziora, ogrzewani październikowym słońcem. Dookoła biegali pierwszoroczni Krukoni, bawiąc się w berka. Lekki wiatr wprawił długie włosy Ellie w ruch i przemknął pomiędzy nimi, zachęcając do wspólnej zabawy. Drzewa były jeszcze zielone, gdzieniegdzie przetkane złotymi nitkami jesieni. Bezchmurne niebo przypominało ciepłe lato, ale ziemia powoli traciła swoje ciepło. Ellie usiadła na niej powoli i poczuła, jak chłodna będzie tegoroczna jesień.
Draco bez słowa poszedł w jej ślady. Siedzieli obok siebie, stykając się ramionami, a słońce świeciło im prosto w oczy. Zmrużyli charakterystycznie oczy i wpatrywali się w toń jeziora, jaśniejącą w promieniach.
Ellie zagryzła wargę i spojrzała na kuzyna. Patrzył w odległy punkt, daleko po za jej spojrzeniem. Spuściła wzrok, uświadamiając sobie, że zapędziła się ze swoimi wyrzutami. Jak mogła pomyśleć, że Draco się o nią nie troszczy?
- Przepraszam – szepnęła w przestrzeń, a jezioro usłyszało ją i przekazało dalej. Echo jej słowa odbiło się od drzew i trafiło w niego z mocą. Pokręcił głową i powiedział:
- To ja powinien cię przeprosić.
- Przecież ty nigdy nie przepraszasz – zauważyła trafnie i uśmiechnęła się, zakładając włosy za ucho i mimowolnie myśląc, że jeśli kiedykolwiek w życiu Dracona znajdzie się osoba, którą przeprosi, będzie to właśnie ta jedna jedyna osoba, która trafia się jeden raz w życiu.
- Racja – przyznał uczciwie i też się uśmiechnął.
Zapadła między nimi cisza, która znaczyła więcej od tysiąca słów. Bo żaden wyraz nie oddałby tego, co do siebie czują i ile dla siebie znaczą. Niewypowiedziane wyznania zawisły między nimi, a oni nieświadomie złapali je łapczywie i zachowali dla siebie, przekonani, że to milczeniem najbardziej zapewnią się nawzajem o swoim oddaniu.
***
Ginny w wysłuchała Hermiony w skupieniu.
- Czyli… - zaczęła, siadając obok przyjaciółki na kanapie w pokoju wspólnym Gryffindoru. – Znalazłaś na tym cmentarzu nazwisko, które nosiła twoja mama?
- Panieńskie – potwierdziła Hermiona, ściskając w dłoni szklankę wody.
- Może to przypadek…
- Znasz mnie, Ginny – przerwała jej. - Nie będę mogła spać, jeśli się nie upewnię.
- A dlaczego przyszłaś z tym akurat do mnie? – zdziwiła się nagle Ginny. Hermiona wywróciła oczami w odpowiedzi i spojrzała na nią karcąco.
- Po pierwsze jesteś moją przyjaciółką… - Ginny już miała na końcu języka zazdrosne „Ellie też”, ale resztkami sił i samokontroli zatrzymała te słowa dla siebie. – A po drugie – kontynuowała Hermiona, nieświadoma małej wojny, która przed chwilą toczyła się w głowie przyjaciółki. – Jesteś czystokrwistą czarownicą, więc tak jakoś odruchowo.
- Ale skąd wniosek, że ta Leanne była czystokrwista? – zadała Ginny pytanie kluczowe.
- Ten cmentarz był tylko dla arystokratów – wyjaśniła Hermiona. – No a po za tym to nazwisko… Przecież to dosłownie znaczy „szlachecki”.
- Mogę spytać tatę, czy zna jakiegoś Knighthooda, ale przecież wiesz, jak to z moją rodziną było… - powiedziała Ginny, bawiąc się włosami. – Nie jesteśmy za bardzo tradycyjni.
- Zapytaj – poprosiła mimo wszystko Hermiona. – Ja poszukam jeszcze w bibliotece, musi tam być jakaś książka o starych, czarodziejskich rodach.
- No nie wiem – skrzywiła się Ginny. – Jeśli, jak mówiłaś, ta kobieta zmarła w 1929 i miała już dziecko, to mogła mieć od osiemnastu do nawet dziewięćdziesięciu lat. To dość duży zakres czasowy, nie uważasz? A po za tym, przecież wszystkie książki o czystokrwistych arystokratach zostały kupione dla szkoły przez ojca Malfoya, albo innych zapalczywych wyznawców czystości.
- No tak, mogli zostać wyklęci przez zgraję czystokrwistych patałachów i wypisani z dumnego tytułu rodziny szlacheckiej – zgodziła się Hermiona. – Jeśli rzeczywiście Knighthoodowie byli czystokrwiści, to potem przestali, bo w innym przypadku moja mama i babcia też byłyby czarownicami.
- Czekaj, co? – zdziwiła się Ginny. – Mama i babcia? A czemu nie dziadek?
- W mojej rodzinie tradycją jest, że córka przejmuje nazwisko panieńskie matki, a ta nie zmienia go po ślubie – wzruszyła ramionami Hermiona. – Moja mama i tata są pierwszym odstępem od tego zwyczaju.
- To już samo w sobie jest dziwne. Idiotyczne tradycje są typowe w arystokratycznych rodzinach – Ginny pokiwała głową. – Coś może być na rzeczy.
- Pomożesz mi to wyjaśnić? – zapytała z nadzieją Hermiona.
- Chętnie – zgodziła się natychmiast Ginny i ożywiła się znacznie. – Będę miała jakieś zajęcie zamiast ciągłego wmawiania sobie, że źle zrobiłam, zrywając z Harrym.
- Ginny…
- Widzę go ciągle z tą Gabrielle i mam wrażenie, że coś mi ucieka… Ale z drugiej strony, on po prostu mi się nie podoba. Nie reaguję na niego, jak kiedyś.
- Minie trochę czasu, znajdziesz chłopaka…
- Nie podobam się chłopakom – nachmurzyła się Ginny.
- No jasne – pokiwała głową Hermiona z udawaną aprobatą. – Jesteś brzydka, gruba i śmierdzisz.
- Jak zawsze miła – roześmiała się Ginny, ale humor od razu jej się poprawił.
- Wybacz, ale wstyd się z tobą gdziekolwiek pokazywać – powiedziała Hermiona, uśmiechając się cwanie. – Idę na zebranie prefektów, tam przynajmniej ludzie się myją. Do jutra! – cmoknęła ją w policzek i pobiegła do wyjścia.
***
Starsza, choć trzymająca świetną formę, kobieta siedziała za biurkiem w swoim gabinecie. Gdy została dyrektorem szkoły, miała prawo przenieść się do dawnego kąta Dumbledore’a,  ale nigdy do końca nie przywykła do ścian, w których obecność byłego dyrektora była bardziej niż wyczuwalna. Przyjmowała tam gości, karała i nagradzała uczniów, podpisywała umowy, ale zaplanowane za piętnaście minut spotkanie prefektów planowała przeprowadzić w małym pomieszczeniu za salą do nauki transmutacji, które od zawsze należało do niej.
Stukała palcami o chłodną powierzchnię starego, wysłużonego biurka i cierpliwie czekała na swoich najbardziej zaufanych uczniów, którym przypadł dumny tytuł prefektów naczelnych. Była kobietą zorganizowaną i praktyczną, więc nawet w ciągu tych pięciu minut, które dzieliły je od spotkania, przeglądała dokumenty szkolne. Wciąż zastanawiała się, czy Pojednanie aby na pewno było słusznym pomysłem. Kiedy wraz z profesorem Slughornem wcielała pomysł w życie, nie miała wątpliwości. Współpraca znienawidzonych domów, budowanie zaufania i tkanie nici porozumienia, a w zamian burzenie muru, który między nimi wyrósł. Teraz przeczuwała jednak, że życie hogwarckiej społeczności niechybnie wywróci się do góry nogami.
Zdjęła okulary i potarła dłonią zmęczone oczy. Kiedy podniosła wzrok, ujrzała pogrążonych w kłótni panienkę Granger i pana Malfoya, pannę Black wyglądającą na porządnie zirytowaną ich wymianą zdań oraz pana Macmilliana, wywracającego oczami z zażenowaniem.
To będzie naprawdę trudny rok.
***
- Po pierwsze, doszły mnie słuchy o pobiciu – powiedziała surowym głosem McGonagall, a Hermiona dojrzała kątem oka, że Ellie poruszyła się lekko. – Jeśli wiecie cokolwiek na ten temat, proszę, żebyście mi powiedzieli.
Odpowiedziała jej cisza, bijąca od czterech prefektów naczelnych. Siedzieli przy niewielkim stole w gabinecie McGonagall, na tyle jednak sporym, by pomieścić po jednej stronie wszystkich mieszkańców wygodnego apartamentu na piątym piętrze i dyrektor szkoły naprzeciwko nich. Hermiona rozejrzała się dyskretnie i zauważyła, że zarówno Ellie jak i Malfoy przybrali obojętny wyraz twarzy. McGonagall kontynuowała więc, przekonana o braku jakichkolwiek nowych i cennych informacji na ten temat.
- W związku z owymi pogłoskami o napaściach na dziewczęta z naszej szkoły przez nieznanych sprawców,  przedłużam wasze dyżury. Od tej chwili będą trwały od godziny ósmej trzydzieści do północy. Rozkład patroli rozdawałam wcześniej, pozwólcie więc, że przejdę od razu do następnego punktu. Pierwszoroczni oraz…
Hermiona drgnęła, ożywiona nowymi wiadomościami i sięgnąwszy po pióro, zapełniła papier informacjami mniej lub bardziej ważnymi.
***
Wyłączył się po pierwszych słowach McGonagall, schodzących z tematu Samuela i jego bandy. Oparł się o drewnianą, niewygodną powierzchnię krzesła, wyciągnął przed siebie nogi i skrzyżował ręce na piersi. Nie miał zamiaru nawet udawać, że interesują go nudne i czysto formalne słowa dyrektorki. Rzucił krótkie spojrzenie w bok i zauważył, że Granger skrzętnie zapisuje każdą nudną literę wypowiedzianą przez McGonagall. Prychnął pod nosem z pogardą i wbił znudzone spojrzenie w sufit. Nagle jednak jego zmysły wyostrzyły się, a to za sprawą czterech niespodziewanych i niewygodnych słów: Malfoy, Granger, wy, zostańcie.
Odepchnął się od oparcia krzesła i zaparł łokciami o stół. Obdarzył McGonagall nieprzyjaznym spojrzeniem, jednak nie powiedział absolutnie nic, wiedząc, że im szybciej da dojść dyrektorce do słowa, tym szybciej będzie mógł sobie pójść.
- Przepraszam – odezwał się nagle męski głos, bynajmniej nie należący do niego. Macmillian zatrzymał się w drzwiach, przedłużając każdą sekundę straconą przez Dracona w towarzystwie McGonagall i Granger. – Mam jeszcze do pani jedno pytanie.
- Słucham – powiedziała McGonagall, przerzucając wzrok z papierów na niego.
- Czy mogę zamieszkać z powrotem w swoim dormitorium w Hufflepuffie?
- Nie widzę przeszkód – kobieta wydawała się być lekko zdumiona. – Można jednak wiedzieć z jakiego powodu?
- Wolę przebywać wśród kumpli – odparł z prostotą Puchon, ukłonił się krótko i zwrócił do wciąż siedzącej przy stole Ellie – Idziesz? Mogę cię odprowadzić, żebyś nie szła sama.
Draco momentalnie zmarszczył brwi i zacisnął zęby.  Ellie chyba to zauważyła, bo spojrzała na niego karcąco i uśmiechnąwszy się do Macmilliana, wstała i ramię w ramię wyszli z gabinetu McGonagall.
- Pańska kuzynka jest w dobrych rękach, panie Malfoy – powiedziała uspokajająco dyrektorka i przeniosła wzrok na Gryfonkę.
- Panno Granger, proszę mi powiedzieć jak wygląda sprawa dyżurów.
- Nadzwyczajnie – odpowiedziała natychmiast, a Malfoy ledwo powstrzymał pogardliwe prychnięcie, gdy przypomniał sobie, że Granger wyciągnęła go ze szlabanu kosztem patrolu z Ellie.
- A zatem najważniejsza sprawa – McGonagall spojrzała na nich poważnie. – Dostaliście materiały, poznaliście pary, które będą wam pomagały, znacie szczegółowe wytyczne. Oczekuję, że za dwa tygodnie przedstawicie mi pierwsze sprawozdania.
Draco wyprostował się i przeciągle wypuścił powietrze nosem, a Granger westchnęła cicho.
- Rozumiem, że to będzie ciężkie zadanie dla was, szczególnie, że nie darzycie się szczególną sympatią…
- Och, doprawdy? – mruknął szyderczo Malfoy, ale obie kobiety obecne wraz z nim w pomieszczeniu zignorowały jego nieodpowiedni komentarz.
- … Ale myślę, że cel jest szczytny i powinniście się do tego przyłożyć. Oczekuję, że efekt końcowy przejdzie moje najśmielsze marzenia. Ma być idealnie. Zrozumiano?
- Oczywiście – powiedziała natychmiast Granger, a Malfoy był pewien, że opracowuje już w głowie plan działania.
- Zatem miłego wieczoru – pożegnała ich, wstając.
Kiedy wyszli na korytarz, Granger odgarnęła włosy z czoła nerwowym ruchem i spojrzała na niego niepewnie. Zignorował jej spojrzenie, wiedząc, że zaraz się odezwie i cicho licząc, że zdoła uciec przed jej przemądrzałym tonem.  Ruszył więc szybkim krokiem w stronę schodów na drugie piętro. Niestety Granger nie zamierzała mu dzisiaj odpuścić i ruszyła za nim niczym jego wierny i oddany cień.
- Malfoy – zaczęła, doganiając go i zrównując się z nim ramionami. – Czy możemy coś ustalić?
Nie odpowiedział, bo wiedział, że nie oczekuje od niego żadnej reakcji na to bądź, co bądź, konkretnie pytanie.
- Proszę, nie kłóćmy się do zakończenia tego projektu. Nie zamierzam tego spieprzyć.
Zirytował się.
- No to mamy problem, Granger, bo projekt nie będzie trwał trzech minut, tylko trzy miesiące, a ja nie wytrzymuję z tobą pięciu sekund.
- No to będziesz musiał się postarać – warknęła.
Rzucił jej chłodne spojrzenie  i zatrzymał się, a ona obok niego.
- Dla twojej wiadomości Granger, nie widzę potrzeby żeby się starać robić cokolwiek po twojej myśli.
- Ach tak? – teraz to ona się zirytowała. – To w takim razie jeśli powiem ci, że masz nie robić planów, nie szukać kompletniej listy poległych i mieć wszystko w dupie zrobisz dokładnie na odwrót?
- Nie nabierzesz mnie, Granger.
- Odnoszę wrażenie, że najczęstszym słowem w twoich ustach jest „Granger” – wytknęła mu, wyciągając w jego kierunku palec wskazujący i nieznacznie unosząc głos.
- Mylisz się – gdyby spojrzenie mogło zamrażać, Gryfonka zamieniłaby się w ciekły azot.
- To w takim razie „szlama” -  powiedziała hardo, zadzierając głowę i patrząc na niego z dołu. Była niższa o co najmniej półtorej głowy.
Nachylił się nad nią i wyznał konspiracyjnym szeptem:
- Najczęstszym słowem w moich ustach jest tylko i wyłącznie „whisky” Granger. Nie myśl sobie za dużo.
Prychnęła pogardliwie i ruszyła w głąb korytarza, by po chwili dotrzeć do kolejnych schodów. Ruszył za nią, ucieszony, że udało mu się ją zamknąć, tym razem na dobre.
***
Kiedy wrócili, w dormitorium czekała na nich niespodziewana scenka.
Blaise radośnie konwersował z Ernie’m, oparty o ścianę tuż przy drzwiach do pokoju opisanego „Hufflepuff”, a Ellie stała nieopodal i z krzywym uśmiechem i z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.
- Co tu się  dzieje? – chciał od razu wiedzieć Malfoy, jak na Malfoy’a przystało.
- Wprowadzam się, Smoku – odparł optymistycznie Blaise, niezwykle pogodnym głosem. – Cieszysz się?
- Sikam ze szczęścia.
- Będziemy mieszkać tuż obok siebie…
- Fantastycznie.
- Dzielić łazienkę…
- Marzyłem o tym.
- I barek… - kontynuował rozmarzonym tonem Blaise, nie zważając na pełen sarkazmu i zrezygnowania ton przyjaciela.
Gdy oczy Malfoy’a zabłysły groźnie, a w stalowych źrenicach pojawiła się wyraźna rządza mordu, Hermiona postanowiła wkroczyć do akcji.
- Będziesz tu mieszkał, Blaise? – zapytała radośnie, podchodząc do Ślizgona i uśmiechając się najpromienniej, jak umiała.
- Hermionko! – ucieszył się Zabini. – Powiedz mi – objął ją w talii. – Ty się cieszysz, że będziemy sąsiadami, prawda?
- Dobra, gołąbeczki – powiedział rozbawiony Ernie, nim Hermiona zdążyła otworzyć usta. – Ja spadam. Zabini, nie rozwal tego pokoju, bardzo cię proszę.
- A laski zapraszać mogę? – zapytał z nadzieją czarnoskóry, mrugając do Hermiony.
- Na wspólną naukę oczywiście? – upewnił się Ernie z błyskiem w oku.
- Nauka obejmuje najróżniejsze obszary życia, mój przyjacielu – wyjaśnił Blaise, drugą ręką zagarniając wyrywającą się i prychającą z niezadowolenia Ellie. – A uczyć można się przez całe życie.
- Rzuć zaklęcie wyciszające – poradził dobrodusznie Ernie, poklepał go po ramieniu i jednym wprawnym zaklęciem podniósł kufer z ziemi. – Bo nie chcesz chyba obudzić Malfoy’a.
- Gdzieżbym śmiał – Zabini położył rękę na sercu, puszczając przy okazji Ellie, co ta natychmiast wykorzystała, wyplątując się z jego uścisku, stając w sporej odległości i łypiąc na niego wzrokiem.
- Żegnam zatem – pożegnał się Ernie, stając w drzwiach z kufrem, podążającym za nim niczym wierny pies. – Miłej zabawy!
A potem zamknął drzwi i pozostawił dormitorium prefektów naczelnych i Blaise’a Zabiniego na piątym piętrze w zupełnie odmienionej wersji.
***
Zostali w czwórkę, co bystry umysł Hermiony Granger postanowił od razu wykorzystać. Wiedziała, że są z nią dwie osoby, którym Malfoy ufa najbardziej i które mają na niego największy wpływ. Odwróciła się do blondyna ze sztucznym uśmiechem i powiedziała przesadnie uprzejmie:
- Malfoy, czy możemy zabrać się w końcu za ten projekt?
Skrzywił się, ale wtedy, tak jak Hermiona przewidziała, do akcji wkroczył Blaise.
- Jaki projekt? – zainteresował się, zdejmując z drzwi nieaktualny już napis „Hufflepuff”.
- Pojednanie – wytłumaczyła mu pogodnie Hermiona.
- To ten nowy wymysł Ślimaka i McSztywnej? – chciał wiedzieć Zabini, przybijając do drzwi tabliczkę „Diabeł”, a widząc potakiwanie Hermiony, zwrócił się do przyjaciela: - Smoku, bez dyskusji. Zabierz się w końcu za ten projekt.
- Właśnie, bo potem Hermiona sama ze wszystkim zostanie – poparła go Ellie, mierząc kuzyna badawczym spojrzeniem, zupełnie jakby chciała ocenić jego potencjalny wkład we wspólną pracę.
Zirytował się.
- Ale o co wam cholera chodzi? – wywarczał przez zaciśnięte zęby. – Czy ja cokolwiek powiedziałem?
- Spróbowałbyś – powiedzieli jednocześnie Ellie i Blaise. Hermiona uśmiechnęła się do nich uroczo.
- Co to, jakiś Związek Ochrony Uciśnionych? – zakpił Malfoy, ale widząc sunące ku niemy trzy mordercze spojrzenia, uniósł ręce w geście skrzywdzonej niewinności i powiedział z męczeńską miną: -No dobra, dobra. Zrozumiałem. Chodź, Granger, zobaczymy ten pokój nauczycielski. Chwila, chwila! – dodał po chwili, widząc przyjaciela oddalającego się w stronę swojego pokoju. – Ty też idziesz. Masz nam z Potterem pomagać. Granger – zwrócił się do Hermiony. – Zawołaj swoich cudownych przyjaciół. Idziemy.
- Widzę, że przywódcze zdolności masz jak zawsze w pogotowiu – wywróciła oczami Ellie i odepchnęła się od ściany, o którą dotychczas się opierała. – Pójdę z wami jako osoba bezstronna, żebyście się nie pozabijali.
- Jasne, bezstronna – mruknął cicho Malfoy, ale po chwili otworzył drzwi i jako pierwszy wyszedł z apartamentu. Hermiona przytomnie przywołała z pokoju teczkę z dokumentami i wraz z Ellie i Blaisem ruszyła w ślady blondyna.
***
Po zaskakująco krótkim czasie, bo zaledwie pół godziny później, Draco, przejmujący dowodzenie, Hermiona, ogarniająca sytuację i dowodzenie Malfoya, Samuel, siedzący na połamanym stole z zaciętą miną, Ginny, obserwująca go z niepewnością, załamana Pansy, Ron wpatrujący się w towarzyszy mu Ślizgonów z przerażoną miną, Harry, przyglądający się wszystkim z dystansem, Ellie, wodząca po wszystkich wzrokiem niczym ochroniarz pilnujący porządku na imprezach i Blaise, próbujący rozbawić całe towarzystwo, zebrali się w byłym pokoju nauczycielskim, obecnie będącym jedynie obrazem nędzy i rozpaczy.
- Tę nędzę i rozpacz – mówiła Hermiona, siedząc na krześle z gracją godną brytyjskiej królowej. – Mamy zamienić w coś mega.
- Crowley, zejdź z tego stołu – polecił Draco Samuelowi i posłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.
- Daj mu spokój Malfoy – rzuciła automatycznie Hermiona. - Jesteśmy otwarci na wasze pomysły, bo sami do końca koncepcji jeszcze nie mamy.
- Ogarnij się Diable, to nie bar – Malfoy usadził wzrokiem przyjaciela, próbującego zagadać do Pansy, Ginny i Ellie.
- Malfoy, to nie pogadanka, niech się rozluźnią. Od jutra zajmę się kompletowaniem listy poległych. Czy ktoś mógłby mi pomóc?
- Jasne, Zabini, zgłaszaj się, zgłaszaj – mruknął zgryźliwie Malfoy i skasował przyjaciela chłodnym, stalowym spojrzeniem.
- Zamknij się Malfoy. Dobrze Blaise, to ty i Harry w takim razie pomożecie mi z tą listą.
- Chwila, jak to ja? – oburzył się Harry.
- Coś ci się nie podoba, Potter?
- Malfoy, przymknij szczękę – Hermiona zanotowała coś w zeszycie. - Harry, odgórnie współpracujesz z Blaisem, jeśli on się do czegoś zgłasza, ty automatycznie też.
- No dobra, niech będzie – zgodził się Harry.
- Dziękuję – posłała przyjacielowi promienny uśmiech.
- Parkinson, nie wywracaj oczami, bo ci tak zostanie.
- Ogarnij się, Malfoy. Dobrze, kolejna rzecz… - Hermina wyjęła z teczki jakieś kartki z wytycznymi. – Potrzebuję kogoś, kto zajmie się usuwaniem stąd gruzu i mebli. Ma być czysto.
- My możemy – Samuel wskazał na siebie i Ginny, która posłała mu krzywe spojrzenie, ale pokiwała głową.
- Mamy też odmalować? – zapytała Hermionę, wodząc wzrokiem dookoła.
- Tylko się nie spoć, Weasley.
- Przymknij szczęki, Malfoy – poradziła dobrodusznie Hermiona i zapisała coś w notesie. - Tak Ginny, przydałoby się.
Mimowolnie wszyscy popatrzyli na zniszczone, brudne i popękane ściany, które niegdyś były pokojem nauczycielskim, a teraz jedynie wspomnieniem i ruiną.
- Dobra, to może my im pomożemy? – zaproponował Ron, patrząc na Hermionę wyczekująco. Przytaknęła głową, dopisując coś w swoim zeszycie.
- Siedź cicho, Malfoy – powiedziała, nim blondyn otworzył usta. Posłał jej groźne spojrzenie, ale nie odezwał się ani słowem. – Czyli mamy na razie co nieco ustalone. Świetnie.
- A co Draco będzie robił? – chciał nagle wiedzieć Zabini, robiąc sobie małą przerwę w błaznowaniu.
- Będę wydawał rozkazy – odparł natychmiast Malfoy, a Blaise skrzywił się z niesmakiem.
- O stary, nie spodziewałem się po tobie takich tanich tekstów…
- Coś sugerujesz?
- Draco! Blaise! – warknęła z kąta Ellie i ku zdumieniu całej obecnej w pomieszczeniu wybuchowej mieszanki gryfońsko – ślizgońskiej, to wystarczyło. Panowie natychmiast odwrócili od siebie wzrok, a Hermiona odpowiedziała na wcześniejsze pytanie Zabiniego.
- Malfoy robi niestety wszystko to, co ja, bo współpracujemy.
Draco nie skomentował w żaden sposób tej bolesnej prawdy. Wywrócił oczami, ale zdawał się być pogodzony ze swoim ciężkim losem.
- No dobra, to chyba na chwilę obecną wszystko jasne – Hermiona pogrzebała w grubej teczce i odłożyła tam swój zeszyt. – Słuchajcie, nie żebym była jakimś dyktatorem, czy coś, ale to bardzo ważne – popatrzyła na nich poważnie. – I będę używać wszystkich dostępnych środków, żeby to godnie zrealizować. Mam nadzieję, że nie zawiedziecie.
- Luz – wzruszył ramionami Samuel, a reszta (za wyjątkiem Malfoya) pokiwała głowami.
- Koszty pokryje ministerstwo – przypomniała sobie Hermiona. – Możecie już iść. Kiedy będzie po remoncie i lista zmarłych będzie kompletna, zajmiemy się wnętrzem.
- Chcesz tu ustawiać pomniki? – zapytał Harry.
- Myślałam o czymś innym… - przyznała Hermiona. – Ale mamy jeszcze dużo czasu, zrobimy później burzę mózgów.
- To możemy w końcu iść, czy nie? – chciała wiedzieć Pansy, wywracając oczami.
- Idź sobie, jeśli chcesz – rzuciła do niej gniewnie Ginny. – Nikt płakać nie będzie.
Pansy już otwierała usta, kiedy Ellie ponownie odezwała się ze swojego ciemnego konta groźnym głosem:
- Zamknąć się. Na dzisiaj to koniec. Wynocha.
***
A zatem nareszcie coś się dzieje – pomyślała Hermiona, odprowadzając wzrokiem wychodzących Gryfonów i Ślizgonów.
Ginny zamieniała ostrożnie pierwsze słowa z Samuelem, ale Hermiona była pewna, że szybko znajdą wspólny język. Blaise żartował głośno i nawet udało mu się raz wywołać nikły uśmiech u Harry’ego. Jeden tylko Ron łypał spode łba na Pansy, na co ta odpowiadała mu tym samym. Widocznie pewnych rzeczy nie da się zmienić.
Pokręciła głową i natrafiła na palący wzrok Malfoya. Popatrzyła mu wyzywająco w oczy, zupełnie jakby chciała przekazać, że udało jej się, nikt się nie pozabijał i powinien przyznać, że ma świetnie umiejętności przywódcze. Zjechał ją palącym spojrzeniem od góry do dołu, prychnął lekko i ściągając swoje papiery ze stołu, wstał z krzesła i wyszedł, nie obdarowawszy Ellie i Hermiony żadnym słowem. To kolejna rzecz, której zmienić nie potrafiła.
Uśmiechnęły się do siebie i zaczęły wesoło rozmawiać o przebiegu spotkania, co chwila wybuchając śmiechem. Kiedy Hermiona zgasiła zaklęciem światło i wyszły z dawnego pokoju nauczycielskiego, zamykając go na klucz, ruszyły do dormitorium prefektów naczelnych i Blaise’a Zabiniego, w którym czekały na nie kolejne słowne żarty, rozmowy i salwy śmiechu, do których ochoczo przyłączył się i nowy lokator apartamentu na piątym piętrze.

A ciemny, zamknięty i zimny przyszły Pokój Pamięci czekał na zmiany w życiu tych, którzy będą go tworzyć. 
___________________________________
Badumtss!
Oto i jest rozdział ósmy, najdłuższy, jaki w życiu napisałam, ale na statystyki jeszcze przyjdzie czas. Chcę tylko przeprosić, że ukazał się dwa dni po terminie, ale w ostatniej chwili przyszedł mi do głowy pomysł na pewne wątki i postanowiłam je zrealizować i wpleść do fabuły. Tym oto sposobem powitajcie Blaise'a Zabiniego w dormitorium z Hermioną, Ellie i Draco! A drugim wątkiem jest rodzina Knighthoodów, ale o tym w innym rozdziale.
Obecna część dość mi się podoba, ale opinię pozostawiam Wam. Proszę o komentarze! A i co do zaległości na Waszych blogach - nadrobię to w weekend :)
____________
Rozdział 8
Ilość stron: 20
Ilość słów: 7195

12 komentarzy:

  1. Wspaniały!! I jaki długgggiiii :) Reakcja Ginny na widok Hermiony bezcenna :)
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ale następny rozdział niestety nie za prędko :c

      Usuń
  2. Jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaki długi! Geniiialny! Blaise z nimi w dormitorium, świetne! Pobudka w Wielkiej Sali, ganialna! pobyt na cmentarzu i przodkowie hermiony, ci cali kightoocostam, na znaczy jeszcze nie są to jej przodkowie, ale pewnie okaże się że będą :D
    czekam na projekt i kolejny rozdział i na wszystko kolejne
    pozdrawiam
    dla-milosci-warto-cierpiec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam ten rozdział <3333 Po pierwsze, bo dłuuuugi (jak każdy zresztą, ale ten jest dłuższy), a po drugie, bo zajebiastyczny ;3 Hermiona i Ellie na tym cmentarzu... Poryczałem się, kiedy moja kochana Ellie wybaczyła Belli. To było takie wzruszające! Ech, uwielbiam Cię <333 Nie, no ta pobudka była rozbrajająca! W ogóle nikt nie wie co się dzieje, każdy ma jakieś skojarzenia , no przynajmniej ja bym miała xD Ginny rozmawia z Mioną... Jak ja na to długo czytałam! Może Wiewiórka polubi moją Ellie? :D Mam taką nadzieję! No i spotkanie jeśli chodzi o ten projekt... TO BYŁO PO PROSTU ROZBRAJAJĄCE <33333 Ellie i Blaise umieją ujarzmić Smoczka ^^ Hermiona jest tego tak pewna, że sadzi się do niego! Draco i Blaise pod prysznicem, no i życie staje się lepsze! <33333 No i wyobrażasz sobie te mięśnie, mokra klaty, mokre włosy opadające na twarze i bezczelne uśmiechy ^^ Tylko żyć i nie umierać! <333 No kurde, moje komentarze są coraz krótsze :C Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Ech, Panna Zgredkowa się stacza, coraz niżej i bardziej! Hańba mi za głupotę! Wiesz jak ja uwielbiam Ellie i Mionkę i Ginny i Draco i Blaise'a <3333333333 No lovciam ich! Oni są zajebiści ;3 No Blaise też jest jakby Prefektem Naczelnym, który ma z nimi dormitorium! No to kacyk codziennie gwarantowany! Przecież to Diabeł, więc im się nie dziwmy! Chyba się do nich dołączę, co o tym myślisz Lumossy? Kiecki na dupa i w dance :D No i balujemy do *tu patrzę na zegarek i myślę* za tydzień ^^ Ale musi być Ognista! Bez Ognistej nie ma imprezy! Oczywiście potem kacyk, ktoś ma buta, gacie albo skarpetę w gębie, inny kogoś stopę na oczach, a ja i ty z butelkami w łapach i siedzimy na kolanach Draco i Blaise'a <33 No i imprezka udana! Czekam na nowy rozdział, Kochana :*
    Pozdrawiam, weeeny i krótkiego kaca po imprezie :)
    Panna Zgredkowa
    PS. Pozdrawiam z fejsa, skarbie <3 :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fejsbuk łączy ludzi <3 Na imprezę? Z Tobą? Zawsze :3 A Ognistą pożyczymy od Draco :3

      Usuń
  4. Łuhu!
    Jestem już! ^^
    Wiem, że późno :<
    A rozdział, cudo! :3
    I to jeszcze jaki długi!
    Kurde, na serio polubiłam Ellie!
    A Malfoy jest okropny :/
    no tak, to Malfoy :D
    I Ernie, jakiś taki fajniejszy się zrobił :d
    Ojej, Ellie Wybaczyła Bellatrix...
    I ta "rozmowa" z Draco, też mnie dosyć wzruszyła :<
    Ciekawe co będzie w końcu z Ginny i z Harrym..
    " No jasne, no bo przecież to, że spałem przy stole Slytherinu, obok siedzi Granger z Ellie, ty masz czerwone kółko na brodzie, Ślizgoni zamiast pędzić po mój autograf, uciekają, a zarówno ty, jak i Granger i Ellie jesteście ubrani w stroje żywcem wyjęte z tych durnych mugolskich magazynów, które nazywają modą, to zupełna norma. Dzień jak co dzień."
    Jak ja kocham twoje teksty! XDD
    Zresztą nie tylko przy tym się tak uśmiałam!
    Kocham twoje poczucie humoru <3
    Noo to ja czekam na następne rozdziały!
    Pozdrawiam i życzę weny kochana! :*
    ------------------------------------
    http://poczuj-magie.blogspot.com/


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malfoy będzie się zmieniał :3 Stopniowo, nie z dnia na dzień, ale idzie ku lepszemu. Jak się ma takie towarzystwo w dormitorium (Ellie i Blaise'a) to musi być coraz lepiej!
      Tobie też weny :*

      Usuń
  5. Hej, hej, hej :3
    To moj pierwszy komentarz tutaj, bo postanoeilam przeczytac wszystko, zanim cos napiszę.
    Poswiecilam swoj czas na czytanie, bo uwielbiam Dramione, a kazda opowiesc jest inna.
    Jestes naprawde swietna, jest kilka bledow, ale wiadomo, ze te suę zdarzaja kazdemu.
    Dziewczyno, jaka ty masz wyobraznie! Super!
    Uwuelbiam tę historię. piszesz nahdlyzsze rozdzialy z wszystich autorek, jakie czytam :3
    Jedynie szkoda, ze trzeba tak dlugo czekac na kolejne :(
    Zycze jeszcze wiecej weny i zapraszan do mnie. moze Cie to zainteresuje:
    thatisveryinteresting.blogspot.com
    #Iryna.

    Obuecuję, ze od tej pory bede pisac komentarze zawsze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, że skomentowałaś :D Nawet nie wiesz, jak to karmi moją wenę i jak bardzo jest dla mnie ważne... Dziękuję! :*

      Usuń
  6. Jestem straszną kłamczuchą, wiesz? Napisalam wieeeki temu komentując Szósteczkę, że skomentuję za kilka minut (tamtejszych) Siódemeczkę, ale tego nei zrobiłam. Wymówki?
    -brak weny,
    -zabrano mi laptopa,
    -padł Internet. Tak, tak nagle.
    A dzisiaj, kiedy zabrałam się za komentowanie następnych rozdziałów, naturalnie ze zwłoką, jak to ja, nie miałam już energii na komentowanie poprzednika, tak więc upcham swoje wrażenia w jednym komentarzu. Przed sobą mam jeszcze miniaturkę, ale obawiam się, że czeka mnie jakieś daja vu i znowu padnie Internet. Już teraz szwankuje, bo YouTube mi się ścina... Dobra, nieważne.
    Jak obiecywałam, w każdym komentarzu zamieszczę Kącik-Jarania-Się-Z-Boskiego-Blaise'a, tak dzisiaj nie przewiduje wyjątku. Słuchaj, moja droga, dzięki tobie już dawno przekroczyłam próg, który nazywa się miłością i teraz po prostu szaleję za twoim Blaise' em. Wiem, on należy do Ellie i w ogóle, ale jak tylko o nim czytam od razu wyskakuje mi wizja nas przed ślubnym kobiercem <333. taaa... Jestem psychiczna. Ale matko- on jest taki cudny, taki zabawny, taki luzacki, taki... idealny. Chyba nie ma wystraczających epitetów którym mogłabym go opisać. On jest po prostu Blaise' em Zabinim- moim mężem.
    Dobrze, a teraz po kolei:
    Pierwsza scena powaliła mnie na kolana. Śmiałam się z tej całej sytuacji dobre kilka minut, a gdy oprzytomiałam... znowu zaczęłam się śmiać. Takie w moim stylu... W sumie trochę nie rozumiem Ellie i Hermiony. Gdybym ja zaraz po pobudce zobacyzła obok drzemiącego Diabła i Smoczka, chyba bym zwariowała z bezgranicznej, euforycznej radości.To byłby dobry, mleczny start dnia xD.
    Cały wątek z cmentarzem bardzo fajny. Wzruszyłam się na scenie Ellie i martwa-Bellatriks. Mimo, że mówimy o pani Lastrange wydaje mi się, że nawet ją by cała ta przemowa wzruszyła. I to wyznanie Ellie... Wszyscy myśleli, że ona jej nienawidzi, a naprawdę bardzo cierpiała <333. Znowu brakuje mi słów. Trochę tak jak zbarakło Ellie i Draczemu podczas ich pogodzenia- kolejna scena przeboska scena.
    Co się tyczy Hermiony i wątku jej przodkini/nie-przodkini jestem ciekawa, co z tego wyniknie. Może znajdzie jakąś swoją kuzynkę albo kuzyna, który zacznie startować do Ellie? (bo wiesz, jeśli jej daleki kuzyn zgarnie Blackównę, Blaise będzie mój i tylko mój ehhh *_*). Jestem ciekawa, jak to rozwiniesz.
    HA! Wiedziałam, że coś będzie między Ginny a Samuelem. Co prawda dalej mam mieszane uczucia, co do niego, a za Ginny nie szaleje, ale raczej nic tego by nie zmeiniło. To taka wrodzona antypatia :D. Chociaż, jak już pisałam, twoja Ginny jest sympatyczniejsza niż ta rowlingowej i mogą ją znieść bez przeklinania pod nosem.
    Och, zgadzam się z McGonagall- ten projekt to będzie istny koniec świata. Już teraz co się tam wyprawiało... Gdyby nie Ellie oni by się już teraz pozabijali :D.
    No i na koneic- Dramione. Boże, jak ja ich kocham w twoim wykonaniu. Ich teksty zawsze powalają mnie na kolana i kipie od nich na kilometr taką chemią jak normalnie ode mnie i od Blaise' a ;>. Ślepiec by zauważył. Jak wiadomo, kto się lubi ten się czubi i wydaje mi sie, ze nawet na chwilę obecną coś między nimi iskrzy, ale naturalnie nikt sie do tego nie przyzna. Ehh... Kiedy oni zrozumieją, że są sobie pisani? Cieszę się, że Diabeł i Ellie robią Smoczkowi powolne pranie mózgu, które nakłania go do zmiany poglądów, bo może zacznie przynajmniej TOLEROWAĆ Granger. Chociaż wtedy nie będą się tak czubić.. Hmm... Ciężko stwierdzić. Ale wiesz co? Nie. Ich relacja kiedys na pewno pójdzie do przodu i lepiej niech to nastąpi jak najszybciej. W końcu urok pozostanie na zawsze, prawda?
    Dobra, lecę już, bo mnie ręce bolą od klepania w klawiaturę xD.
    Pozdrawiam :***
    Weny <333.
    Spóźniona Abigail

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Padłam jak zobaczyłam Twój komentarz...
      Specjalnie dla Ciebie w nowym rozdziale będzie Blaise :D Co prawda do spółki z Ellie, nie Tobą, ale myślę, że jakoś to przetrwasz :/
      Też nie trawię Ginny i szczerze mówiąc mam ochotę się na niej tutaj powyżywać i pewnie bym to zrobiła, gdyby nie fakt, że jest mi potrzebna porządna Ginny. Póki co. Chyba, że mi się odwidzi, co w sumie prawdopodobne.

      Właśnie mi się odwidziało.

      Nieważne zresztą.
      Dziekuję za komentarz <3
      Lumossy

      Usuń
  7. Rozdział jest cudowny i strasznie mnie zaciekawił! W sumie wszystkie twoje rozdziały są świetnie napisane. Naprawdę nie żałuję, że czytam twój blog. To prawdziwe hobby ;)
    Podobała mi się reakcja Panny Weasley na nasza Mionę. Brawo!
    Ciekawy wątek z tymi przodkami Hermiony...jakoś nigdy z niczym się takim nie spotkałam. Na cmentarzu to mi się łezka w oku aż zakręciła, idelanie to opisałaś. Boże nie spodziewałam się tego po Elli...Jednym słowem cudo!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń